51 Odkrycia w Tanchico

Elayne niezdarnie manipulowała dwoma cienkimi, polakierowanymi na czerwono pałeczkami, starając się poprawnie ułożyć je w palcach.

„Sursa — napomniała się. — Nie pałeczki, tylko Bursa. Głupi sposób jedzenia, niezależnie od tego, jak się nazywają”.

Po drugiej stronie stołu, nakrytego w Komnacie Opadającego Kwiecia, Egeanin marszczyła czoło, spoglądając na własne sursa, trzymała po jednej w każdej dłoni, jakby to naprawdę były zwykłe pałeczki. Nynaeve zaś ułożyła już swoje w taki sposób, jak zademonstrowała im Rendra, ale jak dotąd, udało jej się pochwycić i donieść do ust tylko jeden płatek mięsa oraz kilka kawałków pieprzu, zacisnęła więc usta z determinacją. Stół pokrywało mnóstwo niewielkich białych miseczek, każdą wypełniały drobne cząstki i małe płaty mięsa oraz jarzyn, niektóre zalane ciemnymi lub jasnymi sosami. Elayne osądziła, że skończenie tego posiłku może zabrać im resztę dnia. Obdarzyła karczmarkę o miodowych włosach wdzięcznym uśmiechem, kiedy ta pochyliła się i sięgnęła przez jej ramię, aby ułożyć Bursa we właściwy sposób.

— Twój kraj znajduje się w stanie wojny z Arad Doman — powiedziała Egeanin, w jej głosie brzmiał nieomal gniew. — Dlaczego serwujesz potrawy swoich wrogów?

Rendra wzruszyła ramionami, wydymając usta za swą woalką; dzisiaj nosiła najbledszą z możliwych czerwieni, a paciorki tego samego koloru wplecione w jej cienkie warkoczyki cichutko stukały, kiedy poruszała głową.

— Taka jest teraz moda. Cztery dni temu rozpoczęła się w Ogrodzie Srebrnych Wiatrów i teraz niemalże każdy klient żąda, aby mu podano jedzenie Domani. Przypuszczam, że może właśnie dlatego, iż nie potrafimy podbić Domani w bitwie, zdobywamy przynajmniej ich kuchnię. A może w Badar Aban jedzą właśnie jagnię w miodowym sosie oraz jabłka w galarecie, co? Za cztery dni będzie to zapewne znowu coś innego. Moda zmienia się teraz szybko, a jeśli ktoś podburzy tłum przeciwko...

Ponownie wzruszyła ramionami.

— Czy sądzicie, że mogą znowu wybuchnąć zamieszki? — zapytała Elayne. — Na podstawie jedzenia podawanego w gospodach?

— Ulica jest niespokojna — odrzekła Rendra. — Któż może orzec, jaka iskra rozpali te prochy? Przedwczorajsze rozruchy zaczęły się od plotki, że Maracru opowiedziało się po stronie Smoka Odrodzonego, czy też może zostało podbite przez Przysięgłych Smokowi, albo wreszcie samych buntowników... jak się wydaje, czyni to doprawdy niewielką różnicę... ale czy tłum zwrócił się przeciwko mieszkańcom Maracru? Nie. Szaleli na ulicach, wyciągając ludzi z powozów, a potem spalili Wielką Izbę Zgromadzenia. Wystarczy, że ktoś rozpuści plotkę, iż armia wygrała albo przegrała bitwę, i motłoch natychmiast zwróci się przeciwko tym, którzy podają jedzenie Domani. Albo podpali magazyny w dokach Calpene. Któż może wiedzieć?

— Żadnego właściwego porządku — mruknęła Egeanin, ściskając mocno Bursa w palcach prawej dłoni. Z wyrazu jej twarzy można było sądzić, iż są to sztylety, którymi zamierza dźgać zawartość miseczek. Kawałek mięsa spadł właśnie z Bursa Nynaeve, nieomal udało się jej donieść go do ust; warknęła i strąciła go ze swego podołka, szybko wycierając kremowy jedwab chusteczką.

— Ach, porządek. — Rendra zaśmiała się. — Pamiętam jeszcze, co to jest porządek. Może jeszcze wróci któregoś dnia, co? Niektórzy sądzą, że Panarch Amathera na powrót skłoni Straż Obywatelską do zajmowania się swoimi obowiązkami, ale gdybym była na jej miejscu i pamiętała o tym, że to rozruchy motłochu doprowadziły do mej inwestytury... Synowie Światłości zabili wielu uczestników zamieszek. Być może oznacza to, że nie będzie kolejnych rozruchów, ale równie dobrze może znaczyć następne zamieszki, które będą dwukrotnie bardziej gwałtowne od tamtych, albo i nawet dziesięciokrotnie. Sądzę, że ja również trzymałabym w pogotowiu i Synów, i Straż. Ale nie jest to rozmowa, którą powinno się prowadzić przy posiłku.

Przyjrzała się dokładnie potrawom stojącym na stole, pokiwała głową z aprobatą, paciorki w jej cienkich warkoczykach zastukały. Kiedy odwróciła się w stronę drzwi, zamarła na moment z leciutkim uśmiechem na twarzy.

— Modnie jest jeść posiłki Domani za pomocą Bursa i, rzecz jasna, każdy postępuje wedle nakazów mody. Ale... nie ma tu nikogo, kto mógłby was zobaczyć, co? Gdybyście przypadkiem wolały łyżki i widelce, to są pod serwetką. — Wskazała tacę stojącą na jednym z krańców stołu. — Życzę smacznego.

Nynaeve oraz Egeanin poczekały, aż za karczmarką zamknęły się drzwi, potem uśmiechnęły się do siebie i równocześnie sięgnęły do tacy, z niespotykaną szybkością. Elayne udało się pierwszej ująć łyżkę i widelec; żadna z tamtych dwu nie musiała jadać swych posiłków w ciągu kilku wolnych minut między obowiązkami nowicjuszek i wykładami.

— Całkiem smaczne — oznajmiła Egeanin, przełknąwszy pierwszy kęs — ale oczywiście dopiero wówczas, kiedy wreszcie znajdzie się na języku.

Podczas tych siedmiu dni, które minęły od czasu, gdy spotkały ciemnowłosą kobietę o ostrym spojrzeniu błękitnych oczu i leniwym sposobie wymawiania słów, obie zdążyły już ją polubić. Stanowiła ożywczą odmianę po paplaninie Rendry na temat włosów, strojów i cery, czy też po spojrzeniach ludzi na ulicy, którzy wyglądali tak, jakby za miedziaka gotowi byli poderżnąć gardło. Była to jej czwarta wizyta od czasu pierwszego spotkania, Elayne dobrze się bawiła podczas każdej z nich. Egeanin była bardzo bezpośrednia, a nadto otaczała ją aura niezależności, którą tak bardzo podziwiała u ludzi. Ta kobieta mogła być sobie drobnym kupcem, handlującym wszystkim, co jej wpadnie w ręce, ale potrafiłaby swobodnie prześcignąć Garetha Bryne w umiejętności swobodnego wyrażania myśli i niekłaniania się nikomu.

