Na sekundę wszyscy zamarli. Nikt się nie odezwał. Eberly potrząsnął głową, po czym usiadł, kiwając się i pocierając twarz dłonią.
Holly przerwała milczenie.
— Pancho! Na litość boską!
— To nie była moja wina — rzekł Eberly, prawie jęcząc. — Ja próbowałem ich powstrzymać.
Pancho prychnęła i przeszła obok niego, tłumiąc w sobie chęć, by go kopnąć tam, gdzie zabolałoby go najbardziej. Dwóch mężczyzn w czarnych kombinezonach z białymi opaskami z napisem OCHRONA ruszyło w jej stronę. Obaj mieli na biodrach paralizatory. Wanamaker zasłonił Pancho własną piersią.
— Nic się nie stało — zwrócił się Eberly do ochroniarzy, wstając powoli. — Nic mi nie jest.
— Szkoda — mruknęła Pancho i przeszła przez otwarty właz, nie oglądając się za siebie.
Holly przyspieszyła kroku i zrównała się z siostrą.
— Pancho, jego wybrano przywódcą całego cholernego habitatu!
— Stał i patrzył, jak pieprzeni dranie z Nowej Moralności o mało cię nie zabili — prychnęła Pancho, maszerując dziarsko krótkim korytarzem z Wanamakerem u boku.
— To już skończone — rzekła Holly. — I oni nie byli z Nowej Moralności, tylko ze Świętych Apostołów.
— Wszystko jedno.
— Ludzie, którzy byli za to odpowiedzialni, zostali odesłani na Ziemię. A jeden został zabity, wykonano na nim wyrok, na litość boską.
Pancho przeszła przez właz po drugiej stronie wyłożonego stalowymi płytami korytarza.
— Dalej, zbierajmy się stąd, zanim ta dziennikarska zgraja przypomni sobie, że ma tu coś do zrobienia i zacznie za mną węszyć. Gdzie my jesteśmy, u licha? Czy ja dobrze idę?
Holly poczuła, że już nie jest wściekła na siostrę; uśmiechnęła się do niej krzywo.
— Tak, dobrze idziemy. Chodź, oprowadzę cię. Wystukała kod na klawiaturze obok włazu.
Pancho obejrzała się przez ramię. Eberly stał, dwóch ochroniarzy obok niego, kilku wizytujących VIP-ów patrzyło z zainteresowaniem w stronę Pancho. Ani Eberly, ani żaden z gości nie opuścił dotąd obszaru recepcyjnego.
Właz otworzył się do wewnątrz i Pancho poczuła uderzenie ciepłego powietrza na twarzy. Nadal się uśmiechając, Holly ukłoniła się lekko i wykonała zapraszający gest:
— Witamy w habitacie Goddard.
Pancho przeszła przez właz, Wanamaker tuż za nią. Choć wiedziała, czego się spodziewać, aż otworzyła usta z zachwytu i westchnęła ze zdumienia.
— O, rany — prychnęła. — To wygląda jak cały świat. Stali na szczycie niewielkiego pagórka, mając doskonały widok na wnętrze habitatu. Ze wszystkich stron otaczała ich oświetlona odbitym światłem słonecznym zieleń. Piękne, trawiaste wzgórza, kępy drzew, gdzieś w mglistej oddali małe, wijące się strumienie. Pancho poczuła, że brak jej tchu. Tyle zieleni! Nigdzie poza Ziemią nie można było niczego takiego zobaczyć, to przecież… raj! Sztuczny rajski ogród. Wiatr niósł ze sobą delikatny zapach kwiatów. Krzewy hibiskusa uginające się od czerwonych kwiatów, lawenda i dżakarandy rosły po obu stronach wijącej się ścieżki, która prowadziła do wioski składającej się z niskich budynków, białych i błyszczących w świetle wlewającym się przez okna słoneczne otaczające pierścieniem wielki cylinder jak rząd małych słoneczek.
Przypomina małe miasteczko na wybrzeżu Morza Śródziemnego, pomyślała Pancho. Widoczna w oddali wioska była położona na łagodnym trawiastym wzgórzu, z widokiem na lśniące, błękitne jezioro. Jak wybrzeże Amalfi we Włoszech. Jak obrazek z katalogu biura podróży. Tak właśnie miała wyglądać doskonała śródziemnomorska wieś. Dalej Pancho dostrzegła ziemię uprawną, małe, kwadratowe pola jaskrawej zieleni, a na kolejnych zielonych wzgórzach dalsze wioski z białego kamienia. Nie było horyzontu. Teren zakrzywiał się lekko, wzgórza, trawa i drzewa, małe wioski z wijącymi się ścieżkami i połyskujące strumienie były coraz wyżej, aż trzeba było zadrzeć głowę do góry, żeby je zobaczyć, nad głową, gdzie także rozpościerał się piękny, starannie zaprojektowany krajobraz.
