Coś naparło na tarczę, którą Nynaeve ustanowiła między Logainem a Prawdziwym Źródłem. Nacisk narastał, dopóki tarcza nie zaczęła się wyginać, splot zaś zadrżał, niemalże grożąc rozerwaniem. Pozwoliła, by przepływał przez nią saidar, słodycz sięgała aż do granic bólu, każdy przeniesiony strumyczek Mocy wplatał się kolejną niteczką Ducha w tarczę.
— Ruszaj się, Elayne! — W ogóle jej nie obeszło, że ten okrzyk brzmiał jak pisk.
Elayne, oby ją Światłość oświeciła, nie marnowała czasu na zadawanie głupich pytań. Poderwała się z krzesła i pobiegła.
Logainowi nie drgnął nawet jeden mięsień. Nie odrywał wzroku od Nynaeve; jego oczy zdawały się jarzyć blaskiem. Światłości, ależ był potężnie zbudowany. Próbowała wymacać dłonią nóż, który nosiła przy pasie, po chwili zrozumiała bezsens swego zachowania — przypuszczalnie byłby go w stanie jej odebrać bez najmniejszego wysiłku; jego barki zdały się nagle tak szerokie jak ona wysoka — i wtedy przeznaczyła część splotu Powietrza na to, żeby przywiązać go do krzesła, za nogi, za ręce. Wciąż przecież tak samo potężny, jednak nagle zdał się jej bardziej normalny, możliwy do opanowania. Jednak w tym momencie dotarło do niej, że zluzowała część mocy tarczy. A nie potrafiła przenieść nawet odrobiny więcej... Czysta radość życia, jaką dawał saidar, była tak silna, że niemalże chciało jej się płakać. Uśmiechnął się do niej.
Jeden ze Strażników, ciemnowłosy mężczyzna z wyrazistym nosem i białą blizną przecinającą szczupłą szczękę wsadził głowę przez drzwi.
— Czy coś się stało? Ta druga Przyjęta wybiegła stąd, jakby usiadła na kępie pokrzyw.
— Wszystko jest całkowicie pod kontrolą — poinformowała go chłodno. Tak chłodno jak tylko było ją stać. Nikt nie może wiedzieć... nikt!... póki nie będzie miała szansy porozmawiać z Sheriam, szansy przeciągnąć ją na swoją stronę. — Elayne po prostu uświadomiła sobie, że o czymś zapomniała. — Zabrzmiało to zupełnie idiotycznie. — Możesz odejść. Jestem zajęta.
Tervail — tak miał na imię, Tervail Dura, związany z Beonin; a jakież, na Światłość, mogło to mieć znaczenie? Tervail obdarzył ją krzywym uśmiechem oraz szyderczym ukłonem, a potem wycofał się na zewnątrz. Strażnicy rzadko pozwalali Przyjętym zabawiać się w Aes Sedai.
Powstrzymywanie się przed ciągłym oblizywaniem warg kosztowało ją niemało wysiłku. Wpatrywała się w Logaina. Na zewnątrz pozostawał całkowicie opanowany, jakby nic się nie zmieniło.
— Nie ma potrzeby tego robić, Nynaeve. Czy sądzisz, że zdecyduję się zaatakować wioskę, w której są setki Aes Sedai? Rozedrą mnie na strzępy, zanim zdołam zrobić dwa kroki.
— Cicho bądź — odrzekła mechanicznie. Macając dłonią za plecami, znalazła krzesło i usiadła na nim, nawet na chwilę nie odrywając odeń wzroku. Światłości, co też zatrzymuje Sheriam? Sheriam powinna zrozumieć, że to był przypadek. Musi zrozumieć! Gniew, który ją przepełniał, stanowił jedyną rzecz, która jeszcze pozwalała jej przenosić. Jak mogła być tak nieostrożna, zachować się jak zupełna idiotka?
— Nie bój się — powiedział Logain. — Teraz nic im nie zrobię. One są częścią moich planów, niezależnie od tego, czy zdają sobie z tego sprawę, czy nie. Czerwone Ajah są skończone. Za rok nie będzie żadnej Aes Sedai, która odważyłaby się przywdziać Czerwień.
— Powiedziałam, że masz być cicho! — warknęła. — Myślisz, że ci uwierzę, iż to tylko Czerwonych nienawidzisz?
— Wiesz, raz widziałem człowieka, który spowoduje znacznie więcej kłopotów, niźli mnie się kiedykolwiek udało. Może był to Smok Odrodzony, nie mam pojęcia. To było wtedy, kiedy wiozły mnie przez Caemlyn, zaraz po pojmaniu. Znajdował się daleko, ale widziałem... poświatę, i zrozumiałem, że to on wstrząśnie światem. Byłem zamknięty w klatce, a mimo to nie mogłem powstrzymać śmiechu.
Oddzieliła niewielką porcję Powietrza od krępujących go więzów i zakneblowała mu usta. Ze złości aż zmrużył oczy, jednak prawie natychmiast się opanował, ona za to nie dbała o nic. Teraz miała go pod kontrolą. W końcu... Nawet nie próbował się wyrywać, być może dlatego, że od początku wiedział, iż ona ma zamiar tylko go spętać. Zapewne tak właśnie było. Ale ile wysiłku włożył tak naprawdę w próbę przedarcia się przez tarczę? Tamto pierwsze pchnięcie — było ani szczególnie powolne, z rozmysłem podjęte, z drugiej strony wcale też nie jakieś raptowne. Jakby mężczyzna napinał mięśnie od dawna nie używane, jakby przykładał dłoń nie tyle z zamiarem przesunięcia przedmiotu, ile po to, by poczuć swą powracającą siłę. Ta myśl sprawiła, że jej żołądek zamienił się w bryłę lodu.
Ku jej jeszcze większemu rozdrażnieniu, wyraźnie rozbawiony Logain zmrużył oczy, jakby dokładnie znał myśli przelatujące jej przez głowę. Siedział tam z głupawo rozwartymi ustami, związany i oddzielony tarczą, a jednak to on zachowywał całkowity spokój. Jak mogła być taką idiotką? Jeśli jednak jej blokada załamie się w tej chwili, teraz, to widocznie nie została stworzona po to, by zostać Aes Sedai. Widocznie jest zbyt słaba, żeby puszczano ją samodzielnie. Birgitte powinna pilnować, by przypadkiem nie upadła twarzą w kurz podczas zwykłego przechodzenia przez ulicę.
Nie robiła tego z rozmysłem, ale to dzięki tym skargom na samą siebie udawało jej się podsycać własny gniew, do czasu aż drzwi rozwarły się z łomotem. To nie była Elayne.
Do środka, za Romandą, weszła Sheriam, potem Myrelle, Morvrin i Takima, za nimi Lelaine i Janya, Delana i Bharatine, Beonin, a potem następne, aż wreszcie zapełniły całą izbę. Przez otwarte drzwi, których z powodu panującego ścisku nie było jak zamknąć, Nynaeve mogła dostrzec pozostałe, które stały na zewnątrz. Te, które weszły do komnaty, patrzyły teraz na nią i na jej splot, z taką uwagą, że nie wytrzymała i z wysiłkiem przełknęła ślinę... a wtedy cały jej gniew rozwiał się niczym mgła. A wraz z nim, oczywiście, i tarcza, i więzy krępujące Logaina.
Zanim Nynaeve zdążyła poprosić którąś, aby ponownie oddzieliła go od Źródła, wprost przed nią stanęła Nisao. Mimo iż taka niska, w tym momencie przytłoczyła ją.
— Natychmiast mi wytłumacz, co znaczą te bzdury, że niby go Uzdrowiłaś?
— Powiedziała coś takiego? — Logainowi naprawdę udało się odegrać całkowite zaskoczenie.
Varilin niemalże następowała Nisao na pięty. Szczupła, rudowłosa Szara była wyższa od swej siostry, niemal równie wysoka jak Logain.
— Obawiałam się tego od chwili, gdy wszyscy zaczęli chwalić ją za jej odkrycia. Kiedy odkrycia skończyły się, pochwały przestały płynąć, ona zaś musiała wymyślić coś, żeby je znowu usłyszeć.
— To przez to, że jej pozwalano marnować czas nad Siuan i Leane — oświadczyła surowym tonem Romanda. — Oraz nad tym człowiekiem. Powinno się jej powiedzieć, że są przypadki, których nie da się Uzdrowić, i niech się to wszystko nareszcie skończy!
— Kiedy mi się naprawdę udało! — zaprotestowała Nynaeve. — Dokonałam tego! Błagam, oddzielcie go tarczą. Błagam, musicie to zrobić! — Stojące przed nią Aes Sedai odwróciły się, żeby spojrzeć na Logaina, rozstępując się przy tym, dzięki czemu ona również mogła go widzieć. Na wszystkie spojrzenia odpowiadał zupełnie beznamiętną miną. Nawet wzruszył ramionami!
— Myślę, że możemy jednak oddzielić go tarczą, przynajmniej póki nie uzyskamy ostatecznej pewności — zaproponowała Sheriam. Romanda pokiwała głową i natychmiast pojawiła się tarcza, tak silna, że byłaby w stanie powstrzymać giganta, a równocześnie poświata saidara otoczyła niemalże wszystkie kobiety znajdujące się w izbie. Romanda zaraz zaprowadziła trochę po rządku, szybko wywołując z imienia sześć kobiet, które miały podtrzymywać mniejszą, ale wciąż wystarczająco silną tarczę.
