Inkanter: Postać legendarna, wśród sekularów powszechnie kojarzona ze światem matemowym. Przypisuje się jej zdolność manipulowania rzeczywistością materialną za pomocą zaszyfrowanych słów i fraz. Idea inkantera wywodzi się z prac prowadzonych w matemach w okresie poprzedzającym Trzecią Łupież. Rozpowszechniła się w kulturze popularnej, gdzie fikcyjni inkanterzy (wywodzący się rzekomo z tradycji halikaarnijskiej) toczyli mniej lub bardziej widowiskowe pojedynki ze swoimi śmiertelnymi wrogami, retorami (kojarzonymi z proceńczykami). Popularna wśród historyków teoria głosi, że Trzecia Łupież została w głównej mierze spowodowana powszechną wśród sekularów nieumiejętnością odróżnienia inkanterskiej fikcji od rzeczywistości.
Parę minut później trzydzieścioro dwoje fidów i pra-suur Tamura stłoczyli się w kredowni saunta Groda, nominalnie przeznaczonej dla osiemnastu osób.
— Może przeniesiemy się do saunta Venstera? — zaproponowała suur Ala. — Będzie więcej miejsca.
Była samozwańczą przełożoną dzwonniczek — oraz wszystkich innych deklarantów, którzy znaleźli się w zasięgu jej przeszywających jak szperacze oczu. Za jej plecami szeptało się, że z całego naszego poboru ona ma największe szanse na objęcie w przyszłości stanowiska Regulatora.
Pra-suur Tamura udała, że jej nie słyszy. Mieszkała w matemie od siedemdziesięciu pięciu lat i doskonale znała pojemność wszystkich sal, zatem nie bez powodu wybrała właśnie tę. Domyślałem się, że mogło jej chodzić o to, że w takim ścisku trudniej będzie nam ukryć naszą niewiedzę lub znudzenie. Nie mieliśmy dość miejsca, żeby usiąść na sferach; musieliśmy je maksymalnie pomniejszyć i schować w fałdach zawojów.
Zauważyłem, że niektóre suur zbijają się w jeszcze ciaśniejsze grupki, niżby tego wymagała ograniczona powierzchnia sali, i zgodnie pociągają nosami. Jedną z nich była Tulia, która bardzo mi się podobała. Miałem osiemnaście lat, ona była nieco młodsza. Śniłem niedawno o tym, że mógłbym mieć z nią romans, kiedy już będzie pełnoletnia. Często się za nią oglądałem (na pewno częściej, niż było to konieczne), a ona czasem zerkała w moją stronę, ale kiedy teraz próbowałem spojrzeć jej w oczy, z rozmysłem odwróciła głowę i utkwiła spojrzenie zaczerwienionych i opuchniętych oczu w ogromnym witrażu nad tablicą. Biorąc pod uwagę, że (a) na dworze było ciemno, (b) witraż przedstawiał saunta Groda z asystentami, okładanych gumowymi wężami w podziemiach jakiejś agencji szpiegowskiej z Epoki Praksis, oraz (c) Tulia spędziła w tej sali mniej więcej ćwierć życia, domyślałem się, że podziwianie witraża stanowi tylko pretekst.
Nie jestem szczególnie bystry, ale w końcu dotarło do mnie, że po raz ostatni w życiu spotykamy się w tym gronie — trzydzieścioro dwoje fidów z naszego poboru. Dziewczęta, obdarzone nadnaturalną zdolnością dostrzegania takich faktów, już na to zareagowały; chłopcy, wykazujący w tym względzie równie nadnaturalną tępotę, przejęli się tym tylko z tego względu, że dziewczęta, które wpadły im w oko, płakały.
Jednakże pra-suur Tamura nie zebrała nas w tej sali z powodów sentymentalnych.
— Porozmawiamy o ikonografiach i ich pochodzeniu — obwieściła. — Jeżeli uznam, że wiecie na ten temat dostatecznie dużo i rozumiecie wagę swojej wiedzy, pozwolę wam przez dziesięć dni apertu swobodnie krążyć extramuros. W przeciwnym razie dla własnego bezpieczeństwa będziecie musieli pozostać w klauzurze. Fidzie Erasmasie, co to są ikonografie i dlaczego w ogóle się nimi interesujemy?
Dlaczego akurat mnie zadała pierwsze pytanie? Pewnie wiedziała, że protokołuję rozmowy fraa Orola, co dawało mi przewagę nad innymi. Postanowiłem więc ubrać odpowiedź w stosowne do sytuacji słowa:
— No więc statyści…
— Sekularowie — poprawiła mnie.
