1 MAJA 2096: DRUGA DEBATA

Zeke Berkowitz posłał profesjonalny uśmiech w kierunku trzech kamer wycelowanych w niego i w kandydatów na administratora. Każda kamera była zamontowana na automatycznie utrzymującym równowagę statywie. Dwóch techników łączności stało za kamerami, w studiu nie było nikogo innego. Uśmiech Berkowitza był przyjemny, niewymuszony, ale swoją pozą dawał do zrozumienia telewidzom, że on, profesjonalny dziennikarz, wie więcej niż publiczność.

Gdy cyfrowy zegar w studiu pokazał godzinę 16:00, Berkowitz rzekł:

— Dobry wieczór. Witam wszystkich na drugiej z trzech debat między kandydatami, którzy ubiegają się o urząd głównego administratora.

Berkowitz z przyjemnością zauważył obok zegara liczbę wskazującą oglądalność. Prawie wszystkie gospodarstwa domowe w habitacie oglądały debatę. Dobrze, pomyślał. Bardzo dobrze. Przypomniał sobie jednak, że na ten czas zawieszono wszystkie programy rozrywkowe. Oczywiście ludzie mogli sobie oglądać, co chcieli, ze swoich osobistych bibliotek, ale jeśli chodzi o sieć, debata była jedynym nadawanym programem.

Przedstawił oboje kandydatów i wyjaśnił, że każdy z nich wygłosi przez pięć minut wstępne przemówienie, a potem widzowie będą mogli zadawać pytania.

— Holly Lane, dawniej szefowa działu zasobów ludzkich, wygłosi swoje przemówienie pierwsza.

Holly odruchowo oblizała usta, gdy trzy kamery zwróciły się w jej stronę.

Siedem tysięcy trzysta czternaście.

Holly nie miała przygotowanego żadnego przemówienia. Na ekranie wbudowanym w stół miała tylko ogólne notatki na temat tego, o czym chce mówić.

— Dział zasobów ludzkich zamierza zweryfikować podpisy w ciągu następnych kilku dni, więc jeśli zadzwoni do was ktoś z moich pracowników, bądźcie dla niego mili. Albo dla niej.

— Po potwierdzeniu podpisów wyłącznie od głównego administratora będzie zależeć, czy zniesie zasadę ZRP, czy nie. Podejrzewam, że będzie się nieco ociągał, bo nigdy nie był za tym, żeby kobiety mogły decydować o własnym życiu.

Kątem oka dostrzegła, że Eberly porusza się niespokojnie na krześle. Trafiło go, pomyślała.

— Prawdziwy problem — mówiła dalej Holly — polega jednak na tym, jak będzie wyglądał rozwój populacji po zniesieniu zasady ZRP. Wszyscy wiemy, że niekontrolowany przyrost może zniszczyć habitat. Z drugiej strony, taki scenariusz wydaje się jednak mało prawdopodobny, związany z odległą przyszłością. W końcu, nasza populacja mogłaby się jutro podwoić, a nadal mielibyśmy sporo miejsca.

— Problem jest jednak realny. Nie wolno nam dopuścić do nadmiernego rozwoju. Nie możemy się rozwijać tak szybko, by mógł na tym ucierpieć nasz standard życia. Nie chcemy dopuścić do biedy i przeludnienia, jak wiele krajów na Ziemi.

— Czy potrafimy sterować naszym rozwojem bez konieczności wprowadzania przepisów rządowych? Bez praw i zasad? Sądzę, że tak. Sądzę, że będziemy musieli, bo alternatywa nie wygląda zbyt kusząco.

Holly rzuciła spojrzenie Eberlyemu, po czym zwróciła się znów do kamery.

— Spójrzmy teraz na problem od drugiej strony. Czy rząd może powstrzymać nas przed rodzeniem dzieci? Czy mój oponent zmusi kobiety do aborcji, jeśli zajdą w ciążę? Czy utworzy policję, która będzie zaglądać do wszystkich sypialni w habitacie?

