Passeau uśmiechał się, ale Dan dostrzegał w jego oczach coś innego. Niechęć? Złość? Może coś o wiele subtelniejszego: ciekawość. Mężczyzna siedział przy biurku Dana, ze swoją niechlujnie zawiązaną muszką, i uśmiechał się pod wąsem jak kot, który zapędził kanarka do kąta.
— Chcesz wykonać lot wahadłowcem? — spytał specjalista FML, jakby mrucząc. — A jak chcesz uzyskać na to zgodę?
— Mam już zgodę FML na start — odparł Dan, rozsiadając się wygodnie w fotelu. — Jest nadal ważna. — Wyobraził sobie, że jest na Dzikim Zachodzie i gra w pokera z cwanym szulerem, który ma w ręce wszystkie asy. Muszę jakoś zablefować, powtarzał sobie.
— Mam na myśli to, że mój jeden telefon do Waszyngtonu wystarczy, żeby odwołać wszystkie twoje pozwolenia na start.
— Start odbędzie się nad wodą, Claude. Rakieta nie znajdzie się w przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych.
Passeau pokiwał głową.
— A przynajmniej nie dłużej niż kilka minut. Ale mimo to…
— Wahadłowiec oddziela się od rakiety startowej na wysokości, która znajduje się całe kilometry nad kontrolowaną przestrzenią powietrzną. Doskonale o tym wiesz.
Passeau milczał.
— A rakieta rozpada się i wpada do Atlantyku. Także poza amerykańską przestrzenią powietrzną.
— Tylko że wahadłowiec musi wrócić na Ziemię. Nie może na zawsze zostać na orbicie. Musi wylądować i w tym celu musi się znaleźć w amerykańskiej przestrzeni powietrznej.
Dan zawahał się tylko na sekundę.
— Jeśli wyląduje w Stanach.
Brwi Passeau powędrowały w górę. Mam go, pomyślał Dan.
— Chcesz lądować poza terytorium Stanów?
— Poza obszarem jurysdykcji FML.
Passeau rozsiadł się wygodnie i zaplótł dłonie jakby do modlitwy, po czym dotknął nimi warg w zadumie.
— Mam nadzieję, że o tym wiesz: jeśli pozwolę, żeby coś takiego uszło ci na sucho, będzie to koniec mojej kariery w Federalnym Ministerstwie Lotnictwa.
Dan spodziewał się czegoś takiego. Odparł spokojnie:
— Dlatego też sądzę, że powinieneś wziąć urlop, Claude. Pracowałeś tak ciężko podczas dochodzenia. Jakiś tydzień albo dwa w najlepszym hotelu na Riwierze dobrze ci zrobi.
Passeau westchnął.
— Tak, wakacje bardzo by się przydały. Gdyby mnie było na nie stać. Tylko że przy mojej pensji mogę mieć nadzieję najwyżej na Holiday Inn na Florydzie.
— Mam wujka — rzekł Dan bez mrugnięcia okiem. — Właśnie wynajął apartament w Hotel Beaulieu, w połowie drogi między Niceą a Monte Carlo.
— Tak?
— Tylko problem w tym, że nie może tam polecieć. Artretyzm czy coś takiego. Wiesz, już nie jest taki młody.
— To smutne.
— Cóż, apartament zapłacony, a znasz Francuzów — nie zwrócą ani grosza.
Passeau spoważniał.
— Dan, czy ty próbujesz mnie przekupić?
— Próbuje uratować twoją karierę, Claude — odparł Dan, wychodząc z roli.
— I firmę.
— I firmę.
— Ty i twoi wujowie — Passeau uśmiechnął się.
— Mam wielu wujów. Żaden z nich nie ma na imię Randolph i wszyscy mają karty kredytowe, po których nie można mnie wyśledzić.
— Ależ z ciebie drań, Dan! — Passeau potrząsnął głową.
— Tylko biznesmen, który próbuje przetrwać. Passeau znów się uśmiechnął.
— To byłoby cudowne. Tydzień na Riwierze. Tylko że skończyłoby się to tak, że obaj trafilibyśmy do więzienia.
— Jeśli to odpowiednio rozegramy, to nie — Dan pochylił się w stronę Passeau. — Bierzesz tydzień urlopu. Zanim wrócisz, my załatwimy sprawę lotu próbnego. Zrobisz dziką awanturę, że coś robimy za twoimi plecami. Nikt nie będzie wiedział o sprawie poza tobą i mną.
Passeau patrzył na Dana. Skusi się, pomyślał Dan. Wszystko zależy od tego, czy rzeczywiście chce mi pomóc. Ryzykuje, ale to niewielkie ryzyko. To ja stawiam na szali z lotem próbnym rodzinną farmę, rodzinne klejnoty i własne jaja.
— I nikt się o tym nie dowie? — szepnął Passeau.
— Nikt — rzekł Dan. Przypomniał sobie, że April już zarezerwowała hotel, ale swojej asystentce ufał.
— A w jaki sposób doholujesz rakietę na stanowisko startowe i umieścisz na niej wahadłowiec tak, żeby nikt tego nie zauważył?
— Test połączenia — odparł Dan niewinnym tonem. — Jeśli chodzi o władze i media, będziemy przeprowadzali test połączenia między rakietą nośną a wahadłowcem. Dopas połączenia elektryczne, zgodność systemów, te rzecz; Passeau milczał.
— Rakieta wykorzystuje paliwo stałe. Nie będziemj napełniać zbiorników ani wykonywać długiego odlicza hadłowiec leci bez załogi, na pokładzie nikogo nie będę.
Na twarzy Passeau pojawił się cień podejrzliwośi.
— Obiecujesz? Nikogo na pokładzie?
— Przysięgam — odparł Dan.
Passeau milczał przez dłuższą chwilę, zastanawi; rozważając opcje, rozpatrując wszelkie możliwości.
— To może mnie zniszczyć — powiedział w końcu.
— Jeśli FML cię wyrzuci, ja cię zatrudnię.
— Obaj wylądujemy w więzieniu.
— Zrobisz to?
Passeau pomilczał jeszcze trochę, po czym mruki.
— Nigdy nie byłem na Riwierze.
— Spodoba ci się!
— A jeśli nam się nie powiedzie, może zostanę ta proszę Francuzów o azyl polityczny.
Jeśli nam się nie powiedzie, pomyślał Dan, nie ma miejsca na Ziemi, gdzie mógłbym się schronić.