Na policji relacji Daphne nie potraktowano poważnie.
Po następnym kursie, Gary nie mógł zaparkować ciągnika przed domem. Parking zajęło nowe czerwone amido. Jutta i Margot szorowały karoserię. Brudna woda spływała do ścieku.
Oboje rozpoznali amido Bolyów – rozbity przedni reflektor i kierunkowskaz, odrapany lakier.
– Jak się wam podoba nasz nowy zakup? – powiedziała Jutta. Wybraliśmy go u Morlocka.
Gary’emu wydało się, że nie jest całkiem szczera. Dokładnie przypatrywał się samochodowi.
– Jest z wypadku? – Daphne nie mogła nie zauważyć oczywistości.
– Tak. Usuwamy ślady – powiedziała Margot, szmatą ścierając krew. – Była ekstra zniżka za to, że nie jest umyty. Ja byłam przerażona, ale chłopcy mnie przekonali.
– Wszędzie jest pochlapane. Tapicerkę trudno domyć – dodała Jutta.
– Mocnym detergentem – poradził Gary. Grał jak Daphne.
– Jak się nie da umyć, to wymienimy tapicerkę. I tak się opłaci. – Do rozmowy włączył się Stać. W zielonym kaftanie i ogolony na zero.
Znów poszli na policję i znów zignorowano ich relację.
Przyjął ich ten sam oficer, co poprzednio. Tym razem byt w szarym podkoszulku z napisem: „Policja Miejska”. Na oparciu krzesła wisiała kurtka mundurowa z naszywką: „Porucznik Benjamin Cukurca”.
Cukurca był stary, łysawy i zupełnie siwy. W chwilach zdenerwowania wilgotniały mu oczy i przygładzał rzadkie kosmyki na ciemieniu.
– To jest niemożliwe – prychnął, a jego szkliste oczy stały się jeszcze bardziej wyłupiaste niż zwykle. – Bolyowie są w Tolz. Wczoraj przyszła depesza.
Nawet nie starał się słuchać argumentów. Taka rozmowa traciła sens.