Sprowadził Ra Mahleine na dół. Mocno objął ją w pasie, a ona zarzuciła mu rękę na ramiona. Była w jego spranych dżinsach i flanelowej koszuli. Wychudła i trochę kanciasta, i tak prezentowała się najlepiej przy stole. Posadził ją przy innych; co chwilę zerkał na nią. Bał się, żeby nie zasłabła. Edda przyniosła okopcone żelazko.
– Nie macie swojego – powiedziała. – To jest to, które kopnęło Hilgret, ale już naprawione. Możesz je jeszcze raz sprawdzić, Dave. Weź, przyda się wam. – Postawiła żelazko przed nimi. Przez moment Gavein nie wiedział, jak zareagować. Ra Mahleine była dawniej przesądna, może nadal taka pozostała.
– To jest dobra wróżba – powiedział. – Sznur po wisielcu przynosi szczęście, żelazko po porażonej też.
– Mogę jeszcze raz sprawdzić to żelazko, Dave – powiedział Massmoudieh. Nie siedział z nimi, lecz snuł się po salonie. Akceptowano jego obecność, nawet zwracał się do wszystkich po imieniu. Ra Mahleine również dobrze przyjęto. Wydarzenia ostatnich dni przytępiły davabelskie poczucie hierarchii.
Zaterkotał telefon.
– To ze szpitala. – Haigh oddał słuchawkę matce.
Edda po chwili odwróciła pobladłą twarz ku siedzącym przy stole.
– Haigh, jedziemy natychmiast do szpitala – powiedziała. – Duarte jest nieprzytomny. – Potem się rozpłakała.