— To jest o wiele ładniejsze niż habitaty Lagrange’a — zwróciła się do siostry Pancho. — To jest piękne.
— Musi być — oznajmił rzeczowo Wanamaker. — Ludzie tu mieszkają na stałe.
Pancho potrząsnęła głową w zachwycie i wydała z siebie tylko jęk. — Och. Holly uśmiechnęła się do nich radośnie.
— A ja odpowiadam za cały dział zasobów ludzkich.
— Serio? — zdziwiła się Pancho.
— Serio, Panch.
Wysłały Wanamakera, by znalazł kwatery przeznaczone dla niego i dla Pancho, zaś Holly zaprowadziła siostrę do swojego mieszkania.
— Nie ma jak w domu — ogłosiła Holly, wprowadzając Pancho do salonu.
— Przyjemnie — rzekła Pancho, przyglądając się nielicznym meblom i skromnym dekoracjom. Mieszkanie wyglądało na schludne i wydzielało cytrynową, prawie aseptyczną woń niedawnego sprzątania. Wysprzątała specjalnie na moją wizytę, pomyślała Pancho, i spytała:
— Czy to są te inteligentne ściany?
— Oczywiście. Można je dowolnie zaprogramować. Holly podeszła do biurka w rogu i wzięła pilota. Na całej ścianie pokoju pojawił się nagle obraz Saturna i jego wspaniałych pierścieni, wyświetlany w czasie rzeczywistym.
— O, rany! — jęknęła Pancho. — To prawie jak wyjście na zewnątrz.
— Siadaj — Holly wskazała małą sofę. — Przyniosę coś zimnego do picia.
Pancho usiadła na wyściełanym fotelu, a jej siostra poszła do kuchni. Cóż, denerwuje się, że wpadłam na kontrolę, ale próbuje tego nie okazywać. Chyba naprawdę się cieszy, że mnie widzi. Mam nadzieję, że nie wpakowałam jej w jakąś kłopotliwą sytuację, przywalając temu szmaciarzowi.
— Te ściany nie mają obwodów rozpoznawania mowy? — spytała.
— Wyłączyłam je — odparła Holly z kuchni. — Są zbyt wrażliwe. Nie można rozmawiać, bo ściana cały czas myśli, że do niej mówisz.
Pancho zachichotała, wyobrażając sobie ścianę, na której co sekunda pojawia się inny obraz, w miarę, jak ludzie o czymś plotkują.
Holly wynurzyła się zza ścianki oddzielającej kuchnię, niosąc dwie oszronione szklanki na tacy; odstawiła tacę na niski stolik, po czym usiadła obok siostry.
— Wyglądasz naprawdę dobrze, mała — rzekła Pancho z promiennym uśmiechem. — Serio.
— Ty też — odparła ostrożnie Holly.
Każdy przyglądający się im z boku bardzo szybko odkryłby, że są siostrami. Obie były wysokie i smukłe: długonogie i szczupłe. Ich skóra miała barwę nieco ciemniejszą od skóry opalonych osób rasy białej. Obie miały ostre rysy, z wystającym kośćmi policzkowymi i kwadratowymi, mocno zarysowanymi policzkami. Miały takie same ciemne oczy, błyszczące dowcipem i inteligencją. Włosy Pancho były prawie całkiem białe — przycinała je krótko. Holly miała ciemne włosy, ostrzyżone zgodnie z najnowszą modą.
— Czy ten Eberly naprawdę jest głównym administratorem całego habitatu? — spytała Pancho, sięgając po jedną ze szklanek.
— Całych dziesięciu tysięcy — odparła Holly. — Wygrał demokratyczne wybory.
— Przecież on miał kontakty z tymi fanatykami, którzy próbowali cię zabić. Jak ty możesz…?
— To minęło, Panch. A on próbował ich powstrzymać, wiesz. Może trochę nieskutecznie, ale próbował.
— Chyba nie powinnam była walić go po pysku — rzekła Pancho, nieco nieśmiałym tonem.
Holly zachichotała.
— Ale miał minę!
Pancho odwzajemniła uśmiech i pociągnęła łyk drinka. Sok owocowy. Dobry. Susie nie stroniła od alkoholu i narkotyków. Pancho miała nadzieję, że z Holly było inaczej.
— Panch, dlaczego właściwie tu przyleciałaś? — Pancho zauważyła napięcie w głosie Holly, nagłą sztywność jej ciała.
