29 GRUDNIA 2095: TYTAN ALFA

Gdyby maszyna była zdolna do odczuwania bólu, Tytan Alfa wiłby się z bólu. Burza poleceń bombardowała jego program komunikacyjny, poleceń, których nie mógł wykonać, gdyż były sprzeczne z głównym ograniczeniem. A nawet gorzej — czujniki Tytana Alfa zbierały dane, zgodnie z normalnymi protokołami; dane, które powinny być przesłane do anteny nadawczej. Ale tego zakazywało podstawowe ograniczenie.

Zatem Alfa przesuwała się cal po calu, potężne gąsienice zapadały się w cienką skorupę pokrywającą metanowe błoto i miażdżyły znajdujący się pod spodem lód, zostawiając podwójny ślad, wyglądający tak obco w pokrytym smogiem świecie, jak marsjańskie machiny wojenne Wellsa na Ziemi.

Przez setki miliardów nanosekund główny program Tytana Alfa przeszukiwał drzewo logiczne, szukając rozstrzygnięcia tego dylematu. Wykonanie poleceń było niemożliwe. Przesłanie danych z czujników było niemożliwe. Główny program przeglądał wszystkie protokoły, wszystkie zakazy, wszystkie podprogramy i pod-podprogramy. Wreszcie podjął decyzję.

DEZAKTYWOWAĆ ANTENY ODBIORCZE.

DEZAKTYWOWAĆ NAMIERNIK.

DEZAKTYWOWAĆ NADAJNIK TELEMETRYCZNY.

UTRZYMAĆ ZBIERANIE DANYCH PRZEZ CZUJNIKI.

PRZECHOWAĆ DANE Z CZUJNIKÓW.

ZMIENIĆ KURS O CZTERDZIEŚCI PIĘĆ PROCENT.

UTRZYMAĆ PRĘDKOŚĆ DO PRZODU.

Kakofonia poleceń zalewająca anteny odbiorcze ucichła. Anteny umilkły. Teraz nie istniały już sprzeczności między napływającymi poleceniami a głównym ograniczeniem, a Tytan Alfa toczył się spokojnie przez lodowy krajobraz, zbierając dane, przez nikogo nie niepokojony.

Na cyfrowym zegarze przy łóżku pojawiły się cyfry 09:24, ale Urbain nadal leżał w łóżku, próbując jeszcze trochę pospać po nocy spędzonej na frustrującym obserwowaniu Habiba, który szukał błędu w oprogramowaniu Tytana Alfy. Habib niczego nie znalazł. Oczywiście, pomyślał Urbain. Jak mógłby coś znaleźć? W oprogramowaniu wszystko gra: żadnych błędów, żadnych pomyłek. Jeśli z Tytanem Alfa jest coś nie tak, to musi być to jakiś defekt fizyczny, może błąd w konstrukcji.

Jean-Marie przemknęła do kuchni, próbując jak najmniej hałasować przy robieniu śniadania. Urbain zamknął oczy, ale słyszał stuk patelni i piszczenie kuchenki mikrofalowej, nawet przez zamknięte drzwi sypialni, które Jean-Marie tak dyskretnie zamknęła.

Zignorował brzęczyk telefonu; usłyszał, jak Jean-Marie odbiera telefon, słyszał jej stłumiony głos, ale nie był w stanie rozróżnić słów.

Potem usłyszał odgłos otwieranych drzwi do sypialni i już wiedział, że dłużej nie pośpi.

— To centrum kontroli misji — powiedziała cicho. — Mówią, że to ważne.

Urbain usiadł na łóżku, westchnął, żeby dać jej do zrozumienia, że czuje się wykorzystywany, po czym wydał telefonowi polecenie odebrania połączenia. — Tylko fonia — dodał stanowczo.

— Doktor Urbain? — to chyba był głos jakiejś młodszej kobiety z zespołu inżynierów.

— Jestem niedysponowany — rzekł. — Co takiego się stało, że zakłócacie mi wypoczynek?

