28 MAJA 2096: LĄDOWANIE NA TYTANIE

Wchodząc do laboratorium biologicznego Cardenas natknęła się na grupkę odzianych na biało biologów tłoczących się wokół stołu Negroponte. Wyszarpnęła palmtop z kieszeni marynarki, sprawdziła plan misji Manny’ego: za niecałe pięć minut miał lądować na Tytanie.

Chyba dobrze, że mnie tu ściągnęła, pomyślała Cardenas, podchodząc do grupki otaczającej Negroponte.

— Przepraszam — rzekła, przeciskając się koło stojących najdalej.

— Doktor Cardenas? — spytał jeden z mężczyzn. Rozpoznała go: to Da’ud Habib. Na dźwięk jej nazwiska pozostali rozstąpili się.

— Kris! — zawołała Negropote.

— Co się dzieje? — spytała Cardenas. — Stało się coś? Negroponte miała włosy w nieładzie i wyglądała na podekscytowaną — całkowite przeciwieństwo opanowanej, chłodnej kobiety, do której Cardenas zdążyła się przyzwyczaić.

— Popatrz na to — postukała w klawiaturę. — To zdjęcia z mikroskopu z zastosowaniem rezonansu magnetycznego.

Obraz na ekranie rozmazał się, po czym ustabilizował.

— Film przyspieszono 20 tysięcy razy.

Gapiąc się na ekran, Cardenas dostrzegła stworzenie wibrujące powoli we wnętrzu kawałka lodu. I nagle poczuła, że oczy otwierają jej się szeroko: stworzenie wyciągnęło mackę i zaczęło przyciągać otaczające je cząstki pyłu.

— Składa następne… — Cardenas usłyszała własny głos, płaski i bezbarwny.

Nikt z nich nie poruszył się. Prawie bali się oddychać. Oni już to widzieli, uświadomiła sobie Cardenas, Yolanda pokazała im ten film wcześniej. Mimo to patrzyli jak skamieniali.

Stworzenie w lodzie najwyraźniej działało zgodnie z jakimś planem, przyciągając ciemne cętki pyłu, wyciągając z nich mniejsze kawałki i dodając je do czegoś, co budowało.

— Inżynieria molekularna — wyszeptał ktoś. Habib, zauważyła Cardenas, patrząc na obraz z mikroskopu.

— Buduje drugi taki sam obiekt — szepnęła Cardenas.

— Buduje go z cząsteczek pozyskanych z ziaren pyłu w kawałku lodu — rzekła Negroponte.

— To nanomaszyna.

Grupa biologów otaczających stół poruszyła się, jak stado anemonów poruszonych oceanicznym prądem. Wypuścili powietrze z płuc nieomal w tej samej chwili.

— Nanomaszyny… — rzekła Negroponte.

— Ale skąd?

— Kto je tam umieścił?

— Musimy poinformować o tym MKU — rzekł Habib.

— I Nadię — powiedziała Negroponte. — Ona musi dowiedzieć się pierwsza.

Gdzieś na bocznym torze procesów myślowych Cardenas zdziwiła się, jacy są opanowani, spokojni, zadumani. Żadnych wybuchów entuzjazmu. Żadnych okrzyków, że to największe odkrycie od… Cardenas zawahała się. To największe odkrycie, jakiego kiedykolwiek dokonano. Odkryliśmy pozaziemską inteligencję, uświadomiła sobie. Jakiś inteligentny gatunek rozsiał nanomaszyny w pierścieniach Saturna.

Dlaczego? Kiedy?

Dzwonek telefonu rozdarł ciszę. Odwróciła się i zobaczyła, że Habib wyciąga palmtopa z kieszeni bluzy.

— Tak, tak, oczywiście — mówił stłumionym tonem, spoglądając po wszystkich, którzy na niego patrzyli. — Tak. Zaraz.

Zamknął palmtopa i włożył go do kieszeni.

— To Urbain — rzekł przepraszającym tonem. — Gaeta zaraz będzie lądował na Alfie i mam się natychmiast stawić w centrum kontroli misji.


