Rozdział 6

W ci­szy, któ­ra za­pa­dła po ostat­nim stwier­dze­niu ce­sa­rza, Gen­trell-kan-Owar, Trze­ci Szczur Im­pe­rium, miał wra­że­nie, że wszy­scy sły­szą, jak w jego gło­wie po­wsta­je wiel­ka dziu­ra, za­sy­sa­ją­ca do środ­ka rze­czy, któ­re uwa­żał za pew­ni­ki. Key’la Ka­le­venh żyje? Ta sama Key’la, któ­rej ple­mio­na Wo­za­ków bu­do­wa­ły wiel­ki kur­han? Cór­ka And’ewer­sa? Jej śmierć uzna­wał za po­twier­dzo­ną po­nad wszel­ką wąt­pli­wość. Je­śli żyła…

Za­pad­ki w jego umy­śle, czy­li tym, co nie­któ­rzy uwa­ża­li za jego naj­więk­szą broń, za­czy­na­ły za­ska­ki­wać na swo­je miej­sce.

Ktoś, kto do­sta­nie ją w ręce, bę­dzie miał wpływ na sa­me­go And’ewer­sa. Nie, źle. Key’la jest dla Ver­dan­no Wy­bra­ną Laal Sza­ro­wło­sej. Tej sa­mej Laal, dla któ­rej przez set­ki lat zre­zy­gno­wa­li z do­sia­da­nia koni. Je­śli Key’la Ka­le­venh sta­nie te­raz przed nimi, to ten, kto zro­bi z niej swo­ją ma­rio­net­kę, bę­dzie mógł skie­ro­wać Wo­za­ków, do­kąd ze­chce. Na­wet w so­ju­szu z Yawe­ny­rem z po­wro­tem prze­ciw Me­ekha­no­wi.

My albo nikt – po­sta­no­wił.

To dziec­ko jest zbyt waż­ne, by po­zwo­lić mu cho­dzić swo­bod­nie po świe­cie. Je­śli nie da jej się kon­tro­lo­wać… Zro­bił w my­ślach li­stę naj­sku­tecz­niej­szych dru­żyn za­bój­ców, któ­re mie­li na Wscho­dzie. Osiem, może dzie­sięć. Trzy są w te­re­nie, dwie od­po­czy­wa­ją i le­czą rany, co naj­mniej jed­na szy­ku­je się do ak­cji prze­ciw Oga­rom. Od­wo­łać. Ci będą go­to­wi na już.

Wszyst­ko to trwa­ło dwa, może trzy ude­rze­nia ser­ca. Gdy uniósł wzrok, na­po­tkał dwa uważ­ne, tak­su­ją­ce spoj­rze­nia. Jed­no z nich okra­szo­ne uśmie­chem.

— Wła­śnie to za­wsze w nim po­dzi­wia­łem, hra­bi­no. Za­ak­cep­to­wał fak­ty i pod­jął de­cy­zję o schwy­ta­niu lub za­bi­ciu tej dziew­czyn­ki w cza­sie krót­szym, niż więk­szość lu­dzi za­py­ta­ła­by z głu­pią miną „Ale że jak?”.

Uśmiech ce­sa­rza znikł.

— Ona musi prze­żyć. Bez­względ­nie. Je­śli Pierw­szy Szczur się nie myli, być może jest naj­waż­niej­szą oso­bą tego stu­le­cia. Zresz­tą, Luwo po­wi­nien już tu być…

Drzwi uchy­li­ły się bez­dź­więcz­nie i lo­kaj za­anon­so­wał.

— Hra­bia Luwo-asw-No­da­res, Na­czel­nik Wy­wia­du We­wnętrz­ne­go.

Obo­je, Suka i Pierw­szy Szczur, no­si­li ty­tu­ły hra­biow­skie, co bar­dzo uła­twia­ło im po­ru­sza­nie się w zhie­rar­chi­zo­wa­nym świe­cie me­ekhań­skiej ary­sto­kra­cji. Oba ty­tu­ły na­le­ża­ły do sta­rych, lecz mało zna­nych ro­dów, we­ge­tu­ją­cych gdzieś na obrze­żu Im­pe­rium, a na­wet je­śli ktoś pa­mię­tał­by, że Luwo-asw-No­da­res uro­dził się jako syn drob­ne­go kup­ca, to set­ka wy­glą­da­ją­cych na au­ten­tycz­ne per­ga­mi­nów za­da­ła­by kłam jego pa­mię­ci. Gen­trell rów­nież mógł­by so­bie spra­wić po­dob­ne do­ku­men­ty, ale rola Trze­cie­go nie wy­ma­ga­ła aż ta­kich po­świę­ceń. Wo­lał swój praw­dzi­wy ty­tuł szla­chec­ki, choć od lat nie afi­szo­wał się z mo­no­gra­ma­mi na man­kie­tach.