Niemniej jednak Elayne pragnęła po części, by wizyty tamtej nie były tak częste. Albo raczej, by ona i Nynaeve nie przebywały tak często w „Dworcu Trzech Śliw”, dzięki czemu Egeanin właściwie zawsze mogła je tam odnaleźć. Niemalże nieprzerwane zamieszki na ulicach, trwające od czasu inwestytury Amathery, powodowały, że poruszanie się po mieście było prawie niemożliwe, mimo asysty twardych mężczyzn, jakich przydzielił im Domon. Nawet Nynaeve przyznała to w chwili, gdy musiały uciekać przed gradem kamieni wielkości pięści. Thom wciąż obiecywał znaleźć im jakiś powóz i zaprzęg, ale ona nie była już pewna, czy rzeczywiście przykładał się do tego. Wraz z Juilinem robili wrażenie wyjątkowo zadowolonych, że ona i Nynaeve zostały uwięzione w gospodzie.

„Wracają posiniaczeni i pokrwawieni, a nam nie pozwalają wytknąć na dwór nawet nosa” — pomyślała gniewnie.

Dlaczego mężczyźni zawsze uważają, że należy dbać o cudze bezpieczeństwo, a nie przejmować się własnym? Dlaczego sądzą, że ich rany są mniej ważne od ran kogoś innego?

Sądząc po smaku spożywanego właśnie mięsa, Thom powinien zajrzeć do tutejszych kuchni, jeśli chciał znaleźć konie. Myśl o jedzeniu końskiego mięsa spowodowała, że poczuła mdłości. Wybrała więc miseczkę zawierającą jedynie jarzyny, kawałki ciemnego grzyba, czerwony pieprz i dziwne, miękkie, zielone kiełki w jasnym, ostrym sosie.

— O czym będziemy dzisiaj mówiły? — Nynaeve zapytała Egeanin. — Zadałaś nam chyba już wszystkie możliwe pytania.

W każdym razie potrafiły odpowiedzieć na większość.

— Jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o Aes Sedai, będziesz musiała udać się do Wieży w charakterze nowicjuszki.

Egeanin poruszyła się niespokojnie, jak zawsze, gdy słyszała słowa, które mogły sugerować jej bezpośredni związek z Mocą. Ze zmarszczonymi brwiami przez moment mieszała zawartość jednej z miseczek, mocno skoncentrowana na tym zajęciu.

— Nie przykładałyście się szczególnie — powiedziała powoli — by ukryć przede mną, że kogoś poszukujecie. Że szukacie jakichś kobiet. Jeżeli nie uznacie tego za wtrącanie się w wasze sekrety, to czy wolno mi będzie zapytać...

Przerwała, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

Bayle Domon wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie, na jego okrągłej twarzy ponura satysfakcja walczyła z przepełniającym go niepokojem.

— Znalazłem je — zaczął, a potem wzdrygnął się na widok Egeanin. — To ty!

Zaskoczona Egeanin kopnięciem odrzuciła do tyłu krzesło, poderwała się na nogi i wbiła pięść w gruby brzuch Domona, tak szybko, że ledwie można było dostrzec ruch jej ręki. W jakiś sposób tamtemu udało się pochwycić jej nadgarstek, wykręcić — i przez krótki moment wydawało się, że każde z nich usiłuje stopą zahaczyć kostkę przeciwnika; Egeanin spróbowała ciosu w gardło — nagle znalazła się na podłodze, leżąc twarzą do dołu, z butem Domona na jej ramieniu i ręką przygniecioną jego kolanem. Drugą wyciągała nóż zza pasa.

Elayne splotła strumienie Powietrza, zanim uświadomiła sobie, że objęła już saidara, unieruchamiając ich oboje w takiej pozycji, w jakiej się znaleźli.

— A cóż to ma znaczyć? — zapytała najbardziej chłodnym tonem, na jaki ją było stać.

— Jak pan śmiał, panie Domon? — Głos Nynaeve był równie lodowaty. — Puść ją!

Znacznie cieplej, z troską w głosie, dodała:

— Egeanin, dlaczego próbowałaś go uderzyć? Powiedziałam ci, że masz ją puścić, Domon!

— On nie może, Nynaeve. — Elayne pragnęła, żeby tamta potrafiła, nie złoszcząc się, choćby zobaczyć strumienie Mocy.

„Ona pierwsza próbowała go uderzyć”.

— Egeanin, dlaczego?

Ciemnowłosa kobieta leżała tam, gdzie padła, z zamkniętymi oczyma i zaciśniętymi ustami; zaciśnięte kłykcie na rękojeści noża pobielały.

Domon spoglądał gorejącymi oczyma to na Elayne, to na Nynaeve, jego dziwna illiańska broda była mocno zjeżona. Jedynie głową mógł poruszać.

— Ta kobieta jest Seanchanką! — warknął.

Elayne wymieniła zaskoczone spojrzenia z Nynaeve. Egeanin? Seanchanką? To było niemożliwe. To musiało być niemożliwe:

— Jesteś pewien? — zapytała Nynaeve powoli, cicho. W jej głosie brzmiało takie samo osłupienie, jakie odczuwała Elayne.

— Nigdy nie zapomnę jej twarzy — zdecydowanie odpowiedział Domon. — Kapitan statku. To właśnie ona zabrała mnie do Falme, mnie i mój statek, jako więźniów Seanchan.

Egeanin nie dokładała najmniejszych starań, by mu zaprzeczyć, tylko leżała na podłodze, ściskając w dłoni nóż. Seanchanka.

„Ale ja ją lubię!”

Elayne ostrożnie rozplotła strumienie, uwalniając dłoń Egeanin aż do nadgarstka.

— Puść to, Egeanin — powiedziała, klękając obok tamtej. — Proszę.

Po chwili dłoń Egeanin otworzyła się. Elayne podniosła nóż i odsunęła się, zwalniając całkowicie wiążące tamtych strumienie.

— Niech pan pomoże jej wstać, panie Domon.

— Ale to Seanchanka, pani — protestował. — I do tego twarda jak żelazny kolec.

— Podnieś ją.

Mrucząc coś do siebie pod nosem, uwolnił nadgarstek Egeanin i odsunął się od niej szybko, jakby spodziewał się, że go znowu napadnie. Ciemnowłosa kobieta — Seanchanka — jednak stała bez ruchu. Po chwili zaczęła rozmasowywać ramię, które jej wykręcił, patrząc na niego z namysłem, potem zerknęła na drzwi, aż wreszcie uniosła głowę i czekała, co z nią zrobią. Na pozór zupełnie obojętnie.

