WASZYNGTON, DYSKTRYKT KOLUMBII

Wiśnie zakwitły w tym roku bardzo wcześnie. Przez długie okna sali przesłuchań Senatu Dan widział delikatne różowe kwiatuszki na drzewach na zewnątrz. Była wiosna. Dan siedział przy pokrytym zielonym suknem stole dla świadków, a przed nim tłoczył się cały tłum reporterów; flesze migały tak często, że Dan momentami miał wrażenie, że jest pod ostrzałem.

Dan czuł się spięty, nieomal rozzłoszczony, gdy patrzył na Jane, siedzącą przed nim na skraju ławy. Przez ostatnie siedem miesięcy wszystko przebiegało wręcz wspaniale, a przesłuchanie przed Senatem było doskonałą okazją do ogłoszenia sensacyjnych wieści. Scanwelł poradził sobie doskonale w czwartkowych prawyborach i nagle znalazł się na czele stada walczącego o prezydencką nominację. A Jane była przy nim, krok w krok na drodze do Białego Domu. Dan zastanawiał się, kiedy ogłoszą, że są małżeństwem. Była tam, pięć metrów od niego i unikała jego wzroku.

Przynajmniej April została ze mną, powiedział sobie w duchu. Jeśli al-Baszyr rzeczywiście zaproponował jej pracę, to musiała odrzucić jego ofertę. Żadne z nich o tym więcej nie wspominało. Mała radzi sobie świetnie z zadaniami PR, pomyślał, gdy fotografowie wreszcie się odsunęli i czerwona poświata pod powiekami zaczęła blednąc. Nawet mimo tych ekoświrów pikietujących pod główną bramą, mamy wszędzie pozytywne opinie.

Senator Quill postukał metalowym rysikiem o drewnianą deskę u szczytu ławy i wszystkie rozmowy zaczęły cichnąć. Poprosił o ciszę i przedstawił jedenastu członków podkomisji. Dan zauważył, że kamery zgromadzone po drugiej stronie pomieszczenia przesunęły się powoli po całej ławie, a następnie zatrzymały na Quillu.

— Mamy także zaszczyt gościć senator Thornton, ze wspaniałego stanu Oklahoma, która przebywa tu z urzędu.

Jane skinęła głową i uśmiechnęła się uroczo, gdy kamery skupiły się na niej.

Zwracając się do przewodniczącego podkomisji, młodego ciemnoskórego człowieka z czarnym wąsem i gęstą grzywą czarnych włosów opadających na kołnierz, senator Quill rzekł:

— Jesteśmy gotowi do przesłuchania pierwszego świadka.

Dan wstał, a urzędnik zaprzysiągł go. Potem usiadł naprzeciwko przewodniczącego, który siedział na tym samym poziomie co Dan, przy małym stoliku. Z twarzą bez wyrazu, głosem tak obojętnym, jakby był windą podającą numery pięter, poprosił Dana o podanie nazwiska i zawodu.

— Daniel Hamilton Randolph, dyrektor zarządzający i prezes zarządu Astro Manufacturing Corporation.

— Jeśli ma pan przygotowane oświadczenie, podkomisja wysłucha go teraz.

Dan pochylił się lekko w stronę ustawionych na stoliku mikrofonów.

— Mam przygotowane oświadczenie, ale wolałbym z nim poczekać, aż odpowiem na pytania podkomisji.

Młody prawnik wyglądał na nieco zaskoczonego i zwrócił się do siedzącego ponad nim Quilla. Dan utrzymywał powagę, ale ten moment konsternacji sprawił mu przyjemność. Quill skinął głową, a Dan rzucił spojrzenie Jane, na końcu stołu. Wyglądała na rozdrażnioną.

Przewodniczący podkomisji zaczął zadawać Danowi pytania dotyczące satelity energetycznego. Dan przygotował już film-prezentację i przez następne dziesięć minut pokazywał animowane obrazy na ekranie o dużej rozdzielczości, który wisiał na ścianie sali przesłuchań naprzeciwko miejsca dla dziennikarzy.

Kiedy film się skończył, prawnik rzekł:

— Podkomisja wysłuchała oświadczenia głoszącego, że satelita energetyczny, który przesyła wiązkę mikrofal na Ziemię, stwarza zagrożenie dla środowiska.

Dan skinął głową.

— Zapewne jest to oświadczenie Chathama i jego ludzi.

— Jaka jest pańska odpowiedź na to stwierdzenie?