Pierw­szy Szczur wszedł do sali szyb­ki­mi, drob­ny­mi krocz­ka­mi. Na tę oka­zję ubrał się na czar­no i to w dość ob­ci­sły strój, co do­dat­ko­wo pod­kre­śla­ło jego szczu­płą syl­wet­kę. Gład­ko ogo­lo­ny, z krza­cza­sty­mi brwia­mi ster­czą­cy­mi ni­czym kęp­ki tra­wy pod za­cze­sa­ny­mi na czo­ło wło­sa­mi i ze szpi­cza­stym no­sem, na któ­rym tkwi­ły dwa wy­pu­kłe ka­wał­ki szkła, przez co jego oczy wy­glą­da­ły jak wiel­kie, czar­ne kul­ki, przy­po­mi­nał praw­dzi­we­go szczu­ra.

Po­czu­cie hu­mo­ru Luwo-asw-No­da­re­sa mia­ło ko­rze­nie w re­jo­nach nie­do­stęp­nych dla umy­słów zwy­kłych śmier­tel­ni­ków.

— Wa­sza Wy­so­kość. — Pierw­szy ukłon skie­ro­wa­ny był nie­co w lewo od ce­sa­rza. — Hra­bi­no, jak za­wsze pięk­na. — Dru­gi mi­nął Eu­se­we­nię z pra­wej. — Gen­trell, mój chłop­cze. — Jemu mu­sia­ło wy­star­czyć uprzej­me ski­nie­nie gło­wy. — Całe lata cię nie wi­dzia­łem.

Wła­ści­wie to roz­ma­wia­li twa­rzą w twarz dwa mie­sią­ce temu, gdy Pierw­szy oma­wiał z nim moż­li­wą kam­pa­nię prze­ciw Pon­kee-Laa, ale Gen­trell wie­dział, że owo roz­tar­gnie­nie to tyl­ko ele­ment gier­ki na uży­tek Suki.

Od­no­to­wał też, że szef Szczu­rów nie oka­zał zdzi­wie­nia na wi­dok po­sadz­ki po­kry­tej Sza­leń­stwem Em­bre­la. Wie­dział o tym, czy też uwa­żał to za nie­istot­ny szcze­gół? To jed­nak nie było naj­waż­niej­sze. Ce­sarz wspo­mniał o asw-No­da­re­sie – i ten w kil­ka chwil sta­je w drzwiach. Czy to było za­pla­no­wa­ne? Na do­da­tek to stwier­dze­nie – je­śli Pierw­szy się nie myli? W czym?

— Zdej­mij to z twa­rzy, Luwo. Wy­glą­dasz głu­pio.

— Na­praw­dę, Wa­sza Wy­so­kość? — Szkła zo­sta­ły za­wi­nię­te w chust­kę i zni­kły gdzieś za pa­zu­chą Szczu­ra. — To ma po­pra­wiać wzrok sta­rym lu­dziom. Taka pro­sta sztucz­ka na­uko­wa za­miast kosz­tow­nej ku­ra­cji ma­gią, któ­ra nie za­wsze dzia­ła, mie­wa skut­ki ubocz­ne i na któ­rą nie­wie­lu stać. Zdu­mie­wa­ją­ce jest to, że inne szkła po­ma­ga­ją tym, któ­rzy wi­dzą źle z bli­ska, a zu­peł­nie inne tym, któ­rzy wi­dzą kiep­sko z da­le­ka.

Fa­scy­na­cja na­uką, pro­ble­ma­mi in­ży­nie­ryj­ny­mi i me­cha­nicz­ny­mi za­baw­ka­mi była jed­ną z nie­wie­lu sła­bo­ści Pierw­sze­go Szczu­ra. Je­że­li o sła­bość moż­na oskar­żyć ko­goś, kto ob­ser­wu­jąc pra­cę dźwi­gu na bu­do­wie, kon­stru­uje bez­dź­więcz­ny me­cha­nizm na­cią­gu ku­szy, któ­ry na­wet dziec­ko ob­słu­ży jed­ną ręką. Dru­ży­ny za­bój­ców Szczu­rzej Nory na­zy­wa­ły to ulep­sze­nie „lu­war­kiem”.

Eu­se­we­nia przy­glą­da­ła się Pierw­sze­mu z tą szcze­gól­ną miną, z jaką ko­bie­ty pa­trzą na męż­czyzn za­nu­dza­ją­cych je w trak­cie przy­ję­cia opo­wie­ścia­mi o swo­ich suk­ce­sach na po­lo­wa­niach. Gen­trell nie dał się na­brać. Ona była w tym sa­mym stop­niu zde­gu­sto­wa­na, w ja­kim Luwo-asw-No­da­res nie­zręcz­ny. Obo­je tak bar­dzo sta­ra­li się ukry­wać swo­je praw­dzi­we twa­rze, że gdy­by uj­rze­li się w lu­strze bez ma­ski, chy­ba wrza­snę­li­by z prze­ra­że­nia.

Ce­sarz jed­nak ra­czył się za­in­te­re­so­wać. A może po pro­stu do­brze wie­dział, że Pierw­szy nie robi ni­cze­go bez po­wo­du.

— In­te­re­su­ją­ca ta two­ja za­baw­ka. Prak­tycz­na?