* * *

— Widzę sondę! — zawołał Gaeta.

Jego paralotnia rozłożyła się zgodnie z planem, wielkie plastikowe skrzydło, które rozwinęło się nad nim jak piękna tęcza. Szybował wolno w gęstej, mrocznej atmosferze, kołysząc się lekko pod zgrabnym łukiem żagla.

— Mamy obraz z twojej kamery — rzekł Fritz, z rzadką u niego aprobatą w głosie. — Dobra robota.

— Może pan wylądować na Alfie. — wtrącił się Urbain. — Nie wolno nam skazić organizmów żyjących w gruncie.

Gaeta chciał odburknąć coś nieuprzejmie, ale powstrzymał się. To jest jego maleństwo, pomyślał, i nie ma sposobu, żeby Fritzowi udało się trzymać go na dystans.

— Spróbuję — odparł.

Z narad poprzedzających misję Gaeta wiedział, że maszyna jest duża jak naczepa ciężarówki. Powinienem być w stanie wylądować na dachu, żaden problem, pomyślał. Ale nie obiecywał niczego Urbainowi, nawet niczego nie sugerował. W sali konferencyjnej łatwo różne rzeczy obiecywać, a to jest rzeczywistość.

Kątem oka dostrzegł błysk; po lewej stronie opuszczonej Alfy. Może jakieś sto metrów od niej. Zasobnik ewakuacyjny, pomyślał.

— Zasobnik ewakuacyjny wylądował — zameldował Fritz. — Siedemdziesiąt dwa metry od Alfy.

Będę więc musiał pokonać siedemdziesiąt dwa metry cennego gruntu Urbaina, jak już naprawię jego maszynę, pomyślał Gaeta. Mam nadzieję, że el jefe nie dostanie z tego powodu przepukliny. Albo może wolałby, żebym tam został na dachu tej maszynki i umarł, jak już ją naprawię.

Nie ma czasu na żarty, pomyślał Gaeta. Do roboty. Zaczął manipulować przy linkach paralotni, sterując lekko w lewo, w stronę nieruchomego wędrownego pojazdu. Alfa wyglądała niesamowicie, prawie jak biała, z wyjątkiem czerwonych pasów wzdłuż burt. To radiatory wypromieniowujące nadmiar ciepła wytwarzanego przez nuklearne źródło, pomyślał. Ładnie to wygląda, jak pasy na samochodach wyścigowych.

Zbliżał się teraz dość szybko. Nie było wiatru, tylko jakiś powolny przepływ powietrza, ale ten Gaeta łatwo skorygował, opadając w stronę sondy Urbaina. Grunt dookoła maszyny wyglądał na błotnisty, ciemny i niebezpieczny.

— Powiedz coś — Berkowitz domagał się czegoś atrakcyjnego dla swojej publiczności VR.

— Jestem trochę zajęty — odwarknął Gaeta. — Próbuję trafić w dziesiątkę.

— Pięćdziesiąt metrów — Fritz poinformował o wysokości.

— To najtrudniejsza część — rzekł Gaeta. Dach Alfy rósł mu w wizjerze hełmu. Odpiął paralotnię i ostatnie kilka metrów spadał bez niej, bezwładnie, a paralotnia odfrunęła gdzieś na bok. Z głośnym „łup”, od którego aż podskoczyły mu wnętrzności, Gaeta uderzył o dach sondy. Pęd rzucił go na kolana, ale Gaeta wyciągnął odzianą w rękawicę dłoń i oparł się, co uratowało go przed stoczeniem się z dachu.

Przez kilka sekund tkwił tak, oparty na kolanach i rękach, dysząc ciężko.

— Wylądowałem. Jestem na dachu Alfy.

— Dobrze — odparł Fritz.

Urbain zamknął się w swoim gabinecie, by oglądać misję kaskadera, korzystając z bezpośredniego łącza, jakie miała kontrola misji. Von Helmholtz zaproponował mu zestaw VR, ale Urbain odmówił. Mam uratować Alfę, a nie zajmować się czczą rozrywką.

