Byli oficerami policji o wysokim poczuciu obowiązku i wrodzonej uczciwości, ale mieli też dość wyobraźni, by wiedzieć, że w tym przypadku nie ma co myśleć o trzymaniu się przepisów. Gdyby zgłosili się na miejscowy posterunek i opowiedzieli, co zaszło, nikt by im nie uwierzył. Martwy Bryan Drackman był zwykłym dwudziestoletnim chłopakiem i nie istniał żaden dowód jego nadprzyrodzonych mocy. Wyznanie prawdy byłoby równoznaczne ze skierowaniem do szpitala psychiatrycznego.
Słoiki z ludzkimi i zwierzęcymi oczami, pływającymi w formalinie, i niesamowite, pełne luster wnętrze domu Tiktaka pokazywały dowodnie, że Harry i Connie natknęli się na psychopatycznego mordercę. Wprawdzie ciała jego niezliczonych ofiar, którym wyjął oczy, nigdy nie zostały odkryte, lecz mogli przedstawić okrntnie okaleczone zwłoki Ricky’ego Estefana w jego domu w Dana Point, wśród węży i pająków.
– Musimy sklecić jakąś bajeczkę, która wytłumaczy wszystkie dziwne zdarzenia łącznie z tym, dlaczego odstąpiliśmy od utartej procedury – powiedziała Connie, gdy weszli do spiżarni i Harry osłupiał ze zdumienia na widok półek zapchanych paczkami banknotów. – Nie możemy po prostu wyjść i zamknąć za sobą drzwi, bo zbyt wiele osób w “Pacific View” wie, że byliśmy tam dziś w nocy, rozmawialiśmy z jego matką i pytaliśmy o adres.
– Bajeczkę? – powtórzył tępo. – Boże miłosierny, jaką znowu bajeczkę?
– Nie wiem. To należy do ciebie. – Skrzywiła się z bólu, podtrzymując złamaną rękę.
– Do mnie? Dlaczego?
– Zawsze lubiłeś bajki. Wymyśl coś, żeby złożyć do kupy pożar w twoim mieszkaniu, śmierć Ricky’ego i to. Przynajmniej tyle.
Harry wciąż gapił się z otwartymi ustami na sterty pieniędzy.
– Ta forsa tylko skomplikuje sprawę – zauważyła Connie. – Uprościmy znacznie sytuację, zabierając wszystko, co tu leży.
– Nie chcę jego pieniędzy!
– Ja też nie. Ani dolara. Ale nie wiadomo, komu je ukradł, więc wszystko zostanie przekazane na skarb państwa czyli dla rządu, tego cholernego rządu, który zafundował nam Babilon schyłku tysiąclecia. Nie mogę znieść myśli, że i ta forsa pójdzie na marne. Poza tym znamy oboje parę osób, którym na pewno się przyda.
– Boże, oni ciągle czekają w furgonetce! – przypomniał sobie Harry.
– Spakujemy ją w worki i zaniesiemy do samochodu. Potem Janet odjedzie z dzieciakiem, Sammym i psem. To też uprości sprawę. W tym czasie ty pomyślisz, jaką wersję podamy władzom, i jak już zostaniemy sami, będziemy mogli wezwać policję.
– Connie, to przestępstwo! Ja nie mogę…
– Lepiej rusz głową – powiedziała, wyciągając plastykowy worek na śmieci ze zwiniętej rolki w pudełku.
– Ależ to czyste wariactwo!
– Nie mamy dużo czasu – ostrzegła, otwierając worek zdrową ręką.
– Dobrze już, dobrze!
– Nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć twoją opowieść. – Connie zgarniała paczki banknotów, a Harry otwierał drugi worek. – Na pewno będzie bardzo zajmująca.