— Seanchanka — warknęła Nynaeve. Pochwyciła pełną garść swoich cienkich, długich warkoczyków, potem spojrzała dziwnie na swą rękę i puściła je, ale jej brwi wciąż były nastroszone, a spojrzenie twarde. — Seanchanka, która wkradła się do naszego towarzystwa, udając przyjaźń! Sądziłam, że wszyscy odpłynęliście tam, skąd przybyliście. Z jakiego powodu tu jesteś, Egeanin? Czy nasze spotkanie było rzeczywiście zwykłym przypadkiem? Dlaczego nas śledziłaś? Czy chciałaś nas zwabić gdzieś, gdzie twoje parszywe sul’dam będą nam mogły założyć swe smycze na szyje?

Błękitne oczy Egeanin rozszerzyły się odrobinę.

— Och, tak — ciągnęła dalej ostrym głosem Nynaeve. — Wiemy o was, Seanchanach, i waszych sul’dam oraz damane. Wiemy więcej niż ty. Więzicie kobiety, które potrafią przenosić, ale te, których używacie, by sprawować nad nimi kontrolę, również to potrafią, Egeanin. Na każdą kobietę, która potrafi przenosić i którą bierzecie na smycz jak zwierzę, każdego dnia spotykasz kolejnych kilkanaście, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.

— Wiem — powiedziała zwyczajnie Egeanin, a Nynaeve zamarła z rozdziawionymi ustami.

Elayne pomyślała, że jej oczy też chyba zaraz wyskoczą z orbit.

— Wiesz? — Wzięła głęboki oddech i ciągnęła dalej głosem, który chyba niewiele był lepszy od pełnego niedowierzania pisku. — Egeanin, myślę, że kłamiesz. Nie spotkałam przedtem wielu Seanchan i nigdy nie widziałam ich dłużej niż kilka chwil, ale znam kogoś, komu się to przydarzyło. Seanchanie nawet nie nienawidzą kobiet, które potrafią przenosić. Oni uważają je za zwierzęta. Nie traktowałabyś tego tak lekko, gdybyś o tym wiedziała lub choćby wierzyła w to.

— Kobiety, które mogą nosić bransoletę, to kobiety, które mogą się nauczyć przenosić — oznajmiła Egeanin. — Nie mam pojęcia, jak się tego można nauczyć... wpajano mi, że kobieta albo może przenosić albo nie... ale kiedy powiedziałyście mi, że dziewczęta, które rodzą się bez naturalnych umiejętności, muszą być kierowane, by je nabyć, wyciągnęłam wnioski. Mogę usiąść?

Była tak chłodna i opanowana.

Elayne kiwnęła głową, a Domon podniósł krzesło Egeanin, potem stał za nim, gdy tamta już usiadła. Spoglądając przez ramię na niego, ciemnowłosa kobieta powiedziała:

— Ostatnim razem, jak się spotkaliśmy... nie byłeś tak... trudnym przeciwnikiem.

— Twoich dwudziestu uzbrojonych żołnierzy stało na pokładzie mego statku, a damane czekała gotowa, by roznieść go na strzępy, używając Mocy. Tylko dlatego, że potrafię złapać rekina na hak, nie będę próbował walczyć z nim w wodzie. — I nagle uśmiechnął się do niej, pocierając policzek w miejscu, czego Elayne nie zauważyła, gdzie musiał dosięgnąć go jeden z jej ciosów. — Ty również nie jesteś tak łatwym przeciwnikiem bez twej zbroi i miecza.

Świat tej kobiety musiał przewrócić się do góry nogami w wyniku tego, czego się dowiedziała, ale podchodziła do wszystkiego rzeczowo. Elayne nie potrafiła sobie wyobrazić, cóż takiego mogłoby jej świat do tego stopnia wywrócić na nice, ale miała nadzieję, że jeśli się kiedykolwiek tak stanie, będzie umiała stawić temu czoło ze spokojną rezerwą, jaką wykazywała Egeanin.

„Muszę przestać ją lubić. Jest Seanchanką. Oni nałożyliby mi obrożę, gdyby tylko mogli. Światłości, jak można przestać kogoś lubić?”

Nynaeve raczej nie przeżywała podobnych rozterek. Wsparła pięści o blat stołu i pochyliła się ku Egeanin tak gwałtownie, że jej warkoczyki zaplątały się pomiędzy miseczki z jedzeniem.

— Skąd się tu wzięłaś, tu, w Tanchico? Sądziłam, że po Falme wszyscy wróciliście do domu. I dlaczego starasz się wkraść w nasze łaski niczym jakiś podstępny wąż, rabuś ptasich gniazd? Jeżeli sądzisz, że możesz nałożyć nam obroże, to lepiej się nad tym dwa razy zastanów!

— W ogóle nie miałam takiego zamiaru — sztywno odrzekła Egeanin. — Wszystko, czego kiedykolwiek chciałam od was, to dowiedzieć się czegoś na temat Aes Sedai. Ja...

Po raz pierwszy zdawała się wahać, straciła odrobinę pewności siebie. Zacisnęła usta i spojrzała, najpierw na Nynaeve, potem na Egwene, i potrząsnęła głową.

— Nie jesteście takie. jak mnie uczono. Ja... was lubię.

— Ty nas lubisz. — W ustach Nynaeve zabrzmiało to jak zbrodnia. — To nie jest odpowiedź na żadne z moich pytań.

Egeanin zawahała się ponownie, potem wyzywająco podniosła głowę.

— W Falme zostało kilka sul’dam. Niektóre z nich uciekły po katastrofie. Wysłano kilkoro z nas, byśmy je odnaleźli. Znalazłam tylko jedną, ale odkryłam przy okazji, że można ją spętać za pomocą a’dam. — Widząc, że Nynaeve zacisnęła pieści, szybko dodała: — Puściłam ją wolno zeszłej nocy. Zapłacę straszną cenę, jeśli to się wyda, ale po rozmowach z wami, nie mogłam...

Krzywiąc się, potrząsnęła głową.

— Dlatego właśnie zostałam z wami po tym, jak Elayne zdradziła mi, kim jesteście. Wiedziałam, że Bethamin była sul’dam. Odkrycie, że a’dam może ją spętać, oznaczało, że również potrafi... Musiałam wiedzieć, musiałam zrozumieć wszystko, co dotyczy kobiet zdolnych przenosić.

Wzięła głęboki oddech.

— Co macie zamiar ze mną zrobić? — Jej dłonie spoczywające na blacie stołu nawet nie zadrżały.

Nynaeve gniewnie otworzyła usta, potem powoli je zamknęła. Elayne rozumiała jej wahanie. Nynaeve mogła teraz nienawidzieć Egeanin, ale co miały z nią zrobić? Nie było pewne, czy popełniła jakieś przestępstwo w Tanchico, a w każdym razie obecnie Straż Obywatelska i tak nie interesowała się niczym innym, jak tylko próbami ocalenia własnej, wspólnej skóry. Była Seanchanką, używała sul’dam oraz damane, lecz z drugiej strony, twierdziła, że pozwoliła tej Bethamin odejść wolno. Za jaką zbrodnię miałyby ją ukarać? Za zadawanie pytań, na które tak chętnie odpowiadały? Za to, że sprawiła, iż ją polubiły?