— Cech szli­fie­rzy od­niósł już spo­re suk­ce­sy w pro­duk­cji tych szkieł. I mimo że sprze­da­je je dość dro­go, za­in­te­re­so­wa­nie jest duże. Na­wet śred­nio za­moż­ny rze­mieśl­nik za­pła­ci spo­ro, by móc do­brze wi­dzieć i wciąż pra­co­wać… — na­czel­nik Nory za­wie­sił głos.

Kre­gan-ber-Ar­lens spoj­rzał na wy­brzu­sze­nie za pa­sem Szczu­ra.

— Nowy po­da­tek?

Nie ma to jak zna­leźć rzecz, któ­ra sta­nie się lu­dziom na tyle nie­zbęd­na, że wkrót­ce nie będą mo­gli się bez niej obejść.

— Nie­wiel­ki. Może dzie­sią­ta część ceny, na po­czą­tek. Na szli­fie­rzy. I może nie od razu, do­pie­ro za kil­ka lat, gdy cech wpra­wi się w pro­duk­cji tych szkieł, a lu­dzie będą chcie­li ku­po­wać ich wię­cej. Po­le­cam tę in­for­ma­cję uwa­dze Wa­szej Wy­so­ko­ści.

Ce­sarz po­tak­nął nie­dba­le, a Gen­trell mógł bez tru­du wy­obra­zić so­bie wiel­ką księ­gę w jego gło­wie, w któ­rej po­ja­wi­ła się od­po­wied­nia no­tat­ka z ad­no­ta­cją „waż­ne, zaj­rzeć za pięć lat”. Skur­czy­byk, ni­cze­go nie za­po­mi­nał.

— Wróć­my do rze­czy. — Im­pe­ra­tor usiadł swo­bod­nie na krze­śle, za­ło­żył nogę na nogę. — Key’la Ka­le­venh, hra­bio. Co o niej wie­my?

— No tak, Key’la. Naj­młod­sza w ro­dzi­nie. Cór­ka And’ewer­sa Ka­le­ven­ha, ko­wa­la z Li­th­rew. To ta­kie małe mia­stecz­ko oko­ło dwu­dzie­stu mil od Amer­thy, ty­siąc pięć­set do dwóch ty­się­cy dusz, za­le­ży, ilu pa­ste­rzy i człon­ków wol­nych cza­ar­da­nów za­trzy­mu­je się tam zi­mo­wać. Na po­łu­dnie od mia­stecz­ka znaj­du­je się Uro­czy­sko, nie­du­że, bez na­zwy, prze­waż­nie nie­ak­tyw­ne i…

— Do rze­czy — Eu­se­we­nia prze­rwa­ła mu w pół sło­wa, nie­cier­pli­wie. — Nie mu­si­my wie­dzieć, ja­kie by­dło ho­du­ją w tam­tej­szej oko­li­cy?

— Sah­ryj­skie dłu­go­ro­gie i ni­zin­ne z Olwe. Obie rasy do­brze zno­szą cięż­kie zimy i mogą dłu­go prze­trwać na­wet na kiep­skiej pa­szy, choć nie dają tyle mle­ka co pół­noc­ne by­dło brą­zo­we czy tyle mię­sa co asu­wer. Asu­wer­skie byki ważą po trzy ty­sią­ce fun­tów. Ale wschod­nie by­dło lubi wę­drów­ki, więc ide­al­nie na­da­je się do wy­pa­su na Ste­pach. Zresz­tą, sah­ryj­skie prze­ję­li­śmy wła­śnie od ko­czow­ni­ków. — Luwo-asw-No­da­res wy­trzy­mał wście­kłe spoj­rze­nie Suki z taką miną, jak­by sama pro­si­ła go o ten wy­kład. — A stwier­dze­nie na­czel­nicz­ki Psiar­ni, że nie musi cze­goś wie­dzieć, bu­dzi mój naj­więk­szy nie­po­kój. Ogar, któ­ry stra­cił za­in­te­re­so­wa­nie po­dej­mo­wa­niem tro­pów, po­wi­nien prze­stać cha­dzać na po­lo­wa­nia.

Za­pa­dła ci­sza, na­wet ce­sarz wstrzy­mał od­dech.

— Każ­da z rze­czy, o któ­rej mó­wię i będę mó­wił, ma zna­cze­nie — pierw­szy Szczur kon­ty­nu­ował jak gdy­by ni­g­dy nic. — Każ­da po­win­na zo­stać za­pa­mię­ta­na i prze­ana­li­zo­wa­na. Mu­si­my wie­dzieć, co za­szło przy Las­sie na polu bi­twy mię­dzy Wo­za­ka­mi a Se-koh­land­czy­ka­mi, a to wy­ma­ga peł­ne­go ob­ra­zu sy­tu­acji.

Znikł gdzieś śmiesz­ny, chu­dy czło­wie­czek z idio­tycz­ny­mi szkieł­ka­mi na twa­rzy. Po­ja­wił się na­czel­nik Wy­wia­du We­wnętrz­ne­go, szef bu­dzą­cej naj­więk­szy strach i sza­cu­nek in­sty­tu­cji Im­pe­rium.

