Gdy otworzyłam drzwi do mieszkania, zadzwonił telefon. Pchnęłam je barkiem i pobiegłam do aparatu. Odebrałam przy piątym sygnale i niemal na całe gardło ryknęłam:
– Halo!
– Anito? – Ronnie pytająco wymówiła moje imię.
– Tak. To ja.
– Wydajesz się zdyszana.
– Bo biegłam do telefonu. Co jest?
– Przypomniało mi się dokładnie, skąd znam Cala Ruperta.
Dopiero po dłuższej chwili przypomniałam sobie, o kim mowa. O pierwszej ofierze wampira. Omal nie zapomniałam, że przecież przez cały czas trwa śledztwo w sprawie zabójstwa. Zrobiło mi się głupio.
– Mów dalej, Ronnie.
– W zeszłym roku pracowałam przez pewien czas na zlecenie lokalnej kancelarii prawniczej. Jeden z tamtejszych prawników specjalizował się w sporządzaniu postanowień testamentowych.
– Wiem, że Rupert miał w swoim testamencie specjalną klauzulę. To dlatego mogłam go zakołkować, nie czekając na nakaz egzekucji.
– Ale czy wiesz, że Reba Baker także miała podobną klauzulę i że jej testament sporządził ten sam mecenas?
– Kim jest Reba Baker?
– To może być ta zamordowana kobieta.
Poczułam ucisk w doku. Ślad, prawdziwy, gorący trop.
– Skąd to przypuszczenie?
– Reba Baker była młoda, jasnowłosa i nie przyszła na umówione spotkanie. Nie odbiera także telefonu. Dzwoniono do niej do pracy, ale nie pokazała się tam od dwóch dni.
– Czyli od czasu, kiedy znaleziono ciało tej kobiety – wtrąciłam.
– Otóż to.
– Zadzwoń do sierżanta Rudolfa Storra. Powiedz mu dokładnie to samo co mnie przed chwilą. Powołaj się na mnie, aby z nim mówić.
– Nie chcesz, abyśmy same zajęły się tą sprawą?
– W życiu. To robota dla policji. Oni są w tym naprawdę dobrzy. Niech zarobią na swoje pensje.
– Cholercia, nie dasz się nam nawet trochę zabawić.
– Ronnie, zadzwoń do Dolpha. Powiedz policji to, co wiesz. Spotkałam się z wampirami, które zabiły tych ludzi. Lepiej, żebyśmy nie stały się ich kolejnym celem.
– O czym ty mówisz?
Westchnęłam. Zapomniałam, że Ronnie o niczym nie wie. Opowiedziałam jej wszystko w telegraficznym skrócie. Była bystra, zrozumie.
– O szczegółach opowiem ci w sobotę rano, podczas ćwiczeń.
– Chyba dasz sobie radę?
– Jak dotąd idzie mi całkiem nieźle.
– Uważaj na siebie, dobrze?
– Jak zawsze. Ty też.
– Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że pakowanie się w kłopoty to nie moja, lecz twoja specjalność.
– Powinnaś się cieszyć – odparłam.
– Cieszę się. – Odłożyła słuchawkę.
Miałyśmy ślad. Może nawet wzorzec, jeśli nie liczyć ataku na mnie. To nie pasowało do żadnego schematu. Wzięli się za mnie, aby dopaść Jean-Claude’a. Wszyscy chcieli go zdetronizować. Sęk w tym, że Mistrz Miasta nie może abdykować, może co najwyżej zginąć. Spodobało mi się to, co usłyszałam od Olivera. Zgadzałam się z nim, czy jednak mogłabym poświęcić Jean-Claude’a na ołtarzu zdrowego rozsądku? Cholera. Nie miałam pojęcia. Po prostu nie wiedziałam.