— Sekularowie zdają sobie sprawę z naszego istnienia, ale nie bardzo wiedzą, co o nas myśleć. Prawda jest dla nich zbyt skomplikowana, nie mieści im się w głowach, zamiast niej stosują więc uproszczone przedstawienia, karykatury, pojawiające się, znikające i zmieniające od czasów Thelenesa. Kiedy jednak ogląda się je z dystansu, można wychwycić pewne regularne cechy, które stale się powtarzają, jak… jak atraktory w układzie chaotycznym.
— Oszczędź nam tej poezji — wtrąciła pra-suur Tamura, przewracając oczami.
Odpowiedziały jej chichoty. Niespojrzenie na Tulię kosztowało mnie sporo wysiłku.
— Oczywiście. Dawno temu te prawidłowości zostały rozpoznane i opisane w sposób systematyczny przez pewnego deklaranta, który zajmował się badaniem extramuros. Te właśnie opisy nazywamy ikonografiami. Ich znaczenie jest nie do przecenienia, ponieważ wiedząc, jaka ikonografia tkwi w głowie napotkanego statysty… przepraszam, sekulara, możemy domniemywać, co o nas myśli, i przewidywać, jak zareaguje na nasz widok.
Pra-suur Tamura nie dała po sobie poznać, czy uważa moją odpowiedź za satysfakcjonującą, ale przynajmniej przestała mnie przyszpilać spojrzeniem. Na więcej nie śmiałem liczyć.
— Fidzie Ostabonie? — zwróciła się do dwudziestojednolatka z wystrzępioną brodą. — Co to jest ikonografia temnestryjska?
— Jest najstarsza — powiedział Ostabon.
— Nie pytałam o jej wiek.
— Wywodzi się ze starożytnej komedii.
— Nie pytałam o jej pochodzenie.
— Ikonografia temnestryjska…
— Znam jej nazwę. Pytałam, czym jest?
— Przedstawia nas jako klaunów — odparł Ostabon nieco szorstkim tonem. — Ale takich… złowieszczych. Wyróżniamy w niej dwie fazy. Najpierw pokazuje jak na przykład hasamy po łące z siatkami na motyle, gapimy się na chmury…
— Albo gadamy z pająkami — wtrącił ktoś.
Kiedy ten wtręt nie doczekał się reprymendy ze strony pra-suur, odezwał się ktoś inny:
— Czytamy książki do góry nogami.
I kolejny:
— Zbieramy mocz do probówek.
— Pierwsze wrażenie jest zatem komiczne — podsumował fraa Ostabon. — Za to potem, w fazie drugiej, objawia się nasza ciemna strona: naiwny młodzik zostaje uwiedziony, sumienna matka ulega pokusie i schodzi na drogę obłędu, polityk podejmuje za naszym podszeptem bzdurną decyzję.
— W ten sposób próbuje się obarczyć nas winą za degenerację społeczeństwa — wyjaśniła pra-suur. — Pokazać nas jako źródło degeneracji. Skąd wywodzi się ta ikonografia? Dulien?
— Z Tkacza chmur, satyrycznej sztuki Temnestry, ethraskiej dramatopisarki. Drwi z Thelenesa, co zostało wykorzystane podczas jego procesu.
— Po czym poznać, czy spotkany przez nas człowiek hołduje tej ikonografii? Fidzie Olphie?
— Należy się spodziewać, że będzie się zachowywał uprzejmie, dopóki rozmowa nie zejdzie na tematy, których nie rozumie. Wzmianka o abstrakcjach wywoła jednak jego wrogość…
— O abstrakcjach?
— No… O wszystkim, co pochodzi od Naszej Matki Hylaei.
— Poziom zagrożenia z ich strony w skali od jednego do dziesięciu?
— Biorąc pod uwagę to, co się stało z Thelenesem? Dziesięć.
Pra-suur Tamura nie była zachwycona tą odpowiedzią.
— Nie powinnam mieć do ciebie pretensji o to, że przeceniasz niebezpieczeństwo…
— Thelenes został stracony w wyniku oficjalnej procedury sądowej, a nie linczu — wtrącił Lio. — Działania tłumu trudniej przewidzieć, a przez to trudniej się przed nimi bronić.
