Sprzedawczyni na stoisku samochodowym Morlocka nie pamiętała ani czerwonego amido, ani nabywców w zielonych kaftanach. Badawczo przyglądała się Gary’emu i Daphne. Po co? – Na twarzy Gary’ego nie było widać śladów pobicia, Daphne zaś nie miała więcej piegów niż zwykle.
Dokładnie przemknęli wszystkie stoiska komisowe. Wiele mebli wyglądało jak graty Bolyów. Ale podobne rzeczy miało wiele rodzin, Gary i Daphne też. Nic konkretnego, żadnych wniosków.
Gary zaopatrzył się w pistolet oraz dwadzieścia cztery sztuki nabojów. Zakup był półlegalny, a stan techniczny broni zły: rdza, odrapany lakier rękojeści, wytarte części. Gary obawiał się eksplozji przy próbie strzału, czyścił więc pistolet, polerował i przemywał naftą.
Daphne postanowiła opisać sprawę w prasie. Taki artykuł musiał wywołać efekt. Należało to jednak dokładnie przygotować, aby w razie pomyłki wygrać proces o zniesławienie.
Gary odnalazł sklep, w którym Spig nabył amido. Sporo czasu zajęło mu przekonanie sprzedawczyni. Gdyby miał trochę uroku osobistego. A tu na dodatek, z wiekiem jego lewe oko słabło coraz bardziej, a mózg nie interesował się obrazem, jaki dostarczało – pozwalał mu więc biegać swobodnie.
Dziewczyna aż czerwieniła się, by nie parsknąć śmiechem, gdy oko Gary’ego, w miarę jak coraz goręcej ją prosił, coraz dokładniej celowało w jego nos. Podobno mężczyzna ma tyle lat, na ile się czuje, ale jeśli ma zeza i jednocześnie burczy mu w brzuchu z głodu, to ma o dwadzieścia lat więcej.
Dopiero gdy opowiedział jej o wszystkich faktach i podejrzeniach, nawet zreferował niewiarę i przepocony, szary, służbowy podkoszulek Cukurcy, dała się przekonać. Na wąskiej, wyrazistej twarzy dziewczyny zarysował się lęk. Dopiero wtedy zauważył, że jest ładna, a na dodatek bardzo zgrabna: w różowych, obcisłych rajtuzospodniach. Tylko pierwsze spojrzenie zniechęcało: różowo-przezroczyste oczy, bezbarwne tłuste włosy, piegi i blada, albinotyczna cera. Zreflektował się, że i on musi u niej wywoływać podobne wrażenie. Gary zrelaksował się i zez osłabł. Osłabł na tyle, że do notesu trafiły: numer silnika i numer karoserii sprzedanego Bolyom amido civic. Trafił tam też numer telefonu Sabine, dziewczyny o urodzie utajnionej.
Oficjalnie, stosunki z Zielonymi Kaftanami układały się dobrze. Jutta czy Margot pożyczały od nich przyprawy, zapraszały na kolację, ale konsekwentnie odmawiali. Do przygotowania artykułu demaskującego szajkę, której istnienia oboje byli pewni, trzeba było zdobyć numer amido kaftanów. Redaktor, z którym Daphne omawiała sprawę, uważał, że bez jednoznacznego rozstrzygnięcia nie można się w to pchać. Chciał puścić artykuł jako wielką sensację – na pierwszej stronie, ale do tego trzeba było mieć niezbite dowody. Przegrany proces doprowadziłby niechybnie do bankructwa niezbyt bogatą gazetę.