Dłoń Myrelle zacisnęła się na ramieniu Nynaeve.
— Wybacz nam, Romanda. Chciałybyśmy porozmawiać z Nynaeve na osobności.
Ręka Sheriam zacisnęła się na drugim ramieniu.
— Najlepiej nie odkładać tego na później.
Romanda z roztargnieniem skinęła głową. Spod zmarszczonych brwi patrzyła na Logaina. Podobnie jak większość Aes Sedai, nie miała zamiaru odchodzić.
Sheriam i Myrelle podniosły niemalże Nynaeve i popchnęły w kierunku drzwi.
— Co wy robicie?- dopytywała się bez tchu. — Dokąd mnie zabieracie? — Na zewnątrz musiały torować sobie drogę przez tłum Aes Sedai, wśród których wiele patrzyło na nią karcąco, spojrzenia niektórych zaś miały wyraźnie oskarżycielski charakter. Wpadły wreszcie prosto na Elayne, która uśmiechnęła się przepraszająco. Kiedy dwie Aes Sedai wlokły ją za sobą, tak szybko, że aż się potykała, Nynaeve cały czas zerkała przez ramię za siebie. Oczywiście nie spodziewała się pomocy ze strony Elayne, ale mógł to być ostatni raz, kiedy ją widziała. Beonin powiedziała coś do Elayne i ta natychmiast puściła się biegiem przez tłum. — Co macie zamiar mi zrobić? — wyjęczała Nynaeve.
— Możemy sprawić, że będziesz szorowała garnki przez resztę swego życia na tym świecie — oznajmiła Sheriam tonem stosownym dla zwykłej towarzyskiej rozmowy.
Myrelle przytaknęła.
— Możesz przez cały dzień pracować w kuchni.
— Albo możemy każdego dnia urządzać ci chłostę.
— Zedrzeć pasami skórę.
— Zamknąć cię w baryłce i karmić przez otwór na szpunt.
— Ale tylko jakąś papką. Zeschniętą papką.
Nynaeve poczuła, jak uginają się pod nią kolana.
— To był przypadek! Przysięgam! Nie chciałam tego zrobić!
Sheriam potrząsnęła nią mocno, odrobinę nawet nie zwalniając kroku.
— Nie bądź głupia, dziecko. Być może udało ci się dokonać niemożliwego.
— Wierzycie mi? Wierzycie mi! Dlaczego nic nie powiedziałyście, kiedy Nisao i Varilin, i... Dlaczego nic nie powiedziałyście?
— Powiedziałam „może”, dziecko. — Głos Sheriam brzmiał przygnębiająco obojętnie.
— Inna możliwość — dodała Myrelle — jest taka, że twój umysł doznał przeciążenia od ciągłego napięcia. — Jej oczy mierzyły Nynaeve spod ciężkich powiek. — Byłabyś zaskoczona, wiedząc, jak wiele jest Przyjętych, a nawet nowicjuszek, które utrzymują, że odkryły jakiś zapomniany Talent, albo wynalazły nowy. Kiedy ja byłam nowicjuszką, pewna Przyjęta o imieniu Echiko była tak przekonana, że potrafi latać, iż skoczyła ze szczytu Wieży.
Czując beznadziejny zamęt w głowie, Nynaeve popatrywała to na jedną kobietę, to na drugą. Wierzą jej czy nie? Czy naprawdę myślą, że przewróciło jej się w głowie?
„Co, na Światłość, one zamierzają ze mną zrobić?”
Próbowała znaleźć jakieś słowa, które by je przekonały — nie kłamała, nie zwariowała, naprawdę Uzdrowiła Logaina — ale poruszała tylko bezdźwięcznie ustami, kiedy tak gnały razem do Małej Wieży.
Dopiero gdy weszły do pomieszczenia, które kiedyś stanowiło prywatny gabinet, długiego pokoju, w którym stał pod ścianą wąski stół z przystawionymi krzesłami, Nynaeve zdała sobie sprawę, że podąża za nimi niewielki orszak. Kilkanaście Aes Sedai szło, następując im na pięty, Nisao, z ramionami ściśle zaplecionymi na piersiach, Dagdara, wystawiająca podbródek tak, jakby przy jego pomocy zamierzała sforsować ścianę, Shanelle i Therva, i... Same Żółte Ajah, oprócz Sheriam i Myrelle. Widok tego stołu w niewielkim pomieszczeniu kojarzył się z salą sądu, szereg ponurych twarzy przywodził na myśl proces. Nynaeve z trudem przełknęła ślinę.
Sheriam i Myrelle kazały jej stać, same zaś podeszły do stołu, gdzie krótko się naradzały, zwrócone do niej plecami. Kiedy się odwróciły, wyraz ich twarzy dalej pozostawał zagadką.
— Utrzymujesz więc, że Uzdrowiłaś Logaina. — W głosie Sheriam zabrzmiała nutka pogardy. — Utrzymujesz, że Uzdrowiłaś poskromionego mężczyznę.
— Musicie mi uwierzyć — zaprotestowała Nynaeve. — Powiedziałyście, że wierzycie. — Podskoczyła, kiedy coś niewidzialnego smagnęło ją mocno po biodrach.
— Nie zapominaj się, Przyjęta — zimno napomniała ją Sheriam. — Czy podtrzymujesz swe zdanie?
Nynaeve zapatrzyła się na nią. Jeżeli ktoś tu oszalał, to chyba Sheriam, bo tak bezustannie zmieniała front. A jednak zdobyła się na pełne szacunku:
— Tak, Aes Sedai. — Parsknięcie Dagdary zabrzmiało niczym odgłos dartego płótna.
Sheriam gestem nakazała się uciszyć szemrającym coś bez przerwy Żółtym.
— I powiadasz, żeś dokonała tego przez przypadek. Jeżeli tak ma się sprawa, to przypuszczam, iż nie ma możliwości, abyś dowiodła prawdziwości swych słów, dokonując ponownego Uzdrowienia?
— A niby jak miałaby to zrobić? — zapytała Myrelle, która wyglądała na rozbawioną. Rozbawioną! — Jeżeli przez ślepy traf odgadła właściwe rozwiązanie, jak mogłaby to teraz powtórzyć? Ale nawet to nie ma znaczenia, jeśli naprawdę choćby jeden raz udało jej się tego dokonać.
— Odpowiedz mi! — warknęła Sheriam i niewidzialna witka uderzyła ją powtórnie. Tym razem Nynaeve udało się nie podskoczyć. — Czy jest jakaś szansa, że pamiętasz choćby najmniejszą część tego, co zrobiłaś?
— Pamiętam, Aes Sedai — powiedziała ponuro, gotując się na następny cios. Nie doczekała się, ale teraz już była w stanie dostrzec otaczającą Sheriam poświatę saidara. W tym lśnieniu zdawała się tkwić groźba.
Przy drzwiach nastąpiło nieznaczne poruszenie, Carlinya i Beonin przepchnęły się przez szereg Żółtych sióstr, jedna popychała przed sobą Siuan, druga zaś Leane.
— Nie chciały przyjść — powiedziała Beonin tonem pełnym irytacji. — Dacie wiarę? Próbowały nam wmówić, iż są zajęte. — Twarz Leane była zupełnie pozbawiona wyrazu jak u wszystkich Aes Sedai, za to Siuan rzucała ponure, wściekłe spojrzenia na wszystkie, w szczególności zaś na Nynaeve.
W końcu Nynaeve zrozumiała. W końcu wszystko złożyło się w jedną całość. Obecność Żółtych sióstr. Sheriam i Myrelle, które raz jej wierzyły, później zaś zarzucały jej kłamstwo, groziły jej, warczały na nią. Wszystko to było zupełnie zainscenizowane, by wywołać w niej wściekłość, dzięki której byłaby w stanie zademonstrować swe talenty Uzdrawiania na Siuan i Leane, a tym samym dowieść swych umiejętności w obecności Żółtych. Nie, nie tak. Wnioskując z wyrazu ich twarzy, przyszły tutaj, aby obserwować jej porażkę, nie zaś triumf. Nawet nie próbowała skrywać ostrego szarpnięcia, jakie zaaplikowała swemu warkoczowi. W rzeczy samej zrobiła to nawet dwukrotnie, na wypadek, gdyby któraś nie dostrzegła tego za pierwszym razem. Miała ochotę bić je po twarzach. Pragnęła zadać im jakąś taką miksturę z ziół, od której samego zapachu usiadłyby wszystkie na posadzce i załkały jak dzieci. Miała ochotę szarpać je za włosy, a potem dusić je nimi, aż...
— Czy ja muszę znosić te bzdury? — jęknęła Siuan. — Mam ważną pracę do wykonania, ale nawet gdyby chodziło tylko o oprawianie ryb, byłoby to bardziej wa...
— Och, zamknij się — gniewnie wtrąciła Nynaeve. Jeden krok i już ujęła głowę Siuan oburącz, jakby miała zamiar skręcić tamtej kark. Uwierzyła w te idiotyczne groźby, nawet w baryłkę! Manipulowały nią niczym kukiełką!
Wypełnił ją saidar, a potem przeniosła tak, jak to wcześniej zrobiła w przypadku Logaina, łącząc wszystkie Pięć Mocy. Tym razem wiedziała już, czego szuka — tego prawie nie istniejącego wrażenia, że coś zostało odcięte. Duch i Ogień, żeby zacerować rozdarcie i...