— Key’la Ka­le­venh uro­dzi­ła się oko­ło dzie­się­ciu lat temu, do­kład­nej daty nie zna­my, Wo­za­cy nie wy­zna­ją Ba­el­ta’Ma­th­ran, nasi ka­pła­ni Laal Sza­ro­wło­sej trak­tu­ją zaś Ver­dan­no jak od­szcze­pień­ców, ze wzglę­du na tę ich ob­se­sję nie­do­sia­da­nia koni, więc jej uro­dzi­ny nie zo­sta­ły od­no­to­wa­ne w księ­gach żad­nej świą­ty­ni. O ojcu wie­my nie­wie­le. Do­bry ko­wal, je­den z naj­lep­szych w oko­li­cy, miał świet­ne kon­tak­ty z ar­mią i La­skol­ny­kiem. Ćwierć wie­ku temu był En’ley­dem jed­nej z więk­szych ka­ra­wan w cza­sie Krwa­we­go Mar­szu, gdy Wo­za­cy ucie­ka­li ze swo­jej zie­mi, ma­sa­kro­wa­ni przez Se-koh­land­czy­ków. En’leyd, czy­li Oko Węża, ozna­cza do­wód­cę w cza­sie wo­jen­ne­go mar­szu. W na­szej ar­mii był­by to co naj­mniej sto­pień star­sze­go puł­kow­ni­ka, choć w tym przy­pad­ku ra­czej peł­ne­go ge­ne­ra­ła. O mat­ce nie wie­my prak­tycz­nie nic, choć po­dej­rze­wa­my, że to z jej stro­ny Key’la odzie­dzi­czy­ła ta­lent.

Gen­trell ką­tem oka do­strzegł, że ce­sarz kiwa po­ta­ku­ją­co gło­wą. Te in­for­ma­cje nie były dla nie­go no­wo­ścią. Eu­se­we­nia tyl­ko pa­trzy­ła. Tak bez­na­mięt­nie, jak­by ob­ser­wo­wa­ła cia­sto ro­sną­ce w ka­dzi. Pierw­szy Szczur cią­gnął da­lej:

— Ta­lent ma­gicz­ny, oczy­wi­ście. Nie wie­my, czy by­ła­by uzdol­nio­na w po­słu­gi­wa­niu się aspek­ta­mi, czy ra­czej w ja­kiejś od­mia­nie ple­mien­nej ma­gii, ale wie­le wska­zu­je, że prę­dzej czy póź­niej jej ta­lent roz­bły­snął­by i zo­stał za­uwa­żo­ny. Nie wy­cho­wy­wa­ła się jed­nak w jed­nym z wo­zac­kich obo­zów, gdzie któ­ryś z cza­row­ni­ków mógł­by szyb­ko zwró­cić na nią uwa­gę, uro­dzi­ła się i do­ra­sta­ła w nie­wiel­kim mia­stecz­ku, któ­re ma tyl­ko jed­ne­go maga. A Pan­se We­il­horn nie roz­po­znał­by uta­len­to­wa­ne­go dziec­ka, na­wet gdy­by wo­kół za­czę­ły la­tać skrzy­dla­te świ­nie. To tyl­ko zwy­kły, wiej­ski cza­ro­dziej. Poza tym — unie­sie­niu pal­ca Szczu­ra to­wa­rzy­szy­ło unie­sie­nie brwi — po pierw­sze, ta­kie rze­czy zda­rza­ją się prze­waż­nie w okre­sie doj­rze­wa­nia, więc Key’la była za mło­da, by się zdra­dzić czymś spek­ta­ku­lar­nym. A po dru­gie, Uro­czy­sko przy mie­ście wpro­wa­dza za­męt wśród aspek­tów, nie­wiel­ki, ale na tyle istot­ny, by ukryć jej obec­ność.

Luwo-asw-No­da­res po­słał Suce sze­ro­ki uśmiech.

— Ja nie po­da­ję nie­istot­nych in­for­ma­cji, hra­bi­no. Oczy­wi­ście to wszyst­ko tyl­ko spe­ku­la­cje, wie­le jed­nak wska­zu­je na to, że na se-koh­landz­kich ha­kach, na polu krwa­wej bi­twy, w to­wa­rzy­stwie ple­mien­nych du­chów Sah­ren­dey i se­tek, a póź­niej ty­się­cy dusz prze­mo­cą wy­dar­tych z ciał, za­wi­sło dziec­ko zdol­ne się­gać po Moc. Jak po­wie­dzia­łem, jej ta­lent wcze­śniej się nie ujaw­nił, lecz to nie ma zna­cze­nia. Wszy­scy wie­my, że cza­sem ta­lent do po­słu­gi­wa­nia się ma­gią bu­dzi się gwał­tow­nie, w mgnie­niu oka, czę­sto w trak­cie ja­kichś in­ten­syw­nych prze­żyć. Du­chy przy­szły do niej, za­cie­ka­wio­ne, za­gnie­wa­ne albo szu­ka­ją­ce no­we­go cia­ła. A ona, co­raz bliż­sza śmier­ci, za­czę­ła się na nie otwie­rać. Za­pew­ne wi­dzia­ła coś, co uzna­ła za ma­ja­ki, po­czą­tek obłę­du, może na­wet pró­bo­wa­ła z tymi du­cha­mi roz­ma­wiać… Nie wiem. Wiem jed­nak, że cały pro­ces zo­stał prze­rwa­ny przez od­dział Gór­skiej Stra­ży pod do­wódz­twem po­rucz­ni­ka Ken­ne­tha-Lyw-Da­ra­wy­ta z Szó­stej Kom­pa­nii Szó­ste­go Puł­ku z Be­len­den. Jed­nej z tych, któ­re na proś­bę do­wódz­twa Re­gi­men­tu Wschod­nie­go wy­sła­no w Ole­ka­dy w celu wspar­cia tam­tej­szych od­dzia­łów.