— Powinnam obdzierać cię ze skóry do czasu, aż spłynęłabyś czerwienią niby zachód słońca — warknęła Nynaeve. Nagle zwróciła głowę w stronę Domona. — Znalazłeś je? Powiedziałeś, że je znalazłeś. Gdzie?

Domon zaszurał nogami, rzucił spojrzenie na Egeanin i uniósł brwi w niemym pytaniu.

— Nie wierzę, że ona jest Sprzymierzeńcem Ciemności — oznajmiła Elayne, gdy Nynaeve zawahała się.

— Oczywiście, że nie jestem! — W oczach Egeanin rozbłysł gniew i uraza.

Splótłszy dłonie, jakby chcąc tym sposobem powstrzymać się przed pokusą szarpania za warkoczyki, Nynaeve popatrzyła na nią, a potem przeniosła oskarżycielskie spojrzenie na Domona, jakby całe to zamieszanie było z jego winy.

— Tutaj nie ma gdzie jej zamknąć — powiedziała na koniec. — A Rendra z pewnością będzie się domagała wyjaśnień. Mów dalej, panie Domon.

Rzucił ostatnie, powątpiewające spojrzenie na Egeanin.

— Są w Pałacu Panarcha, jeden z moich ludzi widział tam dwie kobiety odpowiadające opisowi z waszej listy. Ta z kotami i kobieta z Saldaei.

— Jesteś pewien? — zapytała Nynaeve. — W Pałacu Panarcha? Żałuję, że nie widziałeś tego na własne octy. Ze wszystkich kobiet nie tylko wszak Marillin Gemalphin lubi koty. A Asne Zeramene nie jest jedyną kobietą z Saldaei, nawet tutaj, w Tanchico.

— Niebieskooka kobieta o pociągłej twarzy, z szerokim nosem, która karmi koty w mieście, gdzie ludzie jedzą koty? W towarzystwie drugiej z tym saldaeańskim nosem i nakrapianymi oczyma? To nie jest zbyt często spotykana para, pani al’Meara.

— Nie jest — zgodziła się. — Ale w Pałacu Panarcha? Panie Domon, na wypadek gdybyś zapomniał, pięćset Białych Płaszczy pilnuje tego miejsca, a dowodzi nimi Inkwizytor Ręki Światłości! Jaichim Carndin oraz jego oficerowie wiedzą na pewno, jak wyglądają Aes Sedai. Czy zostaliby tam choć chwilę dłużej, gdyby się przekonali, że w Pałacu Panarcha znalazły gościnę Aes Sedai?

Otworzył już usta, ale argument Nynaeve był słuszny, więc cóż miał odpowiedzieć.

— Panie Domon — zapytała Elayne — co jeden z twoich ludzi robił w Pałacu Panarcha?

Zakłopotany, szarpnął swoją brodę i grubym palcem potarł wygoloną górną wargę.

— Zrozumcie, Panarch Amathera znana jest z tego, że lubi lodowy pieprz, białą odmianę, bardzo ostrą, i choć oczywiście sama raczej nie zechce przyjąć podarunku, to służący będą wiedzieli, kto jej go ofiarował, i staną się bardziej skłonni do pomocy.

— Podarunek? — powiedziała Elayne tonem, który, jak sądziła, najpełniej wyrażał dezaprobatę. — W dokach byłeś bardziej szczery i nazywałeś go łapówką.

Ku jej zaskoczeniu Egeanin odwróciła się na krześle, by również posłać mu spojrzenie pełne dezaprobaty.

— Okalecz mnie, fortuno — wymamrotał — nie proście mnie, bym zrezygnował z mojego handlu. A gdybyście prosiły i tak tego nie zrobię, nawet gdybyście przywiodły tu moją matkę staruszkę, by ona mnie błagała. Człowiek powinien mieć prawo do swobodnego zajmowania się handlem.

Egeanin parsknęła i wyprostowała się na krześle.

— Jego łapówki to nie nasz problem, Elayne — powiedziała z rozdrażnieniem Nynaeve. — Nie dbam o to, nawet jeśli daje je całemu miastu i przemyca...

Przerwało jej walenie do drzwi. Spojrzała ostrzegawczo na pozostałych i warknęła:

— Siedź cicho — do Egeanin, a potem podniosła głos:

— Wejść!

Juilin wsadził do pokoju głowę przez szparę w uchylonych drzwiach, na głowie miał ten głupi stożkowaty kapelusz; jak zwykle zmarszczył brwi na widok Domona. Ciemna smuga zakrzepłej krwi na policzku również nie była niczym niezwykłym; ostatnimi czasy ulice stały się znacznie bardziej niebezpieczne za dnia, niźli przedtem bywały w nocy.

— Czy mogę pomówić z tobą na osobności, pani al’Meara? — zapytał, gdy dostrzegł siedzącą za stołem Egeanin.

— Ach, wejdź — ostro rozkazała Nynaeve. — Po tym, co już usłyszała do tej pory, nie ma znaczenia, jeśli dowie się jeszcze czegoś. Czy ty również odnalazłeś je w Pałacu Panarcha?

Zamykając drzwi, zacisnął usta i obrzucił Domona zagadkowym spojrzeniem. Przemytnik uśmiechnął się, trochę nazbyt ostentacyjnie. Przez moment wyglądało na to, iż obaj rzucą się na siebie.

— A więc Illianin tym razem mnie wyprzedził — wymamrotał ponuro Juilin. Ignorując Domona, zwrócił się do Nynaeve. — Powiedziałem ci, że kobieta z pasmem siwych włosów doprowadzi mnie do nich. To jest rzadko spotykana cecha. I widziałem tam również kobietę Domani. Z oddali... nie jestem na tyle głupi, by przyłączać się dobrowolnie do ławicy srebraw... ale nie wierzę, by w całym Tarabon znalazła się druga kobieta Domani prócz Jeaine Caide.

— A więc ty też twierdzisz, że one są w Pałacu Panarcha? — wykrzyknęła Nynaeve.

Wyraz twarzy Juilina nie zmienił się, ale jego ciemne oczy rozszerzyły się lekko, na moment uciekając w stronę Domona.

— Nie dostarczył dowodu — wymruczał zadowolonym głosem.

— Miałem dowód. — Domon unikał spoglądania na Tairenianina. — Nawet jeżeli był dla ciebie nieprzekonujący przed przyjściem tego rybaka, pani al’Meara, to nie jest to moja wina.

Juilin się wyprostował, ale Elayne wtrąciła się, zanim łowca złodziei zdążył przemówić.

— Obaj je odnaleźliście i obaj dostarczyliście dowody. Najprawdopodobniej żaden nie byłby wystarczający bez drugiego. Teraz wiemy już, gdzie są, a to dzięki wam obydwóm.