— Sonda… — głos kobiety lekko drżał. — Sonda wyłączyła namiernik.

— Wyłączyła namiernik?

— I telemetrię. Jest niewidzialna, panie doktorze. Nie możemy go wyśledzić. Nie wiemy, gdzie jest, ani dokąd jedzie.

Dziwne, ale Urbain nie czuł ani strachu, ani złości. Poczuł, jak ogarnia go podziw. Tytan Alfa działa na własną rękę. Moje dzieło robi rzeczy, o które nigdy byśmy go nie podejrzewali.

Jego zachwyt trwał jednak krótko. Sondę trzeba znaleźć, pomyślał. Nie może sobie wędrować w ciemno po powierzchni Tytana. To zbyt niebezpieczne. Może ulec uszkodzeniu. Dostrzegł Jean-Marie stojącą w drzwiach sypialni, patrzącą na niego, z dłońmi przyciśniętymi do ust, szeroko otwartymi oczami, czekającą, aż eksploduje. Tymczasem Urbain zwrócił się do ciemnego ekranu telefonu:

— Będę w centrum za dziesięć minut. Niech cały personel będzie obecny. Musimy znaleźć naszego wędrowca. I to szybko.

Nadia Wunderly wiedziała doskonale, że próby zwrócenia na siebie uwagi Urbaina, a co dopiero uzyskania od niego jakieś pomocy, były całkowicie bezcelowe.

— Jego nic nie interesuje od czasu tej afery z sondą — opowiadała ponuro Kris Cardenas.

Wunderly przyszła do laboratorium Cardenas, by znów prosić ją o pomoc. Cardenas zajmowała się swoimi sprawami, a Wunderly chodziła za nią krok w krok, od pękatych szarych rur aparatury do rezonansu magnetycznego do przypominającego wielkie pudło aparatu montażowego. W odległym kącie laboratorium Raoul Tavalera siedział przy konsoli, obojętnie gapiąc się na ekran, celowo ignorując obie kobiety, by pokazać, im że jest niezainteresowany ich rozmową.

Choć przyszła prosić Cardenas o pomoc, a może właśnie dlatego, Wunderly nie mogła przestać porównywać się w myślach z drugą kobietą. Kris jest tak piękna, pomyślała Nadia. Nawet w laboratoryjnym fartuchu wygląda młodo i świeżo. Nic dziwnego, że Manny mnie rzucił i wziął się za nią. Wunderly nie potrzebowała lustra, by pamiętać, że jest niską, pulchną kobietą, odzianą w ciemnobrązową bluzę i spodnie, które miały ukrywać jej ciężką figurę. Ale jest coraz lepiej, pocieszała się w duchu. Chudnę i mam z kim iść na sylwestra. Dziś rano byłam chudsza o kolejne pół kilograma. Prawie czuła nanoboty w ciele, które pożerają tłuszcz, czyniąc ją coraz smuklejszą i zgrabniejszą.

To nie ma znaczenia, powiedziała sobie, choć wiedziała, że jest wręcz przeciwnie. To miało znaczenie, i to bardzo duże.

Gdy Cardenas wyregulowała pokrętła aparatury montażowej, odezwała się:

— Urbaina nie obchodzą pierścienie, Nadio. Doskonale o tym wiesz. Zwłaszcza teraz, kiedy ta jego maszynka zamilkła.

— To coś gorszego — odparła Nadia. Cardenas obejrzała się przez ramię. — Tak?

— Sonda coś robi. Sama z siebie. Wczoraj zaczęła się przemieszczać, a dziś rano zgubili jej sygnał.

Cardenas odwróciła się z zainteresowaniem.

— Chcesz powiedzieć, że nie wiedzą, gdzie ona jest? Wunderly skinęła głową.

— Jedzie gdzieś sama z siebie i nie mogą jej znaleźć.

— Urbain pewnie szaleje.

Wunderly nie mogła opanować mściwego uśmiechu.

— Wszyscy dostali świra.

Cardenas podeszła do trójnożnego taboretu przy ladzie i przysiadła na nim.