— Żeby spędzić z tobą wakacje, rzecz jasna — odpowiedziała Pancho, starając się, by jej głos brzmiał ciepło i naturalnie.
— Jesteś moją całą rodziną.
Holly usiłowała się rozluźnić.
— To znaczy, co zamierzasz tutaj robić? Habitat to nie kurort.
Uśmiech Pancho nieco zbladł.
— Siostrzyczko, posłuchaj. Jestem bogatą kobietą. Multimilionerką na emeryturze. Mam fajnego faceta i mogę sobie łatać, gdzie chcę, po całym Układzie Słonecznym. Przyszło mi do głowy, że przylecę i zobaczę, co u ciebie.
— Wszystko gra.
— Nie chrzań, mała. Nie przyjechałam tu, żeby wtrącać się do twojego życia albo mówić ci, co masz robić. Jesteś dużą dziewczynką, Suz, i nigdy bym…
— Już nie mam na imię Susan — warknęła Holly. — Od lat. Pancho skrzywiła się.
— Tak, wiem. Przepraszam. Wypsnęło mi się.
— I nadal martwisz się o mnie i Malcolma Eberly’ego? To możesz przestać. Bo to już skończone. A właściwie to nigdy się nie zaczęło.
— Mam nadzieję, po tym wszystkim, co ci zrobił.
— Nie on. Jego przyjaciele. Próbowali przejąć kontrolę nad habitatem. Przez chwilę było ciężko.
— Ale to już skończone?
— Jego przyjaciele zostali odesłani na Ziemię. Malcolm jest głównym administratorem w rządzie habitatu.
Pancho uniosła brwi.
— Myślałam, że profesor Wilmot.
— Już nie. Stworzyliśmy własną konstytucję i rząd, jak tylko dotarliśmy na orbitę Saturna.
— I Eberly wygrał wybory? — Yhm.
— Ciekawe, czy zrobi jakąś aferę z tego powodu, że ode mnie oberwał.
Holly zastanowiła się przez sekundę, po czym potrząsnęła głową.
— Gdyby chciał, ochroniarze przymknęliby cię od razu, na miejscu.
— Tak sądzisz?
— Tak — na twarzy Holly znów pojawił się uśmiech. — Wie, że na to zasłużył.
Pancho odwzajemniła uśmiech.
— Znasz to stare powiedzonko o Węgrach?
— Jakie?
— Jeśli spotkasz Węgra na ulicy, kopnij go. On już będzie wiedział dlaczego.
Siostry roześmiały się, głośno i swobodnie. Potem jednak Holly znów spytała:
— Jak długo chcesz zostać?
— Jezu, mała, dopiero przyleciałam! Daj mi trochę czasu na rozpakowanie się, dobrze?
Holly zmarszczyła czoło.
— Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało, Panch. Tylko… ja już nie potrzebuję matkowania. Od trzech lat radzę sobie sama.
Pancho uśmiechnęła się do niej krzywo.
— I nie chcesz, żeby twoja nieznośna starsza siostra patrzyła ci przez ramię, co? Nie mogę mieć do ciebie o to pretensji. Zmieniając nieco taktykę, Holly spytała:
— Kim jest ten facet, którego przywiozłaś?
— Jake Wanamaker? — uśmiech Pancho stał się nieco figlarny. — Były admirał marynarki Stanów Zjednoczonych. Dowodził operacjami wojskowymi dla Astro podczas walk w Pasie.
— Więc żyjesz z marynarzem?
— To mój ochroniarz.
Holly patrzyła na siostrę przez długą chwilę, po czym obie znów ryknęły śmiechem.
— Zjesz z nami dziś kolację? — spytała Pancho.
— Kosmicznie! I też kogoś przyprowadzę.
— Wspaniale! — odparła Pancho ze szczerym entuzjazmem. Może udało mi się trochę przełamać lody, pomyślała. Może wszystko jeszcze będzie dobrze między mną a Suz. I skarciła się: nie nazywaj jej tak. Ona nie ma już na imię Susan. To Holly. Patrząc w ciemne oczy siostry Pancho nadał jednak widziała tam bezradne dziecko, które wychowywała po śmierci rodziców. I pamiętała śmiertelny zastrzyk, który zabił Susan, kiedy lekarze tego odmówili.
Musiałam cię zabić, Susie, rzekła Pancho w duchu. Żebyś mogła się znów narodzić. I jesteś tu, żywa i zdrowa, dorosła, i tak podejrzliwa wobec swojej starszej siostry.
BAZA DANYCH: O Tytanie, największym księżycu Saturna i drugim pod względem wielkości księżycu w Układzie Słonecznym, nie wiadomo zbyt wiele.
