31

Gdy otworzyłam drzwi do mieszkania, zadzwonił telefon. Pchnęłam je barkiem i pobiegłam do aparatu. Odebrałam przy piątym sygnale i niemal na całe gardło ryknęłam:

– Halo!

– Anito? – Ronnie pytająco wymówiła moje imię.

– Tak. To ja.

– Wydajesz się zdyszana.

– Bo biegłam do telefonu. Co jest?

– Przypomniało mi się dokładnie, skąd znam Cala Ruperta.

Dopiero po dłuższej chwili przypomniałam sobie, o kim mowa. O pierwszej ofierze wampira. Omal nie zapomniałam, że przecież przez cały czas trwa śledztwo w sprawie zabójstwa. Zrobiło mi się głupio.

– Mów dalej, Ronnie.

– W zeszłym roku pracowałam przez pewien czas na zlecenie lokalnej kancelarii prawniczej. Jeden z tamtejszych prawników specjalizował się w sporządzaniu postanowień testamentowych.

– Wiem, że Rupert miał w swoim testamencie specjalną klauzulę. To dlatego mogłam go zakołkować, nie czekając na nakaz egzekucji.

– Ale czy wiesz, że Reba Baker także miała podobną klauzulę i że jej testament sporządził ten sam mecenas?

– Kim jest Reba Baker?

– To może być ta zamordowana kobieta.

Poczułam ucisk w doku. Ślad, prawdziwy, gorący trop.

– Skąd to przypuszczenie?

– Reba Baker była młoda, jasnowłosa i nie przyszła na umówione spotkanie. Nie odbiera także telefonu. Dzwoniono do niej do pracy, ale nie pokazała się tam od dwóch dni.

– Czyli od czasu, kiedy znaleziono ciało tej kobiety – wtrąciłam.

– Otóż to.

– Zadzwoń do sierżanta Rudolfa Storra. Powiedz mu dokładnie to samo co mnie przed chwilą. Powołaj się na mnie, aby z nim mówić.

– Nie chcesz, abyśmy same zajęły się tą sprawą?

– W życiu. To robota dla policji. Oni są w tym naprawdę dobrzy. Niech zarobią na swoje pensje.

– Cholercia, nie dasz się nam nawet trochę zabawić.

– Ronnie, zadzwoń do Dolpha. Powiedz policji to, co wiesz. Spotkałam się z wampirami, które zabiły tych ludzi. Lepiej, żebyśmy nie stały się ich kolejnym celem.

– O czym ty mówisz?

Westchnęłam. Zapomniałam, że Ronnie o niczym nie wie. Opowiedziałam jej wszystko w telegraficznym skrócie. Była bystra, zrozumie.

– O szczegółach opowiem ci w sobotę rano, podczas ćwiczeń.

– Chyba dasz sobie radę?

– Jak dotąd idzie mi całkiem nieźle.

– Uważaj na siebie, dobrze?

– Jak zawsze. Ty też.

– Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że pakowanie się w kłopoty to nie moja, lecz twoja specjalność.

– Powinnaś się cieszyć – odparłam.

– Cieszę się. – Odłożyła słuchawkę.

Miałyśmy ślad. Może nawet wzorzec, jeśli nie liczyć ataku na mnie. To nie pasowało do żadnego schematu. Wzięli się za mnie, aby dopaść Jean-Claude’a. Wszyscy chcieli go zdetronizować. Sęk w tym, że Mistrz Miasta nie może abdykować, może co najwyżej zginąć. Spodobało mi się to, co usłyszałam od Olivera. Zgadzałam się z nim, czy jednak mogłabym poświęcić Jean-Claude’a na ołtarzu zdrowego rozsądku? Cholera. Nie miałam pojęcia. Po prostu nie wiedziałam.

Загрузка...