W ciszy, która zapadła po ostatnim stwierdzeniu cesarza, Gentrell-kan-Owar, Trzeci Szczur Imperium, miał wrażenie, że wszyscy słyszą, jak w jego głowie powstaje wielka dziura, zasysająca do środka rzeczy, które uważał za pewniki. Key’la Kalevenh żyje? Ta sama Key’la, której plemiona Wozaków budowały wielki kurhan? Córka And’ewersa? Jej śmierć uznawał za potwierdzoną ponad wszelką wątpliwość. Jeśli żyła…
Zapadki w jego umyśle, czyli tym, co niektórzy uważali za jego największą broń, zaczynały zaskakiwać na swoje miejsce.
Ktoś, kto dostanie ją w ręce, będzie miał wpływ na samego And’ewersa. Nie, źle. Key’la jest dla Verdanno Wybraną Laal Szarowłosej. Tej samej Laal, dla której przez setki lat zrezygnowali z dosiadania koni. Jeśli Key’la Kalevenh stanie teraz przed nimi, to ten, kto zrobi z niej swoją marionetkę, będzie mógł skierować Wozaków, dokąd zechce. Nawet w sojuszu z Yawenyrem z powrotem przeciw Meekhanowi.
My albo nikt – postanowił.
To dziecko jest zbyt ważne, by pozwolić mu chodzić swobodnie po świecie. Jeśli nie da jej się kontrolować… Zrobił w myślach listę najskuteczniejszych drużyn zabójców, które mieli na Wschodzie. Osiem, może dziesięć. Trzy są w terenie, dwie odpoczywają i leczą rany, co najmniej jedna szykuje się do akcji przeciw Ogarom. Odwołać. Ci będą gotowi na już.
Wszystko to trwało dwa, może trzy uderzenia serca. Gdy uniósł wzrok, napotkał dwa uważne, taksujące spojrzenia. Jedno z nich okraszone uśmiechem.
— Właśnie to zawsze w nim podziwiałem, hrabino. Zaakceptował fakty i podjął decyzję o schwytaniu lub zabiciu tej dziewczynki w czasie krótszym, niż większość ludzi zapytałaby z głupią miną „Ale że jak?”.
Uśmiech cesarza znikł.
— Ona musi przeżyć. Bezwzględnie. Jeśli Pierwszy Szczur się nie myli, być może jest najważniejszą osobą tego stulecia. Zresztą, Luwo powinien już tu być…
Drzwi uchyliły się bezdźwięcznie i lokaj zaanonsował.
— Hrabia Luwo-asw-Nodares, Naczelnik Wywiadu Wewnętrznego.
Oboje, Suka i Pierwszy Szczur, nosili tytuły hrabiowskie, co bardzo ułatwiało im poruszanie się w zhierarchizowanym świecie meekhańskiej arystokracji. Oba tytuły należały do starych, lecz mało znanych rodów, wegetujących gdzieś na obrzeżu Imperium, a nawet jeśli ktoś pamiętałby, że Luwo-asw-Nodares urodził się jako syn drobnego kupca, to setka wyglądających na autentyczne pergaminów zadałaby kłam jego pamięci. Gentrell również mógłby sobie sprawić podobne dokumenty, ale rola Trzeciego nie wymagała aż takich poświęceń. Wolał swój prawdziwy tytuł szlachecki, choć od lat nie afiszował się z monogramami na mankietach.
Pierwszy Szczur wszedł do sali szybkimi, drobnymi kroczkami. Na tę okazję ubrał się na czarno i to w dość obcisły strój, co dodatkowo podkreślało jego szczupłą sylwetkę. Gładko ogolony, z krzaczastymi brwiami sterczącymi niczym kępki trawy pod zaczesanymi na czoło włosami i ze szpiczastym nosem, na którym tkwiły dwa wypukłe kawałki szkła, przez co jego oczy wyglądały jak wielkie, czarne kulki, przypominał prawdziwego szczura.