— Doskonale — przytaknęła pra-suur, wyraźnie zaskoczona faktem, że to właśnie Lio udzielił tak spójnej odpowiedzi. — Dlatego proponuję poprzestać na ósemce. Fidzie Halaku, z czego wywodzi się ikonografia doksyjska?
— Z serialu przygodowego z Epoki Praksis. Statek kosmiczny zostaje wysłany w odległy zakątek galaktyki, aby przeciwstawić się rosnącym w siłę obcym, trafia w pułapkę i doznaje uszkodzenia hipernapędu. Kapitan tego statku był strasznym narwańcem, a jego zastępca, Dox, teorykiem — wybitnym, ale niezwykle powściągliwym.
— Fidzie Jesry, co ikonografia doksyjska mówi na nasz temat?
— Że jesteśmy narzędziem w rękach państwa sekularnego. Że nasze talenty należy szanować. Tyle że okaleczają nas… oślepiają, jeśli wolisz, te same… te same…
— Te same cechy, które sprawiają, że jesteśmy użyteczni — powiedziała fida Tulia.
Właśnie dlatego tyle o niej myślałem: potrafiła w mgnieniu oka zmienić się z płaczki w najmądrzejszą osobę w sali.
— Jak rozpoznać sekulara, który jest pod wpływem tej ikonografii? Fido Tulio, kontynuuj.
— Jest ciekawy naszej wiedzy, imponujemy mu, ale jednocześnie traktuje nas protekcjonalnie, ponieważ jest przekonany, że musimy podlegać mądrym, rozsądnym przywódcom.
— Poziom zagrożenia? Fidzie Branchu?
— Moim zdaniem bardzo niski. Ta ikonografia całkiem nieźle opisuje stan faktyczny.
Odpowiedzią był wybuch śmiechu, który nie przypadł pra-suur do gustu.
— Fido Alu, co łączy ikonografię doksyjską z yorrańską?
Suur Ala musiała się dłuższą chwilę zastanowić, zanim zaryzykowała odpowiedź:
— Obie wywodzą się z seriali rozrywkowych z Epoki Praksis? Nie, zaraz, przecież yorrańską jest oparta na ilustrowanej książce…
— Z której później zrobili ruchome obrazy — wtrącił fraa Lio. Ktoś podpowiedział coś Ali i nagle wszystko sobie przypomniała.
— Już wiem. Yorr jest nazywany teorykiem, ale kiedy przyjrzeć mu się bliżej, o wiele bardziej przypomina praksyka. Pozieleniał cały od pracy chemikaliami, z tyłu głowy wyrosła mu macka. Zawsze chodzi w białym fartuchu laboratoryjnym. Jest obłąkanym łotrem i nieustannie snuje plany zapanowania nad światem.
— Fraa Arsibalcie, co ikonografia mówi na temat retorów? Arsibalt tylko czekał, żeby go o coś zapytano.
— Mają diabelski talent do manipulowania słowami i siania zamętu wśród sekularów; potrafią manipulować ludźmi tak subtelnie, że ci z niczego nie zdają sobie sprawy. W matemach jednorocznych werbują i szkolą swoje sługi, które następnie wysyłają do Saeculum, by tam zajmowali wpływowe stanowiska wśród miastowych, pozostając marionetkami na usługach retorskiego spisku.
— No, to przynajmniej brzmi sensownie — przyznał Olph. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na niego, ciekawi, czy żartuje. Zdziwił się.
— Chyba już wiemy, do którego zakonu się wybierasz! — oznajmiła poirytowana jedna z suur, o której wszyscy wiedzieliśmy, że wybierze Nowy Krąg.
— Dlaczego? — spytała jedna z jej towarzyszek ściszonym, ale i tak doskonale słyszalnym głosem. — Bo nie lubi Proca? Czy po prostu jest nieprzystosowany społecznie?
— Dość tego! — uciszyła towarzystwo pra-suur Tamura. — Sekularowie nie rozróżniają naszych zakonów, dlatego wszyscy, nie tylko proceńczycy, jesteśmy tak samo zagrożeni ikonografią, o której opowiedział nam fraa Arsibalt. Przejdźmy dalej.
