34

Cyrk Potępieńców zamknięto na noc, a raczej na nadchodzący ranek. Wciąż było ciemno, ale na wschodzie zaczęło się już rozjaśniać, gdy zatrzymaliśmy samochód przed magazynem. Godzinę temu przed Cyrkiem nie można by wetknąć szpilki. Turyści jednak rozjechali się, gdy wampiry zamknęły interes.

Spojrzałam na Larry’ego. Na twarzy miał rozmazaną zaschłą krew. Podobnie jak ja. Aż do teraz nie przyszło mi do głowy, aby najpierw doprowadzić się do porządku. Zerknęłam na niebo na wschodzie i pokręciłam głową. Nie było czasu. Zbliżał się świt. Zębate klowny wciąż świeciły się i kręciły w kółko na szczycie markizy, ale nawet one wydawały się zmęczone. A może to ja byłam zmęczona.

– Rób to co ja, Larry. Nie zapominaj, że to potwory, niezależnie jak bardzo przypominają ludzi, z pewnością nimi nie są. Nie zdejmuj krzyżyka, nie pozwól im się dotykać i nie patrz im prosto w oczy.

– Znam to ze szkoły. Przez dwa semestry miałem badania nad wampirami.

Pokręciłam głową.

– To, czego się uczyłeś w szkole, na nic ci się nie przyda, Larry. Tam uczyli cię teorii. Tu jest rzeczywistość. Żadne dziesiątki godzin wykładów nie przygotują cię na spotkanie z krwiopijcami.

– Mieliśmy gościnnych wykładowców. W tym także wampiry.

Westchnęłam i odpuściłam dalsza dyskusję. Będzie musiał nauczyć się na własnych błędach. Doświadczy tego na swojej skórze. Fizycznie. Jak wszyscy. Jak ja.

Olbrzymie drzwi były zamknięte. Zapukałam. W chwile potem się otworzyły. Stanął w nich Irving. Nie uśmiechał się. Wyglądał jak pulchny cherubin z miękkimi kręconymi włosami opadającymi na uszy i pokaźną łysinką na czubku głowy. Na mały nos miał nasadzone okulary z okrągłymi szkłami w drucianych oprawkach. Jego oczy lekko się rozszerzyły, gdy weszliśmy do środka. W świetle krew nie przypominała niczego innego.

– Co robiliście dziś w nocy? – zapytał.

– Ożywialiśmy zmarłych – odparłam.

– To ten nowy animator?

– Larry Kirkland, Irving Griswold. To reporter, cokolwiek powiesz, może zostać użyte przeciw tobie.

– Hej, Blake, przecież nigdy cię nie cytowałem, gdy mi tego otwarcie zabraniałaś. Grajmy uczciwie. Przyznaj sama.

Skinęłam głową.

– Przyznaję.

– Czeka na dole – rzucił Irving.

– Na dole? – spytałam.

– Już prawie świta. Musi być pod ziemią.

Ach, tak.

– Jasne – mruknęłam, ale coś nagle ścisnęło mnie w żołądku. Ostatni raz schodziłam w Cyrku pod ziemię, aby zabić Nikolaos. Tego ranka śmierć zebrała spore żniwo. Polało się wiele krwi. W tym także mojej.

Irving przeprowadził nas przez tonący w ciszy plac. Ktoś przygasił światła i w magazynie panował posępny półmrok. Stanowiska gier były pozamykane, wypchane zwierzaki nakryte brezentem. W powietrzu unosił się delikatny aromat kukurydzy na gorąco i waty cukrowej, ale nawet te zapachy wydawały się znużone i niewyraźne. Minęliśmy nawiedzony dom, którego szczyt zdobiła naturalnej wielkości wiedźma, milcząca, nieruchoma, z wyłupiastymi oczami. Na nosie miała wielką brodawkę i była zielona. Nigdy nie spotkałam czarownicy, która nie wyglądała zwyczajnie. Żadna z nich nie była zielona, a brodawki można było usunąć chirurgicznie. Obok stał szklany dom. Nad wszystkim górował diabelski młyn.

Wyrecytowałam:


Czuję się, jakbym

Szedł raźnym krokiem

Przez pustą balową salę,

Światła zgaszone,

Girlandy martwe

I tylko ja zostałem.


Irving spojrzał na mnie.

– Thomas Moore, Oft in the Stilly Night.

Uśmiechnęłam się.

– Za cholerę nie przypomniałabym sobie tytułu. Ale chyba zgodzę się, że trafnie określiłeś fragment.

– Dwa magisteria, z dziennikarstwa i literatury angielskiej.

– Założę się, że to ostatnie bardzo ci się przydaje w zawodzie reportera – powiedziałam.

– O ile tylko mogę, staram się popisywać swoją ogładą i kulturą. – Wydawał się urażony, ale wiedziałam, że udaje. Trochę poprawił mi się humor, gdy uświadomiłam sobie, że Irving ze mną żartuje. To było miłe i normalne. A tego dziś potrzebowałam nade wszystko.

Do świtu została godzina. Ile złego mógł narobić Jean-Claude w ciągu godziny? Lepiej nie pytać.