Przez chwilę Siuan patrzyła tylko, z twarzą zupełnie pozbawioną wyrazu. Potem otoczyła ją poświata saidara. Wszystkim obecnym w pokoju zaparło dech w piersiach. Siuan powoli pochyliła się naprzód i pocałowała Nynaeve w oba policzki. Łza spłynęła po jej twarzy, potem następna, i nagle Siuan zaniosła się płaczem, obejmując się ramionami i drżąc; otaczająca ją lśniąca aura zaczęła zanikać. Sheriam szybko podeszła i utuliła ją w ramionach. Sama wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
Wszystkie pozostałe obecne w pokoju patrzyły bez słowa na Nynaeve. Wstrząs widoczny na tych opanowanych obliczach Aes Sedai był dostateczną nagrodą, podobnie jak ich wyraźne niezadowolenie. Oczy Shanelle, blady błękit na tle śniadej twarzy, wyglądały tak, jakby za chwilę miały wyskoczyć z orbit. Nisao zamarła z rozdziawionymi ustami, póki nie zauważyła, że Nynaeve patrzy na nią, i wtedy zamknęła je gwałtownie.
— Co cię skłoniło do użycia Ognia? — zapytała Dagdara zduszonym głosem, który stanowczo zdawał się zbyt cienki jak na tak potężną kobietę. — I Ziemi? Użyłaś Ziemi. Uzdrawianie polega na wykorzystaniu Ducha, Wody i Powietrza. — I w tym momencie na Nynaeve runął istny grad pytań; zadawały je wszystkie, używając innych słów, ale w gruncie rzeczy chodziło im o to samo. Dlaczego zrobiła to w ten sposób?
— Nie mam pojęcia, dlaczego — odpowiedziała Nynaeve, kiedy nareszcie udało jej się wtrącić słowo. — Po prostu to wydawało mi się właściwe. Ja niemal zawsze używam wszystkich Mocy. — To wyznanie znowu wywołało liczne napomnienia. Uzdrawianie to Duch, Woda i Powietrze. Eksperymenty z Uzdrawianiem są niebezpieczne; pomyłka może zabić nie tylko Uzdrawiającą, lecz również pacjenta. Nie odpowiedziała, ale ostrzeżenia ucichły wkrótce, ustępując miejsca ponurym spojrzeniom i zbiorowemu wygładzaniu spódnic; nie zabiła nikogo, za to Uzdrowiła to, co ich zdaniem Uzdrowić się nie dawało.
W uśmiechu Leane było tyle nadziei, że to nieomal bolało. Nynaeve podeszła do niej, również się uśmiechając, ale jej pogoda maskowała rozdrażnienie, które tliło się gdzieś w głębi. Żółte Ajah i ich chełpliwość w kwestii Uzdrawiania. Teraz były gotowe błagać na kolanach, żeby podzieliła się z nimi swą wiedzą. Wiedziała o Uzdrawianiu więcej niźli którakolwiek z nich!
— Teraz patrzcie uważnie. Nie będziecie miały tak szybko następnej okazji, żeby zobaczyć, jak to się robi.
Kiedy tym razem przeniosła, niemal natychmiast poczuła złącze, chociaż nie miała pojęcia, co właściwie łączy. Teraz było inaczej niż z Logainem — i z Siuan zresztą również — ale przecież — nie przestawała sobie powtarzać — mężczyźni i kobiety naprawdę różnili się między sobą.
„Światłości, mam szczęście, że w ich przypadku to działa równie skutecznie jak u niego!”
Co przywiodło ją ostatecznie do niezbyt miłych spekulacji. A jeśli naprawdę pewne rzeczy należy Uzdrawiać w odmienny sposób u kobiet i u mężczyzn? Być może w rzeczywistości wcale nie wiedziała wiele więcej od tych Żółtych?
Leane zareagowała zupełnie inaczej niż Siuan. Żadnych łez. Objęła saidara i uśmiechnęła się uszczęśliwiona, potem wypuściła go, ale uśmiech na jej twarzy pozostał. I wtedy otoczyła Nynaeve ramionami i uściskała tak mocno, że aż jej zatrzeszczały żebra, jednocześnie szepcząc:
— Dziękuję ci, dziękuję ci, dziękuję ci — i tak bez przerwy.
— ...użyła Ognia i Ziemi, jakby próbowała wywiercić dziurę w kamieniu. — To była Dagdara.
— Delikatniejsze dotknięcie byłoby znacznie lepsze — zgodziła się Shanelle.
— ...rozumiem teraz, jak Ogień może być skuteczny przy problemach z sercem — powiedziała Therva, pocierając swój długi nos. Beldemaine, pulchna Arafellianka z pasmami siwizny we włosach, pokiwała w zamyśleniu głową.
— ...gdyby Ziemię połączyć w taki sposób z Powietrzem, wtedy, rozumiecie...
— ...Ogień wpleciony w Wodę...
— ..Ziemia przemieszana z Wodą...
Nynaeve patrzyła na to wszystko zupełnie oniemiała. Całkowicie o niej zapomniały. Wydawało im się, że to co im pokazała, potrafią zrobić lepiej od niej samej!
Myrelle poklepała ją po ramieniu.
— Spisałaś się znakomicie — wymruczała. — Nie przejmuj się, jeszcze przyjdzie czas na pochwały. Na razie są jeszcze trochę wstrząśnięte.
Nynaeve parsknęła głośno, jednak żadna z Żółtych nie zwróciła na nią uwagi.
— Mam nadzieję, że ta ostatnia uwaga oznacza, iż nie muszę już szorować garnków.
Sheriam rozejrzała się dookoła z miną wyrażającą zdumienie.
— A skąd ci to przyszło do głowy, dziecko? — Wciąż trzymała w ramionach Siuan, która ocierała oczy koronkową chusteczką, nie mogąc przyjść do siebie. — Gdyby tak każdy mógł łamać każdą zasadę, jaką tylko zechce, gdyby każdy mógł robić, co mu się żywnie podoba, i uniknąć kary tylko dlatego, że uczynił coś dobrego, to na świecie zapanowałby chaos.
Nynaeve westchnęła ciężko. Jak mogła nie wiedzieć.
Z grupki Żółtych wysunęła się Nisao, odkaszlnęła i obdarzyła Nynaeve przelotnym spojrzeniem, w którym można było wyczytać jedynie oskarżenie.
— Przypuszczam, iż to oznacza, że będziemy musiały poskromić Logaina ponownie. — Z tonu jej głosu należało wnosić, że ze wszystkich sił stara się umniejszyć uwagę tego, co się tu przed chwilą wydarzyło.
Wszystkie zaczęły jej przytakiwać i wtedy przemówiła Carlinya, głosem przywodzącym na myśl sopel lodu.
— A możemy? — Skupiła na sobie całą uwagę obecnych, ale spokojnie, rzeczowo ciągnęła dalej. — Z czysto etycznego punktu widzenia, w jaki sposób możemy w ogóle brać pod uwagę ewentualne wspieranie mężczyzny, który może przenosić, mężczyzny zbierającego wokół siebie innych mężczyzn, którzy to również potrafią, a równocześnie zachowywać się tak jak przedtem i poskramiać wszystkich innych, których znajdziemy? Niezależnie od tego, jak się może nam nieszczęsnym w wyniku tego wydawać aktualny stan rzeczy, on będzie postrzegał nas jako coś innego niż Wieża, a co ważniejsze, dostrzeże różnicę dzielącą nas od Elaidy i Czerwonych Ajah. Jeżeli poskromimy jednego mężczyznę, możemy utracić w jego oczach tę pozycję, a wraz z nią naszą jedyną szansę zdobycia nad nim pewnej kontroli, zanim uczyni to Elaida.
Kiedy zamilkła, w izbie zapanowała cisza. Aes Sedai wymieniały zakłopotane spojrzenia, a te, którymi obdarzyły Nynaeve, sprawiły, że przy nich spojrzenie Nisao zdało się być przepełnione życzliwością. Podczas chwytania Logaina kilka sióstr straciło życie; nawet jeśli teraz był bezpiecznie odgrodzony tarczą, ponownie postawiła przed nimi wszystkie problemy, jakich nastręczały jego zdolności, a tym razem okoliczności były znacznie bardziej kłopotliwe.
— Myślę, że powinnaś już sobie pójść — powiedziała cicho Sheriam.
Nynaeve nie miała zamiaru się kłócić. Wykonała stosowne ukłony tak szybko i grzecznie jak umiała, a potem już tylko ze wszystkich sił starała się nie biec.
Na zewnątrz Elayne podniosła się z kamiennego schodka.
— Przykro mi, Nynaeve — powiedziała, otrzepując suknię. — Byłam taka podniecona, że wypaplałam wszystko Sheriam, zanim zdałam sobie sprawę, że Romanda i Delana są w środku.
— To nie ma znaczenia — grobowym głosem odrzekła Nynaeve, ruszając w dół zatłoczonej ulicy. Wcześniej czy później i tak by się wszystko wydało. — Jednak to po prostu było nie w porządku.
„Dokonałam czegoś, co ich zdaniem było niemożliwe, a wciąż muszę szorować garnki!”
— Elayne, nie dbam o to, co powiesz, ale my musimy stąd wyjechać. Carlinya mówiła o poddaniu Randa „kontroli”. Ta banda nie jest w niczym lepsza od Elaidy. Thom i Juilin zdobędą dla nas konie, a Birgitte może się ugryźć w nos.
— Obawiam się, że na to jest za późno — żałośnie odrzekła Elayne. — Wieść już się rozniosła.