— Czy te stwierdzenia mają jakiekolwiek poparcie naukowe? — spytał Dan z cierpliwym uśmieszkiem. — Czy pan Chatham posiada jakąkolwiek wiedzę w dziedzinie klimatologii, radiologii, jakiejś innej logii?

Kilka osób za nim zachichotało.

— Czy ktoś z jego grupy potrafi sam programować sprzęt AGD, nie prosząc o pomoc nastolatka?

Śmiechy, nawet pośród senatorów. Prawnik skrzywił się jednak i powtórzył:

— Jaka jest pańska odpowiedź na to stwierdzenie? Dan spoważniał.

— Przeprowadziliśmy szereg badań naukowych dotyczących skutków przesyłania mikrofal w atmosferze. Przedstawiłem podkomisji ich wyniki.

Zanim przewodniczący odpowiedział, Dan dodał:

— Wnioski z badań można streścić następująco: możemy rozproszyć wiązkę tak, by ptaki mogły przez nią przelatywać i by nic im się nie stało. Na terenach, gdzie znajdują się instalacje odbiorcze, można wypasać bydło. Znamy odpowiednie wartości liczbowe i dodaliśmy współczynnik bezpieczeństwa rzędu stu procent, żeby mieć pewność, że nie będzie żadnych ujemnych skutków.

— Film, który pan pokazał, nie wyjaśnia, w jaki sposób ma być rozpraszana wiązka — wtrącił senator Quill.

Zastanawiając się, czy to Jane podsunęła mu to pytanie, Dan rzekł:

— Panie senatorze, wiązka jest rozpraszana przez antenę nadawczą satelity. System rozprasza wiązkę już w chwili, gdy opuszcza ona satelitę. Awaria tego systemu powoduje natychmiastowe zaprzestanie przesyłania energii z satelity.

— Rozumiem — odparł Quill, choć wyglądał na zaskoczonego.

Pozostali senatorzy zaczęli zadawać Danowi pytania; każdy z nich chciał pokazać się przed kamerą choć na chwilę. Pytania przeważnie były banalne. Podkomisja jest po mojej stronie pomyślał Dan. Stopniowo pytania coraz rzadziej dotyczyły wpływu satelity na środowisko, a coraz częściej — samego działania satelity i wahadłowca.

— Odbył pan dwa loty wahadłowcem od czasu zeszłorocznej katastrofy — rzekł Quill.

— Trzy loty, panie senatorze — odparł Dan. — Pierwszy lot był bezzałogowy.

— A dwa ostatnie?

— W obu brali udział piloci i loty zakończyły się pełnym sukcesem.

— A ten pierwszy lot, ten, który zakończył się katastrofą? Dan miał starannie przygotowaną odpowiedź na to pytanie.

— Federalne Ministerstwo Lotnictwa i Krajowa Rada ds. Bezpieczeństwa w Transporcie doszły do wniosku, że przyczyną katastrofy nie była wada konstrukcyjna wahadłowca ani usterka w produkcji. Nasze przeprowadzone z powodzeniem loty drugiego wahadłowca wykazały, że przyczyną katastrofy było nieprawidłowe działanie silnika sterującego, i tę wadę usunięto.

— A czy FBI nie prowadzi dochodzenia w sprawie katastrofy? Czy nie istnieje możliwość, że przyczyną był sabotaż?

Rozległy się pomruki i reporterzy zaczęli szeptać do mikrofonów. Dan powstrzymał grymas. Ustalił z ludźmi z FBI z Houston, że dochodzenie będzie prowadzone w tajemnicy. Nie znaleźli i tak niczego. Ale nie istnieją żadne tajemnice, kiedy amerykański senator chce się pokazać w telewizji o zasięgu ogólnokrajowym. Głośno odparł:

— Panie senatorze, nie wiemy, co spowodowało awarię silnika. Ta katastrofa to zagadka nawet dla NASA.

— Czy to był akt terroryzmu? — spytał senator, patrząc prosto do kamery.

Dan potrząsnął ponuro głową.

— Proszę o to spytać FBI.

Kolejne pytania, ale żadne z nich nie było kłopotliwe. Wreszcie Quill spojrzał na drugi koniec stołu, na Jane.

— Zaprosiłem na to spotkanie senator Jane Thornton, ponieważ przedstawiła ona projekt ustawy umożliwiającej takim przedsięwzięciom jak pańskie, czyli związanym z nowymi technologiami, skorzystanie z nowych metod finansowania. Pani senator, czy ma pani jakieś pytania do świadka?