Jej przemowa doprowadziła do tego, że teraz obaj wyglądali na jeszcze bardziej niezadowolonych niż przedtem. Mężczyźni czasami są skończonymi głupcami.

— Pałac Panarcha. — Nynaeve szarpnęła mocno garść warkoczyków, potem zdecydowanym ruchem głowy przerzuciła je sobie przez ramię. — To, czego szukają, musi tam być. Ale jeżeli już to zdobyły, to dlaczego wciąż przebywają w Tanchico? Pałac jest wielki. Może jeszcze nie znalazły? Tylko cóż nam po tym, skoro one są w środku, a my na zewnątrz?

Thom wszedł jak zwykle bez pukania i jednym spojrzeniem objął całą sytuację.

— Pani Egeanin — wymamrotał z eleganckim ukłonem, którego nie zniekształciło w najmniejszej mierze jego kalectwo. — Nynaeve, chciałbym porozmawiać z tobą sam na sam. Przynoszę ważne wieści.

Świeże skaleczenie na jego policzku napełniło Elayne gniewem nawet większym niźli nowe rozdarcie w dobrym, brązowym płaszczu. Ten człowiek był już za stary, by nie zważać na niebezpieczeństwa ulic Tanchico. Jakichkolwiek ulic, jeśli już o to chodzi. Nadszedł czas, by zadbała o jakąś pensję dla niego oraz bezpieczne i wygodne miejsce, gdzie mógłby spokojnie żyć. Już nie dla niego zawód barda wędrującego ód wioski do wioski. Ona tego dopilnuje.

Nynaeve rzuciła Thomowi ostre spojrzenie.

— Nie mam teraz na to czasu. Czarne siostry są w Pałacu Panarcha, a z tego, co wiem, Amathera pomaga im w przeszukiwaniu go od piwnic aż po strych.

— Dowiedziałem się o tym mniej niż godzinę temu — powiedział niedowierzającym tonem. — W jaki sposób...?

Spojrzał na Domona i Juilina, którzy wciąż boczyli się na siebie niczym chłopcy, z których każdy chce dostać całe ciastko.

Było oczywiste, że nie podejrzewa nawet, iż którykolwiek z nich odegrał rolę źródła informacji Nynaeve. Elayne widziała wręcz, jak na siłę robi dobrą minę do złej gry. Był przecież tak dumny ze swej orientacji we wszystkich zakulisowych manipulacjach, w sekretnej grze sił.

— Wieża ma swoje sposoby, Thom — oznajmiła mu tonem chłodnym i tajemniczym. — Lepiej nie wnikać w metody Aes Sedai.

Zmarszczył czoło, krzaczaste siwe brwi niepewnie opadły. Wiedziała, że Juilin oraz Domon patrzą na nią złym wzrokiem i nagle nie potrafiła zapanować nad rumieńcem. Gdyby coś powiedzieli, wyszłaby na głupią. W końcu mogli tak postąpić, mężczyźni zdolni byli bowiem do takich rzeczy. Najlepiej pokryć to czymś, szybko, i mieć nadzieję, że nic nie powiedzą.

— Thom, czy słyszałeś coś, co mogłoby wskazywać, że Amathera jest Sprzymierzeńcem Ciemności?

— Nie. — Zdenerwowany szarpnął jeden ze swych wąsów. — Najwyraźniej nie spotkała się ani razu z Aldrikiem, odkąd przywdziała Koronę Drzewa. Być może kłopoty na ulicach uczyniły podróż między Pałacem Króla a Pałacem Panarcha nazbyt niebezpieczną. Może zwyczajnie zrozumiała, że jej władza jest obecnie równa jego pozycji i nie jest już dłużej usłużna jak przedtem. Niestety, nie umiem powiedzieć, w jakie teraz weszła sojusze.

Spojrzawszy na ciemnowłosą kobietę, siedzącą na krześle, dodał:

— Wdzięczny jestem za pomoc, z jaką pospieszyła pani Egeanin podczas ataku tych bandytów, ale po zastanowieniu się doszedłem do wniosku, że w istocie jest to dość przypadkowa przyjaciółka. Czy mogę zapytać, dlaczego wprowadza się ją w całą sytuację? Zdaje mi się, że muszę ci przypomnieć, Nynaeve, o konieczności zawiązania węzła na każdym nieostrożnym języku.

— Ona jest Seanchanką — poinformowała go Nynaeve. — Zamknij usta, zanim połkniesz ćmę, Thom. I usiądź. Możemy zjeść posiłek i w trakcie zastanowić się, co robić dalej.

— W jej obecności? — zdumiał się Thom. — Seanchanki?

Słyszał trochę opowieści z Falme od Elayne — trochę — i z pewnością dotarły do jego uszu tutejsze plotki, nic dziwnego więc, że wpatrywał się w Egeanin takim wzrokiem, jakby się zastanawiał, gdzie ukryła rogi. Sądząc po wybałuszonych oczach Juilina, ten najwyraźniej się dusił; on również musiał słyszeć tanchicańskie plotki.

— Sugerujesz, że powinnam poprosić Rendrę, by zamknęła ją w spiżarni? — zapytała spokojnie Nynaeve. — To dopiero wywołałoby komentarze, nieprawdaż? Jestem najzupełniej przekonana, że trzech wielkich, owłosionych mężczyzn potrafi obronić Elayne i mnie, kiedy ona wyciągnie seanchańską armię ze swej sakwy. Siadaj, Thom, albo jedz, stojąc, ale przestań tak na mnie patrzeć. Wszyscy siadajcie. Mam zamiar zjeść, zanim wszystko całkiem wystygnie.

Zrobili, jak im kazała, Thom spoglądał złym okiem na Juilina i Domona. Czasami brutalne maniery Nynaeve sprawdzały się zupełnie nieźle. Być może nawet Randa dałoby się sprowokować do jakiejś reakcji okazjonalną brutalnością.

Przegnała ze swej głowy myśl o Randzie i postanowiła, że nadszedł czas, by też się na coś przydać.

— Nie potrafię zrozumieć, w jaki sposób Czarne siostry mogą przebywać w Pałacu Panarcha bez wiedzy Amathery — powiedziała, przysuwając sobie krzesło. — Według mnie są trzy możliwości. Po pierwsze, Amathera jest Sprzymierzeńcem Ciemności. Po drugie, uważa je za Aes Sedai. Oraz, po trzecie, jest ich więźniem.

Z jakiegoś powodu aprobujące skinienie głowy Thoma spowodowało, że poczuła ciepło w środku. Głupie. Nawet jeśli znał się na Grze Domów, to był tylko głupim poetą nadwornym, który odrzucił wszystko, by zostać prostym bardem.