Drzwi w ścianie były grube, drewniane i oznaczone tabliczką z napisem: NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP WZBRONIONY. Po raz pierwszy chciałam należeć do szerokiego grona owych nieupoważnionych. Za drzwiami znajdowało się nieduże pomieszczenie, składzik; z sufitu zwieszała się jedna goła żarówka. Drugie drzwi prowadziły do schodów w dół. Stopnie wydawały się dość szerokie, aby mogły po nich stąpać trzy osoby naraz, idąc obok siebie. Może byłoby im ciasno, ale dałyby jakoś radę. Irving szedł przed nami, jakby wciąż trzeba nam było wskazywać drogę. A stąd można było tylko w jedną stronę. Na dół. Prorocze skojarzenie, nie ma co. Dotarliśmy do ostrego zakrętu. Zza załomu muru dobiegł szelest materiału, coś się tam poruszyło. Wyjęłam pistolet i wymierzyłam. Zero zastanowienia, ot zwyczajny instynkt. I mnóstwo treningu. Ćwiczenie czyni mistrza.

– To nie będzie potrzebne – rzekł Irving.

– To ty tak twierdzisz.

– Sądziłem, że Mistrz jest twoim przyjacielem – rzekł Larry.

– Wampiry nie mają przyjaciół.

– A nauczyciele? – Zza załomu muru wyłonił się Richard Zeeman. Miał na sobie ciemnozielony sweter w seledynowo-brązowe, delikatne wzory. Sweter sięgał mu prawie do kolan. Ja mogłabym nosić go zamiast sukienki. Podwinął rękawy do łokci. Ubioru dopełniały dżinsy i białe adidasy.

– Jean-Claude przysłał mnie, abym tu na was zaczekał.

– Dlaczego? – spytałam.

Wzruszył ramionami.

– Wydaje się zdenerwowany. Wolałem go o nic nie pytać.

– Rozsądna decyzja – pochwaliłam.

– Ruszajmy – rzucił Irving.

– Ty też wydajesz się zdenerwowany, Irving.

– On rozkazuje, ja słucham, Anito. Jestem jego zwierzęciem. – Wyciągnęłam rękę, aby dotknąć ramienia Irvinga, ale on się odsunął. – Sądziłem, że potrafię grać człowieka, ale on pokazał mi, że jestem zwierzęciem.

– Nie pozwól, aby ci to robił – zaoponowałam.

Spojrzał na mnie, jego oczy wypełniły się łzami.

– Nie mogę go powstrzymać.

– Lepiej już chodźmy. Do świtu niedaleko – rzekł Richard. Za to, co powiedział, spiorunowałam go wzrokiem. Wzruszył ramionami. – Lepiej nie każmy Mistrzowi czekać. Wiesz, że to jest raczej niewskazane.

Wiedziałam. Pokiwałam głową.

– Racja. Nie mam prawa wściekać się na ciebie.

– Dzięki.

Pokręciłam głową.

– Zróbmy to.

– Możesz schować broń – dodał.

Spojrzałam na browninga. Lubiłam mieć go w ręku. Jeżeli chodzi o poczucie bezpieczeństwa, bił na głowę pluszowego misia. Schowałam pistolet. Zawsze mogę go potem wyjąć.

Na końcu schodów były ostatnie drzwi: mniejsze i zaopatrzone w ciężki, żelazny zamek. Irving wyjął duży, czarny klucz i wsunął do otworu. Rozległo się ciche szczęknięcie dobrze naoliwionego mechanizmu i po jednym pchnięciu drzwi otworzyły się. Irving był na tyle zaufany, że otrzymał klucz do podziemi. Jak głęboko ugrzązł i czy byłam w stanie go stamtąd wyciągnąć?

– Zaczekajcie chwilę – rzuciłam. Wszyscy odwrócili się w moją stronę. Znalazłam się w centrum uwagi. Pięknie. – Nie chcę, aby Larry spotkał się z Mistrzem ani nawet dowiedział się, kim on jest.

– Anito… – zaczął Larry.

– Nie, Larry. Dwukrotnie padłam ofiarą ataku, gdy chciano wydobyć ode mnie tę informację. Niech prawdę zna możliwie jak najmniej osób. Tak będzie bezpieczniej. Ty nie musisz tego wiedzieć.

– Nie potrzebuję twojej ochrony – powiedział.

– Posłuchaj jej – rzekł Irving. – Kazała mi trzymać się jak najdalej od Mistrza. Stwierdziłem, że dam sobie radę. Pomyliłem się. I to bardzo.

Larry splótł ręce na piersiach, zacisnął wargi w grymasie uporu i gniewu, na jego policzkach pojawiły się rumieńce.

– Potrafię o siebie zadbać.

– Irving, Richard, obiecajcie mi, że mu nie powiecie, im mniej wie, tym będzie bezpieczniejszy.

Obaj potaknęli bezgłośnie.

– Czy kogokolwiek obchodzi moje zdanie? – zapytał Larry.

– Nie – odparłam.

– Do licha, nie jestem dzieckiem.

– Będziecie mogli posprzeczać się później – rzucił Irving. – Mistrz czeka.

Larry zaczął coś mówić, ale uciszyłam go, unosząc ręce do góry.

– Lekcja numer jeden: nigdy nie każ czekać rozdrażnionemu mistrzowi wampirów.

Larry otworzył usta, aby zaoponować, ale zrezygnował.

– W porządku. Odłóżmy kłótnię na później.

Nie było mi do tego spieszno, ale kłótnia z Lanym, że jestem wobec niego nadopiekuńcza, była przyjemnością w porównaniu z tym, co czekało na nas za tymi drzwiami. Ja wiedziałam o tym doskonale, Larry nie. Wkrótce i on się jednak o tym przekona, a najgorsze było to, że nijak nie mogłam tego powstrzymać.

Загрузка...