Larissa Lyndel i Zenare Ghodar runęły na Nynaeve z dwu przeciwnych stron niczym jastrzębie. Larissa była kościstą kobietą o tak zwyczajnych rysach twarzy, że ich pospolitość niemalże przyćmiewała ten charakterystyczny dla Aes Sedai brak śladów upływu lat; Zenare była pulchna i do tego tak wyniosła, że starczyłoby dla dwu królowych. Na twarzach obu zastygł wyraz chciwego oczekiwania. Obie należały do Żółtych Ajah, choć żadnej nie było w gospodzie, gdy Nynaeve Uzdrowiła Siuan i Leane.
— Chcę, żebyś dokładnie pokazała mi wszystko, krok po kroku — powiedziała Larissa, łapiąc ją pod ramię.
— Nynaeve — mówiła Zenare, chwytając drugie ramię założę się, że odkryję setkę rzeczy, o których nawet nie pomyślałaś, kiedy dostatecznie wiele razy powtórzysz swój splot.
Salita Toranes, Tairenianka niemalże równie smagła jak kobiety Ludu Morza, wyrosła jakby spod ziemi.
— Jak widzę, inne były szybsze. Cóż, niech sczeźnie ma dusza, jeśli będę czekała w kolejce.
— Ja byłam pierwsza, Salita — zdecydowanie stwierdziła Zenare. I wzmocniła swój uchwyt.
— To ja byłam pierwsza — oznajmiła Larissa, zaciskając mocniej palce.
Nynaeve rzuciła Elayne spojrzenie pełne najczystszego przerażenia, a w zamian otrzymała jedynie grymas współczucia i wzruszenie ramion. To właśnie miała na myśli Elayne, mówiąc, że jest za późno. Po tym wszystkim nie będzie miała dla siebie ani jednej wolnej chwili.
— ...rozzłoszczona? — pytała Zenare. — Od razu mogę wymienić pięćdziesiąt sposobów, dzięki którym zrobisz się tak rozzłoszczona, że będziesz miała ochotę gryźć kamienie.
— Ja potrafię wymyśleć sto — powiedziała Larissa. — Zamierzam rozbić jej blokadę, nawet gdyby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu.
Magla Daronos przepchnęła się przez zgromadzoną wokół Nynaeve grupkę; nie sprawiło jej to szczególnego kłopotu, gdyż była potężnej postury. Wyglądała tak, jakby właśnie przed chwilą odłożyła na bok miecz albo młot kowalski.
— Rozbijesz ją, Larissa? Ha! A mi tu na miejscu przychodzi do głowy kilka sposobów, jak tę blokadę z niej wyrwać.
Nynaeve miała ochotę krzyczeć.
Siuan ledwie potrafiła się powstrzymać przed ciągłym obejmowaniem saidara, a potem trzymaniem go w uścisku, ale doszła do wniosku, że jeżeli to uczyni, to zaraz rozpłacze się ponownie. A z tego jej nic nie przyjdzie. Poza tym zachowywała się jak jakaś głupia nowicjuszka, robiąc z siebie widowisko na oczach tych wszystkich kobiet tłoczących się wokół niej w poczekalni. Wszelkie wyrazy zdumienia i zadowolenia, cieplejsze pozdrowienia, jakby przez wiele lat przebywała gdzieś w dalekich stronach, spływały niczym balsam na jej duszę; w szczególności sprawiały jej radość wszystkie oznaki żywszych emocji ze strony tych, z którymi się przyjaźniła, zanim została Amyrlin, zanim brak czasu i nawał obowiązków spowodowały ochłodzenie wzajemnych stosunków. Lelaine i Delana objęły ją ramionami, czego nie czyniły od wielu już lat. Tylko z Moiraine była bliżej, tylko z nią, prócz Leane, udawało jej się pozostać blisko, ale w tym przypadku to właśnie obowiązek je do siebie zbliżał.
— Jak to dobrze, że znowu jesteś z nami — śmiała się Lelaine.
— Naprawdę dobrze — szepnęła serdecznym tonem Delana.
Siuan śmiała się i jednocześnie musiała ocierać łzy z policzków. Światłości, co się z nią działo? Nawet jako dziecko nie płakała z taką łatwością!
Może to tylko z radości, że odzyskała saidara, że otaczało ją tyle życzliwości. Światłości, to wszystko mogłoby każdego wyprowadzić z równowagi. Dotąd nawet nie ośmieliła się marzyć, że nadejdzie kiedyś taki dzień, a teraz, kiedy tak się stało, zapomniała o wszystkich pretensjach, jakie mogła żywić do tych kobiet, o tym chłodnym dystansie, jaki do tej pory zachowywały względem niej, o tym, jak przywoływały ją do porządku. Linia podziału między Aes Sedai a tymi, które Aes Sedai nie były, została wykreślona jasno — sama przedtem, zanim została ujarzmiona, kładła na to nacisk, było również oczywiste, iż tak będzie dalej — ona zaś wiedziała, jak, dla ich własnego dobra oraz dla dobra tych, które mogły przenosić, należy postępować z ujarzmionymi kobietami. I tak też postąpiono z nią samą. Jakie to dziwne, że tak już nigdy nie będzie.
Kątem oka dostrzegła Garetha Bryne, który właśnie wbiegał po schodach.
— Przepraszam was na chwilę — powiedziała i pospieszyła za nim.
Starała się iść szybko, ale przez całą drogę do schodów musiała przystawać co dwa kroki, aby odbierać kolejne gratulacje; dogoniła go dopiero na drugim piętrze. Podbiegła i stanęła mu na drodze. Jego prawie już całkiem siwe włosy zmierzwił wiatr, kwadratową twarz i znoszony kaftan o bufiastych rękawach pokrywał kurz. Wyglądał niewzruszenie niczym kamień.
Uniósł do góry zwój dokumentów, powiedział:
— Muszę to natychmiast dostarczyć, Siuan — i próbował ją wyminąć.
Rękoma zagrodziła mu drogę.
— Zostałam Uzdrowiona. Mogę znowu przenosić. Pokiwał głową; zwyczajnie tylko pokiwał głową!
— Słyszałem, jak o tym mówiono. Przypuszczam, że to znaczy, iż odtąd będziesz wykorzystywała Moc do prania moich koszul. Być może teraz wreszcie będą czyste. Bo już żałowałem, że tak się łatwo zgodziłem na wyjazd Min.
Patrzyła na niego wytrzeszczonymi oczyma. Ten człowiek nie był głupcem. Dlaczego udawał, że nie rozumie?
— Znowu jestem Aes Sedai. Czy naprawdę oczekujesz, że Aes Sedai będzie się zajmowała praniem twoich rzeczy?
I tylko po to, aby dodać powagi swoim słowom, ujęła saidara — ta utracona, a teraz odzyskana słodycz była tak cudowna, że aż przeszył ją dreszcz — owinęła go strumieniami Powietrza i podniosła do góry. To znaczy próbowała go podnieść. Trochę ogłupiała, zaczerpnęła więcej, spróbowała mocniej, póki słodycz nie wpiła się w nią jakby tysiącem igiełek. Jego buty nawet się nie oderwały od podłogi.
To było niemożliwe. Prawda, tak prosta czynność jak podnoszenie do góry jakiegoś przedmiotu należała do najtrudniejszych, gdy się ją wykonywało z użyciem Mocy, ale niegdyś była w stanie podnieść coś, co trzykrotnie przekraczało jej ciężar.
— Czy w ten sposób chcesz wywrzeć na mnie wrażenie spokojnie zapytał Bryne. — Czy też mnie przestraszyć? Sheriam i jej przyjaciółki dały mi słowo, Komnata złożyła swoje obietnice, a co ważniejsze, ty również, Siuan, coś mi przyrzekłaś. Nie pozwoliłbym ci odejść ode mnie, nawet gdybyś znowu została Amyrlin. Teraz cofnij to, co przed chwilą zrobiłaś, bowiem w przeciwnym razie, kiedy już się uwolnię, przełożę cię przez kolano i dam ci parę klapsów za twoje dziecinne zachowanie. Bardzo rzadko zachowujesz się jak dziecko, ale nie powinnaś sądzić, że teraz ci na to pozwolę.
Zupełnie oszołomiona, uwolniła Źródło. Nie dlatego, że jej groził — byłby gotów spełnić tę obietnicę, robił to już wcześniej, choć nie za takie głupstwo — ale dlatego, że przeżyła prawdziwy wstrząs, nie mogąc go podnieść. W oczach wezbrało jej tyle łez, że lada chwila mogły wytrysnąć niczym fontanna, ale miała nadzieję, że uwolnienie saidara powstrzyma ich napływ. Kilka jednak zdążyło potoczyć się po policzkach, niezależnie od tego, jak mocno mrugała.
Gareth już trzymał jej twarz w swoich dłoniach, zanim w ogóle zdała sobie sprawę, że ruszył się z miejsca.
— Światłości, kobieto, nie mów mi, że cię przestraszyłem. A ja już myślałem, że ciebie nie przerazi nawet groźba wrzucenia do studni pełnej panter.
— Wcale mnie nie przeraziłeś — odparła sztywno. Dobrze chociaż, że wciąż potrafiła kłamać. Szloch wzbierał jej w gardle.
— Musimy wypracować jakiś nowy rodzaj wzajemnych stosunków, który powstrzyma nas przed ciągłym skakaniem sobie do gardeł — powiedział cicho.
