MARSYLIA

— Francuzi nazywają to antrykotem — wyjaśnił al-Baszyr, odsuwając krzesło dla April. — O wiele lepsze niż te wasze teksańskie steki.

April usiadła przy stoliku na kółkach i spojrzała na postawione przed nią jedzenie. Stek z jakimś sosem. Jarzyny. Na oddzielnym, małym talerzyku sałatka. Sztućce wyglądały na srebrne. Podniosła widelec. Tak, był ciężki.

— Pewnie umierasz z głodu — al-Baszyr usiadł po drugiej stronie stolika. — Łap się, jak to wy, Amerykanie, mówicie.

April przeżuła trochę sałatki, odkroiła kawałek mięsa i spróbowała go zjeść. Nie miała w ogóle ochoty na jedzenie.

Al-Baszyr odłożył sztućce i spojrzał na nią przez stół.

— Rozumiem — rzekł cicho. — Wszystko wydaje ci się dziwne, a nawet trochę przerażające.

April milczała. Nie mogła znieść jego widoku. Patrzyła na leżące przed nią nakrycie. Al-Baszyr wstał, obszedł wózek dookoła i chwycił ją za ramię.

— Musisz stawić czoła faktom, April. Twoje życie w Ameryce już się skończyło. Twoje życie jest tutaj, przy mnie.

— Chcę wrócić do domu.

— Zapomnij o Ameryce. Zapomnij o Danie Randolphie. Jego firma zostanie zniszczona i on razem z nią.

Odwróciła twarz od niego.

Zacisnął mocniej dłoń i zmusił ją, by wstała.

— Chodź do łóżka, April. Spodoba ci się, obiecuję. Jednym szybkim ruchem chwyciła nóż do steków leżący obok nakrycia i wbiła go w miękki brzuch al-Baszyra. Stęknął i otworzył szeroko oczy.

— A to ci się podoba, cwaniaku? — prychnęła April. Al-Baszyr próbował coś powiedzieć, ale kolana ugięły się pod nim i upadł na dywan, ze srebrnym nożem wbitym w brzuch aż po rękojeść. Krew płynęła obficie. Poruszał ustami, ale wydobywał się z nich tylko zduszony pisk.

Zabij ą mnie, pomyślała April. Spiorą mnie i zgwałcą, a potem zabiją. Ale przynajmniej go dorwałam. Spojrzała w dół na al-Baszyra. Rozpaczliwie przebierał rękami, próbując chwycić rękojeść noża.

— Zniszczyłeś Dana? To ja zniszczyłam ciebie. Jakie to uczucie?

Pochylając się nad zgiętym, gapiącym się na nią al-Ba-szyrem, April wyszarpnęła nóż. Wrzasnął, a z rany trysnęła krew.

April chwyciła mocno zakrwawiony nóż i postanowiła czekać na powrót Azjatki. Poderżnę dziwce gardło, pomyślała. Zabiję, ilu dam radę.

Ale nic się nie działo. Nikt nie zastukał do drzwi. Nikt nie próbował wejść. Al-Baszyr jęczał i oddychał coraz płycej, ale oczy miał zamknięte. Na dywanie wokół jego ciała rosła kałuża krwi.

Usłyszała trzaśniecie drzwi od samochodu. Podeszła do drzwi balkonowych i zobaczyła, jak kilku mężczyzn ładuje jakiś sprzęt elektroniczny do furgonetki. Jeden z nich spojrzał w górę i coś pokazywał. April przez sekundę myślała, że wskazuje na nią, aż usłyszała ryk przypominający huk silnika rakiety i cały świat eksplodował w morzu płomieni.


Na pokładzie Trumana kapitan wpatrywał się w zdjęcie z satelity. Z willi na wzgórzu nie zostało nic poza paroma zwęglonymi kamieniami. Nawet samochody i furgonetki zmieniły się w poskręcaną stertę złomu.

Stalowy właz stanął otworem; oficer operacyjny wszedł i zasalutował. Kapitan porzucił oglądanie zdjęcia i oddał honory.

— Scotty wraca. Prześliczny strzał. Kapitan skinął głową.

— Przekażcie mu ode mnie, że zrobił dobrą robotę. A potem nie ważcie się o tym rozmawiać. Nigdy. Z nikim.

— Takjest, sir.

Загрузка...