Sklepienie tonęło w ciemnościach. Olbrzymie jedwabiste draperie w odcieniach czerni i bieli tworzyły materiałowe ściany. Na podłodze stały nieduże, czarno-srebrne krzesła. Pośrodku pomieszczenia znajdował się stolik do kawy ze szkła i ciemnego drewna. Jedyną ozdobę stanowił czarny wazon z bukietem białych lilii. Pokój wyglądał na nie dokończony, jakby brakowało tu tylko obrazów na ścianach. Tylko jak je zawiesić na draperiach? Byłam pewna, że Jean-Claude rozwiąże ten problem. Wiedziałam, że to pomieszczenie wygląda w rzeczywistości jak ogromny magazyn wykuty z kamienia, ale jedyne, co mogłam dostrzec, to wysokie sklepienie. Podłogę wyłożono czarnym, miękkim, grubym dywanem.
Jean-Claude siedział na jednym z czarnych krzeseł. Osunął się na nim, skrzyżował wyprostowane nogi, dłonie splótł na brzuchu. Miał na sobie białą koszulę od fraka z przezroczystymi bokami. Kołnierzyk, mankiety i przód z guzikami były nieprzejrzyste, ale po bokach materiał był cienki i delikatny jak mgiełka. Blizna w kształcie krzyża odcinała się ciemnobrązowo na tle białej skóry.
Marguerite siedziała u jego stóp jak posłuszny pies, z głową opartą o kolano Jean-Claude’a. Jasne włosy i bladoróżowy kostiumik nie pasowały do czarno-białego pokoju.
– Zmieniłeś wystrój – stwierdziłam.
– Parę drobiazgów – odparł Jean-Claude.
– Jestem gotowa na spotkanie z Mistrzem Miasta – powiedziałam. Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, pytająco. – Nie chcę, aby mój współpracownik zobaczył Mistrza. Ostatnimi czasy wielu chce poznać jego tożsamość. Tu informacja jest cenna i może okazać się niebezpieczna.
Jean-Claude nawet nie drgnął. Patrzył tylko na mnie, jedną ręką od niechcenia gładząc Marguerite po włosach. Gdzie się podziała Yasmeen? Pewnie leżała sobie bezpiecznie w trumnie, bądź co bądź do świtu było już niedaleko.
– Zabiorę tylko ciebie na spotkanie z… Mistrzem – odezwał się w końcu.
Głos miał beznamiętny, ale wyczuwało się w nim nutę i rozbawienia. Nie po raz pierwszy udało mi się rozbawić Jean-Claude’a i zapewne nie po raz ostatni.
Wstał płynnym, pełnym gracji ruchem, pozostawiając Marguerite klęczącą obok pustego krzesła. Wydawała się zawiedziona. Uśmiechnęłam się do niej. W odpowiedzi tylko się skrzywiła. Drażnienie Marguerite było dziecinadą, ale sprawiało mi przyjemność. Każdy musi mieć jakieś hobby.
Jean-Claude odsunął kotarę, za którą panował mrok. Zrozumiałam, że całe pomieszczenie było w dyskretny sposób oświetlone, lampy umieszczono w przemyślny sposób na ścianach. Za kotarami nie było nic prócz pochodni. Zupełnie jakby ten fragment materiału powstrzymywał cały współczesny świat, z wszystkimi udogodnieniami i wynalazkami. Po drugiej stronie kryły się kamienne ściany, ogień i sekrety, które najlepiej szeptać po ciemku.
– Anito? – zawołał za mną Larry. Miał nietęgą minę, chyba był przerażony. To co najgroźniejsze było tuż obok mnie. Larry będzie bezpieczny z Irvingiem i Richardem. Nie sądziłam, aby Marguerite mogła być dla kogokolwiek groźna, gdy w pobliżu nie było stymulującej ją Yasmeen.
– Larry, proszę cię, zostań tam. Wrócę najszybciej, jak to będzie możliwe.
– Uważaj na siebie – powiedział.
– No jasne – odparłam z uśmiechem. – Jak zawsze.
– Ma się rozumieć. – On też się uśmiechnął.