— Nie ma żadnego powodu, byśmy razem próbowali cokolwiek wypracowywać. — Łzy wzbierały w niej niepowstrzymanie. Nie potrafiła stłumić łkania. Och Światłości, żeby tylko on tego nie zobaczył. — Tylko teraz zostaw mnie samą. Proszę, idź już sobie. — I ku jej zdumieniu zawahał się tylko przez moment, zanim zrobił to, o co go poprosiła.
Słysząc jeszcze za plecami odgłos jego kroków, zdołała skręcić do bocznego korytarza, po czym runęły wszystkie bariery i upadła na kolana, płacząc żałośnie. Teraz już wiedziała, co się stało. Alric, jej Strażnik. Jej martwy Strażnik, zamordowany podczas przewrotu Elaidy. Potrafiła wprawdzie kłamać-Trzy Przysięgi dalej nie obowiązywały — jednak jakaś część jej więzi z Alrikiem, więzi wzajemnych zobowiązań łączących ciało z ciałem a umysł z umysłem, została nagle wskrzeszona. Ból z powodu jego śmierci, ból z początku przytłumiony przez wstrząs, jaki sama przeżyła, kiedy wszystko wyszło na jaw, potem zaś pogrzebany w mroku ujarzmienia, ten ból wypełnił ją teraz bez reszty. Przytulona do ściany zaczęła krzyczeć jak opętana, ciesząc się resztkami przytomności, że nie widzi tego Gareth Bryne.
„Nie mam teraz czasu, aby się zakochiwać, a żeby sczezł!”
Ta myśl podziałała niczym kubeł zimnej wody wylany na głowę. Ból pozostał, lecz łzy przestały płynąć; wyprostowała się niepewnie. Miłość? To było równie nieprawdopodobne jak... jak... Nie potrafiła wymyślić żadnego trafnego porównania. Przecież ten człowiek był zupełnie nieznośny!
Nagle zdała sobie sprawę, że dwa kroki obok stoi Leane, która jej się przypatruje. Siuan z wysiłkiem próbowała otrzeć łzy z twarzy, potem zrezygnowała. Na twarzy Leane nie było nic prócz współczucia.
— Jak dałaś sobie radę ze... śmiercią Anjena, Leane? — Od tego czasu minęło już piętnaście lat.
— Płakałam — odpowiedziała Leane. — Przez pierwszy miesiąc jakoś udawało mi się trzymać w dzień, ale noce spędzałam zwinięta w drżący kłębek na łóżku, bez przerwy płacząc. Póki nie podarłam na strzępy prześcieradeł. Przez następne trzy miesiące łzy bez ostrzeżenia napływały mi do oczu. Przeszło rok minął, zanim przestało mnie boleć. Właśnie dlatego nigdy już nie związałam zobowiązaniami nikogo innego. Chyba nie potrafiłabym przejść przez to jeszcze raz. Ale to w końcu mija, Siuan. Uśmiechnęła się łobuzersko. — Teraz jednak sądzę, że poradziłabym sobie z dwoma lub trzema Strażnikami, o ile nie z czterema.
Siuan pokiwała głową. Mogła płakać w nocy. Jeśli zaś chodzi o przeklętego Garetha Bryne... Nie było żadnego, jeśli chodzi”. Nie było!
— Czy sądzisz, że są już gotowe?-Miały tylko chwilę, żeby ze sobą porozmawiać. Przynęta musiała zostać zarzucona szybko, albo nie zostanie zarzucona wcale.
— Być może. Miałam za mało czasu. I musiałam postępować bardzo ostrożnie. — Leane urwała. — Jesteś pewna, że dalej chcesz to zrobić, Siuan? To zmienia wszystko, do czego dążyłyśmy, nie mając żadnego pojęcia, i... nie jestem taka silna jak przedtem, Siuan, ty też nie jesteś. Większość z kobiet tutaj jest w stanie przenieść więcej niźli każda z nas obecnie. Światłości, sądzę, że nawet niektóre Przyjęte są od nas lepsze, nie mówiąc już o Elayne czy Nynaeve.
— Wiem — przyznała Siuan. Musiały jednak zaryzykować. Tamten drugi plan stanowił tylko namiastkę, przygotowaną, bo przestała być Aes Sedai. Teraz jednak znowu nią była, a wszak zdetronizowano ją przy jedynie nieznacznym ukłonie w stronę prawa Wieży. Skoro ponownie została Aes Sedai, to dlaczego nie miałaby zostać również Amyrlin?
Wyprostowała się i zeszła na dół, by stoczyć bitwę z Wieżą.
Elayne, leżąca na łóżku w samej bieliźnie, stłumiła ziewnięcie i ponownie zabrała się za wcieranie w dłonie kremu, który dała im Leane. Wyglądało na to, że działał; dłonie przynajmniej w dotyku zdawały się bardziej delikatne. Przez otwarte okno wpadały do środka lekkie podmuchy wiatru, sprawiając, że płomień świecy migotał. Jednak jeśli przynosiło to jakąś zmianę, to taką tylko, że pomieszczenie zdawało się jeszcze bardziej rozgrzane.
Do izby weszła chwiejnym krokiem Nynaeve, trzasnęła drzwiami, padła na łóżko i leżała na nim chwilę, patrząc na Elayne.
— Magla jest najbardziej godną pogardy, znienawidzoną i podłą kobietą na całym świecie — wyjęczała. — Nie, Larissa jest jeszcze gorsza. Nie, najgorsza jest Romanda.
— Jak rozumiem, próbowały cię rozzłościć na tyle, byś zaczęła przenosić. — Nynaeve tylko powtórnie jęknęła, co było jak najgorszym objawem, więc Elayne, nie czekając, ciągnęła dalej. — Komu musiałaś to wszystko pokazywać? Czekam na ciebie od dawna. Szukałam cię nawet przy obiedzie, ale nigdzie cię nie było.
— Na obiad dostałam jeden pierożek — wymamrotała Nynaeve. — Jeden pierożek! Musiałam wszystko pokazać każdej Żółtej, jaka przebywa w Salidarze, wszystkim co do jednej. Tylko, że to im nie wystarczało. Każda chciała mieć mnie dla siebie. Ustaliły rozkład zajęć. Larissa będzie miała mnie jutro rano... przed śniadaniem!... a Zenare zaraz po nim. Potem... Zupełnie otwarcie omawiały sposoby rozzłoszczenia mnie, traktując mnie jak powietrze! — Uniosła głowę z pościeli; wyglądała na kompletnie zaszczutą. — Elayne, kłóciły się o to, która przełamie moją blokadę. Zachowywały się jak ci chłopcy, którzy w świąteczny dzień bawią się w łapanie natłuszczonego świniaka, i to ja byłam tym świniakiem!
Elayne podała jej słoiczek z kremem, mocno przy tym ziewając, i Nynaeve po chwili przewróciła się na plecy, zabierając się za wcieranie kremu w dłonie. Na domiar wszystkiego miała nadal znajdować czas na szorowanie garnków.
— Przykro mi, że wtedy nie postąpiłam tak, jak chciałaś, Nynaeve. Mogłyśmy utkać dla siebie przebrania tak, jak nas tego nauczyła Moghedien, i przejść tuż obok nich niezauważone. Nynaeve przestała wcierać krem. — O co chodzi, Nynaeve?
— W ogóle mi to nie przyszło do głowy. Ani razu!
— Nie? A ja byłam pewna, że właśnie na tym polega twój plan. Przecież to ty wyciągnęłaś to z Moghedien.
— Starałam się nawet nie myśleć o rzeczach, o których nie mogłybyśmy powiedzieć siostrom. — Głos Nynaeve był bezbarwny niczym lód, równie chłodny i twardy. — A teraz jest już za późno. Jestem zbyt zmęczona, żeby przenosić, choćbyś mi nawet wsadziła głowę do ognia, a jeśli im uda się zrealizować to, co zamierzyły, to tak już będzie zawsze. Jedynym powodem, dla którego zwolniły mnie dzisiejszego wieczora, było to, że nie potrafiłam znaleźć saidara nawet wówczas, kiedy Nisao... — Wzruszyła ramionami, po czym ponownie zabrała się za wcieranie kremu.
Elayne głośno odetchnęła. Niewiele brakowało, a byłaby sama w to wszystko wdepnęła. Też była zmęczona. Przyznanie się do tego, że postąpiło się źle, zawsze sprawiało, że druga osoba czuła się lepiej, ale ona nie miała zamiaru wykorzystywać saidara do tkania przebrań. Bała się od samego początku, że Nynaeve wpadnie właśnie na taki pomysł. Będąc tutaj, mogły ostatecznie mieć na oku poczynania Aes Sedai oraz śledzić ich zamiary, być może nawet przesłać czasem Randowi jakieś informacje za pośrednictwem Egwene, jeśli tamta pojawi się w końcu w Tel’aran’rhiod. W najgorszym przypadku mogły wywierać niewielki wpływ na bieg wydarzeń, poprzez osoby Siuan i Leane.
Zupełnie jakby myśli o tamtych miały moc wezwania, drzwi otworzyły się i weszły przez nie obie kobiety. Leane niosła drewnianą tacę, na której stała miska zupy, kubek z czerwonego fajansu, lakierowany na biało dzban i chleb. Nawet okryta zielonymi liśćmi gałązka w maleńkim, niebieskim wazonie.
— Siuan i ja pomyślałyśmy, że możesz być głodna, Nynaeve. Słyszałam, że Żółte dosyć bezwzględnie cię wykorzystywały.