Potrząsając głową, Holly podsumowała:

— Trzeba dokonać wyboru. Albo weźmiemy w swoje ręce odpowiedzialność i ustalimy, że kontrola populacji jest osobistym obowiązkiem każdego z nas, albo staniemy w obliczu państwa policyjnego, w którym kobiety będą pilnowane dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu.

Spojrzała na Berkowitza, potem znów do kamery.

— I to wszystko, co miałam do powiedzenia. Dziękuję. Berkowitz uśmiechnął się wymijająco.

— Dziękuję, pani Lane. A teraz urzędujący administrator, pan Malcolm Eberly.

Eberly zaprezentował przed kamerami swój najpiękniejszy uśmiech, wyjął z kieszeni bluzy jakąś kartkę i demonstracyjnie ją zmiął.

— Przygotowałem sobie mowę wstępną — zaczął — ale w obliczu przerażającej taktyki mojej przeciwniczki doszedłem do wniosku, że absolutnie konieczne będzie wyjaśnienie pewnych kwestii.

Holly wyciągnęła szyję, by rzucić okiem na ekran z przemówieniem Eberlyego. Było tam dokładnie to, co mówił. On wiedział, co powiem, uświadomiła sobie! Wymyślił, co mam do powiedzenia, jeszcze zanim otworzyłam usta! Była zdruzgotana. Jakie ja mam szanse? On jest zawsze krok przede mną.

— Byłem przeciwko petycji domagającej się zniesienia zasady ZRP, tak, to prawda — rzekł gładko Eberly. — Byłem przeciwko, bo nie uważałem tego za konieczne. Wiedziałem, podobnie jak i wy, że zasada ZRP zostanie kiedyś zniesiona. To tylko kwestia czasu.

Zwrócił się do Holly i obrzucił ją niechętnym spojrzeniem.

— Moja przeciwniczka maluje przed nami katastroficzne wizje: eksplozji populacji, która zniszczy nasz potencjał ekonomiczny albo państwa policyjnego, w którym na kobietach będą ciążyć jakieś poważne ograniczenia co do posiadania potomstwa. To bardzo dalekie od prawdy. Wskazałem ścieżkę do zrównoważonego, sprawiedliwego i wolnego społeczeństwa, w którym kobiety mogą decydować się na dzieci, gdyż nasz rozwój ekonomiczny może dorównać rozwojowi populacji.

Wykonał dramatyczna pauzę.

— Ten rozwój ekonomiczny będzie możliwy dzięki eksploatacji pierścieni Saturna. Wy, mężczyźni i kobiety tworzący tę społeczność, zdobędziecie bogactwo dzięki sprzedaży wody ludzkim osiedlom na Księżycu i w Pasie Asteroid, na Marsie i innych planetach. Wiem, że wysuwano obiekcje wobec mojego planu. Wiem, że naukowcy znaleźli mikroskopijne istoty żyjące w cząstkach lodu. Jestem jednak pewien, że możemy eksploatować pierścienie, nie czyniąc tym istotom żadnej krzywdy. Pierścienie są ogromne, a nasze operacje górnicze najwyżej pozostawią na nich drobną rysę.

Rozkładając ręce, Jakby w błagalnym geście, Eberly rzekł:

— Możemy rozwijać się w bogactwie, a to bogactwo będzie wspierało rozwój populacji. Kiedy nadejdzie pora, zbudujemy nowe habitaty, nowe ośrodki ludzkiej społeczności, które będą mogły rozwijać się i rozprzestrzeniać po całym Układzie Słonecznym, albo nawet pośród gwiazd. Przyszłość jest w naszych rękach! Nie musimy się obawiać ani niekontrolowanego rozwoju, ani państwa policyjnego. Możemy być twórcami nowych światów, które zbudujemy własnymi rękami, własnymi umysłami i własnymi sercami.

Holly wydało się, że słyszy aplauz z każdego mieszkania w Goddardzie.


Estela Yanez oglądała półprzymkniętymi oczami Eberly’ego na wielkim ekranie w salonie. Zwracając się do męża, który siedział obok niej na sofie, spytała:

— Czy to prawda? Można eksploatować pierścienie tak, żeby nie zniszczyć tych istot?