Poczucie humoru Luwo-asw-Nodaresa miało korzenie w rejonach niedostępnych dla umysłów zwykłych śmiertelników.
— Wasza Wysokość. — Pierwszy ukłon skierowany był nieco w lewo od cesarza. — Hrabino, jak zawsze piękna. — Drugi minął Eusewenię z prawej. — Gentrell, mój chłopcze. — Jemu musiało wystarczyć uprzejme skinienie głowy. — Całe lata cię nie widziałem.
Właściwie to rozmawiali twarzą w twarz dwa miesiące temu, gdy Pierwszy omawiał z nim możliwą kampanię przeciw Ponkee-Laa, ale Gentrell wiedział, że owo roztargnienie to tylko element gierki na użytek Suki.
Odnotował też, że szef Szczurów nie okazał zdziwienia na widok posadzki pokrytej Szaleństwem Embrela. Wiedział o tym, czy też uważał to za nieistotny szczegół? To jednak nie było najważniejsze. Cesarz wspomniał o asw-Nodaresie – i ten w kilka chwil staje w drzwiach. Czy to było zaplanowane? Na dodatek to stwierdzenie – jeśli Pierwszy się nie myli? W czym?
— Zdejmij to z twarzy, Luwo. Wyglądasz głupio.
— Naprawdę, Wasza Wysokość? — Szkła zostały zawinięte w chustkę i znikły gdzieś za pazuchą Szczura. — To ma poprawiać wzrok starym ludziom. Taka prosta sztuczka naukowa zamiast kosztownej kuracji magią, która nie zawsze działa, miewa skutki uboczne i na którą niewielu stać. Zdumiewające jest to, że inne szkła pomagają tym, którzy widzą źle z bliska, a zupełnie inne tym, którzy widzą kiepsko z daleka.
Fascynacja nauką, problemami inżynieryjnymi i mechanicznymi zabawkami była jedną z niewielu słabości Pierwszego Szczura. Jeżeli o słabość można oskarżyć kogoś, kto obserwując pracę dźwigu na budowie, konstruuje bezdźwięczny mechanizm naciągu kuszy, który nawet dziecko obsłuży jedną ręką. Drużyny zabójców Szczurzej Nory nazywały to ulepszenie „luwarkiem”.
Eusewenia przyglądała się Pierwszemu z tą szczególną miną, z jaką kobiety patrzą na mężczyzn zanudzających je w trakcie przyjęcia opowieściami o swoich sukcesach na polowaniach. Gentrell nie dał się nabrać. Ona była w tym samym stopniu zdegustowana, w jakim Luwo-asw-Nodares niezręczny. Oboje tak bardzo starali się ukrywać swoje prawdziwe twarze, że gdyby ujrzeli się w lustrze bez maski, chyba wrzasnęliby z przerażenia.
Cesarz jednak raczył się zainteresować. A może po prostu dobrze wiedział, że Pierwszy nie robi niczego bez powodu.
— Interesująca ta twoja zabawka. Praktyczna?
— Cech szlifierzy odniósł już spore sukcesy w produkcji tych szkieł. I mimo że sprzedaje je dość drogo, zainteresowanie jest duże. Nawet średnio zamożny rzemieślnik zapłaci sporo, by móc dobrze widzieć i wciąż pracować… — naczelnik Nory zawiesił głos.
Kregan-ber-Arlens spojrzał na wybrzuszenie za pasem Szczura.
— Nowy podatek?
Nie ma to jak znaleźć rzecz, która stanie się ludziom na tyle niezbędna, że wkrótce nie będą mogli się bez niej obejść.
— Niewielki. Może dziesiąta część ceny, na początek. Na szlifierzy. I może nie od razu, dopiero za kilka lat, gdy cech wprawi się w produkcji tych szkieł, a ludzie będą chcieli kupować ich więcej. Polecam tę informację uwadze Waszej Wysokości.
