15

W moim zestawie do gromienia wampirów znajdowała się strzelba – obrzynek na srebrne śruciny, kołki, drewniany młotek i tyle krzyży oraz wody święconej, że można by w niej utopić każdego krwiopijcę. Niestety, zestaw do gromienia został w szafie, w mojej sypialni. Wcześniej woziłam go w bagażniku, bez obrzynka ma się rozumieć, bo posiadanie go jest nielegalne. Gdyby złapano mnie z zestawem w dłoni, a bez sądowego nakazu egzekucji w kieszeni, automatycznie trafiłabym za kratki. Nowe prawo zaczęło funkcjonować zaledwie kilka tygodni temu. Miało powstrzymać garstkę nadpobudliwych i nazbyt zapalczywych egzekutorów, którzy cechowali się tym, że najpierw wbijali kołek, a potem półgębkiem rzucali cichutkie: „Przepraszam”. Jeżeli chodzi o mnie, na pewno nie można mnie zaliczyć do ich grona. Serio.

Dolph wyłączył syrenę jakieś dwa kilometry przed szpitalem. Wjechaliśmy na ciemny, cichy parking. Z tyłu za nami jechał wóz patrolowy. Drugi już na nas czekał na parkingu. Przy samochodzie, z rewolwerami w rękach kulili się dwaj funkcjonariusze w mundurach.

Wysiedliśmy z wyciągniętą bronią. Miałam wrażenie, jakbym znalazła się na planie filmu z Clintem Eastwoodem. Nie zauważyłam samochodu Johna Burke’a. Co oznaczało, że John sprawdzał pager częściej ode mnie. Jeśli okaże się, że wampir wciąż przebywał wśród bezpiecznych metalowych ścian, obiecuję, że odtąd będę natychmiast odpowiadać na każdą przesłaną mi wiadomość. Daję słowo. Tylko proszę, nie pozwól, Boże, aby ktoś zapłacił życiem za moje zaniedbanie. Amen.

Jeden z tych mundurowych, którzy na nas czekali, podszedł na ugiętych nogach do Dolpha i powiedział:

– Panie sierżancie, odkąd się tu zjawiliśmy, nie zauważyliśmy żadnego ruchu. Cisza i spokój.

Dolph pokiwał głową.

– Świetnie. Oddział specjalny dotrze tu najszybciej, jak będzie mógł. Jesteśmy na ich liście.

– Co to znaczy, że jesteśmy na ich liście? – spytałam.

Dolph spojrzał na mnie.

– Oddział specjalny ma srebrne kule. Zjawią się tu możliwie szybko.

– Będziemy na nich czekać? – spytałam.

– Nie.

– Panie sierżancie, w sytuacji nadnaturalnego zagrożenia zaleca się czekanie na przybycie oddziału specjalnego – rzekł mundurowy.

– Nie, jeśli należymy do Okręgowej Jednostki do spraw Dochodzeń Paranormalnych – stwierdził.

– Powinniście mieć srebrne kule – wtrąciłam.

– Złożyłem stosowne zamówienie – odparł Dolph.

– Zamówienie na pewno bardzo się nam przyda.

– Jesteś cywilem. Musisz zaczekać na zewnątrz. Więc nie marudź – burknął.

– Jestem także legalną egzekutorką wampirów na stan Missouri. Gdybym odpowiedziała na wezwanie pagera, zamiast ignorować jego sygnał w celu zdenerwowania Berta, wampir zostałby już zakołkowany i nie musielibyśmy robić tego wszystkiego. Nie możesz mnie z tego wykluczyć. To bardziej moja robota niż twoja.

Dolph przyglądał mi się przez kilka chwil, po czym bardzo wolno pokiwał głową.

– Powinnaś trzymać buzię na kłódkę – rzucił Zerbrowski. – I zaczekać w samochodzie.

– Nie chcę czekać w samochodzie.

Spojrzał na mnie.

– A ja chciałbym.

Dolph zaczął iść w stronę drzwi. Zerbrowski pomaszerował za nim.

Ja ubezpieczałam tyły. Byłam wszak policyjną ekspertką do spraw nadnaturalnych. Gdyby tej nocy sprawy przybrały kiepski obrót, mogłabym się wykazać i udowodnić niebieskim swoją przydatność.

Wszystkie ofiary wampirów, nawet te spoza hrabstwa, przywożono do starego szpitala miejskiego w St. Louis i umieszczano w piwnicy. Nie ma aż tylu kostnic przystosowanych do obsługi świeżo powstałych wampirów. Mają tam specjalne pomieszczenie o ścianach wzmocnionych grubymi stalowymi płytami i drzwiami zabezpieczonymi od zewnątrz przez krzyże. Jest tam nawet zbiornik, którego zawartością ożywieńcy mogą zaspokoić pierwszy głód. Szczury, króliki, świnki morskie. Ot, przekąska dla uspokojenia nowo powstałych.

W normalnych okolicznościach denat trafiłby do pomieszczenia dla wampirów i mielibyśmy problem z głowy, ale ja zapewniłam tutejszych pracowników, że mężczyzna jest niegroźny. Miał być całkiem nieszkodliwy. Przemawiał za mną autorytet eksperta, egzekutorki, którą wezwano w celu zakołkowania trupa. Skoro powiedziałam, że denat jest niegroźny, to znaczy, że naprawdę tak powinno być. Uwierzono mi. A ja się pomyliłam. Boże, dopomóż mi, pomyliłam się.

Загрузка...