Elayne nie wiedziała, czy powinna wstać z łóżka, czy może leżeć. To były tylko Siuan i Leane, lecz równocześnie przecież ponownie stały się Aes Sedai. W końcu uznała, że jednak to drugie ma teraz większe znaczenie. A one tymczasem rozwiązały jej problem, zwyczajnie siadając. Siuan w nogach łóżka Elayne, Leane na posłaniu Nynaeve. Nynaeve spojrzała na nie podejrzliwie, zanim sama też usiadła, opierając się plecami o ścianę i stawiając sobie tacę na kolanach.
— Słyszałam plotki na temat mowy, którą wygłosiłaś przed Komnatą, Siuan — ostrożnie zaczęła Elayne. — Czy powinnyśmy się skłonić?
— Pytasz o to, czy jesteśmy znowu Aes Sedai, dziecko? Jesteśmy. Kłóciły się w tej sprawie niczym żony rybaków w niedzielę, ale w końcu tyle nam chociaż przyznały. — Siuan wymieniła spojrzenia z Leane i jej policzki lekko pokraśniały. Elayne podejrzewała, że nigdy się nie dowie, na co właściwie tamte się zgodziły.
— Myrelle okazała się na tyle uprzejma, aby mnie potem znaleźć i powiedzieć mi o wszystkim — powiedziała Leane po krótkiej chwili ciszy. — Sądzę, że mam ochotę wybrać Zielone.
Nynaeve zakrztusiła się kolejnym kęsem.
— Co chcesz przez to powiedzieć? Czy to znaczy, że można zmienić Ajah?
— Nie, ty byś nie mogła — poinformowała ją Siuan. — Ale Komnata uradziła, że chociaż obecnie jesteśmy Aes Sedai, to przez jakiś czas nimi nie byłyśmy. A ponieważ one upierały się, że ta bzdura jest całkowicie legalna, wszystkie nasze związki, zobowiązania i tytuły zostały wyrzucone za burtę. — Jej głos brzmiał tak zgrzytliwie, jakby cięła nim drewno. — Jutro zapytam Błękitne, czy zechcą mnie z powrotem. Nigdy jeszcze nie słyszałam, by Ajah kogoś odrzuciły... od momentu, kiedy wynoszą cię do godności Przyjętej, jesteś już kierowana ku właściwym Ajah, czy zdajesz sobie z tego sprawę, czy nie... ale biorąc pod uwagę obecny stan rzeczy, nie zdziwiłabym się, gdyby mi zatrzasnęły drzwi przed nosem.
— A jaki jest obecny stan rzeczy? — zapytała Elayne. O coś innego tutaj chodziło. Siuan oszukiwała, przymuszała, wykręcała ci ramię; nie przynosiła zupy, nie siadała na łóżku i nie plotkowała jak z przyjaciółką. — Sądziłam, że wszystko zmierza ku dobremu, przynajmniej na tyle, na ile można się spodziewać. — Nynaeve obdarzyła ją spojrzeniem, które w jakiś sposób było jednocześnie pełne niedowierzania i nieprzytomne. Cóż, Nynaeve powinna wiedzieć, co tamta ma na myśli.
Siuan odwróciła się, żeby móc na nią spojrzeć, ale Nynaeve nie spuściła oczu.
— Przechodziłam obok domu Logaina. Sześć sióstr wciąż utrzymuje jego tarczę, taką samą, jaką zastosowano wówczas, kiedy go pojmano. Próbował się uwolnić, kiedy zrozumiał, iż wiedzą, że został Uzdrowiony, one zaś później powiedziały, że gdyby tarczę podtrzymywało jedynie pięć, to mogłoby mu się udać. A więc jest równie silny jak przedtem, albo prawie tak silny. Ze mną jest inaczej. Podobnie z Siuan. Chciałabym, żebyś spróbowała jeszcze raz, Nynaeve.
— Wiedziałam! — Nynaeve rzuciła łyżkę na tacę. — Wiedziałam, że coś się za tym kryje! Cóż, teraz jestem zbyt zmęczona, żeby przenosić, ale nawet gdybym nie była, niczego by to nie zmieniło. Nie można Uzdrowić tego, co zostało Uzdrowione. Wynoście się stąd i zabierzcie waszą wstrętną zupę ze sobą! — Wstrętnej zupy została już nie więcej jak połowa, a miska nie była mała.
— Wiedziałam, że nic z tego! — odwarknęła Siuan. — Tego ranka wiedziałam, że ujarzmienia nie można Uzdrowić!
— Chwileczkę, Siuan — powiedziała Leane. — Nynaeve, czy zdajesz sobie sprawę, czym ryzykujemy, przychodząc tutaj razem? To nie jest jakaś boczna uliczka czy alejka w ogrodzie, gdzie twoja przyjaciółka stoi na straży z łukiem gotowym do strzału; w tym domu pełno jest kobiet z oczyma, które widzą, i językami, które gotowe są o wszystkim donieść. Jeżeli wyjdzie na jaw, że Siuan i ja wciągałyśmy wszystkich do naszej gry... i to od równych dziesięciu lat... cóż, dość powiedzieć, że Aes Sedai też można karać, a więc my dwie najpewniej skończymy na jakiejś farmie i będziemy plewić kapustę, dopóki nie posiwieją nam głowy. Przyszłyśmy tutaj do ciebie, mając na względzie to, co dla nas zrobiłaś, aby na nowo ułożyć wzajemne stosunki.
— Dlaczego nie poszłyście do jednej z Żółtych? — zapytała Elayne. — Większość z nich musi teraz wiedzieć równie dużo jak Nynaeve. — Nynaeve spoglądała na nie urażona znad łyżki z zupą. Wstrętną?
Siuan i Leane wymieniły spojrzenia. Po chwili Siuan przyznała z niechęcią:
— Gdybyśmy poszły do którejś z sióstr, wszystkie by się dowiedziały, wcześniej czy później. Gdyby jednak Nynaeve udało się tego dokonać, to być może te, którym chciało się dzisiaj o nas radzić, doszłyby do wniosku, że się pomyliły. Oficjalnie przyjmuje się, że wszystkie siostry są równe, dlatego więc tytuł Amyrlin może otrzymać nawet taka, która potrafi przenieść tylko tyle, ile trzeba do przywdziania szala, ale tak naprawdę przy wyborze Amyrlin i przywódczyń Ajah obyczaj każe ustąpić ci miejsca tej, która jest od ciebie silniejsza.
— Nie rozumiem — odparła Elayne. Z takich wypowiedzi mogła się naprawdę sporo nauczyć; hierarchia miała w jej oczach sens, ale przypuszczała, że była to jedna z tych rzeczy, o których niczego nie dane będzie jej się dowiedzieć na pewno, póki nie zostanie pełną Aes Sedai. W taki czy inny sposób zdołała zgromadzić już dość wskazówek, aby podejrzewać, iż prawdziwa edukacja zaczyna się dopiero od momentu przywdzianiem szala. Gdyby Nynaeve zdołała cię ponownie Uzdrowić, wówczas byłabyś silniejsza.
Leane pokręciła głową.
— Nikt nigdy przedtem nie został Uzdrowiony z Ujarzmienia. Być może inne będą postrzegały to tak jak, powiedzmy, bycie dzikuską. A to z kolei stawia cię na pozycji jeszcze niższej niźli ta, jaką daje ci twoja siła. Ale może będzie się liczył fakt, że się było słabszą. Skoro Nynaeve nie udało się Uzdrowić nas w pełni za pierwszym razem, to być może zwróci nam jedynie dwie trzecie uprzedniej siły, albo tylko połowę. Nawet to byłoby lepsze od tego, czym dysponujemy teraz, ale wciąż większość z tu zgromadzonych byłaby równie silna, a wiele wręcz silniejszych.
Elayne patrzyła na nią, jeszcze bardziej zbita z tropu niż poprzednio. Nynaeve miała taką minę, jakby właśnie otrzymała cios między oczy.
— Liczy się tutaj wszystko — zaczęła wyjaśniać Siuan. Kto uczył się szybciej, kto był krócej nowicjuszką i Przyjętą. Istnieją tu wszelkie odcienie gradacji. Nie da się precyzyjnie określić czyjejś siły. Dwie kobiety mogą się wydawać równie silne; być może są, może nie są, ale jedynym sposobem na uzyskanie takiej pewności byłby pojedynek, a my, Światłości niech będą dzięki, do tego się nie zniżamy. Jeśli Nynaeve nie zwróci nam pełnej siły, narażamy się na ryzyko uzyskania stosunkowo niskiej pozycji.
Leane podjęła temat.
— Hierarchia rzekomo nie kieruje niczym prócz codziennego życia, a jednak tak nie jest. Rada udzielona przez którąś z zajmujących wyższą pozycję liczy się bardziej niźli rada kogoś stojącego niżej. Nie miało to znaczenia w momencie, gdy zostałyśmy Ujarzmione. Wówczas nie miałyśmy żadnej pozycji. To, co powiedziałyśmy, było oceniane wyłącznie ze względu na wartość merytoryczną. Teraz będzie inaczej.
— Rozumiem — powiedziała słabo Elayne. Nic dziwnego, że ludzie powiadali, iż to Aes Sedai wymyśliły Grę Domów! Przy tych subtelnościach Daes Dae’mar wydawała się doprawdy prosta.
— Doprawdy miło mi słyszeć, że Uzdrowienie was przyniosło komuś więcej kłopotów niż mnie samej — warknęła Nynaeve. Przyjrzała się z westchnieniem dnu miski, po czym wytarła ją do sucha resztką chleba.