Cesarz potaknął niedbale, a Gentrell mógł bez trudu wyobrazić sobie wielką księgę w jego głowie, w której pojawiła się odpowiednia notatka z adnotacją „ważne, zajrzeć za pięć lat”. Skurczybyk, niczego nie zapominał.
— Wróćmy do rzeczy. — Imperator usiadł swobodnie na krześle, założył nogę na nogę. — Key’la Kalevenh, hrabio. Co o niej wiemy?
— No tak, Key’la. Najmłodsza w rodzinie. Córka And’ewersa Kalevenha, kowala z Lithrew. To takie małe miasteczko około dwudziestu mil od Amerthy, tysiąc pięćset do dwóch tysięcy dusz, zależy, ilu pasterzy i członków wolnych czaardanów zatrzymuje się tam zimować. Na południe od miasteczka znajduje się Uroczysko, nieduże, bez nazwy, przeważnie nieaktywne i…
— Do rzeczy — Eusewenia przerwała mu w pół słowa, niecierpliwie. — Nie musimy wiedzieć, jakie bydło hodują w tamtejszej okolicy?
— Sahryjskie długorogie i nizinne z Olwe. Obie rasy dobrze znoszą ciężkie zimy i mogą długo przetrwać nawet na kiepskiej paszy, choć nie dają tyle mleka co północne bydło brązowe czy tyle mięsa co asuwer. Asuwerskie byki ważą po trzy tysiące funtów. Ale wschodnie bydło lubi wędrówki, więc idealnie nadaje się do wypasu na Stepach. Zresztą, sahryjskie przejęliśmy właśnie od koczowników. — Luwo-asw-Nodares wytrzymał wściekłe spojrzenie Suki z taką miną, jakby sama prosiła go o ten wykład. — A stwierdzenie naczelniczki Psiarni, że nie musi czegoś wiedzieć, budzi mój największy niepokój. Ogar, który stracił zainteresowanie podejmowaniem tropów, powinien przestać chadzać na polowania.
Zapadła cisza, nawet cesarz wstrzymał oddech.
— Każda z rzeczy, o której mówię i będę mówił, ma znaczenie — pierwszy Szczur kontynuował jak gdyby nigdy nic. — Każda powinna zostać zapamiętana i przeanalizowana. Musimy wiedzieć, co zaszło przy Lassie na polu bitwy między Wozakami a Se-kohlandczykami, a to wymaga pełnego obrazu sytuacji.
Znikł gdzieś śmieszny, chudy człowieczek z idiotycznymi szkiełkami na twarzy. Pojawił się naczelnik Wywiadu Wewnętrznego, szef budzącej największy strach i szacunek instytucji Imperium.
— Key’la Kalevenh urodziła się około dziesięciu lat temu, dokładnej daty nie znamy, Wozacy nie wyznają Baelta’Mathran, nasi kapłani Laal Szarowłosej traktują zaś Verdanno jak odszczepieńców, ze względu na tę ich obsesję niedosiadania koni, więc jej urodziny nie zostały odnotowane w księgach żadnej świątyni. O ojcu wiemy niewiele. Dobry kowal, jeden z najlepszych w okolicy, miał świetne kontakty z armią i Laskolnykiem. Ćwierć wieku temu był En’leydem jednej z większych karawan w czasie Krwawego Marszu, gdy Wozacy uciekali ze swojej ziemi, masakrowani przez Se-kohlandczyków. En’leyd, czyli Oko Węża, oznacza dowódcę w czasie wojennego marszu. W naszej armii byłby to co najmniej stopień starszego pułkownika, choć w tym przypadku raczej pełnego generała. O matce nie wiemy praktycznie nic, choć podejrzewamy, że to z jej strony Key’la odziedziczyła talent.