I poleciało po kolei. Ikonografia muncosterska: teor jest ekscentryczny, sympatyczny, niechlujny, trochę roztargniony, ale chce dobrze; pendarthańska: fraa jako porywczy, nerwowi, wścibscy mądrale, którzy nie mają pojęcia o prawdziwym życiu, są tchórzami i nie mają szans z niezwykle męskimi sekularami; klevańska: teor jako mędrzec i mąż stanu, zdolny rozwiązać wszystkie problemy świata sekularnego; baudyjska: jesteśmy cynicznymi oszustami, którzy pławią się w luksusie na koszt szarego człowieka; penthabryjska: jesteśmy strażnikami prastarych tajemnic wszechświata, przekazanych nam osobiście przez Cnoüsa, a całe to nasze gadanie o teoryce to tylko zasłona dymna, skrywająca naszą prawdziwą moc przed niedomytymi masami.
Liczba ikonografii, które Tamura chciała z nami omówić, wyniosła tuzin. Słyszałem o nich wszystkich, ale nie zdawałem sobie sprawy, że jest ich aż tyle, dopóki nie kazała nam ich omawiać jedna po drugiej. Najciekawsza wydała mi się ocena związanego z nimi zagrożenia. Po długich przepychankach zgodziliśmy się, że najniebezpieczniejsza nie jest yorrańska, jak można by się spodziewać, lecz moshyjska — hybryda klevańskiej i penthabryjskiej. Według niej mieliśmy opuścić koncenty, niosąc światu oświecenie i sprowadzając nań nową erę. Przeżywała szczyty popularności w odstępach stu — i tysiącletnich, kiedy centenaryści i milenaryści obchodzili aperty. Była niebezpieczna, ponieważ wprawiała ludzi w stan oczekiwania graniczący z delirium, przyciągała wielu pielgrzymów i zwracała powszechną uwagę.
Dzięki współpracy z fraa Orolem wiedziałem, że ikonografia moshyjska przeżywa obecnie wzrost popularności, a jej odbiciem jest instytucja tak zwanego Niebiańskiego Strażnika. Kiedy nasi hierarchowie sobie to uświadomili, Protektor poprosił pra-suur Tamurę o zorganizowanie tego rodzaju dyskusji.
Skończyło się na tym, że wszyscy, cały nasz pobór, otrzymaliśmy pozwolenie wyjścia extramuros podczas apertu, czym nikt nie był zaskoczony. Groźba zamknięcia w murach koncentu miała nas tylko zdyscyplinować.
Dyskusja rozwinęła się w bardzo ciekawy sposób i zakończył ją dopiero dzwon wybijający godzinę spoczynku. Zgodnie z regułami Dyscypliny deklaranci z naszego matemu nie mogli spać dwa razy z rzędu w tej samej celi. Co wieczór na tablicy w refektarzu przydzielano pokoje na nadchodzącą noc. Musieliśmy więc tam wrócić, żeby sprawdzić, gdzie przyjdzie nam spędzić noc i z kim będziemy się kumplować. Całą grupą wyszliśmy z kredowni i obeszliśmy klauzurę, rozprawiając i naśmiewając się z Yorra, Doksa i innych zabawnych postaci, które wymyślili sobie statyści, żeby nas zrozumieć. Starsi fraa i suur siedzieli na ławkach zwróconych ku wnętrzu klauzury, robiąc sandały (czym zwykle my się zajmowaliśmy) i zerkając na nas spode łba.
Nie chciałem patrzeć im w oczy, więc podniosłem wzrok i zobaczyłem fraa Orola wychodzącego z innej kredowni z plikiem papierów (gęsto pokrytych obliczeniami) pod pachą. Na widok naszej gromady skręcił do ogrodu, kierując się w stronę tumu. Trochę mnie to zabolało, bo pewna tabliczka fotomnemoniczna kurzyła się właśnie na stole w pracowni w gwiezdnym kręgu, przyciskając dwie stronice upstrzone moimi bezproduktywnymi gryzmołami. Orolo zauważył ten kurz i domyśli się, że od dawna się nią nie zajmowałem.
Po chwili wylądowałem w celi, którą miałem dzielić przez noc z dwoma innymi fraa. Owinąłem się zawojem i uformowałem sferę w poduszkę. Można by pomyśleć, że leżąc i czekając na sen, rozmyślałem o zbliżającym się apercie albo o ikonografiach — ale widok Orola w klauzurze przypomniał mi pewne śliskie zdanie, które fraa Corlandin wypowiedział przy kolacji. Wtedy przełknąłem je, nie czując jego smaku. Teraz zaś stało się jedną z tych natarczywych myśli, których nie wiadomo jak się pozbyć.