Twarz Siuan pociemniała, udało jej się jednak zachować spokojny ton.
— Przecież widzisz, że obnażyłyśmy się przed wami. I to nie tylko dlatego, żeby cię przekonać, abyś spróbowała ponownego Uzdrowienia. Wróciłaś mi... moje życie. Tak to właśnie jest. Przekonywałam samą siebie, że jeszcze nie jestem martwa, z pewnością jednak byłam, jeśli porównać tamten czas z chwilą obecną. Dlatego przyszłyśmy z Leane, żeby zacząć wszystko od nowa. Mogłybyśmy zostać przyjaciółkami, jeżeli będziecie mnie chciały za taką uważać. Jeżeli nie, wówczas członkiniami załogi tej samej łodzi.
— Przyjaciółkami — powiedziała Elayne. — To słowo podoba mi się o wiele bardziej. — Leane uśmiechnęła się do niej, ale ona i Siuan wciąż obserwowały Nynaeve.
Nynaeve popatrywała to na jedną, to na drugą.
— Elayne zadała wam pytanie, więc ja też mam prawo zadać swoje. Czego Sheriam i te, które z nią były, dowiedziały się od Mądrych zeszłej nocy? Nie próbuj mi wmawiać, że nie wiesz, Siuan. Jestem pewna, że nic, o czym choćby pomyślą, nie jest dla ciebie tajemnicą godzinę po tym jak to nastąpi.
Siuan zacisnęła z uporem usta; spojrzeniem swych głębokich, błękitnych oczu usiłowała onieśmielić Nynaeve. Nagle jęknęła i pochyliła się, by potrzeć kostkę.
— Powiedz im — oznajmiła Leane, cofając nogę — albo ja to zrobię. Wszystko, Siuan.
Siuan popatrzyła z wściekłością na Leane i tak się nadęła, iż Elayne zaczęła się nie na żarty obawiać, że tamta zaraz wybuchnie, jednak w tym momencie jej spojrzenie spoczęło na Nynaeve i wtedy wypuściła powietrze z płuc. Słowa padały z jej ust, jakby wyciągane przemocą, niemniej mówiła.
— Misja poselska od Elaidy dotarła już do Cairhien. Rand spotkał się z nimi, ale wyraźnie traktuje je jak zabawki. A przynajmniej miejmy nadzieję, że tak właśnie jest. Sheriam i pozostałe są podbudowane, ponieważ chociaż raz nie wygłupiły się w oczach Mądrych. A poza tym Egwene będzie uczestniczyć w następnym spotkaniu. — Z jakiegoś powodu ostatnią rzecz zdradziła im z najwyższą niechęcią.
Nynaeve aż pojaśniała, prostując się.
— Egwene? Och, to cudownie! A więc chociaż raz się nie wygłupiły. Zastanawiałam się nawet od niechcenia, dlaczego nie przyszły tutaj, żeby nas zawlec na kolejną lekcję. — Zerknęła na Siuan, ale nawet w tym ukradkowym spojrzeniu widać było wesołość. — Łódź, powiadasz? A kto jest kapitanem?
— Ja nim jestem, ty wstrętna, mała... — Leane chrząknęła, a Siuan urwała i wzięła głęboki oddech. — Dobrze, łódź bez kapitana, wszyscy równo dzielą się obowiązkami i władzą. Jednak ktoś musi sterować — dodała, kiedy Nynaeve już zaczynała się uśmiechać — a tym kimś będę ja.
— W porządku — zgodziła się po dłuższej chwili Nynaeve. Zawahała się znowu, bawiąc łyżką obracaną w palcach, a potem, tak ostrożnie, że Elayne niemalże chciała wyrzucić ręce do góry, zapytała: — Czy jest jakaś szansa, abyście mogły mi... nam... pomóc wydostać się z kuchni? — Ich twarze nie były starsze niźli oblicze Nynaeve, jednak od dawna były już Aes Sedai; miały we krwi to charakterystyczne spojrzenie, którym teraz ją obrzuciły. A jednak, ku zdziwieniu Elayne, Nynaeve pozostała niewzruszona. Zaskoczyło ją, dla odmiany, kiedy ta w końcu powiedziała:
— Przypuszczam, że nie.
— Musimy już iść — oznajmiła Siuan, wstając. — Leane nie potrafiła właściwie ocenić, jakie będą koszty odkrycia. Być może zostaniemy pierwszymi Aes Sedai publicznie obdartymi ze skóry, przy czym ja byłabym pierwszą, która by czegoś takiego pragnęła.
Ku zaskoczeniu Elayne, Leane pochyliła się, żeby ją uściskać, i wyszeptała:
— Przyjaciółki.
Elayne odwzajemniła uścisk z całą serdecznością i odpowiedziała tym samym słowem.
Leane uściskała również Nynaeve, mrucząc coś, czego Elayne nie dosłyszała, a potem Siuan zrobiła to samo, jednak jej „dziękuję” zabrzmiało trochę gburowato i niechętnie.
Chyba tylko ona odniosła takie wrażenie, bo kiedy już sobie poszły, Nynaeve powiedziała:
— Mało co, a byłaby się rozpłakała, Elayne. Może naprawdę powiedziała to szczerze. Chyba powinnam być dla niej milsza. Westchnęła, ziewnęła, i na koniec wymamrotała: — Szczególnie teraz, kiedy są znowu Aes Sedai. — I to powiedziawszy, zasnęła z tacą na kolanach.
Tłumiąc ziewnięcie wierzchem dłoni, Elayne wstała i złożyła równo wszystkie swoje rzeczy, potem wyjęła tacę z rąk Nynaeve i wsunęła naczynia pod łóżko. Potem rozebrała Nynaeve i ułożyła ją na łóżku; zabrało jej to trochę czasu, ale tamta nawet wówczas się nie obudziła. A kiedy już zdmuchnęła świecę i wtuliła głowę w poduszkę, przez jakiś czas leżała jeszcze całkowicie przytomna, wpatrując się w ciemność i rozmyślając. Rand próbował negocjować z Aes Sedai wysłanymi przez Elaidę? Przecież zjedzą go żywcem. Niemalże pożałowała teraz, że nie zgodziła się na propozycję Nynaeve wtedy, kiedy jeszcze istniała szansa powodzenia. Mogła go przeprowadzić przez wszystkie pułapki, jakie tamte na niego zastawią, nie miała w tej kwestii żadnych wątpliwości Thom wydatnie przyczynił się do wzbogacenia wiedzy, w jaką wyposażyła ją matka — a on na pewno by jej posłuchał. Poza tym w ten sposób mogłaby związać go ze sobą więzią. Nie czekała przecież na szal, żeby związać Birgitte, dlaczego więc miałaby czekać w przypadku Randa?
Wierciła się na łóżku, wtulając głębiej w poduszkę. On musiał poczekać. Przebywał w Caemlyn, a nie w Salidarze. Moment, Siuan przecież powiedziała, że był w Cairhien. Jak...? Była zbyt zmęczona, myśli jej umykały. Siuan. Siuan wciąż coś skrywała, nie było najmniejszych wątpliwości.
Wreszcie zmorzył ją sen; przyśniła jej się Leane siedząca na łodzi i flirtująca z mężczyzną, którego twarz wyglądała inaczej za każdym razem, gdy Elayne na nią patrzyła. Na rufie biły się ze sobą Siuan i Nynaeve; każda próbowała obrócić ster w innym kierunku — póki Elayne nie zbuntowała się i nie objęła dowództwa. Kapitan mający przed załogą sekrety stanowi dostateczny powód do buntu.
Rankiem Siuan i Leane przyszły jeszcze raz, zanim Nynaeve otworzyła oczy, co samo w sobie było już dostatecznym powodem, aby ta z kolei, obudziwszy się wreszcie, tak się rozzłościła, by móc przenosić. Jednak na nic się to nie zdało. Co już raz zostało Uzdrowione, nie mogło być Uzdrowione ponownie.
— Zrobię co w mojej mocy, Siuan — obiecała Delana, pochylając się, by poklepać ją po ramieniu. Były same w poczekalni, a filiżanki z herbatą stojące na małym stoliku pozostawały nietknięte.
Siuan westchnęła, wyraźnie zdenerwowana, chociaż czego innego mogła oczekiwać po swym wybuchu na oczach całej Komnaty, tego Delana nie wiedziała. Światło wczesnego poranka wlewało się przez okna, ona zaś myślała o śniadaniu, którego jeszcze nie jadła, ale z Siuan zawsze tak było. Sytuacja była nieco żenująca, Delana zaś nie lubiła być wprawiana w zażenowanie. Nauczyła się już nie dostrzegać oblicza starej przyjaciółki w twarzy tej kobiety — nie było to szczególnie trudne, bowiem tamta nie przypominała w niczym tej Siuan Sanche, którą Delana pamiętała, i nie chodziło tylko o wiek — jednak oglądanie znowu Siuan, Siuan młodej i ślicznej, stanowiło zaledwie pierwsze z całego ciągu wstrząsających zdarzeń. Następny wstrząs przeżyła wtedy, gdy wraz z pierwszym brzaskiem na jej progu stanęła Siuan prosząca o pomoc; Siuan nigdy nie prosiła o pomoc. A potem doszło do największego wstrząsu, wstrząsu, który przeżywała wciąż na nowo, kiedy spotykała się z Siuan twarzą w twarz, od czasu, jak ta al’Meara dokonała swego niemożliwego cudu. Była teraz silniejsza od Siuan, dużo silniejsza, mimo że przedtem to tamta zawsze miała przewagę; Siuan przewodziła w grupie, kiedy obie były nowicjuszkami, jeszcze zanim nawet zostały Przyjętymi. A jednak to była Siuan, i na dodatek zdenerwowana Siuan, a takiej Delana nigdy wcześniej jej nie widziała. Siuan mogła być zdenerwowana, ale nigdy nie dawała tego po sobie poznać. Rozpraszało ją to do tego stopnia, że nie potrafiła nic więcej zrobić dla kobiety, która wraz z nią kradła kiedyś miodowe ciasteczka i nie raz brała na siebie winę za psoty, za które obie były odpowiedzialne.