Jean-Claude zaprosił mnie szarmanckim gestem bladej dłoni za kotarę i ja bez słowa ruszyłam we wskazanym kierunku. Zasłona opadła za naszymi plecami, odcinając dopływ silniejszego elektrycznego światła. Ciemność zamknęła się wokół nas niczym pięść. Na ścianach wisiały zapalone pochodnie, ale ich blask był za słaby, aby rozproszyć gęsty mrok. Jean-Claude poprowadził mnie w głąb ciemności.
– Nie chcemy, aby twój pomocnik usłyszał, o czym rozmawiamy. – Jego głos brzmiał niczym szept niesiony wiatrem, którego podmuch poruszył kotarę. Serce załomotało mi w piersi. Jak on to robił, u licha?
– Oszczędź sobie dramatyzmu dla kogoś, na kim to faktycznie zrobi wrażenie.
– Odważne słowa, ma petite, ale czuję aż w ustach, jak łomocze ci serce. – Jego ostatnie słowa przemknęły po mojej skórze, jakby musnął wargami szyję i kark. Na ramionach poczułam gęsią skórkę.
– Jeśli chcesz grać w te swoje gierki aż do świtu, to nie ma sprawy, ale Irving powiadomił mnie, że zdobyłeś pewne informacje na temat mistrza wampirów, który mnie zaatakował. Czy to prawda?
– Nigdy cię nie okłamałem, ma petite.
– Och, daj spokój.
– Półprawdy to nie kłamstwa.
– To zależy od punktu widzenia – odparowałam.
Skinął głową potakująco.
– Może usiądziemy pod ścianą, tam już nikt nas nie podsłucha.
– Jasne. Czemu nie?
Ukląkł w słabym kręgu światła rzucanego przez pochodnie. Zapalono je dla mnie i byłam z tego bardzo zadowolona. Ale nie zamierzałam mówić tego głośno. Usiadłam naprzeciw niego, plecami do ściany.
– No i jak, czego się dowiedziałeś o Alejandro? – Patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. – Co? – spytałam.
– Opowiedz mi o wszystkim, co się wydarzyło ubiegłej nocy, ma petite, o wszystkim co się wiąże z Alejandro.
Jak na mój gust powiedział to zbyt władczo, ale w jego oczach i twarzy dostrzegłam dziwny niepokój, a może nawet strach. To głupie. Czego Jean-Claude miałby się obawiać ze strony Alejandro? No właśnie, czego? Opowiedziałam mu wszystko, co zdołałam zapamiętać.
Jego twarz stała się nagle beznamiętna, piękna i nierealna jak malowany portret. Barwy pozostały, ale znikły wrażenia ruchu i życia. Płynnym ruchem włożył palec do ust i oblizał. Po chwili uniósł dłoń z wyciągniętym wilgotnym palcem, kierując go w moją stronę. Cofnęłam się gwałtownie.
– Co chcesz zrobić?
– Zmazać krew z twojego policzka. To wszystko.
– Nie sądzę.
Westchnął cicho, ale i ten dźwięk przemknął po mojej skórze jak podmuch powietrza.
– Tak bardzo wszystko utrudniasz.
– Miło, że to zauważyłeś.
– Muszę cię dotknąć, ma petite. Mam wrażenie, że Alejandro coś ci zrobił.
– Co?
Pokręcił głową.
– Coś niebywałego.
– Żadnych zagadek, Jean-Claude.
– Wydaje mi się, że cię naznaczył.
Spojrzałam na niego.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Naznaczył cię, Anito, nałożył na ciebie pierwsze piętno, podobnie jak ja.
Pokręciłam głową.
– To niemożliwe. Dwa wampiry nie mogą mieć równocześnie jednego sługi.
– Otóż to – przytaknął. Zbliżył się do mnie. – Pozwól mi sprawdzić to, ma petite, bardzo proszę.
– A konkretnie?
Rzucił coś oschle i krótko po francusku. Nigdy dotąd nie słyszałam, żeby przeklinał.
– Słońce już wzeszło i jestem zmęczony. Twoje pytania sprawiają, że to co proste i oczywiste przedłuża się w nieskończoność.