Gentrell kątem oka dostrzegł, że cesarz kiwa potakująco głową. Te informacje nie były dla niego nowością. Eusewenia tylko patrzyła. Tak beznamiętnie, jakby obserwowała ciasto rosnące w kadzi. Pierwszy Szczur ciągnął dalej:
— Talent magiczny, oczywiście. Nie wiemy, czy byłaby uzdolniona w posługiwaniu się aspektami, czy raczej w jakiejś odmianie plemiennej magii, ale wiele wskazuje, że prędzej czy później jej talent rozbłysnąłby i został zauważony. Nie wychowywała się jednak w jednym z wozackich obozów, gdzie któryś z czarowników mógłby szybko zwrócić na nią uwagę, urodziła się i dorastała w niewielkim miasteczku, które ma tylko jednego maga. A Panse Weilhorn nie rozpoznałby utalentowanego dziecka, nawet gdyby wokół zaczęły latać skrzydlate świnie. To tylko zwykły, wiejski czarodziej. Poza tym — uniesieniu palca Szczura towarzyszyło uniesienie brwi — po pierwsze, takie rzeczy zdarzają się przeważnie w okresie dojrzewania, więc Key’la była za młoda, by się zdradzić czymś spektakularnym. A po drugie, Uroczysko przy mieście wprowadza zamęt wśród aspektów, niewielki, ale na tyle istotny, by ukryć jej obecność.
Luwo-asw-Nodares posłał Suce szeroki uśmiech.
— Ja nie podaję nieistotnych informacji, hrabino. Oczywiście to wszystko tylko spekulacje, wiele jednak wskazuje na to, że na se-kohlandzkich hakach, na polu krwawej bitwy, w towarzystwie plemiennych duchów Sahrendey i setek, a później tysięcy dusz przemocą wydartych z ciał, zawisło dziecko zdolne sięgać po Moc. Jak powiedziałem, jej talent wcześniej się nie ujawnił, lecz to nie ma znaczenia. Wszyscy wiemy, że czasem talent do posługiwania się magią budzi się gwałtownie, w mgnieniu oka, często w trakcie jakichś intensywnych przeżyć. Duchy przyszły do niej, zaciekawione, zagniewane albo szukające nowego ciała. A ona, coraz bliższa śmierci, zaczęła się na nie otwierać. Zapewne widziała coś, co uznała za majaki, początek obłędu, może nawet próbowała z tymi duchami rozmawiać… Nie wiem. Wiem jednak, że cały proces został przerwany przez oddział Górskiej Straży pod dowództwem porucznika Kennetha-Lyw-Darawyta z Szóstej Kompanii Szóstego Pułku z Belenden. Jednej z tych, które na prośbę dowództwa Regimentu Wschodniego wysłano w Olekady w celu wsparcia tamtejszych oddziałów.
Eusewenia zmrużyła oczy.
— To ta sama kompania, która przeprowadziła Verdanno przez góry?
— Oczywiście, że nie. Wozacy Verdanno zbuntowali się i sami znaleźli przejście, a nasza kompania w sile kilkudziesięciu żołnierzy nie miała szans, by ich powstrzymać.
Ostatnie dwa zdania zostały wypowiedziane tak protekcjonalnym tonem, że dałoby się nimi upokorzyć połowę średniej wielkości miasta. Ale Pierwsza wśród imperialnych Ogarów nie dała się sprowokować.
— Czyli to oni. Ci sami, którzy oddali w ręce Szczurów… nazywajmy ją dalej Laiwą-son-Baren, bliźniaczkę tajemniczej niewolnicy, dzięki której Yawenyr odzyskał siły i mógł poprowadzić wojska przeciw Wozakom. A my nie możemy tej kobiety przesłuchać.
Gentrell prawie się uśmiechnął. Suka nigdy nie odpuszczała. Nigdy.
Luwo potwierdził.
— Tak. Tę samą osobę, związaną w jakiś sposób z chłopcem, który zgodnie z zeznaniami strażników posiadł umiejętność przechodzenia między naszym światem a Mrokiem. Podobnie zresztą jak grupki dziwnych zabójców odpowiedzialnych za mordy w Olekadach. To również wiemy z zeznań porucznika Szóstej Kompanii i jego ludzi, a traktujemy te informacje, wraz z danymi pozyskanymi od fałszywej hrabianki i kilku innych osób, jako wyjątkowo wiarygodne. Niestety dowództwo Górskiej Straży odmówiło przekazania nam tych żołnierzy na stałe. A rozkazy jego wysokości w sprawie armii są jasne.