Eu­se­we­nia zmru­ży­ła oczy.

— To ta sama kom­pa­nia, któ­ra prze­pro­wa­dzi­ła Ver­dan­no przez góry?

— Oczy­wi­ście, że nie. Wo­za­cy Ver­dan­no zbun­to­wa­li się i sami zna­leź­li przej­ście, a na­sza kom­pa­nia w sile kil­ku­dzie­się­ciu żoł­nie­rzy nie mia­ła szans, by ich po­wstrzy­mać.

Ostat­nie dwa zda­nia zo­sta­ły wy­po­wie­dzia­ne tak pro­tek­cjo­nal­nym to­nem, że da­ło­by się nimi upo­ko­rzyć po­ło­wę śred­niej wiel­ko­ści mia­sta. Ale Pierw­sza wśród im­pe­rial­nych Oga­rów nie dała się spro­wo­ko­wać.

— Czy­li to oni. Ci sami, któ­rzy od­da­li w ręce Szczu­rów… na­zy­waj­my ją da­lej La­iwą-son-Ba­ren, bliź­niacz­kę ta­jem­ni­czej nie­wol­ni­cy, dzię­ki któ­rej Yawe­nyr od­zy­skał siły i mógł po­pro­wa­dzić woj­ska prze­ciw Wo­za­kom. A my nie mo­że­my tej ko­bie­ty prze­słu­chać.

Gen­trell pra­wie się uśmiech­nął. Suka ni­g­dy nie od­pusz­cza­ła. Ni­g­dy.

Luwo po­twier­dził.

— Tak. Tę samą oso­bę, zwią­za­ną w ja­kiś spo­sób z chłop­cem, któ­ry zgod­nie z ze­zna­nia­mi straż­ni­ków po­siadł umie­jęt­ność prze­cho­dze­nia mię­dzy na­szym świa­tem a Mro­kiem. Po­dob­nie zresz­tą jak grup­ki dziw­nych za­bój­ców od­po­wie­dzial­nych za mor­dy w Ole­ka­dach. To rów­nież wie­my z ze­znań po­rucz­ni­ka Szó­stej Kom­pa­nii i jego lu­dzi, a trak­tu­je­my te in­for­ma­cje, wraz z da­ny­mi po­zy­ska­ny­mi od fał­szy­wej hra­bian­ki i kil­ku in­nych osób, jako wy­jąt­ko­wo wia­ry­god­ne. Nie­ste­ty do­wódz­two Gór­skiej Stra­ży od­mó­wi­ło prze­ka­za­nia nam tych żoł­nie­rzy na sta­łe. A roz­ka­zy jego wy­so­ko­ści w spra­wie ar­mii są ja­sne.

— I ta­kie po­zo­sta­ną. Ta kom­pa­nia jest dość sław­na, a wy nie bę­dzie­cie ro­bić ni­cze­go, co może osła­bić lo­jal­ność żoł­nie­rzy. Zwłasz­cza We­ssyr­czy­ków. A tak mię­dzy nami mó­wiąc, dro­ga hra­bi­no — ce­sarz wstał ener­gicz­nie z krze­sła i mimo iż wca­le nie na­le­żał do wy­so­kich męż­czyzn, w kom­na­cie zro­bi­ło się na­gle jak­by cia­sno — czy nie rzu­ca­ją ci się w oczy pew­ne pra­wi­dło­wo­ści? Po­cho­dzą­cy z in­ne­go miej­sca Wszech­rze­czy za­bój­cy z Ole­ka­dów, któ­rych coś łą­czy­ło z za­gad­ko­wą hra­bian­ką, któ­rej sio­stra bliź­niacz­ka le­czy­ła sa­me­go Yawe­ny­ra. Ta­jem­ni­czy chło­piec, mo­gą­cy otwie­rać przej­ście w Mrok, rów­nież zwią­za­ny z tą La­iwą, o któ­rym wie­my tyl­ko, że wal­czył i za­bi­jał mor­der­ców z gór. I któ­ry opie­ko­wał się Key’lą Ka­le­venh, choć na li­tość Wiel­kiej Pani, nie mamy po­ję­cia, ja­kim cu­dem się z nią zwią­zał.

Luwo chrząk­nął.