Jane wyprostowała się na swoim miejscu, a Dan pomyślał: mam dla ciebie jedno pytanie, pani senator, kiedy cię znów zobaczę?

— Panie Randolph — rzekła Jane, chłodno i oficjalnie — jakie skutki dla pańskiego przedsiębiorstwa miałaby ustawa umożliwiająca rządowi wprowadzenie gwarancji dla długoterminowych, nisko oprocentowanych kredytów?

Tydzień przed przesłuchaniem Dan przećwiczył z Jane odpowiedź na to pytanie. Niestety, tylko przez wideofon. W ciągu siedmiu miesięcy od jej niespodziewanej wizyty na wyspie Dan znalazł się z nią w tym samym pomieszczeniu dokładnie dwa razy i zawsze oddzielał ich tłum. I Scanwell.

Prawie odruchowo Dan przystąpił do omawiania zasad finansowania przedsiębiorstw zajmujących się nowymi technologiami.

— Wiążą się z tym trzy elementy — oznajmił podkomisji. — Po pierwsze, przedsiębiorstwa z branży nowych technologii to zawsze wielkie ryzyko. Na przykład w mojej branży każdy start rakiety wiąże się z dużym ryzykiem, choć staramy się je znacząco zmniejszyć.

Quill skinął głową i Dan odniósł wrażenie, że Jane musiała go już wprowadzić w temat.

— Po drugie — mówił dalej — przedsiębiorstwa z branży nowych technologii wymagają dużych nakładów inwestycyjnych. Satelitów i pojazdów kosmicznych nie da się budować oszczędnie.

— Mówi pan o miliardach dolarów? — spytał jeden z senatorów.

— Przynajmniej setkach milionów.

— A jaki jest trzeci element? — spytał Quill.

— Czas — wyjaśnił Dan. — Pieniądze inwestorów będą zamrożone przez dłuższy czas, może dziesięć lat, może dłużej.

— To nie będzie zwrot w ciągu dziewięćdziesięciu dni — wyjaśniła Jane z uśmiechem.

— Zdecydowanie nie — przytaknął Dan. — Gdyby złożyć razem te wszystkie trzy elementy: duże ryzyko, wysokie koszty inwestycji, długi okres zwrotu — widać, skąd się biorą problemy ze zdobyciem kapitału.

— Czy gwarantowanie przez rząd długoterminowych, nisko oprocentowanych pożyczek byłoby pomocne? — spytała Jane.

— Już jest — odparł Dan. — Od kilku miesięcy Astro działa dzięki pożyczkom z sektora prywatnego. Jestem pewien, że zaproponowana ustawa bardzo by nam pomogła.

— Skoro już panu pomogła — zażartował jeden z senatorów — to może wcale nie musimy jej wprowadzać?

Paru innych senatorów zachichotało uprzejmie. Dan zauważył, że Jane to nie ubawiło. Stłumił chęć odgryzienia się dowcipnisiowi.

— Czy są jeszcze jakieś pytania do świadka? — spytał Quill rozglądając się po senatorach. — Jeśli nie, świadek jest wolny.

— Zanim odejdę, chciałbym złożyć krótkie oświadczenie. Quill zmierzył Dana wzrokiem.

— Jeśli istotnie jest krótkie, proszę bardzo.

Dan nie skomentował uwagi senatora.

— Chciałem tylko powiedzieć państwu, że za dwa tygodnie zaczynamy przesyłać energię z satelity na Ziemię.

W pomieszczeniu zapanowała wrzawa. Wszystkie kamery wycelowano w Dana. Reporterzy powyciągali telefony komórkowe i zaczęli do nich wrzeszczeć. Senatorzy obrzucali się wzrokiem, a pozostali zgromadzeni zaczęli nagle gadać jeden przez drugiego.

Pośrodku tego wszystkiego Rick Chatham poderwał się na równe nogi, aż jego koński ogon znalazł się w powietrzu.

— Nie możecie tego zrobić! — wrzasnął. — Uzyskam nakaz sądowy!

Quill zaczął postukiwać w drewnianą tabliczkę, coraz mocniej; z jego twarzy można było wyczytać, że się niecierpliwi, by w końcu poczerwienieć ze złości. To jednak nie pomogło. Reporterzy otoczyli Dana i zaczęli wywrzaskiwać pytania. Była wśród nich Vicki Lee, ale Dan nie patrzył na nich, szukał wzrokiem Jane. Jej krzesło było puste. Już wyszła.

Загрузка...