MOTEL ASTRO

Słońce zachodziło za niskimi sosnami, gdy Apr monds zaparkowała swojego błękitnego Sebringa obok ] miejsca dla niepełnosprawnych i udała się do hotelowej Nauczyła się już, że zamykanie kabrioletu nie ma sensi ktoś będzie bardzo chciał, przetnie dach. Poza tym tut; go ten samochód nie obchodził. Wszyscy pracownic; wiedzieli, że to jej własność, a nikt z nich nie był złoć samochodów.

Pchnęła drzwi i owiało ją zimne powietrze z klima Zimno tu, że aż człowiek dostaje gęsiej skórki, poskar; w duchu. Potem przypomniała sobie, jak gdzieś prze o tym, że w barach topless zawsze jest zimno, żeby tancerkom sterczały sutki.

To był długi i męczący dzień w biurze, w dodatku Dan szalał, żeby przewieźć rakietę nośną na stanowisko startowe w celu wykonania testu połączenia. Większość ludzi z FML odjechała, zostało tylko paru techników, którzy zaczęli zbierać szczątki pierwszego wahadłowca do starannie opisanych pudel, w których miały spocząć w magazynie.

W barze był tłum łudzi, którzy właśnie skończyli pracę. Większość tłoczyła się wokół baru w trzech rzędach; kobiet było znacznie więcej niż mężczyzn, co najmniej dwa razy tyle. Z głośników w suficie sączyła się muzyka country, ale rozmowy przy barze, śmiechy i nawoływania do barmanki były tak głośne, że z trudem rozpoznała piosenkę. Klasyka: Złóż głowę na mym ramieniu. Tenny zawsze mówił, że to piosenka o transplantacji.

Myśl o Joem przypomniała jej, po co tu przyszła. April chciała porozmawiać z barmankami, dowiedzieć się, czy wiedzą coś na temat Pete’a Larsena. Sama kiedyś z nim tu przyszła, podczas jednej z nielicznych randek. Peter wykazywał większe zainteresowanie stojącą w kącie konsolą do gier komputerowych niż nią samą.

April zawahała się. Myśl o przedzieraniu się przez tłoczący się przy barze tłum podziałała zniechęcająco, a pewnie i tak się nie uda porozmawiać z barmankami; były bardzo zajęte.

— Hej, April, na co masz ochotę?

Był to jeden z techników. April rozpoznała twarz, ale nie była w stanie przypomnieć sobie imienia.

— Białe wino? — odparła niepewnie, lekko defensywnym tonem, którego nabawiła się w rodzinnej Wirginii.

Chłopak zanurkował w tłumie i zaraz potem wynurzył się z kieliszkiem wina w jednej ręce i szklanką czegoś mocniejszego w drugiej.

— Dawno cię tu nie było — rzekł z uśmiechem, prowadząc ją w stronę pustego kąta.

Wzięła wino i nie zaprotestowała, gdy poczuła jego rękę na plecach.

— Zajęta byłam.

— Tak, ta katastrofa i śmierć Tenny’ego. Większość ludzi w firmie zastanawia się, ile jeszcze czasu minie, zanim Randolph nas zwolni.

— Bardzo się stara, żeby do tego nie doszło — odparła, siadając i rozmyślając z rezygnacją, że cała jej zabawa w detektywa pewnie skończy się na wysłuchaniu problemów tego chłopaczka, a potem wymknie się pod jakimś pretekstem, starając się go nie urazić.

Po drugiej stronie zatłoczonego, hałaśliwego baru inny pracownik Astro patrzył, jak April gawędzi z technikiem. Był menadżerem danych w dziale personalnym Astro i wiedział, że osobista asystentka Dana Randolpha przez ostatnie kilka dni przeglądała kartoteki pracowników. Kilka razy przeglądała dane Pete’a Larsena. Miał kumpla w Houston, który płacił niezłą forsę za informacje o tym, co zamierza Randolph. Uznał, że trzeba zadzwonić do kumpla, który pracował dla Tricontinental Oil, i poinformować go, co robi April Simmonds. Chodziły słuchy, że Tricontinental chce wykupić Astro. Dużo pieniędzy przejdzie z rąk do rąk, pomyślał. Może trochę z tego mnie się dostanie.


Zanim Claude Passeau wkroczył do baru, tłum popijających trochę się rozproszył. April nie było już od dawna; śpieszyła się na ostatni wieczorny prom. Technik, który postawił jej drinka, pojechał własnym samochodem, a nawet przez jakiś czas jechał za April, ale w połowie drogi dał sobie spokój i wrócił do siebie, do domu, gdzie mieszkał z trzema innymi pracownikami Astro.

Z głośników sączyła się jakaś muzyka instrumentalna, ulga po smętnym country, które preferowała tutejsza klientela. Passeau skrzywił się na myśl o wybraniu przyzwoitego wina z barowego repertuaru. Zamiast tego zamówił brandy; tęsknił za armaniakiem, ale wybrał poleconą przez Dana £l Presidente.