— Wa­sza Wy­so­kość po­zwo­li? One­lia Um­bra. Ta­kie imię po­da­ła fał­szy­wa hra­bian­ka jako wła­sne… więc One­lia Um­bra po­wie­dzia­ła nam, że ten chło­piec to jej brat. Nie ro­dzo­ny, tyl­ko przy­rod­ni, mie­li tego sa­me­go ojca. Obo­je na­le­że­li do jed­ne­go we­zu­re’h, to okre­śle­nie chy­ba obej­mu­je ród albo więk­szą wspól­no­tę, z któ­rej po­cho­dzą. On miał być jej straż­ni­kiem i obroń­cą. Ka­na­loo, ta­kiej na­zwy uży­ła, i je­śli do­brze ro­zu­mie­my za­leż­ność mię­dzy nimi, wię­zi łą­czą­ce ją z chłop­cem mia­ły być sil­niej­sze niż śmierć. Ale, po pierw­sze, po­rzu­ci­ła go kil­ka lat temu, nim ukoń­czył tre­ning, a ra­czej tre­su­rę, a po dru­gie, pró­bo­wa­ła go za­bić.

— To po­win­no ze­rwać każ­dą więź.

— Naj­pew­niej, pa­nie. Przy­pusz­cza­my, choć to tyl­ko spe­ku­la­cje, że Key’la spo­tka­ła go ran­ne­go w gó­rach i z ja­kichś nie­zna­nych po­wo­dów za­opie­ko­wa­ła się nim.

Nie­zna­nych? Gen­trell le­d­wo po­wstrzy­mał się od wy­mow­ne­go prze­wró­ce­nia oczy­ma. Cza­sem w tej ro­bo­cie za­po­mi­na­ło się, że świat to nie tyl­ko spi­ski ka­na­lii opę­ta­nych rzą­dzą wła­dzy i pie­nię­dzy. Nie tyl­ko fałsz, ob­łu­da, po­dwój­ni agen­ci, noże w ple­cach i tru­ci­zna w każ­dym kie­li­chu. Żyją na nim też lu­dzie, któ­rzy za­bie­ra­ją do domu ran­ne pta­ki, nie żeby je zjeść, lecz le­czyć im skrzy­dła.

Ce­sarz też pa­trzył na Luwo-asw-No­da­re­sa, jak­by nie wie­dział, czy ten so­bie z nie­go kpi. Wresz­cie mach­nął ręką i od­wró­cił się do Eu­se­we­nii.

— Wi­dzi pani, hra­bi­no. Je­śli pój­dzie­my tym tro­pem, jak po sznur­ku tra­fi­my na wę­zeł, z któ­re­go roz­cho­dzą się ko­lej­ne śla­dy. A od nich jesz­cze inne. Aż otrzy­ma­my to.

Na­ry­so­wał w po­wie­trzu kil­ka li­nii.

— Pa­ję­czy­nę. Sieć po­wią­zań. Mor­der­cy z gór, fał­szy­wa hra­bian­ka, chło­pak po­tra­fią­cy za­bi­jać lu­dzi go­ły­mi rę­ka­mi, ta­jem­ni­cza nie­wol­ni­ca Yawe­ny­ra. I wszy­scy oni dys­po­nu­ją umie­jęt­no­ścia­mi, któ­re za­trwa­ża­ją na­szych naj­po­tęż­niej­szych ma­gów. Prze­cho­dzą w Mrok, mie­sza­ją lu­dziom w pa­mię­ci, przy­wra­ca­ją ży­cie pół­mar­twym star­com. A po­środ­ku tej pa­ję­czy­ny mię­dzy Ole­ka­da­mi a Wiel­ki­mi Ste­pa­mi roz­gry­wa się bi­twa, w cza­sie któ­rej pew­ne dziec­ko omal nie zo­sta­je ana’bo­giem. Po to, do cho­le­ry, wpro­wa­dzi­li­śmy Wiel­ki Ko­deks, po to za­bro­ni­li­śmy uży­wa­nia ma­gii in­nej niż aspek­to­wa­na, żeby zmi­ni­ma­li­zo­wać za­gro­że­nie ta­kie­go wy­da­rze­nia. Przy­naj­mniej w po­bli­żu na­szych gra­nic. A poza nimi Nie­śmier­tel­ni też pil­nu­ją, by do tego nie do­cho­dzi­ło, bo nie moż­na żyć w świe­cie, w któ­rym co chwi­la po­ja­wia się nowe bó­stwo.

Trze­ci Szczur Im­pe­rium ro­zu­miał już do­brze, dla­cze­go spo­tka­nie od­by­wa się w tym zam­ku. Gru­be mury ze­wnętrz­ne, gru­be ścia­ny, w któ­rych z pew­no­ścią nie ukry­to ta­jem­nych przejść i kry­jó­wek do pod­słu­chi­wa­nia, straż­ni­cy i służ­ba do­bra­ni spo­śród naj­bar­dziej za­ufa­nych… W ca­łym Me­ekha­nie były może ze dwa tu­zi­ny lu­dzi, któ­rzy zna­li lub do­my­śla­li się tego, że Wiel­ki Ko­deks chro­ni nie tyl­ko przed cha­osem zwią­za­nym z nie­aspek­to­wa­ną ma­gią, de­mo­na­mi i opę­ta­nia­mi, lecz rów­nież przed nie­ustan­nym po­ja­wia­niem się no­wych pół­bo­skich by­tów. On sam do­wie­dział się o tym przed pię­cio­ma laty, gdy za­czę­ła się cała ta hi­sto­ria z Glew­wen-On. Na­dal pa­mię­tał pierw­szą myśl, któ­ra wy­klu­ła mu się wte­dy w gło­wie. „Dla bo­gów Wiel­ki Ko­deks jest rów­nie przy­dat­ny jak dla lu­dzi. Dzię­ki nie­mu Nie­śmier­tel­ni nie mu­szą co chwi­la wal­czyć z no­wy­mi pre­ten­den­ta­mi do wła­snych tro­nów”.

