22

Blask świateł samochodu padł na wampirzycę jak promień scenicznego reflektora. Ujrzałam białą twarz, brązowe włosy i wyszczerzone ostre kły. Wpadliśmy na nią z prędkością stu kilometrów na godzinę. Wóz zadygotał. Wampirzyca w przeraźliwie zwolnionym tempie przetoczyła się po masce, a mimo to stało się to zbyt szybko, abym mogła cokolwiek zrobić. Walnęła w przednią szybę z ostrym, drapieżnym trzaskiem. Zgrzytnął metal. Na szkle pojawiła się misterna pajęczyna pęknięć. Odniosłam wrażenie, jakbym spoglądała przez niewłaściwy koniec popękanego pryzmatu. Bezpieczna przednia szyba spełniła swoje zadanie. Nie rozprysła się i nie pocięła nas na strzępy. Po prostu pękła i nic już nie mogłam przez nią zobaczyć. Nie widziałam, gdzie jadę. Dałam po hamulcach.

Silna ręka przebiła szybę, zasypując Larry’ego deszczem lśniących odłamków. Chłopak wrzasnął. Dłoń zacisnęła się na jego koszuli i zaczęła ciągnąć w stronę najeżonej ostrymi odłamkami przedniej szybie.

Skręciłam kierownicę ostro w lewo. Wozem zarzuciło, a ja jedynie mogłam odpuścić trochę gazu, nie dotykać hamulca i jechać dalej.

Larry z całej siły zaciskał palce na uchwycie drzwi i zagłówku. Krzyczał przeraźliwie, stawiając opór ręce ciągnącej go w stronę strzaskanej szyby.

Zmówiłam krótką modlitwę i puściłam kierownicę. Wóz wszedł w poślizg. Przyłożyłam krzyżyk do ręki wampirzycy. Skóra zaczęła dymić i pokryła się bąblami. Dłoń puściła Larry’ego i znikła w otworze w szybie.

Złapałam kierownicę, ale było już trochę za późno. Wóz zjechał z drogi do rowu. Metal zazgrzytał, gdy coś w podwoziu pękło, coś dużego. Rzuciło mnie na drzwiczki. Larry zwalił się na mnie, a potem oboje polecieliśmy w przeciwną stronę. I nagle było po wszystkim. Cisza całkowita. Miałam wrażenie, jakbym ni stąd, ni zowąd ogłuchła. W moich uszach rozbrzmiewał biały szum.

Ktoś powiedział:

– Bogu dzięki – To byłam ja.

Drzwiczki od strony pasażera zostały otwarte jak skorupa orzecha. Cofnęłam się w głąb samochodu. Larry był zdezorientowany. Patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. W chwilę później został wywleczony z samochodu. Oparłam się o deskę rozdzielczą, celując w miejsce, gdzie zniknął Larry. Spoglądałam w górę, na ciało Larry’ego, wokół szyi którego zaciskała się czarna dłoń. Nie wiedziałam, czy mógł jeszcze oddychać. Wymierzyłam pistolet w śniadą twarz wampira Alejandro. Jego oblicze pozostawało nieodgadnione, gdy powiedział:

– Rozerwę mu gardło.

– Odstrzelę ci głowę – mruknęłam. Przez otwór w przedniej szybie wsunęła się dłoń. – Cofnij się albo stracisz tę śliczną buźkę.

– On umrze pierwszy – wycedził wampir. Mimo to dłoń znikła. W głosie wampira pojawił się obcy akcent. To skutek silnych emocji.

Oczy Larry’ego były nazbyt rozszerzone, nazbyt wybałuszone. Oddychał płytko i zdecydowanie za szybko. Będzie tak dyszał, jeśli tego dożyje.

– Decyduj – rzucił wampir. Głos miał beznamiętny, odarty z wszelkich uczuć.

Przepełnione przerażeniem oczy Larry’ego mówiły aż nazbyt wymownie za ich obu. Zabezpieczyłam broń i podałam mu, kiedy wyciągnął ręki, po pistolet. Wiedziałam, że popełniam błąd, ale wiedziałam też, że nie mogę siedzieć bezczynnie i patrzeć, jak wampir rozdziera Larry’emu gardło. Są rzeczy ważniejsze niż fizyczne przetrwanie. Choćby to, abym rano mogła spokojnie przejrzeć się w lustrze. Oddałam broń z tego samego powodu, dla którego zatrzymałam się dla tamtego dziecka. Nie miałam wyboru. Stałam po stronie dobra. Wybrałam swoją ścieżkę. To oznacza zdolność do poświęceń. I podejmowania często niepopularnych decyzji. Cóż, tak to po prostu bywa. Trzeba przestrzegać pewnych zasad.

Загрузка...