Yańez wzruszył ramionami.

— Estelo, kochanie, on jest głównym administratorem. Ma dostęp do większej liczby informacji na ten temat, niż my.

Na ekranie widać było teraz Berkowitza, który wyjaśniał, że kandydaci będą odpowiadać na pytania publiczności.

— Ale czy ty mu wierzysz?

— Dlaczego miałbym mu nie wierzyć? Myślisz, że mógłby kłamać w tak ważnej sprawie?

Estela ściągnęła usta.

— Politycy zawsze kłamią.

— Poczekaj — Yańez uniósł rękę. — Posłuchaj. Ktoś właśnie zadał to samo pytanie.

Na ekranie znów był Eberly, siedzący za stołem i uśmiechający się łagodnie.

— Tak — mówił. — Wiem, że naukowcy chcą zakazać eksploracji pierścieni. Ale czy państwo nie sądzą, że oni przesadzają? Pierścienie w końcu zawierają ponad pięćset tysięcy milionów milionów ton wody. Ile z tej oszałamiającej ilości możemy zabrać? Odrobinę. Najwyżej milionową część procenta.

Dzwoniący zawahał się.

— Tak, ale czy nawet taka mała ilość nie spowoduje śmierci istot żyjących w lodzie?

Eberly zaprezentował uśmiech pełen zrozumienia.

— Przyjacielu, ludzie kopią na Ziemi różne metale i minerały od tysięcy lat. Czy zaszkodziło to jakoś mikrobom żyjącym w tych skałach? Ani trochę.

Yańez zwrócił się do żony.

— No widzisz?


Gdy dwugodzinna debata zakończyła się, Holly poczuła, że jest kompletnie wyczerpana i pokonana. Eberly podebrał jej pomysł zniesienia zasady ZRP i użył jej do poparcia swojego pomysłu eksploatacji pierścieni. Kiedy go zapytała, co zrobi, jeśli MUA zabroni eksploatacji, uśmiechnął się i oświadczył, że na pewno da się z nimi negocjować.

— To nie musi być gwałtowna konfrontacja typu „albo-albo” — oznajmił Eberly. — Jestem pewien, że gdy obie strony wykażą cierpliwość i dobrą wolę, wypracujemy kompromis, dzięki któremu będziemy mogli eksploatować pierścienie, a naukowcy — badać swoje żyjątka.

Zanim Holly udało się wtrącić, dodał:

— Nie ma potrzeby histeryzować, ani stosować strategii uników.

Holly nie znalazła na to odpowiedzi. Dzwoniący przypomniał o przerwach w zasilaniu, które nadal występowały, choć niezbyt często. Eberly gładko odparł:

— Nasi inżynierowie i specjaliści komputerowi odkryli, że problem jest związany z wahaniami natężenia pola elektromagnetycznego Saturna. Opracowali sposób prognozowania tych wahań i teraz instalujemy system ochronny, który wyeliminuje te przerwy w ciągu paru tygodni.

Eberly bezczelnie mrugnął do kamery.

— Obiecuję, że do dnia wyborów problem będzie rozwiązany.

Wyglądało na to, że wszystkie telefony są przeznaczone dla Eberly’ego. Jasne, pomyślała Holly. Zorganizował to, jego ludzie atakują linie telefoniczne.

— A skąd wiemy — spytał jakiś mężczyzna — że naprawdę istnieje zapotrzebowanie na wodę z pierścieni?

Eberly rozpromienił się, jakby tylko czekał na to pytanie.

— Zadałem sobie to pytanie kilka tygodni temu. Czy przypadkiem nie łudzimy się, zakładając, że osady ludzkie na Księżycu, w Pasie Asteroid i wszędzie indziej będą kupować od nas wodę?

Zamilkł na chwilę, robiąc efektowną pauzę, po czym mówił dalej:

— Rozmawiałem z zarządzającymi Selene i Ceres. Zapewnili mnie, że będą kupować od nas wodę, po cenie z dwudziestoprocentową marżą!

Holly zrozumiała, że tego człowieka nie pokona. Nie było na niego sposobu.

Загрузка...