Luwo chrząk­nął.

— Z ca­łym sza­cun­kiem, Wa­sza Wy­so­kość. One­lia Um­bra twier­dzi, że dzia­ła­nia mor­der­ców z gór nie mia­ły nic wspól­ne­go z Ver­dan­no i bi­twą nad Las­są. Cho­dzi­ło tyl­ko o to, że ści­ga­no ją i in­nych ucie­ki­nie­rów.

— A ty jej uwie­rzy­łeś?

— Prze­słu­chi­wa­li­śmy ją prze­szło mie­siąc. Dzię­ki jej wska­zów­kom od­na­le­zio­no i schwy­ta­no osiem osób z tych, na któ­re po­lo­wa­li mor­der­cy z Ole­ka­dów i któ­re zdo­ła­ły prze­żyć. Jak na ra­zie. Wszyst­kie po­twier­dzi­ły jej opo­wieść. To ucie­ki­nie­rzy z miej­sca, któ­re naj­pew­niej znaj­du­je się poza Mro­kiem. By się tu do­stać, uży­li po­twor­nej ma­gii, w któ­rej wy­ni­ku zgi­nę­ło wie­lu na­szych lu­dzi. Póź­niej pró­bo­wa­li ukryć się w Ole­ka­dach. Roz­pro­szyć i znik­nąć. Ale to nie wy­star­czy­ło. Ktoś na­ka­zał wy­tro­pić ich i za­bić…

— Znam ra­por­ty. — Ce­sarz prze­rwał Pierw­sze­mu nie­cier­pli­wym ge­stem, a Gen­trell po­czuł się jak głod­ny szczur, któ­re­mu sprzed nosa zwi­nię­to wła­śnie wiel­ki ka­wał so­czy­stej szyn­ki. In­for­ma­cje. Ta­jem­ni­ce. Wie­dza. Mi­mo­wol­nie ob­li­zał war­gi. Do cho­le­ry, po co go tu­taj spro­wa­dzo­no? Na tor­tu­ry?

— Od­bie­gli­śmy od te­ma­tu, Luwo. Key’la Ka­le­venh naj­pew­niej prze­ży­ła. W po­go­rze­li­sku po spa­lo­nym wo­zie nie zna­le­zio­no żad­nych szcząt­ków ani jej, ani tego chłop­ca, z któ­rym prze­by­wa­ła. A szu­ka­no, choć­by na re­li­kwie. Przy­po­mi­nam też, że chło­pak zdo­łał prze­rzu­cić przez gra­ni­cę Mro­ku pół kom­pa­nii pie­cho­ty. Moim zda­niem za­brał ją wła­śnie tam.

— Zga­dzam się, pa­nie. Ka­za­łem na­wet prze­pro­wa­dzić od­po­wied­ni eks­pe­ry­ment. Na wo­zie wy­ła­do­wa­nym drew­nem i po­jem­ni­ka­mi z oli­wą po­ło­ży­li­śmy dwój­kę dzie­ci i pod­pa­li­li­śmy go. W po­pie­le zo­sta­ły ko­ści. Dało się na­wet zi­den­ty­fi­ko­wać, któ­re na­le­ża­ły do dziew­czy…

Luwo-asw-No­da­res prze­rwał pod cię­ża­rem trzech par spoj­rzeń.

— Och, na li­tość Pani. To były mar­twe dzie­ci ja­kichś nę­dza­rzy. Mamy do­stęp do miej­skiej kost­ni­cy, gdzie tra­fia­ją zwło­ki grze­ba­ne póź­niej na koszt pań­stwa. Nie­waż­ne. Za­kła­da­jąc, że Key’la i jej opie­kun tra­fi­li w Mrok, pod­ję­li­śmy już dzia­ła­nia, by ich stam­tąd wy­do­stać.

Gen­trell chrząk­nął.

— Na­wet je­śli tam tra­fi­li, mi­nę­ło już spo­ro cza­su. Czy­ta­łem re­la­cję z wę­drów­ki Szó­stej Kom­pa­nii. Brak schro­nie­nia, trud­no do­stęp­na woda, no i żad­nej żyw­no­ści.