— I takie pozostaną. Ta kompania jest dość sławna, a wy nie będziecie robić niczego, co może osłabić lojalność żołnierzy. Zwłaszcza Wessyrczyków. A tak między nami mówiąc, droga hrabino — cesarz wstał energicznie z krzesła i mimo iż wcale nie należał do wysokich mężczyzn, w komnacie zrobiło się nagle jakby ciasno — czy nie rzucają ci się w oczy pewne prawidłowości? Pochodzący z innego miejsca Wszechrzeczy zabójcy z Olekadów, których coś łączyło z zagadkową hrabianką, której siostra bliźniaczka leczyła samego Yawenyra. Tajemniczy chłopiec, mogący otwierać przejście w Mrok, również związany z tą Laiwą, o którym wiemy tylko, że walczył i zabijał morderców z gór. I który opiekował się Key’lą Kalevenh, choć na litość Wielkiej Pani, nie mamy pojęcia, jakim cudem się z nią związał.
Luwo chrząknął.
— Wasza Wysokość pozwoli? Onelia Umbra. Takie imię podała fałszywa hrabianka jako własne… więc Onelia Umbra powiedziała nam, że ten chłopiec to jej brat. Nie rodzony, tylko przyrodni, mieli tego samego ojca. Oboje należeli do jednego wezure’h, to określenie chyba obejmuje ród albo większą wspólnotę, z której pochodzą. On miał być jej strażnikiem i obrońcą. Kanaloo, takiej nazwy użyła, i jeśli dobrze rozumiemy zależność między nimi, więzi łączące ją z chłopcem miały być silniejsze niż śmierć. Ale, po pierwsze, porzuciła go kilka lat temu, nim ukończył trening, a raczej tresurę, a po drugie, próbowała go zabić.
— To powinno zerwać każdą więź.
— Najpewniej, panie. Przypuszczamy, choć to tylko spekulacje, że Key’la spotkała go rannego w górach i z jakichś nieznanych powodów zaopiekowała się nim.
Nieznanych? Gentrell ledwo powstrzymał się od wymownego przewrócenia oczyma. Czasem w tej robocie zapominało się, że świat to nie tylko spiski kanalii opętanych rządzą władzy i pieniędzy. Nie tylko fałsz, obłuda, podwójni agenci, noże w plecach i trucizna w każdym kielichu. Żyją na nim też ludzie, którzy zabierają do domu ranne ptaki, nie żeby je zjeść, lecz leczyć im skrzydła.
Cesarz też patrzył na Luwo-asw-Nodaresa, jakby nie wiedział, czy ten sobie z niego kpi. Wreszcie machnął ręką i odwrócił się do Eusewenii.
— Widzi pani, hrabino. Jeśli pójdziemy tym tropem, jak po sznurku trafimy na węzeł, z którego rozchodzą się kolejne ślady. A od nich jeszcze inne. Aż otrzymamy to.
Narysował w powietrzu kilka linii.
— Pajęczynę. Sieć powiązań. Mordercy z gór, fałszywa hrabianka, chłopak potrafiący zabijać ludzi gołymi rękami, tajemnicza niewolnica Yawenyra. I wszyscy oni dysponują umiejętnościami, które zatrważają naszych najpotężniejszych magów. Przechodzą w Mrok, mieszają ludziom w pamięci, przywracają życie półmartwym starcom. A pośrodku tej pajęczyny między Olekadami a Wielkimi Stepami rozgrywa się bitwa, w czasie której pewne dziecko omal nie zostaje ana’bogiem. Po to, do cholery, wprowadziliśmy Wielki Kodeks, po to zabroniliśmy używania magii innej niż aspektowana, żeby zminimalizować zagrożenie takiego wydarzenia. Przynajmniej w pobliżu naszych granic. A poza nimi Nieśmiertelni też pilnują, by do tego nie dochodziło, bo nie można żyć w świecie, w którym co chwila pojawia się nowe bóstwo.