Tak myślałem, powiedział fraa Corlandin. Mój dialog z Orolem miał miejsce zaledwie godzinę wcześniej. Który z widzów popędził do Nowego Kręgu, aby tam rozpowiedzieć o przebiegu tej rozmowy? I dlaczego ktokolwiek miałby się nią interesować?
Jeszcze w ubiegłym roku Corlandin miał romans z suur Trestanas, również należącą do Nowego Kręgu. Pewnego dnia dzwony obwieściły pożal, ryt, którym żegnamy deklarantów wycofujących się z czynnego życia matemu. Zebraliśmy się w tumie i Prymas ogłosił nazwisko odchodzącego: był nim nasz Regulator. Mimo wszystkich kar i pokut, jakie wyznaczał nam na przestrzeni lat, było nam smutno, kiedy śpiewaliśmy ceremonialne hymny, ponieważ Regulator był człowiekiem rozumnym i rozsądnym.
Statho — tak się nazywał nasz Prymas — wyznaczył następnie suur Trestanas na stanowisko Regulatora. Wywołało to lekką konsternację, gdyż suur Trestanas była młoda, ale obeszło się bez kontrowersji, ponieważ wszyscy wiedzieli, że jest bystra i inteligentna. Przeprowadziła się do apartamentów Prymasa, gdzie dostała własną celę, i zaczęła spożywać posiłki z innymi hierarchami. Plotka niosła jednak, że jej romans z Corlandinem trwał. Co bardziej podejrzliwi deklaranci podejrzewali, że hierarchowie rozmieścili na terenie koncentu dyskretne urządzenia, które pozwalają im nas podsłuchiwać. Wiara w istnienie tych urządzeń była swoistą modą — przychodziła i odchodziła w zależności od tego, co w danym momencie ludzie sądzili na temat hierarchów. Od czasu mianowania suur Trestanas Regulatorką coraz częściej słyszało się o podsłuchu, było więc naturalne, że w tej chwili tez o tym pomyślałem. Może to właśnie ona usłyszała, o czym rozmawiam z Orolem, i doniosła o tym Corlandinowi.
Z drugiej strony (odezwała się ta część mojego umysłu, która błagała myśli o podsłuchach, żeby poszły sobie precz) musiałem przyznać, że sam się zdziwiłem, kiedy Orolo przejawił nagłe zainteresowanie uchybieniami w przekładach ze starorthyjskiego.
Kto by pomyślał, że nasz kosmograf jest takim entuzjastą martwych języków?
No cóż, określenie entuzjasta było jednym z tych nieśmiertelnych słów, które praktycznie niezmienione przetrwały od czasów języka protorthyjskiego i weszły do fluksyjskiego. Po fluksyjsku (początkowo uważałem, że w takim właśnie znaczeniu użył go Corlandin) oznaczało po prostu miłośnika czegoś. Sens protorthyjski był jednak niespecjalnie pochlebny dla fraa, a tym bardziej dla teoryka. No i jeszcze martwy język: ciekawy dobór słów. Czy naprawdę był martwy, skoro Orolo umiał w nim czytać? A jeżeli Orolo słusznie zarzucał tłumaczeniom przekłamania, to czy Corlandin, nazywając oryginał martwym, w pewnym sensie nie wytknął mu błędu? W pokrętny sposób, niewymagający mozolnego dowodu?
Przeleżałem chyba kilka godzin, nie śpiąc i zmagając się z takimi myślami, aż doznałem iluminacji: cokolwiek mówił mi fraa Orolo (nawet jeśli mnie w ten sposób zawstydzał lub sprawiał mi przykrość), nigdy nie przyprawił mnie swoimi słowami o bezsenność. Co innego fraa Corlandin. Zacząłem myśleć o tym, żeby jednak przystąpić do edharczyków.
Oczywiście pod warunkiem, że mnie zechcą. A wcale nie miałem pewności, że tak się stanie. Nie byłem przesadnie lotny w kwestiach czystej teoryki; wielu fidów przerastało mnie o głowę i na pewno zostało to zauważone. Dlaczego pra-suur Tamura zadała mi pierwsze — i najłatwiejsze — pytanie? Bała się, że z trudniejszym sobie nie poradzę? Dlaczego Orolo wolał zrobić ze mnie koncypienta, zamiast zagonić mnie do studiowania teoryki? Dlaczego Corlandin chciał mnie zwerbować? Poskładawszy w całość elementy tej układanki, doszedłem do wniosku, że wszyscy doskonale wiedzą, że nie nadaję się do Saunta Edhara, i niektórzy starają się złagodzić moje rozczarowanie.