— Pan­na Um­bra jest pew­na, że jej ka­na­loo po­tra­fi so­bie po­ra­dzić w Mro­ku. Za­pew­nia nas, że do tego zo­stał stwo­rzo­ny. Być może nie zdo­łał­by zna­leźć wody i żyw­no­ści dla kil­ku­dzie­się­ciu lu­dzi, ale dla dwój­ki, ow­szem. Jej… ro­da­cy zna­ją Mrok le­piej niż my. Za­pusz­cza­ją się tam czę­ściej. One­lia za­pew­nia, że nie jest to tak mar­twy świat, jak moż­na by są­dzić z ra­por­tu żoł­nie­rzy. Szó­sta tra­fi­ła po pro­stu na te­ren znisz­czo­ny wiel­kim ka­ta­kli­zmem. Je­śli Key’li nie spo­tka­ła żad­na zła przy­go­da, jest szan­sa, że wciąż żyje.

Eu­se­we­nia wy­ko­na­ła taki ruch, jak­by chcia­ła po­dejść do Pierw­sze­go Szczu­ra i moc­no nim po­trzą­snąć. Za­trzy­ma­ła się jed­nak w pół kro­ku i za­py­ta­ła obo­jęt­nym to­nem:

— Dzia­ła­nia? Ja­kie dzia­ła­nia pod­ję­li­ście?

Luwo spoj­rzał na Sukę z ta­kim uśmiesz­kiem, że Gen­trell wie­dział, że to, co za­raz po­wie, bar­dzo jej się nie spodo­ba.

— One­lia Um­bra zo­sta­ła wy­sła­na z dru­ży­ną Nory na spo­tka­nie z Szó­stą Kom­pa­nią, tak, tą samą, o któ­rej mó­wi­li­śmy, by wraz z nią udać się w Mrok. Twier­dzi, że moż­na tego do­ko­nać w miej­scu zwa­nym sa­vho­ren. Pró­bo­wa­ła się tam zresz­tą do­stać po ata­ku na za­mek hra­bie­go. Tyl­ko ona może ak­ty­wo­wać przej­ście, więc jest nie­zbęd­na w tej mi­sji, a lu­dzie po­rucz­ni­ka lyw-Da­ra­wy­ta jako je­dy­ni wie­dzą coś o Mro­ku, wę­dro­wa­li przez nie­go, a poza tym to­wa­rzysz na­szej zgu­by zna ich i chy­ba im ufa.

Za­wio­dła go. Nie wy­buch­nę­ła krzy­kiem, nie blu­zgnę­ła prze­kleń­stwa­mi ani nie za­czę­ła rwać wło­sów z gło­wy. Oczy­wi­ście tak na­praw­dę nikt się tego po niej nie spo­dzie­wał, nie zo­sta­je się pierw­szą oso­bą w Psiar­ni, je­śli ma się skłon­no­ści do hi­ste­rii i nad­mier­nie emo­cjo­nal­nych za­cho­wań. Ale mo­gła­by się choć skrzy­wić.

Za­miast tego ski­nę­ła tyl­ko gło­wą i po­wie­dzia­ła:

— Ro­zu­miem.

Uśmie­szek Szczu­ra zgasł. Je­śli choć po­ło­wa plo­tek o Suce była praw­dzi­wa, ona mu za to od­pła­ci. Jak nie dziś, to za pięć lat. Albo dzie­sięć. Roz­ka­zy ce­sar­skie zo­sta­ną wy­ko­na­ne, woj­na mię­dzy wy­wia­da­mi wy­ga­śnie i bę­dzie się tyl­ko lek­ko tlić, jak przez ostat­nie lata, ale Eu­se­we­nia Wam­lesch nie za­po­mni, że szef Nory nie tyl­ko nie do­pu­ścił jej do swo­ich naj­więk­szych zdo­by­czy, ale też lek­ko­myśl­nie wy­słał je poza kra­wędź świa­ta.

— Nie mu­szę mó­wić, że do­wódz­two Gór­skiej Stra­ży nie przy­ję­ło en­tu­zja­stycz­nie na­szej proś­by o prze­ka­za­nie tych lu­dzi, choć­by tym­cza­so­we. — Luwo pod­szedł do pła­sko­rzeź­by i sta­nął przy jej pół­noc­nej kra­wę­dzi. — Szó­stą Kom­pa­nię wy­sła­no wcze­śniej w miej­sce, gdzie Straż za­zwy­czaj się nie za­pusz­cza. O, gdzieś tu­taj.

Szpieg przy­kuc­nął i do­tknął pal­cem jed­nej z prze­łę­czy na Wiel­kim Grzbie­cie.

— Na szczę­ście ce­sar­skie roz­ka­zy były ja­sne. Ostat­ni ra­port od na­szych lu­dzi, któ­ry otrzy­ma­łem dwa dni temu, mó­wił, że od­szu­ka­no tych żoł­nie­rzy i wkrót­ce zo­sta­nie na­wią­za­ny z nimi kon­takt. Za­pew­ne już wy­ru­szy­li w dro­gę po­wrot­ną.

Ce­sarz sta­nął nad Pierw­szym Szczu­rem i za­pa­trzył się na pła­sko­rzeź­bę, jak­by na­praw­dę mógł na jej po­ha­ra­ta­nej, za­ku­rzo­nej po­wierzch­ni do­strzec ma­leń­kie ludz­kie fi­gur­ki.

— To We­ssyr­czy­cy. Je­steś pe­wien?

Загрузка...