Trzeci Szczur Imperium rozumiał już dobrze, dlaczego spotkanie odbywa się w tym zamku. Grube mury zewnętrzne, grube ściany, w których z pewnością nie ukryto tajemnych przejść i kryjówek do podsłuchiwania, strażnicy i służba dobrani spośród najbardziej zaufanych… W całym Meekhanie były może ze dwa tuziny ludzi, którzy znali lub domyślali się tego, że Wielki Kodeks chroni nie tylko przed chaosem związanym z nieaspektowaną magią, demonami i opętaniami, lecz również przed nieustannym pojawianiem się nowych półboskich bytów. On sam dowiedział się o tym przed pięcioma laty, gdy zaczęła się cała ta historia z Glewwen-On. Nadal pamiętał pierwszą myśl, która wykluła mu się wtedy w głowie. „Dla bogów Wielki Kodeks jest równie przydatny jak dla ludzi. Dzięki niemu Nieśmiertelni nie muszą co chwila walczyć z nowymi pretendentami do własnych tronów”.
Luwo chrząknął.
— Z całym szacunkiem, Wasza Wysokość. Onelia Umbra twierdzi, że działania morderców z gór nie miały nic wspólnego z Verdanno i bitwą nad Lassą. Chodziło tylko o to, że ścigano ją i innych uciekinierów.
— A ty jej uwierzyłeś?
— Przesłuchiwaliśmy ją przeszło miesiąc. Dzięki jej wskazówkom odnaleziono i schwytano osiem osób z tych, na które polowali mordercy z Olekadów i które zdołały przeżyć. Jak na razie. Wszystkie potwierdziły jej opowieść. To uciekinierzy z miejsca, które najpewniej znajduje się poza Mrokiem. By się tu dostać, użyli potwornej magii, w której wyniku zginęło wielu naszych ludzi. Później próbowali ukryć się w Olekadach. Rozproszyć i zniknąć. Ale to nie wystarczyło. Ktoś nakazał wytropić ich i zabić…
— Znam raporty. — Cesarz przerwał Pierwszemu niecierpliwym gestem, a Gentrell poczuł się jak głodny szczur, któremu sprzed nosa zwinięto właśnie wielki kawał soczystej szynki. Informacje. Tajemnice. Wiedza. Mimowolnie oblizał wargi. Do cholery, po co go tutaj sprowadzono? Na tortury?
— Odbiegliśmy od tematu, Luwo. Key’la Kalevenh najpewniej przeżyła. W pogorzelisku po spalonym wozie nie znaleziono żadnych szczątków ani jej, ani tego chłopca, z którym przebywała. A szukano, choćby na relikwie. Przypominam też, że chłopak zdołał przerzucić przez granicę Mroku pół kompanii piechoty. Moim zdaniem zabrał ją właśnie tam.
— Zgadzam się, panie. Kazałem nawet przeprowadzić odpowiedni eksperyment. Na wozie wyładowanym drewnem i pojemnikami z oliwą położyliśmy dwójkę dzieci i podpaliliśmy go. W popiele zostały kości. Dało się nawet zidentyfikować, które należały do dziewczy…
Luwo-asw-Nodares przerwał pod ciężarem trzech par spojrzeń.
— Och, na litość Pani. To były martwe dzieci jakichś nędzarzy. Mamy dostęp do miejskiej kostnicy, gdzie trafiają zwłoki grzebane później na koszt państwa. Nieważne. Zakładając, że Key’la i jej opiekun trafili w Mrok, podjęliśmy już działania, by ich stamtąd wydostać.
Gentrell chrząknął.
