Kiedyś zadzwoniła Anabel. Pytała, co nowego, jak się urządził i o różne drobiazgi. Spławił ją. Skąd zdobyła numer antykwariatu? Co chciała wysondować?
Listonosz Max Hoffard przechodząc przez jezdnię, wpadł pod rozpędzoną ciężarówkę. Zmarł w drodze do szpitala. Miał na Imię Murhred, więc policja rozpoczęła śledztwo. Jego żonę, jako Sulleddę, prewencyjnie zamknięto w szpitalu dla psychicznie chorych. Na wypadek gdyby chciała popełnić samobójstwo. Nikt się nie przejął, że rani się ją tym jeszcze bardziej.
Śmierć Maxa znów wprowadziła napięcie w relacjach z Eddą. Podejrzliwe spojrzenia, unikanie rozmowy. Gavein czekał, aż wrócą bezsensowne oskarżenia. Wytrzymała dwa dni.
– Co ci przeszkadzał ten Max? – powiedziała przy obiedzie. – Taki spokojny człowiek, nie wadził nikomu.
Przyniósł wam ten telewizor i w ogóle…
Gavein nie odpowiedział. Usuwał spomiędzy zębów kawałek tektury. Nie był zaskoczony jej wymówkami.
– Przestań, Edda. Gdy będzie zaćmienie słońca albo rzeka wyleje, to też będzie wina Dave’a? – wyręczył go Massmoudieh. Mimo że biały, wtrącił się do rozmowy i zwrócił uwagę czerwonej.
Z twarzy Eddy można było łatwo odczytać, że tak. Gavein nie wytrzymał:
– Bzdura. Czy zanim przyjechałem, to w tym cholernym Davabel ludzie nie umierali?
Edda chwilę się namyślała.
– Z pewnością umierali… Oczywiście. Ale ich śmierci nigdy mnie nie dotyczyły. Ja nie pamiętam, żeby umarł ktoś z mojego otoczenia.
Nie było sensu tego kontynuować. Wypowiedź Eddy poszła na karb jej ciężkich przeżyć z ostatnich tygodni.
Massmoudieh zapytał, jak działają telewizor i żelazko. Niezręcznie wspomniał prezent od Maxa. Telewizor działał, ale kontrast był tak niski, że zniekształcony silną dystorsją obraz ledwie dało się zauważyć na białym ekranie. Żelazko zaś po kolejnej naprawie grzało prawidłowo. Ra Mahleine często z niego korzystała. Była silniejsza, znów zeszła na dół na obiad. Miała nawet blade rumieńce na policzkach. Odmruknęła coś zdawkowego na pytanie Massa.