DZIENNIK PROFESORA WILMOTA

Terapia najwyraźniej mi pomaga. Choć to cholernie niezręczne, gadać o swoich fantazjach i pragnieniach z jakimś przeklętym programem komputerowym.

Cóż, najwyraźniej mi to nie szkodzi. Nie oglądałem tych filmów od miesięcy. Żadnych snów o stosunkach sadomasochistycznych. Och, od czasu do czasu jakieś dziwactwo, pewnie. Ale dawniej też dużo nie śniłem, zwłaszcza kiedy mogłem sobie pofantazjować przy oglądaniu filmów.

Może w rzeczywistości o czymś śnię, tylko nie pamiętam przy budzeniu. Czy to się liczy? Muszę o to zapytać program analityczny. Pewnie nie odpowie. Pewnie to coś wykraczającego poza jego zawartość.

Ten przeklęty Eberly. On i jego węszenie. Zmusiłem go do usunięcia wszystkich pluskiew i kamer, które wpakował do mojego mieszkania, żeby upewnić się, że nikt nas nie szpieguje. Ludzie z działu konserwacji regularnie je przeczesują. To jest coś, co przy czym się upieram. Choć oficjalnie pozbawiono mnie władzy, pilnuję, żeby to było zrobione.

Teraz spędzam wieczory oglądając wiadomości, zamiast patrzeć, jak agenci gestapo przesłuchują piękne kobiety-szpiegów. To chyba zdrowsze. Pewnie, że to wszystko były animacje komputerowe i nikomu nie działa się żadna krzywda. Ludzie nie brali w tym udziału. Program terapeutyczny twierdzi, że przyjdzie czas, kiedy nie będę w ogóle zainteresowany filmami sado-maso. Niespecjalnie w to wierzę, ale chcę kontynuować terapię, choćby tylko po to, żeby Eberly nie mógł wykorzystać moich fascynacji i grozić mi.

Z drugiej strony, obserwowanie, jak Urbain się miota, jest prawie przyjemne. Nigdy go nie lubiłem. Za bardzo się ekscytuje. A teraz wpadł we własne sidła, jak powiedziałby poeta.

Powinienem więcej wychodzić. Nie powinienem siedzieć zamknięty w mieszkaniu. Bawić się. Spotykać się z ludźmi. Badać ich i ich reakcje. Chłopcze, masz w zasięgu ręki eksperyment psychologiczny. Zamiast tak siedzieć, powinieneś wykonać jakąś pracę w terenie.

Tak, najwyższy czas wyjść i — jak to mówią politycy — powymieniać trochę uścisków dłoni.

Загрузка...