Kontrolerzy Alfy siedzieli przy swoich konsolach, także połączonych elektronicznie z jego komputerem. Urbain polecił Habibowi i reszcie jego zespołu, by czekali w gotowości w centrum kontroli misji. Wszystko gotowe, pomyślał Urbain. Wszyscy na stanowiskach.

Nie zdawał sobie sprawy z tego, w jakim napięciu działa, aż Gaeta ogłosił: „Wylądowałem. Jestem na dachu Alfy”. Dopiero wtedy Urbain odniósł wrażenie, że wnętrzności zmieniają mu się w galaretę. Opadł na krzesło przy biurku, zbyt słaby, by podnieść ręce, ledwo oddychając. Czy to udar? Atak serca? Czuł, jak pali go twarz, pocił się, ale było mu zimno, prawie drżał.

Przez chwilę siedział, niezdolny, by się poruszyć. Potem wziął głęboki oddech i wyprostował się na krześle.

Jest już na Alfie, pomyślał Urbain. Teraz zacznie się prawdziwa praca.

Gaeta przejrzał priorytety misji, które wyświetliły mu się na wizjerze hełmu. Sprawdzić antenę nadawczą. Połączyć się z programem głównym. Wyładować nanomaszyny, które miały zbudować nową antenę nadawczą.

W myślach dodał jeszcze ostateczny priorytet: zabierać stamtąd tyłek możliwie najszybciej. Wstając, z jękiem i rzężeniem serwomotorów poruszających jego nogami i rękami, Gaeta obrócił się wolno, by spojrzeć na krajobraz.

— Jestem na powierzchni Tytana — oznajmił na potrzeby publiczności, która płaciła za spektakl. — Stoję na dachu ruchomej sondy Tytan Alfa. To nie jest zwykły wyczyn kaskaderski, przyleciałem tu, żeby naprawić Alfę i zmusić ją znów do pracy.

Stukając na małej klawiaturze wewnątrz skafandra, Gaeta wyświetlił schemat anteny nadawczej. Była wbudowana w przednią część dachu, kilka kroków od miejsca, gdzie stał. Włożył z powrotem rękę do rękawa skafandra i podszedł ostrożnie do cienkich linii, które znaczyły położenie anteny.

W słuchawkach rozległ się głos Berkowitza.

— Słyszymy dziwny dźwięk, prawie jak jęk. Co to jest? Usiłując nie okazywać rozdrażnienia, że się mu przeszkadza, Gaeta rzekł krótko:

— To wiatr. To, co słyszycie, to wiatr na Tytanie. Wieje wolno, ale mocno, jak przypływ oceaniczny na Ziemi.

A teraz pozwólcie mi pracować, dodał w duchu.

Ze środka niewygodnego skafandra trudno było spojrzeć na buty, więc Gaeta zatrzymał się jakiś metr od skraju dachu i przyjrzał się delikatnej antenie. Kamery wbudowane w hełm były sprzężone z ruchami jego oczu, więc wiedział, ze Urbain i jego ludzie — oraz widzowie, którzy płacili za ten spektakl, podłączeni do urządzeń VR — widzą to samo, co on.

Publiczność zobaczy to dopiero za parę godzin, pomyślał. Sygnał dociera na Ziemię dopiero po godzinie, a cenzorzy muszą opóźnić transmisję na wypadek, gdyby coś miało urazić religijnych cabróns.

— Nie widzę żadnych uszkodzeń anteny — zameldował. Przez kilka sekund słyszał tylko gwiezdny szum w słuchawkach. Odezwał się Fritz:

— Ludzie Urbaina analizują obraz.

— Jak dla mnie wygląda OK — powtórzył Gaeta. Powiększył obraz z czujników optycznych. Żadnych pęknięć, żadnych śladów uszkodzeń.

— Niech oni podejmą decyzję — rzekł Fritz.