W jego głosie pobrzmiewał prawdziwy gniew, podmyty znużeniem i słabo maskowanym strachem. To właśnie ten strach mnie przerażał. Jean-Claude powinien być nietykalnym potworem. Potwory nie powinny bać się jedne drugich. Westchnęłam. Może faktycznie powinnam mu na to pozwolić? Miejmy to już za sobą. Może.
– No dobrze, ale tylko dlatego, że pora nie jest odpowiednia. Najpierw jednak musisz wyjaśnić mi kilka spraw. Czego właściwie powinnam się spodziewać? Wiesz, że nie lubię niespodzianek.
– Muszę cię dotknąć, aby odnaleźć pozostałości moich znaków, a potem jego piętno. Nie powinnaś była tak łatwo ulec jego mocy. To nie powinno się było stać.
– Miejmy to już za sobą – rzuciłam.
– Czy mój dotyk tak cię mierzi, że przygotowujesz się nań jak na fizyczne cierpienie?
Ponieważ trafił w sedno, nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Zrób to i już, Jean-Claude, zanim się rozmyślę.
Ponownie włożył palec do ust.
– Musisz to robić w ten sposób?
– Ma petite, proszę.
Oparłam się mocno plecami o chłodną kamienną ścianę.
– W porządku, już więcej nie przeszkadzam.
– Doskonale. – Ukląkł przede mną. Przesunął wskazującym palcem po moim prawym policzku, pozostawiając na skórze wilgotny ślad. Zaschnięta krew kruszyła się pod jego dotykiem. Nachylił się w moją stronę, jakby chciał mnie pocałować. Oparłam dłonie o jego pierś, aby do tego nie dopuścić. Skórę miał twardą i gładką, choć czułam ją tylko przez cienki materiał koszuli. Odsunęłam się i walnęłam głową o ścianę.
– Cholera.
Uśmiechnął się. Jego oczy rozbłysły niebiesko w blasku pochodni.
– Zaufaj mi. – Znowu się zbliżył, jego wargi nieomal dotknęły moich ust. – Nie skrzywdzę cię. – Wyszeptał te słowa wprost do mych ust, były jak delikatne tchnienie.
Jego wargi musnęły moje, a potem wpiły się w nie mocniej. Pocałunek przeniósł się z ust na policzek. Wargi miał miękkie jak jedwab, delikatne jak płatki nagietka i gorące jak promienie słońca w południe. Przesuwały się po skórze, aż odnalazły puls na mojej szyi.
– Jean-Claude?
– Alejandro żył już, kiedy imperium Azteków było zaledwie ulotnym marzeniem. – Wyszeptał to do mojej skóry. – Obserwował przybycie Hiszpanów i widział upadek Azteków. Przeżył, podczas gdy inni ginęli lub tracili zmysły.
Jego język, gorący i wilgotny, musnął moją skórę.
– Przestań. – Naparłam na niego. Poczułam pod dłońmi, jak bije jego serce. Uniosłam ręce do jego szyi. Dotknęłam kciukiem jednej z jego gładkich powiek.
– Cofnij się albo wyłupię ci oko. – W moim głosie pobrzmiewała panika i coś znacznie gorszego… pożądanie.
Dotyk jego ciała, pocałunki… jakaś sekretna cząstka mnie skrycie tego pragnęła. Pragnęłam go. Pożądałam Mistrza, no i co z tego? To nic nowego. Jego gałka oczna zadrżała pod naciskiem mojego kciuka, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy mogłabym spełnić swoją groźbę. Czy mogłam wybić jedno z tych cudnych granatowych oczu? Czy mogłam go oślepić? Jego usta dotykające mojego ciała znowu się poruszyły. Zęby musnęły moją skórę, kły prześlizgnęły się po tętniącym pulsie. Odpowiedź nasunęła się natychmiast. Tak. Zaczęłam wzmagać nacisk i cofnął się. Zniknął jak sen lub raczej nocny koszmar.
Stanął przede mną, patrząc z góry, oczy miał całkiem ciemne, nie było widać białek. Spod rozchylonych warg wyzierały błyszczące, wilgotne kły. Skórę miał białą jak marmur. Zdawała się roztaczać delikatny blask, ale i tak wyglądał olśniewająco.
