Przez dwa następne dni Wilcox nie pojawił się w pracy. Wydobycie książki od niego okazało się trudniejsze, niż przypuszczali. Stan Lailli pogorszył się, zakażenie się rozwijało, dostała wysokiej gorączki. Fatima spędzała przy jej łóżku całe dnie.
Do Throzzów przyszedł facet w szarej kurtce i sztruksowych spodniach, kapitan Frank Medvedec, zwierzchnik Tobianego. Gavein wyobrażał go sobie jako kopię tamtego: olbrzym z łbem jak wiadro i mięsistymi uszami. Nic z tego: Medvedec był niższy od Gaveina, o nerwowej, bladej twarzy.
Usiadł w kucki na dywanie, ponieważ Throzzowie nie sprawili sobie biurka, a chciał pracować na swoim komputerze-notatniku.
– Chciałem zadać parę pytań w sprawie Tonescu.
– Wydawało mi się, że ta sprawa została wyjaśniona.
– I tak, i nie. Ustalono, że Haifan dokonał tych zabójstw.
– No więc? – wmieszała się Ra Mahleine. Fakt, że dotąd nie zaproponowała kawy, oznaczał, że nie traktuje Medvedca jako miłego gościa, ale ten sygnał był zrozumiały wyłącznie dla Gaveina.
– Z panią też chciałem porozmawiać, ale… później.
– Ja też nie rozumiem. Jeśli wiadomo, kto zabił, to o co chodzi? – zapytał Gavein.
– Chodzi o motywy i okoliczności. Chciałem wyjaśnić niejasności. Liczę na pana współpracę.
– Ja niewiele wiem.
– Chciałbym, żeby pan szczegółowo opisał wszystkie wydarzenia, jakie zaszły od momentu, gdy wynajął pan mieszkanie u Eislerów.
– Aaa…! Więc o to chodzi!? – Gavein roześmiał się.
Medvedec mógł nie liczyć, że Ra Mahleine zaproponuje mu kawę.
– Edda wyłożyła panu teorię o śmierci krążącej wokół jej domu i mnie jako jej zwiastunie? I uwierzył pan?
– Wie pan… Płacą mi za sprawdzanie głupich teorii. Proszę opowiadać. Ja będę notował – wskazał na klawiaturę. – To nie jest formalne przesłuchanie, tylko wywiad, to znaczy mówi pan, co chce, ale prosiłbym o jak najwięcej faktów.
– Jeśli to wywiad, a nie przesłuchanie, to nie mam nic do dodania. Wszystko powiedziałem w czasie przesłuchań. Jeśli pan chce się czegoś dowiedzieć, to proszę sobie zadać nieco trudu i załatwić nakaz.
Medvedec pożegnał się. Gavein nie miał ochoty relacjonować swoich losów w Davabel, a Medvedec, bez formalnego nakazu, nie mógł go do tego zmusić.
Na dwa dni natłok wydarzeń jakby zelżał. Gorączka Lailli opadła, rodzice wypisali ją ze szpitala.
– No, to Edda dostała po nosie – skwitował Gavein. – Nie potwierdziły się jej wymysły, chociaż było to zakażenie wywołane brudną wodą, a Lailla ma na Imię Fluedda, na dodatek ja byłem cały czas w pobliżu. I co? I nic, dziewczyna żyje.