KWARTALNE POSIEDZENIE ZARZĄDU

Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, z ponurymi wyrazami twarzy. Dan przyglądał się im, otwierając posiedzenie zarządu.

Zarząd Astro Manufacturing Corporation składał się z pięciu mężczyzn i trzech kobiet oraz Dana, który był prezesem zarządu i dyrektorem zarządzającym. Polityczny układ sił w zarządzie był delikatny: Dan był właścicielem większości udziałów, ale reszta zarządu mogła go przegłosować, gdyby wszyscy byli jednomyślni. Na początku istnienia firmy, ponad pięć lat temu, Danowi łatwo było przeforsować swoje pomysły, kiedy jednak koszty budowy satelity energetycznego rosły, a zyski wydawały się coraz bardziej odległe, prowadzenie posiedzeń zarządu stało się coraz trudniejsze.

To miało być pierwsze posiedzenie od katastrofy wahadłowca. Dan wiedział, że nie będzie łatwo.

Spotkali się w większej z dwóch sal konferencyjnych motelu Astro. Choć niektórzy z członków zarządu narzekali na konieczność przybycia na wyspę, dziś wszyscy stawili się w komplecie i zasiedli przy konferencyjnym stole. To zły znak, pomyślał Dan.

Asim al-Baszyr, siedzący pod ścianą, nieco na uboczu, obserwował ich z niepewnym uśmieszkiem na brodatej twarzy. Po drugiej stronie pokoju, za Danem, siedziała April, z cyfrowym urządzeniem rejestrującym na kolanach.

Dan stał u szczytu stołu; wszystkie oczy skierowały się na niego.

— Zanim rozpoczniemy posiedzenie — rzekł Dan — chciałbym przedstawić mojego gościa, pana Asima al-Baszyra. Zaprosiłem go na to spotkanie, gdyż reprezentuje Tricontinental Oil i ma dla nas pewną propozycje.

Kilku członków zarządu pokiwało ze zrozumieniem głową. Pozostali patrzyli na ał-Baszyra ze zdziwieniem. Przy stole rozległy się szepty.

Dan postukał piórem w stół i szepty umilkły.

— Zaczynamy przedstawienie — zażartował.

Zaczęli, jak zwykle, od odczytania protokołu z poprzedniego posiedzenia. Regularne raporty miały być omówione dopiero po przedyskutowaniu aktualnej sytuacji firmy. Dan cieszył się, że nie palą się aż tak bardzo do wysłuchania raportu biegłego księgowego.

Przyglądając się twarzom zgromadzonym wokół stołu, Dan pomyślał, że przygotowują się na złe wieści. Wszyscy siwowłosi, z wyjątkiem łysych. Dwóch przedstawicieli spółek handlujących kapitałem, czterech dyrektorów uniwersyteckich funduszy powierniczych, emerytowany dyrektor pracujący kiedyś w branży elektronicznej i przyjaciel zmarłego ojca Dana, który nadal traktował go jak rozrabiającego nastolatka. Nie jest to może zestaw najinteligentniejszych ludzi w kraju, pomyślał Dan, ale cóż, kwestię myślenia załatwiają za nich pieniądze.

— Dobrze — powiedział. — Oto jak wygląda w skrócie sytuacja firmy: satelita energetyczny jest gotowy w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Moglibyśmy zacząć wytwarzać energię za jakiś miesiąc, gdybyśmy tylko wprowadzili parę zmian. Niestety, katastrofa wahadłowca spowodowała wstrzymanie wszelkich prac. Władze nie pozwolą nam na loty, dopóki nie określą przyczyny katastrofy.

— A tymczasem — wtrącił jeden z ludzi reprezentujący spółki handlujące kapitałem — wykrwawimy się na śmierć.

— Bardzo bezpośrednio pan to ujął — rzekł Dan, próbuj; unikać sarkazmu w głosie.

Jedna z kobiet, przedstawicielka uniwersyteckiego fund szu powierniczego, spytała:

— Jak długo potrwa zawieszenie prac? Dan rozłożył ręce.

— Nie da się tego określić. Co najmniej kilka miesięcy.

— Od katastrofy minęło już kilka miesięcy — wtrącił jedt ze starszych mężczyzn.

— Dochodzenie wymaga czasu — zauważyła jedna z ta biet.

— A tymczasem my wykrwawiamy się na śmierć, jak z uważył Robert.

— Przyszłość nie wygląda jednak tak całkiem czarno — rze Dan. — Mamy prawie gotowego satelitę na orbicie, z powodz niem umieściliśmy go na stałej orbicie geosynchronicznej.

— Tylko nie możemy wysłać tam ludzi, żeby skończ) robotę.

— W tej chwili tak. Ale satelita energetyczny to bard; kuszący kąsek dla nowych potencjalnych inwestorów.

— Jak pański stary przyjaciel Yamagata? Dan zignorował przytyk.

— Senator Thornton ze stanu Oklahoma przedstawiła pn jekt ustawy, który pomógłby nam zdobyć kapitał z prywatnyc rynków pieniężnych.

— Ale najpierw musielibyście przepchnąć tę cholen ustawę w cholernym Kongresie — prychnął jeden z członkó zarządu.

— To prawda — przyznał Dan. — Są też jednak i inne mo liwości. Dlatego właśnie zaprosiłem pana al-Baszyra na nas; spotkanie.

Wszyscy spojrzeli na al-Baszyra.

— Pan al-Baszyr ma dla nas pewną propozycję do prz myślenia — rzekł Dan.

Al-Baszyr wstał i podszedł do Dana, po czym rzekł:

— Propozycja jest bardzo prosta. Tricontinental Oil pragnie zakupić piętnaście procent udziałów w Astro, których właścicielem jest pan Randolph, za cenę półtora miliarda dolarów amerykańskich.

To ich zaskoczyło. Dan dostrzegł w ich oczach zdumienie i zauważył, że nikt się nie odezwał.

W końcu przemówił ktoś z przedstawicieli uniwersytetów.

— Czy Tricontinental nie chce odkupić udziałów należących do kogo innego?

Al-Baszyr spojrzał na Dana.

— Na razie nie. Być może w przyszłości.

Otóż to, pomyślał Dan. Właśnie tak Garrison chce przejąć kontrolę w mojej firmie. Cała reszta rzuci się odsprzedawać udziały. Jeśli ja mu sprzedam swoje, to tak, jakbym poderżnął swoje dwakroć przeklęte gardło.

Загрузка...