Tytan ma średnicę 5150 km i jest większy od Merkurego, a tylko trochę mniejszy od największego satelity Jowisza, Ganimedesa. Tytan jest jedynym księżycem w Układzie Słonecznym, który posiada atmosferę inną niż szczątkowa. W rzeczywistości atmosfera Tytana jest o 50% gęstsza niż atmosfera ziemska na powierzchni.
Atmosfera składa się głównie z azotu, przesyconego węglowodorami: metanem, etanem i propanem, plus związki azotowowęglowe jak cyjanowodór, dwucyjan i cyjanoacetylen. Promienie słoneczne padające na taką atmosferę dadzą taki sam efekt, jak w Los Angeles, Tokio czy Mexico City: smog fotochemiczny, powstający pod wpływem promieniowania ultrafioletowego. Tytan to świat pokryty smogiem. Jego dominująca barwa, pomarańcz, bierze się właśnie ze smogu, otulającego Tytana i powodującego, że obserwacje trzeba prowadzić w podczerwieni, przebijającej się przez smog, a nie w świetle widzialnym, któremu się to nie udaje.
Ultrafiolet słoneczny wraz z wysokoenergetycznymi elektronami z potężnej magnetosfery pobliskiego Saturna, wywołują złożone reakcje chemiczne w gęstej atmosferze Tytana. Powstają polimery organiczne zwane tholinami, przedostają się do dolnych warstw atmosfery i w końcu opadają na powierzchnię księżyca: czarny śnieg.
Eksperymenty w ziemskich laboratoriach wykazały, że tholiny, rozpuszczane w wodzie, dają aminokwasy — podstawowe elementy budulcowe białek, na których oparte jest życie.
Tytan orbituje ponad milion kilometrów od Saturna, który z kolei leży dwukrotnie dalej od Słońca niż Jowisz i dziesięciokrotnie dalej niż Ziemia. Średnia temperatura powierzchni Tytana wynosi –183°C. Tytan jest zimny, za zimny, by znalazła się tam woda w stanie płynnym — z wyjątkiem regionów, gdzie mogła zostać chwilowo podgrzana przez wybuch wulkanu lub upadek meteorytu. Lub gdyby zmieszać ją z jakimś środkiem zapobiegającym zamarzaniu, jak amoniak lub pochodne etanu.
Gęstość Tytana nie dorównuje dwukrotnej gęstości wody, co oznacza, że musi się on składać głównie z lodu — zamarzniętej wody lub metanu, być może ma też niewielkie skaliste jądro pod grubym lodowym płaszczem.
Mimo niskiej temperatury Tytana, w atmosferze mogą się tworzyć małe kropelki etanu, które następnie opadają w postaci deszczu na zamarzniętą powierzchnię i zbierają się, tworząc jeziora czy nawet morza. Są tam całe strumienie etanu (lub etanu zmieszanego z wodą), żłobiące kanały w lodowym gruncie. Na powierzchni księżyca znajduje się kilka większych mórz z pokrytego węglowodorami ciekłego metanu.
Tytan obraca się wokół własnej osi w okresie nieco krótszym od szesnastu dni ziemskich, który to okres jest równy czasowi jednego obiegu wokół Saturna. Tytan jest więc „zablokowany” podczas obrotu i zawsze jest zwrócony do planety tą samą stroną, podobnie jak ziemski Księżyc. Mimo tej „blokady” Tytan kołysze się lekko na orbicie, a jego obroty są nieznacznie zakłócane przez najbliższych sąsiadów o większych rozmiarach, księżyce Rhea i Hyperion, z których każdy ma średnicę rzędu 1500 km. Tytan kołysze się lekko do przodu i do tyłu, orbitując wokół Saturna, i to niezgrabne kołysanie powoduje dziwne pływy węglowodorowych mórz.
Świat bogaty w węgiel, wodór i azot. Świat, gdzie z pokrytego smogiem nieba spadają krople etanu i przypominające sadzę płatki tholinów. Świat z rzekami i strumieniami z etanu i wymieszanej z etanem wody. I morzami z metanu. Choć to bardzo zimny świat, najwcześniejsze sondy z dalekiej Ziemi znalazły na powierzchni Tytana prymitywne formy zimnolubnych mikroorganizmów. Czy może tam istnieć bardziej złożona biosfera, może pod powierzchnią gruntu?
Duże fragmenty powierzchni Tytana pokrywa jakaś ciemna materia. Wczesne sondy wykazały, że to substancja bogata w związki węgla. Pola zamarzniętej ropy naftowej? Płaty zestalonych węglowodorów? Mokradła czarnych, tholinowych zasp na gruncie tak zimnym, że nie mogą stopnieć? Czy coś zupełnie innego?