Gaeta wyprostował się i obrócił powoli, wykonując pełny obrót, żeby publiczność mogła zobaczyć powierzchnię Tytana.

— To jest właśnie Tytan — rzekł do publiczności. — Wygląda trochę jak chmurny dzień w L.A. Ale nie ma żadnych budynków, świateł, szumu ruchu ulicznego. Słychać wiatr, ale nic innego się tu nie porusza. — Wyciągnął rękę i oznajmił: — Grunt wygląda na brejowaty. Jest nieokreślonego koloru, raczej ciemny, łagodnie pofalowany. Przypomina mi zaspy po śnieżycy. Ale ten „śnieg” jest czarny, matowy; pochłania światło, zamiast je odbijać.

Spojrzał w stronę horyzontu.

— Na niebie nie widać gwiazd, nie ma nawet poświaty w miejscu, gdzie jest słońce. Zaraz. O, tam coś widać. Może to jest Słońce. Albo Saturn. Za dużo chmur, żeby dało się coś zobaczyć.

Niespecjalnie atrakcyjny widok dla klientów, pomyślał. Głos Fritza oderwał go od oglądania widoków.

— Urbain chce z tobą rozmawiać.

— Dobrze. Przełącz go.

Kilka sekund ciszy, po czym w słuchawkach rozległ się napięty, znużony głos Urbaina.

— Panie Gaeta, w wyposażeniu ma pan próbnik diagnostyczny do anteny nadawczej.

— Tak — odparł. — Mam coś takiego przypięte do pasa — poklepał się po kieszeni na pasie odzianą w rękawicę dłonią.

— Proszę podłączyć próbnik do gniazda konserwacyjnego anteny.

— Dobrze.

Wyjmowanie cienkiego jak ołówek próbnika odzianą w rękawicę dłonią nie było łatwe i Gaeta nieomal upuścił smukły cylinder. Potem musiał uklęknąć w skafandrze, co też nie było proste, żeby go włożyć do gniazda testowego anteny.

— Gotowe — oznajmił, czując, jak pot spływa mu do oczu.

— Dobrze. Proszę uruchomić próbnik.

— Uruchamiam.


* * *

Urbain pochylił się na krześle, patrząc na ekran, na którym widać było, jak Gaeta podłącza próbnik.

Na ekranie wyświetlił się schemat anteny. Urbain dostrzegł, że brak jakichkolwiek przerw. Prąd płynie bez problemu przez cały obwód anteny. Antena jest w pełni sprawna. Nic jej nie jest.

Oblizując nerwowo usta, Urbain polecił:

— Wyślij zachowane dane.

Wypowiedział te słowa najwyraźniej, jak potrafił. Jego polecenie zostało przesłane z prędkością światła do centrum kontroli misji, potem do satelitów na orbicie dookoła Tytana, a wreszcie do centralnego komputera Alfy.

Minęło prawie dwadzieścia sekund, powoli, jak powoli kapie krew z rany.

ANULOWANO POLECENIE WYSŁANIA DANYCH.

Na ekranie zapłonęły takie słowa, a Urbain miał wrażenie, że ktoś wypala mu je na ciele gorącym żelazem.

Urbain powtórzył drżącym głosem:

— Wyślij wszystkie zachowane dane. ANULOWANO POLECENIE WYSŁANIA DANYCH. Urbain walnął pięścią w biurko tak mocno, że ból przeszył mu rękę aż do ramienia.

Zobaczył, że na dolnym pasku ekranu mruga żółte światełko oznaczające wiadomość. To Habib, próbujący skontaktować się z nim z centrum kontroli misji.

— Odbierz — jęknął Urbain, pocierając obolałe ramię.

— Doktorze Urbain — rzekł Habib, gdy na ekranie pojawiła się jego starannie ogolona twarz. — Chyba powinniśmy się połączyć z programem głównym. Tylko główny program może anulować polecenia.

Urbain zamknął na sekundę oczy, po czym odparł, tak spokojnie, jak tylko zdołał:

— Dobrze. Niech kaskader połączy się z programem głównym.

Загрузка...