— W każdym przypadku ona pomoże im w poszukiwaniach tego, co chcą znaleźć, ale wydaje mi się, że jeśli uważa je za Aes Sedai, to możemy liczyć na jej pomoc, kiedy tylko dowie się prawdy. A jeśli jest więźniem, możemy jej pomóc, uwalniając ją. Nawet Liandrin i jej towarzyszki nie będą mogły pozostać w Pałacu, jeśli Panarch zarządzi, że mają go opuścić, co da nam wolną rękę w poszukiwaniach.

— Problem polega na sprawdzeniu, czy ona jest naszym sprzymierzeńcem, ofiarą podstępu czy więźniem — powiedział Thom, gestykulując swoimi sursa. Radził sobie z nimi perfekcyjnie!

Juilin potrząsnął głową.

— Prawdziwym problemem jest dotarcie do niej, niezależnie od sytuacji. Jaichim Carridin otoczył pałac pięcioma tysiącami Białych Płaszczy; tłoczą się tam niczym mewy przy dokach. Legion Panarcha jest niemalże dwukrotnie liczniejszy, a Straż Obywatelska liczy prawie tyleż samo żołnierzy. Niewiele fortów zewnętrznych jest obsadzonych równie mocno.

— Nie zamierzamy z nimi walczyć — sucho odrzekła Nynaeve. — Przestańcie myśleć włosami, które rosną wam na piersiach. Przyszedł czas na używanie rozumu, nie zaś muskułów. Jak ja to widzę...

Dyskusja ciągnęła się podczas całego posiłku, do chwili, aż ostatnia miseczka została opróżniona. Po dłuższym czasie, spędzonym w całkowitym milczeniu, Egeanin wypowiedziała nawet kilka trafnych uwag, ale nic nie jadła i wydawała się nie słuchać. Miała bystry umysł, a Thom chętnie akceptował niektóre z jej nielicznych sugestii, chociaż uparcie odrzucał z miejsca te, które mu nie pasowały, dokładnie w taki sam sposób traktując wszystkich pozostałych. Nawet Domon, co było zaskakujące, poparł Egeanin, kiedy Nynaeve chciała ją uciszyć.

— Ona mówi do rzeczy, pani al’Meara. Tylko głupiec odrzuca sensowne rozwiązania, kierując się tym, od kogo pochodzą.

Niestety, wiedza o tym, gdzie przebywają Czarne siostry, nie na wiele się przydawała w kwestii, czy Amathera działa razem z nimi lub też czym jest to, czego poszukują. Na koniec okazało się, że ponaddwugodzinna dyskusja nie doprowadziła ich do niczego oprócz kilku ogólnych sugestii, w jaki sposób można by się przekonać o sytuacji Amathery. Wszystkim tym, najwyraźniej, mieli zająć się mężczyźni, którzy mieli swe pajęcze sieci kontaktów rozsnute po całym Tanchico.

Żaden z tych trzech głupców nie chciał zostawić ich samych w towarzystwie Seanchanki — dopóki Nynaeve nie zeźliła się do tego stopnia, że owinęła ich wszystkich w strumienie Powietrza, kiedy marudzili przy drzwiach.

— Czy do was nie dociera — spytała lodowatym głosem, otoczona łuną saidara — że każda z nas może zrobić jej to samo, choćby tylko krzyknęła „bu”?

Nie uwolniła żadnego, dopóki wszyscy nie skinęli głowami na zgodę. Były to jedyne ruchy, jakie mogli wykonać.

— Posiadacie doskonałą załogę — powiedziała Egeanin, gdy tylko drzwi zamknęły się za nimi.

— Bądź cicho, Seanchanko! — Nynaeve zaplotła ściśle ramiona na piersiach; najwyraźniej starała się oduczyć nawyku szarpania za warkocze, kiedy targał nią gniew. — Siadaj i bądź-ci-cho!

Bardzo denerwujące było takie czekanie, wypełnione tylko obserwacją namalowanych na ścianach drzew śliwy i opadającego kwiecia, wędrówką przez całą szerokość pomieszczenia albo przyglądaniem się, jak Nynaeve spaceruje, w czasie gdy Thom, Juilin i Domon robili coś naprawdę. A jeszcze gorzej było, gdy każdy z mężczyzn wracał po kolei, aby donieść, że następny ślad rozwiał się w nicość, jeszcze jedna nitka pękła, potem wysłuchiwał, czego dowiedzieli się pozostali i pośpiesznie znowu znikał.

Kiedy Thom wrócił po raz pierwszy — z następną purpurową szramą, tym razem na drugim policzku — Elayne powiedziała:

— Czy nie lepiej byłoby, Thom, gdybyś siedział tutaj, czekając, co przyniosą Juilin oraz pan Domon? Ty byś potrafił lepiej ocenić te wieści niż Nynaeve czy ja.

Potrząsnął swą głupią siwą głową, Nynaeve zaś parsknęła tak głośno, że było ją chyba słychać aż na korytarzu.

— Złapałem ślad prowadzący do domu na Verana, gdzie Amathera przypuszczalnie ukrywała się przez kilka nocy, dopóki nie została wybrana Panarchem.

I odszedł, zanim zdążyła powiedzieć coś jeszcze.

Kiedy powrócił następnym razem — znacznie mocniej kulejąc i oznajmiając im, że ten dom należał do starej opiekunki Amathery — Elayne była już bardziej stanowcza.

— Thom, chcę żebyś usiadł. Zostaniesz tutaj. Nie mam zamiaru pozwolić, by coś ci się stało.

— Coś mi się stało? — zapytał. — Dziecko, nigdy, w całym moim życiu, nie czułem się lepiej. Powiedz Juilinowi i Bayle’owi, że gdzieś w mieście można prawdopodobnie znaleźć kobietę o imieniu Cerindra, która utrzymuje, że zna wszystkie ciemne sprawki dotyczące Amathery.

I pokuśtykał do wyjścia, a poły płaszcza, w którym pojawiło się nowe rozdarcie, powiewały za nim. Uparty, uparty, głupi stary człowiek.

W pewnej chwili przez grube ściany dało się słyszeć wrzawę, brutalne okrzyki i wrzaski dobiegające z ulicy. W momencie gdy Elayne już postanowiła zejść na dół i sama zobaczyć, co się dzieje, do pomieszczenia wpadła Rendra.

— Mamy trochę kłopotów na zewnątrz. Nie przejmujcie się. Ludzie Bayle’a Domona obronią nas przed nimi. Nie chciałam, byście się martwiły.

— Zamieszki tutaj? — zapytała ostro Nynaeve. Bezpośrednie otoczenie gospody było jednym z niewielu spokojnych miejsc w całym mieście.

— Nie martwcie się — uspokajała Rendra. — Być może chodzi im o żywność. Poinformuję ich, gdzie jest darmowa kuchnia Domona, i powiem, żeby sobie tam poszli.

