Dzisiaj jest wielki dzień! Zrobiłem to! Znalazłem regułę na liczbę książek w świecie zagnieżdżonym. Jeśli zrobiłeś to wcześniej, to jesteś myślak pierwszej klasy, Dave, i walisz mózgiem dalej, niż widzisz!
Nie jestem myślak pierwszej klasy i nie walę mózgiem dalej, niż widzę. Nie zrobiłem tej reguły – pomyślał Gavein. Ledwie mógł nadążyć za rozważaniami Haigha i zrozumieć żonglerkę liczbami. Ścigać się nie był w stanie.
Bardzo mi pomógł ten pomysł z numeracją. Popatrz jeszcze raz na te liczby:
2, 3, 5, 8, 13… (te kropki to następne zagnieżdżenia, do których się jeszcze nie doczytałem w Gnieździe światów), a teraz wyobraź sobie, że na początku jest jeszcze coś, jedna liczba, bo może to wszystko zostało właśnie tak zaprojektowane przez autora…
Wtedy będzie:
x, 2, 3, 5, 8, 13…
Widzisz? x musi być jedynką. Wtedy x dodać 2 jest równe 3, 2 dodać 3 równe jest 5 i tak dalej! – To jest właśnie reguła! Brzmi ona: Następna liczba jest sumą dwóch poprzednich. Piękny, elegancki zapis. Powinien nazywać się: „Ciąg Haigha”. Gdyby nie zamieszanie z tymi zgonami, za samo wymyślenie tego ciągu i zbadanie jego własności daliby mi tytuł bakałarza. Ciąg Haigha powinien być taki: 1, 2, 3, 5, 8, 13, 21, 34, 55, 89…
Zadzwonię do doktora Babcocka, z Wydziału Matematyki, że mam niezły temat na pracę mistrzowską. Wolno pisać pracę z matematyki po studiach fizyki.
W Lavath nie wolno – pomyślał Gavein.
To nie był koniec tej notatki. Taśmą klejącą dołączony był rachunek za telefon. Na drugiej stronie rachunku widniało:
Wpadłem na pomysł, Dave, i nie powiem ci od razu, co wymyśliłem, ponieważ jest on umiarkowanie paranoidalny. Po prostu czytaj moje notatki, w miarę jak ja to wymyślałem. Będą wsadzone w te miejsca, gdzie powinny się znaleźć.
Chodzi mi o tę jedynkę na początku ciągu liczb wersji Gniazd światów. Ona tam musi być, aby ciąg zyskał sens. Ale ona…
A gdyby tak…? Jeżeli światy zagnieżdżają się po kolei w sobie, to załóżmy, że istnieje Superświat, w którym zagnieździł się świat, w którym żyję ja, Lailla, Dave, matka i reszta. Świat taki powinien mieć numer N = 0, żeby spełniał moje wzory. Co by z tego wynikało?
Po pierwsze: liczba Krain równa 12, czyli jeden. Czyli byłby to świat z jedną tylko Krainą, w której trzeba by przebywać należną część życia. W takim przypadku Kraina musiałaby być całym światem, ponieważ nie byłoby innej! Czyli dla N = 0 cały świat byłby jednorodny, to znaczy, można by po nim całym podróżować w dowolnym wieku.
Istnienia Superświata nie rozstrzygnę, ale przynajmniej wywód mój ma być wewnętrznie spójny.
Zobaczmy drugi wzór. Otóż w Superświecie Zero Liczba Imion Ważnych będzie wynosiła 120, czyli jeden. Znowu jedynka! Jak rozumieć jedno Imię Ważne dla wszystkich?
Zajrzałem do encyklopedii. Napisano tam, że Imię Ważne jest obliczem losu. Mówi ono, jak przyjdzie śmierć. Na przykład Flued znaczy „Od wody”, Udarvan „Od pioruna”. Nie zanotowano odstępstwa od reguły Imion Ważnych. Gdyby zaszło, pamiętano by o tym przez pokolenia.
Ale jedno Imię Ważne dla mieszkańców Superświata Zero? Co mogłoby mówić o śmierci każdego z nich, aby informacja ta była wspólna dla wszystkich, prawdziwa dla wszystkich?
Ono musi brzmieć: „Umrzesz!” Tylko ta informacja jest wspólna dla każdej śmierci.
Podsumują: jeśli istnieje Superświat Zero (czyli o numerze N = 0), to jest on jednorodny, a nie rozdzielony na Krainy, w których każdy człowiek obowiązkowo spędza fragmenty swojego życia. Każdy w dowolnym czasie może przebywać w dowolnym miejscu Superświata Zero. Po drugie, nikt nie wie, od czego umrze; wie tylko, że umrze. Co ty na to, Dave? Podoba ci się taki świat?
Właściwie to nie jest istotna różnica… – pomyślał Gavein. – Imiona Ważne zawierają przecież tak ogólną informację o śmierci człowieka, że nic nie da się z nich wywieść. Dopiero po fakcie staje się jasne, że Reguła Imion Ważnych została spełniona. A liczba Krain? – Gdyby nie trzeba było się przemieszczać, życie niewiele by się zmieniło. Jednak jak jest, jest ciekawiej… Każdy podróżuje, poznaje nową Krainę, nowy styl życia… Gdyby ludzie nie musieli co trzydzieści pięć lat przenosić się, wielu nie wychyliłoby nosa poza swoje progi. Łatwo sobie wyobrazić ciemnotę takich zasiedziałków!
Spoważniał. Gdyby nie musieli przenosić się z Lavath do Davabel, to Ra Mahleine nie podróżowałaby statkiem więziennym. Nie bito by jej. Nie zachorowałaby na raka. Byliby zwykłym, szczęśliwym małżeństwem…