Siedząc w tym samym fotelu, który wcześniej zajmowała April, zmagał się z myślami.

Dan chce wykonać lot próbny wahadłowcem, żeby udowodnić, że podczas pierwszego lotu doszło do sabotażu. Nie mogę brać w tym udziału; to zrujnowałoby mi karierę. Więc Dan, jak miło z jego strony, podsuwa mi darmowe wakacje na Riwierze.

Ależ on ma jaja, pomyślał Passeau, uśmiechając się. Normalne przekupstwo. Obaj pójdziemy do więzienia.

A jednak Passeau uwielbiał u Dana odwagę, śmiałość, upodobanie do ryzyka. W głębi serca zgadzał się z Danem, że katastrofa pierwszego wahadłowca nie była wypadkiem. Ktoś dokonał bardzo sprytnego sabotażu. Ktoś o olbrzymim potencjale technicznym i dużych możliwościach. Ktoś bardzo niebezpieczny. Gdybym tylko miał jakiekolwiek dowody!

Do baru weszła młoda kobieta. Kilku mężczyzn, którzy przycupnęli na barowych stołkach, zwróciło głowy w jej stronę. Zadziorna, pomyślał Passeau. To określenie idealnie do niej pasuje. Była smukła, ładna, z piegami na nosie i rudoczerwonymi włosami. Miała na sobie koszulkę z jakimś napisem i obcięte dżinsy. Dobre nogi, wąska w biodrach.

Dostrzegła Passeau i ruszyła w stronę jego kącika: Zaskoczony i mile połechtany Passeau wstał, gdy się zbliżyła.

— Pan Passeau? Jestem Kelly Eamons. Uśmiech Passeau zbladł.

— Z FBI? — spytał, choć wiedział, że to głupie pytanie. Usiadła po drugiej stronie stołu i ściszyła głos.

— Agent specjalny Kelly Eamons — rzekła, kiwając głową. — Pracuję z agentem Chavezem.

Próbując pokryć jakoś gafę, Passeau rzekł:

— Bardzo młodo pani wygląda jak na agenta FBI. Uśmiechnęła się i pokazała doskonale białe zęby.

— Wygląd może być mylący, panie Passeau.

Polecił jej El Presidente, ale zamówiła Cherry Coke. Dziewczyna z Teksasu, pomyślał.

Kiedy Cola pojawiła się na stole, Eamons zignorowała ją.

— Potrzebna mi pańska szczera opinia na temat tego, co powiedział nam Dan Randolph.

— O katastrofie.

— I o śmierci głównego inżyniera, Joego Tenny’ego. Passeau pokiwał głową.

— A więc? Jaka jest pana opinia?

Potrząsnął głową. W jakim stopniu moja kariera zależy o‹ stosowania się do systemu, siedzenia cicho, trzymania się w de Dwadzieścia lat cierpliwej niewoli, i do czego mnie to doprows lo? Żona ode mnie odeszła, dzieci nie chcą ze mną gadać. Hipo na domu, do którego nie mogę nawet wejść. Za pięć lat mogę pre na wcześniejszą emeryturę. Jeszcze tylko pięć lat.

Eamons pochyliła się w jego stronę, całkowicie nieśv doma jego wewnętrznych zmagań.

— Ja naprawdę muszę to wiedzieć — rzekła. — Nawet j pan…

— Moim zdaniem dokonano sabotażu — Passeau ze ze wieniem usłyszał własny głos, zaskoczony tym, co powiedz. — Nie mam dowodów, żeby to jednoznacznie wykazać, ale ta jest moje zdanie.

Eamons opadła z powrotem na siedzenie. Przestała uśmiechać.

— Rozumiem — rzekła. — Istnieje więc szansa, że Ten został zamordowany.

— A to oznaczałoby, że w Astro Corporation był szpie Sabotażysta.

— Był?

— Larsen. Ten, który popełnił samobójstwo. Eamons pokiwała głową ze zrozumieniem.

— Może powinnam od tego zacząć. Od niego. Rozmawiali jeszcze, gdy podeszła barmanka i bezcen monialnie ogłosiła:

— Ostatnie zamówienia. Zamykamy za piętnaście minut Eamons wstała i wyszła, zostawiając nietkniętą Colę na polerowanym blacie stołu. Passeau wypił brandy, po czyi wstał i ruszył do drzwi.

Wychodząc w wilgotną, gorącą noc, pobrzmiewając buczeniem owadów i odległymi nawoływaniami stęsknionym żab, Passeau w końcu podjął decyzję.

Nie pojadę na Riwierę. To byłoby zbyt oczywiste. Wezmę tydzień urlopu i wrócę do Nowego Orleanu. Może moje dzieci zgodzą się na wizytę. Zanim wrócę na Matagordę, lot próbny Dana będzie faktem dokonanym.

W barze hotelowym motelu Astro barmanka wzięła nietkniętą Colę i cienką szklankę po brandy, po czym włożyła je do zlewu, myśląc: a to sobie popili. Z napiwkami też kiepsko.

Загрузка...