Hałasy rzeczywiście po chwili ucichły, a Rendra przysłała na górę trochę wina. Dopiero kiedy służący ich opuścił ze smętnym wyrazem twarzy, Elayne uświadomiła sobie, że jest to ten młodzieniec o pięknych brązowych oczach. Nauczył się już reagować na jej najzimniejsze spojrzenia tak, jakby to były uśmiechy. Czy ten głupiec myśli sobie, że ona ma teraz czas, by zwracać na niego uwagę?

Czekanie i spacery po pomieszczeniu, spacer i oczekiwanie. Cerindra okazała się garderobianą oddaloną za kradzież; nie do końca wdzięczna za to, że jej nie uwięziono, zdolna była oskarżyć Amatherę o wszystko, co tylko jej podpowiedziano. Człowiek, który utrzymywał, iż ma dowody, że Amathera jest Aes Sedai oraz Czarną Ajah, twierdził również, iż w myśl tych samych dokumentów Król Andric jest Smokiem Odrodzonym. Grupka kobiet, z którymi Amathera spotykała się w tajemnicy, składała się z przyjaciółek, którymi Andric pogardził, a szokujące odkrycie, iż finansowała jakieś przemytnicze przedsięwzięcia, prowadziło ostatecznie donikąd. Niemalże każdy szlachcic, wyjąwszy chyba tylko samego króla, maczał palce w przemycie. I nie było śladów, które kończyłby się w inny sposób. Najgorszą rzeczą, jakiej dowiedział się na jej temat Thom, było to, że Amatherze udało się przekonać dwóch młodych lordów jednocześnie, iż każdy jest prawdziwą miłością jej życia, król Andric zaś jedynie środkiem wiodącym do celu. Z drugiej strony udzielała w Pałacu Panarcha audiencji rozmaitym lordom, zarówno sama, jak i w obecności Liandrin, a także pozostałych kobiet z ich listy i, jak donoszono, zadawała im pytania oraz korzystała z ich rad przy podejmowaniu decyzji. Sprzymierzeniec czy więzień?

Kiedy wrócił Juilin, dobre trzy godziny po zachodzie słońca, wymachując cienką, niczym kciuk, pałką i mrucząc coś o jakimś jasnowłosym bandycie, który próbował go obrabować, Thom i Domon zrezygnowani siedzieli przy stole, wymieniając luźne uwagi z Egeanin.

— To będzie drugie Falme — warknął Domon, kierując swe słowa w przestrzeń. Gruba pałka, którą gdzieś zdobył, leżała na stole przed nim, zza pasa sterczała rękojeść krótkiego miecza. — Aes Sedai. Czarne Ajah. Wtrącanie się w sprawy Panarch. Jeżeli do jutra czegoś nie znajdziemy, mam zamiar wynieść się z Tanchico. A na pewno nie później niż pojutrze, choćby mnie rodzona siostra prosiła o pozostanie!

— Jutro — powiedział znużonym głosem Thom, łokcie wsparł na stole, a policzek na splecionych dłoniach. — Jestem już zbyt zmęczony, by cokolwiek jeszcze wymyślić. W pewnej chwili okazało się, że słucham człowieka pracującego w pralni Pałacu Panarcha, który utrzymywał, jakoby słyszał na własne uszy Amatherę śpiewającą sprośne piosenki, które można usłyszeć w najpodlejszych tawernach doków. Naprawdę uważnie słuchałem tego, co ma do powiedzenia.

— Jeżeli o mnie chodzi — Juilin odwrócił krzesło i usiadł na nim okrakiem — mam zamiar rozejrzeć się jeszcze trochę dzisiejszego wieczora. Znalazłem dekarza twierdzącego, że kobieta, z którą żyje, jest kolejną pokojową Amathery. Wedle niego Amathera odprawiła bez uprzedzenia wszystkie swoje pokojówki tego samego dnia, kiedy została wyniesiona do godności Panarcha. Gdy skończy swoje interesy w domu jakiegoś kupca, zabierze mnie do niej, bym mógł z nią porozmawiać.

Nynaeve doszła do przeciwległego krańca stołu i tam zatrzymała się, wsparłszy ręce na biodrach.

— Wieczorem nigdzie nie pójdziesz, Juilin. Wszyscy trzej będziecie na zmianę trzymali wartę przy naszych drzwiach.

Rzecz jasna, żywo zaprotestowali jak jeden mąż.

— Muszę doglądać swoich własnych interesów, a jeśli w ciągu dnia mam zadawać dla was pytania...

— Pani al’Meara, ta kobieta jest pierwszą, jaką znalazłem, która widziała na własne oczy Amatherę od dnia jej wyniesienia...

— Nynaeve, nie sądzę, bym jutro mógł natrafić na ślad jakichś plotek, a już w żadnym razie nie odszukam ich źródła, jeżeli przez całą noc będę się zabawiał...

Pozwoliła im się wygadać do woli. Kiedy ich podniecenie opadło i najwyraźniej uznali, że udało im się ją przekonać, powiedziała:

— Ponieważ nie mamy co zrobić z tą Seanchanką, będzie musiała spać z nami. Elayne, poproś Rendrę, by przygotowała jej posłanie. Najlepiej posłuży do tego podłoga.

Egeanin spojrzała na nią, ale nic nie powiedziała.

Mężczyźni zostali zgrabnie pokonani; nieprzekonująco protestowali albo dosłownie łamali przyrzeczenie dane Nynaeve, próbowali się też dalej kłócić, w ich głosach jednak było słychać tylko smętne zawodzenie. Patrzyli płonącymi oczyma, bełkotali coś niewyraźnie... i na koniec nie mieli innego wyjścia, jak zrobić to, co im kazała.

Rendra była najwyraźniej zaskoczona, że zażądały od niej jedynie zwykłego siennika, ale przełknęła gładko historię o tym, że Egeanin boi się wracać po nocy. Wyglądała natomiast na zirytowaną, gdy Thom usiadł w korytarzu obok drzwi ich izby.

— Tamtym ludziom nie udało się wedrzeć do środka, mimo że bardzo się starali. Powiedziałam wam, że informacja o darmowej kuchni sprawi, iż odejdą, no nie? Goście w „Dworcu Trzech Śliw” nie potrzebują strażników przed swoimi drzwiami.

— Z pewnością masz rację — uspokajała ją Elayne, delikatnie próbując wypchnąć za drzwi. — To tylko dlatego, że Thom i pozostali dwaj tak się bardzo o nas martwią. Wiesz, jacy są mężczyźni.

Thom rzucił jej jastrzębie spojrzenie spod swoich krzaczastych siwych brwi, ale Rendra tylko parsknęła, co miało oznaczać, iż rzeczywiście wie to doskonale, i Elayne mogła wreszcie zamknąć za nią drzwi.

Nynaeve natychmiast odwróciła się do Egeanin, która rozpościerała swój siennik po przeciwległej stronie łóżka.

— Rozbieraj się, Seanchanko. Chcę mieć pewność, że nie chowasz gdzieś kolejnego noża.