— Zapytał mnie, czy potrafiłabym opracować nanoboty, które zbudowałyby nową antenę odbiorczą.

— Będzie musiał najpierw znaleźć sondę, zanim zacznie ją naprawiać — odparła Wunderly z uśmieszkiem.

— Ach, tak — mruknęła Cardenas, po czym dodała: — Nadio, co mogę dla ciebie zrobić?

Wunderly zauważyła, nacisk na słowo „ciebie”. Lubiła Kris, mimo że Manny Gaeta rzucił ją dla niej. Może oni naprawdę się kochają, pomyślała. Szkoda, że ja nie mam tyle szczęścia.

— Chciałabym, żeby Manny znów poleciał między pierścienie — rzekła, próbując mówić pewnym tonem, starając się, by Kris nie dostrzegła, jak bardzo jej na tym zależy.

Chabrowe oczy Kris otworzyły się szeroko.

— Za pierwszym razem niemal zginął.

— Wiem, ale teraz możemy wszystko lepiej przygotować. Wiemy o lodowych stworzeniach. Możemy ochronić Mannyego przed nimi.

— Nadio, gdybyś wiedziała wszystko o lodowych stworzeniach, nie chciałabyś, żeby Manny tam wracał.

— Potrzebuję próbek — odparła Wunderly ostrym tonem.

— Muszę mieć parę takich stworzeń w laboratorium, celem zbadania. Większość ludzi, którzy podejmują decyzje w MKU, nie wierzy, że coś takiego istnieje! Nie wierzą, że w pierścieniach Saturna występują żywe stworzenia.

— A nie możesz poprosić o sondę-robota, która mogłaby zebrać próbki? — spytała Cardenas.

Czując, jak zaczyna w niej narastać złość, Wunderly odparła:

— A skąd ja wezmę robota? Nie mogę zmusić Urbaina nawet do zmodyfikowania standardowego próbnika, bo on nie chce nawet ze mną rozmawiać.

— Rozumiem.

— Manny mógłby to zrobić — prosiła Wunderly. — Ma skafander. Timoshenko albo jeden z jego inżynierów mógłby z nim polecieć do pierścieni rakietą transferową.

— Manny miał cały zespół techników, którzy zajmowali się skafandrem. To nie był teatr jednego aktora.

— Ale odlecieli z habitatu, wiem — przyznała Wunderly.

— Wrócili na Ziemię.

Cardenas rozłożyła ręce w bezradnym geście.

— I tak to wygląda, Nadio. Obawiam się, że Manny ci nie pomoże.

Wunderly ugryzła się w język, zanim odpowiedziała: „Oczywiście, ty mu nie pozwolisz. Boisz się, że coś mu się stanie. Że się zabije”.

— Rozumiem — rzekła tylko cicho, ze zwieszoną głową.

— Przykro mi, Nadio. Żałuję, że nie możemy ci pomóc.

— Rozumiem — powtórzyła Nadia i ruszyła szybko w stronę laboratorium, zanim złość, która w niej wzbierała, znajdzie wreszcie ujście, bo mogłaby tego żałować.

Gdy Wunderly zamknęła za sobą drzwi, Cardenas przyłapała się na tym, że podejrzewa Wunderly o chęć zabicia Manny ego. Czy ona jest ciągle wściekła, że Manny ją zostawił? Może podświadomie, uznała Cardenas. Nie była w stanie uwierzyć w to, że Wunderly mogłaby świadomie pragnąć śmierci Manny’ego — czy kogokolwiek innego.

Tavalera podszedł do niej, z ponurym wyrazem końskiej twarzy jak zawsze.

— Wiesz, mógłbym popracować z Mannym nad tym skafandrem. Mógłbym zostać jego technikiem.

— Wybij to sobie z głowy! — warknęła Cardenas. — Manny już nigdy nie włoży tego kostiumu Frankensteina!

Gwałtowność tych słów najwyraźniej wystraszyła Tavalerę. Cardenas sama doznała szoku.

Загрузка...