WYSPA MATAGORDA, TEKSAS

— Więc co macie? — spytał Randolph. Tenny skrzywił się.

— Hej, szefie, to ledwo parę dni. To musi potrwać.

— Czas to jedyna rzecz, które nie mamy, Joe. Potrzebna mi odpowiedź, i to szybko.

Dan siedział na brzegu krzesła, bawiąc się nerwowo smukłym, pomalowanym na srebrno modelem wahadłowca, który trzymał na biurku tuż przy kwadratowej, płaskiej replice satelity energetycznego. Kiedy zauważył, co robi, odłożył model, jakb) ten zamienił się nagle w rozżarzony węgiel.

Siedząc na odwróconym tyłem krześle biurowym, z potężnymi ramionami założonymi na oparcie i opartym o nie podbródkiem, Tenny odparł:

— To musiał być przedni silnik sterujący. Wypalił w niewłaściwym momencie i wahadłowiec poleciał dziobem w dół.

— Jesteś pewien?

— Do diabła, nie! Ale to musi być to. Nic innego nie ma sensu. Telemetria pokazuje, że wszystko było w porządku, prawie książkowo, dopóki ten cholerny nos nie poleciał w dół. W tym momencie, przy wchodzeniu w atmosferę, to było najgorsze, co mogło się zdarzyć. Absolutnie najgorsze.

— I telemetria pokazuje, że silnik odpalił?

— Pieprzona telemetria nie pokazuje nic! — warknął Tenny. machając ze złością rękami. — W tym punkcie wszystko bierze w łeb. Robi się sieczka. Niewarta splunięcia.

Randolph odchylił się w fotelu. Widział już Tenny’ego w różnych nastrojach, ale inżynier nigdy nie zachowywał się tak szorstko.

— Musimy znaleźć ten silnik we wraku — rzekł Tenny, jii spokojniej. — Jak dotąd nie znaleźliśmy części dziobowej.

— Dlaczego więc sądzisz…

— To musiało być to! W jednym pieprzonym, niewłaciwym ułamku sekundy, prawo Murphy’ego! Gdyby ten holerny silnik odpalił parę sekund wcześniej albo nawet później, Hannah udałoby się wyrównać, udałoby się odzyskać sterowność. Ale musiał odpalić właśnie wtedy, w jednej pieprzonej mikrosekundzie. I popchnąć ptaszka w lot nurkowy, z którego nie dało się go wyciągnąć. Przeciążenie termiczne, przeciążenie aerodynamiczne, cała pieprzona konstrukcja się rozpadła.

— A telemetria przestała działać?

— Tak, wszystko się posypało, jakby ktoś ją zakłócał.


— Zakłócał? Chcesz powiedzieć, że ktoś zakłócał tę częstotliwość?

— Na to wygląda — Tenny znów złożył podbródek na owłosionych ramionach.


— Celowo zakłócał? Tenny uniósł brwi.

— Celowo?

Randolph pokiwał głową.

— Jezu Chryste — mruknął Tenny. — Sądzisz, że ktoś mógł to zrobić celowo?

— A jak myślisz? Inżynier wyprostował się.

— Jeśli ktoś to zrobił specjalnie…

— Sabotaż — przerwał mu Randolph. — Morderstwo.

— Ktoś’, kto to zrobił, musiał znać nasze kody telemetryczne.

— Czy to jest możliwe?

— Silnikiem steruje komputer. Musiałby znać kod do komputera, zastąpić go swoim i wysłać polecenie odpalenia silnika, dokładnie w tym właśnie momencie.

— Może to nie było zakłócanie — podsunął Randolph. — Może to było nowe polecenie, wysłane z jakiegoś zewnętrznego źródła, na tyle silne, że skasowało istniejący program.

Tenny miał minę, jakby nagle odkrył chodzące po swoim ciele mrówki.

— Musieliby znać cały program komputerowy, wszystkie kody, sekwencje czasowe… wszystko.

— To znaczy, że to ktoś wewnątrz. Ktoś stąd.

Tenny potrząsnął głową tak mocno, że o mało nie skręci! sobie karku.

— W życiu. To niemożliwe. Znam tu wszystkich. Pracujemy z tymi ludźmi od lat, Dan. Nikt z nich nie zrobiłby nic takiego, nie zabiłby Hannah! To niemożliwe!

Randolph poczuł, jak wzbiera w nim fala gniewu. Ktoś stąd, ktoś, z kim pracuję od lat, celowo spowodował katastrofę wahadłowca. Z rozmysłem zabił Hannah. Jakiś skurwiel, któremu zaufałem.

— Nie musiałby wiedzieć, że spowoduje katastrofę. Może sprzedał informację za parę dolców, żeby sobie dorobić.

— Szpiegostwo przemysłowe — mruknął Tenny. Próbując mówić cicho i spokojnie, Dan spytał:

— Masz jakieś lepsze wytłumaczenie?

Tenny przełożył nogę przez krzesło, na którym siedział, i wstał.

— Jak będę miał, dam ci znać.

Ruszył do drzwi. Dan dostrzegł, że zaciska dłonie w pięści.

— Joe.

Tenny odwrócił się i spojrzał na Randolpha.

— Nie mów o tym nikomu. Jeśli mamy wśród nas kreta, nie chcę, żeby zauważył, że coś podejrzewamy.

— Tak. Oczywiście.

— Nikomu. Nawet Lynn. A zwłaszcza Passeau. Tylko ty i ja.

— To opóźni prace, bo będę musiał wszystko sprawdzać sam.

— Nikomu.

Tenny pokiwał głową.

— Rozumiem.

Загрузка...