– Alejandro nadał ci pierwszy znak, ma petite. Należysz do nas obu. Nie wiem w jaki sposób, a jednak to się stało. Jeszcze dwa znaki i będziesz całkowicie moja. Jeszcze trzy i będziesz należeć do niego. Czy nie lepiej byłoby ci ze mną? – Znów ukląkł przede mną, ale tym razem roztropnie już nie próbował mnie dotykać. – Pragniesz mnie, jak kobieta pragnie mężczyzny. Czy to nie jest lepsze od jakiegoś nieznajomego, który bierze cię siłą?
– Naznaczając mnie dwukrotnie, nie prosiłeś mnie o zgodę. Nie stało się tak z mojej woli.
– Teraz proszę cię o pozwolenie. Pozwól, abym naznaczył cię po raz trzeci.
– Nie.
– Wolisz służyć u Alejandro?
– Nie będę służyć nikomu – odparowałam.
– To wojna, Anito. Nie możesz pozostać neutralna.
– A to czemu?
Wstał i zaczął krążyć nerwowo po okręgu.
– Czy ty nic nie rozumiesz? Te zabójstwa stanowią wyzwanie rzucone pod moim adresem, a fakt, że cię naznaczył, to otwarte wypowiedzenie wojny. Jeżeli tylko zdoła, postara się mi ciebie odebrać.
– Nie należę ani do niego, ani do ciebie.
– Wepchnie ci na siłę do gardła to wszystko, co starałem ci się wpoić i wytłumaczyć.
– A zatem z powodu twoich znaków znalazłam się na arenie działań wojennych pomiędzy dwoma zwaśnionymi ugrupowaniami nieumarłych.
Zamrugał powiekami, po czym otworzył i zamknął usta. Na koniec rzucił krótko:
– Tak. Wstałam.
– Wielkie dzięki. – Minęłam go. – Gdybyś zdobył więcej informacji o Alejandro, napisz do mnie list.
– Ta sprawa nie zakończy się tylko dlatego, że tak chcesz.
Przystanęłam przed kotarą.
– Cholera jasna, wiedziałam. Za bardzo chciałam, abyś zostawił mnie w spokoju.
– Tęskniłabyś, gdyby mnie tu nie było.
– Nie pochlebiaj sobie.
– A ty się nie oszukuj, ma petite. Ja oferuję ci układ partnerski. Dla niego będziesz tylko niewolnicą.
– Gdybyś naprawdę wierzył w układ partnerski, nie wykorzystałbyś mnie i nie wymusił na mnie siłą nałożenia dwóch pierwszych znaków. Poprosiłbyś, abym się zgodziła. Z tego co wiem, trzeci znak może zostać nałożony wyłącznie za moim przyzwoleniem. – Spojrzałam na niego. – To prawda, zgadza się? Do nałożenia trzeciego znaku potrzebna jest ci moja pomoc czy coś w tym rodzaju. To nie to, co dwa pierwsze znaki. Ty sukinsynu.
– Trzeci znak bez twojej… pomocy będzie tym, czym jest gwałt wobec uprawiania miłości. Jeżeli wezmę cię siłą, znienawidzisz mnie po wszystkie czasy.
Odwróciłam się do niego plecami i zacisnęłam dłoń na brzegu kotary.
– To bardziej niż pewne. Dobrze to ująłeś.
– Alejandro nie będzie się przejmował twoimi uczuciami. Jest mu obojętne, czy go znienawidzisz, czy nie. Nie będzie cię pytał o pozwolenie. Po prostu cię weźmie.
– Potrafię o siebie zadbać.
– Tak jak ubiegłej nocy?
Alejandro przejął nade mną mentalną kontrolę, a ja nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Jak mogłam się bronić przed kimś tak potężnym? Pokręciłam głową i uniosłam brzeg kotary. Światło było tak jasne, że w pierwszej chwili mnie oślepiło. Stałam skąpana w silnym blasku, czekając, aż mój wzrok przyzwyczai się do zmiany oświetlenia. Poczułam na plecach podmuch chłodnego mroku. Po przebywaniu w ciemnościach światło wydało mi się gorące i nieprzyjemne, ale wszystko było lepsze od tych nocnych szeptów. Mając do wyboru oślepienie przez światło lub oślepienie przez mrok, zawsze wybiorę światłość.