Egeanin spokojnie wstała i rozebrała się do samej lnianej bielizny. Nynaeve dokładnie przeszukała jej suknie, potem zaczęła nalegać na przeprowadzenie rewizji osobistej, wszystko to zaś robiła nieszczególnie delikatnie. To, że nic nie znalazła, nie uspokoiło jej zupełnie.

— Trzymaj ręce za plecami, Seanchanko. Elayne, zwiąż ją.

— Nynaeve, nie uważam, żeby ona...

— Zwiąż ją Mocą, Elayne — szorstko weszła jej w słowo Nynaeve — albo potnę jej suknię na paski, a potem spętam nadgarstki i kostki. Pamiętasz, jak poradziła sobie z tamtymi na ulicy? Przypuszczalnie sama ich wynajęła. Kiedy będziemy spały może nas pozabijać nawet gołymi rękoma.

— Naprawdę, Nynaeve, skoro Thom jest na zewnątrz...

— Ona jest Seanchanką! Seanchanką, Elayne!

Wymawiała te słowa, jakby nienawidziła ciemnowłosej za jakieś osobiście doznane krzywdy, co nie miało najmniejszego sensu. To Egwene przecież była ich więźniem, nie Nynaeve. Sposób, w jaki zaciskała szczęki, jednoznacznie dawał do zrozumienia, że nie zrezygnuje ze swego zamiaru, niezależnie od tego, czy Elayne użyje Mocy, czy też sama będzie musiała szukać gdzieś jakichś sznurów.

Egeanin tymczasem usłużnie, jeśli nie szyderczo, złożyła dłonie za plecami. Elayne splotła wokół nich strumień Powietrza i zacisnęła go lekko; przynajmniej w ten sposób będzie tamtej wygodniej, niż gdyby użyły pasów materii wyciętych z jej sukni. Egeanin lekko poruszyła dłońmi, sprawdzając więzy, których nie mogła zobaczyć, i zadrżała. Z równym powodzeniem mogłaby próbować rozerwać żelazne łańcuchy. Wzruszyła ramionami, niezgrabnie rozmościła się na sienniku i odwróciła do nich plecami.

Nynaeve zaczęła ściągać suknię.

— Pozwól, żebym ja dzisiaj spała z pierścieniem, Elayne.

— Jesteś pewna, że tego chcesz, Nynaeve? — Spojrzała w znaczący sposób w stronę Egeanin. Kobieta zdawała się nie zwracać na nie uwagi.

— Dzisiejszej nocy nie pobiegnie nigdzie, by nas zdradzić. — Przerwała na chwilę, aby ściągnąć suknię przez głowę i przysiadła na skraju łóżka w swej tarabońskiej bieliźnie z cieniutkiego jedwabiu, by zsunąć z nóg pończochy. — Dzisiaj przypada ta noc. Egwene będzie oczekiwać jednej z nas, a teraz jest moja kolej. Jeżeli żadna z nas się nie pojawi, będzie się zamartwiała, co się z nami stało.

Elayne wyłowiła spod swej sukni skórzany rzemyk, a potem wyciągnęła zza stanika pierścień. Pierścień był kamienny, nakrapiany, cały pokryty niebieskimi, brązowymi i czerwonymi paskami, leżał na jej dłoni przytulony do złotego węża pożerającego własny ogon. Rozluźniła rzemień na tyle tylko, by podać ter’angreal Nynaeve, a potem natychmiast zawiązała go i wsunęła na poprzednie miejsce. Nynaeve nawlekła kamienny ter’angreal obok własnego pierścienia z Wielkim Wężem oraz ciężkiego, złotego pierścienia Lana i zawiesiła rzemień na piersiach.

— Daj mi godzinę po tym, jak upewnisz się, że zasnęłam — powiedziała, wyciągając się na błękitnej kołdrze. — Nie powinno mi to zabrać więcej czasu. I nie spuszczaj z niej oka.

— A cóż ona może zrobić, Nynaeve? — Elayne wahała się chwilę i dodała: — Nie sądzę, żeby próbowała zrobić nam krzywdę, nawet gdybyśmy jej nie związały.

— Nawet o tym nie myśl!

Nynaeve uniosła nieco głowę i wbiła spojrzenie złych oczu w plecy Egeanin, potem na powrót spoczęła na poduszkach.

— Godzina, Elayne. — Zamknęła oczy i chwilę wierciła się, szukając wygodniejszej pozycji. — Tyle powinno wystarczyć — wymamrotała jeszcze.

Skrywając dłonią ziewnięcie, Elayne przysunęła do nóg łóżka niski stołek, z którego mogła obserwować zarówno Nynaeve, jak i Egeanin, chociaż pilnowanie tej drugiej nie wydawało jej się szczególnie konieczne. Seanchanka leżała bezwładnie na swym sienniku, z kolanami podkurczonymi i rękoma bezpiecznie związanymi. Biorąc pod uwagę fakt, że ani na moment nie opuściły gospody, był to osobliwie męczący dzień. Nynaeve mruczała już coś cicho przez sen. I rozpychała się łokciami.

Egeanin uniosła głowę i spojrzała przez ramię.

— Myślę, że ona mnie nienawidzi.

— Śpij. — Elayne stłumiła kolejne ziewnięcie.

— Ty nie.

— Nie bądź zbyt pewna siebie — oznajmiła twardym głosem. — Przyjmujesz wszystko bardzo spokojnie. W jaki sposób możesz być tak opanowana?

— Opanowana? — Dłonie kobiety poruszały się mimowolnie, skręcając uplecione z Powietrza więzy. — Jestem tak przerażona, że gotowam się rozpłakać.

Po tonie jej głosu nie można było tego stwierdzić. Słowa jej zabrzmiały jak najczystsza prawda.

— Nie zrobimy ci nic złego, Egeanin. — Niezależnie od tego, co zamierzała Nynaeve, ona na to nie pozwoli. — Śpij.

Po chwili Egeanin opuściła głowę.

Godzina. Nie było racji po temu, by niepotrzebnie martwić Egwene, wolałaby jednak, gdyby tę godzinę spędziły wraz z Nynaeve na próbach rozwiązania ich aktualnych problemów, zamiast na bezużytecznej wędrówce po Tel’aran’rhiod. Gdyby udało im się przekonać, czy Amathera jest więźniem czy jeńcem...

„Zostaw to. Samej nie uda ci się rozwikłać tej zagadki”.

Jeśli nawet dowiedziałyby się czegoś, to w jaki sposób wejdą do pałacu otoczonego przez tych wszystkich żołnierzy, Straż Obywatelską, nie wspominając już o Liandrin i jej przyjaciółkach?

Nynaeve zaczęła leciutko chrapać. Tego chrapania wypierała się jeszcze goręcej niż rozpychania łokciami. Powolny, miarowy oddech Egeanin zdawał się znamionować głęboki sen. Ziewając we wnętrze dłoni, Elayne rozmościła się na twardym, drewnianym stołku i zaczęła planować, jak wślizgnąć się do Pałacu Panarcha.

Загрузка...