— Nawet jeśli tam trafili, minęło już sporo czasu. Czytałem relację z wędrówki Szóstej Kompanii. Brak schronienia, trudno dostępna woda, no i żadnej żywności.
— Panna Umbra jest pewna, że jej kanaloo potrafi sobie poradzić w Mroku. Zapewnia nas, że do tego został stworzony. Być może nie zdołałby znaleźć wody i żywności dla kilkudziesięciu ludzi, ale dla dwójki, owszem. Jej… rodacy znają Mrok lepiej niż my. Zapuszczają się tam częściej. Onelia zapewnia, że nie jest to tak martwy świat, jak można by sądzić z raportu żołnierzy. Szósta trafiła po prostu na teren zniszczony wielkim kataklizmem. Jeśli Key’li nie spotkała żadna zła przygoda, jest szansa, że wciąż żyje.
Eusewenia wykonała taki ruch, jakby chciała podejść do Pierwszego Szczura i mocno nim potrząsnąć. Zatrzymała się jednak w pół kroku i zapytała obojętnym tonem:
— Działania? Jakie działania podjęliście?
Luwo spojrzał na Sukę z takim uśmieszkiem, że Gentrell wiedział, że to, co zaraz powie, bardzo jej się nie spodoba.
— Onelia Umbra została wysłana z drużyną Nory na spotkanie z Szóstą Kompanią, tak, tą samą, o której mówiliśmy, by wraz z nią udać się w Mrok. Twierdzi, że można tego dokonać w miejscu zwanym savhoren. Próbowała się tam zresztą dostać po ataku na zamek hrabiego. Tylko ona może aktywować przejście, więc jest niezbędna w tej misji, a ludzie porucznika lyw-Darawyta jako jedyni wiedzą coś o Mroku, wędrowali przez niego, a poza tym towarzysz naszej zguby zna ich i chyba im ufa.
Zawiodła go. Nie wybuchnęła krzykiem, nie bluzgnęła przekleństwami ani nie zaczęła rwać włosów z głowy. Oczywiście tak naprawdę nikt się tego po niej nie spodziewał, nie zostaje się pierwszą osobą w Psiarni, jeśli ma się skłonności do histerii i nadmiernie emocjonalnych zachowań. Ale mogłaby się choć skrzywić.
Zamiast tego skinęła tylko głową i powiedziała:
— Rozumiem.
Uśmieszek Szczura zgasł. Jeśli choć połowa plotek o Suce była prawdziwa, ona mu za to odpłaci. Jak nie dziś, to za pięć lat. Albo dziesięć. Rozkazy cesarskie zostaną wykonane, wojna między wywiadami wygaśnie i będzie się tylko lekko tlić, jak przez ostatnie lata, ale Eusewenia Wamlesch nie zapomni, że szef Nory nie tylko nie dopuścił jej do swoich największych zdobyczy, ale też lekkomyślnie wysłał je poza krawędź świata.
— Nie muszę mówić, że dowództwo Górskiej Straży nie przyjęło entuzjastycznie naszej prośby o przekazanie tych ludzi, choćby tymczasowe. — Luwo podszedł do płaskorzeźby i stanął przy jej północnej krawędzi. — Szóstą Kompanię wysłano wcześniej w miejsce, gdzie Straż zazwyczaj się nie zapuszcza. O, gdzieś tutaj.
Szpieg przykucnął i dotknął palcem jednej z przełęczy na Wielkim Grzbiecie.
— Na szczęście cesarskie rozkazy były jasne. Ostatni raport od naszych ludzi, który otrzymałem dwa dni temu, mówił, że odszukano tych żołnierzy i wkrótce zostanie nawiązany z nimi kontakt. Zapewne już wyruszyli w drogę powrotną.
Cesarz stanął nad Pierwszym Szczurem i zapatrzył się na płaskorzeźbę, jakby naprawdę mógł na jej poharatanej, zakurzonej powierzchni dostrzec maleńkie ludzkie figurki.
— To Wessyrczycy. Jesteś pewien?