— Siuan, na razie mogę zrobić tylko tyle. Romanda będzie bardziej niż zadowolona, mogąc zarekwirować te ter’angreale snu do dyspozycji Komnaty. Nie dysponuje dostateczną liczbą głosów Zasiadających, by przeprowadzić taką uchwałę, jeśli jednak Sheriam uzna, że jest inaczej, jeśli Sheriam zorientuje się, że wykorzystujesz swój wpływ na Lelaine i na mnie, aby do tego nie dopuścić, wówczas nie będzie w stanie ci odmówić. Wiem, że Lelaine się zgodzi. Ale z kolei nie rozumiem, dlaczego właściwie chcesz się spotkać z tymi kobietami Aielów. Romanda uśmiecha się niczym kot w spiżarni, obserwując jak Sheriam, cała wściekła, chodzi jak lew w klatce po każdym z tych spotkań. Biorąc pod uwagę twój temperament, zapewne skończy się na tym, że wybuchniesz złością. — Jak to się wszystko zmieniło. Kiedyś nawet by jej nie przyszło do głowy, że mogłaby wypowiedzieć jakąś uwagę na temat usposobienia tamtej; teraz potrafiła mówić o tym, nawet się nie zastanawiając.
Zachmurzone oblicze Siuan rozjaśniło się nagle.
— Miałam nadzieję, że zrobisz coś takiego. Porozmawiam z Lelaine. I z Janyą; sądzę, że Janya pomoże. Musisz jednak się upewnić, że Romanda naprawdę nie podejmuje takich działań. Z tego co wiem, a jest tego niewiele, Sheriam wypracowała wreszcie jakiś sposób radzenia sobie z Aielami. Obawiam się, że Romanda będzie musiała zaczynać od początku. Oczywiście, to może być nieistotne w oczach Komnaty, ale ja z pewnością nie będę chciała spojrzeć na nie po raz pierwszy w sytuacji, gdy zachowują się, jakby miały haki powbijane w skrzela.
Delana ukrywała uśmiech, kiedy odprowadzała Siuan do frontowych schodów i ściskała ją na pożegnanie. Tak, to będzie bardzo ważne dla Komnaty, jeśli uda się jakoś opanować te Mądre, chociaż Siuan oczywiście nie mogła o tym wiedzieć. Odprowadziła wzrokiem Siuan szybko zbiegającą po schodach, zanim wróciła do środka. Wychodziło na to, że teraz ona będzie musiała chronić tamtą. Miała nadzieję, że spisze się równie dobrze jak wcześniej przyjaciółka.
Herbata była wciąż ciepła, postanowiła więc wysłać Miesę, swoją służącą, po jakieś pierożki i owoce, kiedy jednak usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi salonu, okazało się, że to nie Miesa, lecz Lucilde, jedna z nowicjuszek, które przywiodły za sobą z Wieży.
Wymizerowana dziewczyna wykonała nerwowy ukłon, ale przecież Lucilde zawsze zachowywała się nerwowo.
— Delana Sedai? Dziś rano przybyła do Salidaru pewna kobieta? Anaiya Sedai powiedziała, że mam ją do ciebie przyprowadzić? Nazywa się Halima Saranov? Mówi, że cię zna?
Delana otworzyła już usta, aby oznajmić, że nie zna żadnej Halimy Saranov, i wtedy ta kobieta pojawiła się w drzwiach. Delana nie pohamowała się i wytrzeszczyła oczy. Przybyła jakimś sposobem wydawała się równocześnie szczupła i tęga; miała na sobie szarą suknię do konnej jazdy z absurdalnie głębokim dekoltem, a długie, lśniące, czarne włosy okalały twarz, w której lśniły zielone oczy, zdolne sprawić zapewne, że każdy mężczyzna szeroko rozdziawiłby usta. Delana, rzecz jasna, nie z tych powodów zareagowała tak gwałtownie. Kobieta trzymała ręce opuszczone wzdłuż boków, jednak kciuki zaplotła pomiędzy dwa pierwsze palce. Delana nie spodziewała się nigdy zobaczyć tego znaku u kobiety, która nie nosiła szala, a Halima Saranov nie potrafiła nawet przenosić. Znajdowała się na tyle blisko, by można to było łatwo wyczuć.
— Tak — powiedziała Delana — zdaje mi się, że ją pamiętam. Zostaw nas, Lucilde i, dziecko, postaraj się pamiętać, że nie każde zdanie jest pytaniem. — Lucilde wykonała ukłon tak pospieszny i głęboki, że omal się nie przewróciła. W innych okolicznościach Delana by westchnęła; z jakichś niewiadomych powodów nigdy nie potrafiła postępować z nowicjuszkami właściwie.
Lucilde nie opuściła jeszcze na dobre izby, gdy Halima przysunęła sobie krzesło, które wcześniej zajmowała Siuan, i usiadła na nim, nie czekając na zaproszenie. Wzięła nietkniętą filiżankę tamtej, założyła nogę na nogę i zaczęła popijać, jednocześnie spod oka obserwując Delanę.
Delana obrzuciła ją twardym spojrzeniem.
— Wyobrażasz sobie, że kim jesteś, kobieto? Niezależnie od tego, jak wysoka jest twoja pozycja, nikt nie stoi wyżej od Aes Sedai. I gdzie się nauczyłaś tego znaku? — Chyba pierwszy raz w jej życiu to spojrzenie nie przyniosło spodziewanego efektu.
Halima uśmiechnęła się do niej szyderczo.
— Czy ty naprawdę sądzisz, że tajemnice... powiedzmy, ciemniejszych Ajah, stanowią jakikolwiek sekret? A jeśli chodzi o twoją pozycję, sama wiesz bardzo dobrze, że jeśli nawet żebrak wylegitymuje się właściwym znakiem, będziesz skakać na jego rozkaz. Opowiadam wszystkim, że towarzyszyłam w podróży niejakiej Cabrianie Mecandes z Błękitnych Ajah. Tak się złożyło, że Cabriana spadła nieszczęśliwie z konia i umarła, a jej Strażnik zwyczajnie odmówił opuszczenia swych kocy czy choćby przyjęcia kęsa pożywienia po tym wypadku. Wkrótce również umarł. — Halima uśmiechnęła się, jakby chciała zapytać, czy Delana za nią nadąża. — Cabriana i ja rozmawiałyśmy dużo przed jej śmiercią; opowiedziała mi o Salidarze. Dowiedziałam się też od niej mnóstwa ciekawych rzeczy na temat planów Białej Wieży dotyczących was oraz Smoka Odrodzonego. — Kolejny uśmiech, przelotny błysk białych zębów, a potem zajęła się swoją herbatą i obserwowaniem Delany.
Delana nigdy się łatwo nie poddawała. Zmuszała królów do podpisywania traktatów pokojowych, kiedy oni chcieli wojny, brała królowe za kark i wlokła do stołu, przy którym podpisywały układy, jakie podpisać należało. Prawda, okazałaby posłuszeństwo temu hipotetycznemu żebrakowi, gdyby wykonał właściwie znaki i wypowiedział właściwe słowa, jednak znak, jaki Halima wykonała palcami, identyfikował ją jako Czarną Ajah, którą oczywiście nie była. Być może ta kobieta uznała, że to jedyny sposób, by Delana ją przyjęła i potwierdziła jej tożsamość, a być może chciała tylko popisać się zakazaną wiedzą. Delanie Halima bardzo się nie spodobała.
— I to pewnie ja mam zadbać o to, by Komnata uwierzyła w te informacje — odparła burkliwym tonem. — Nie będzie z tym problemu, pod warunkiem, że wiesz dosyć na temat Cabriany, aby uwiarygodnić swoją opowieść. W tej kwestii nie mogę ci pomóc, nie spotkałyśmy się więcej niż dwa razy. Przypuszczam też, że nie istnieje szansa, aby ona pojawiła się znienacka i podważyła twoje słowa?
— Nie ma żadnej szansy. — Znowu ten przelotny, szyderczy uśmiech. — A poza tym wiem o rzeczach, o których ona dawno temu zapomniała.
Delana tylko pokiwała głową. Zabitej siostry zawsze należało żałować, ale mus to mus.
— A więc nie ma problemu. Komnata przyjmie cię w charakterze gościa, a ja mogę cię zapewnić, iż zostaniesz wysłuchana.
— Rola gościa to nie jest coś, na czym mi zależy. Wolałabym coś bardziej trwałego. Twoja sekretarka, albo jeszcze lepiej dama do towarzystwa. Muszę mieć pewność, że Komnata będzie należycie sterowana. Poza tą opowieścią o informacjach Cabriany, od czasu do czasu będę miała dla ciebie też inne polecenia.
— Teraz ty mnie posłuchaj! Ja...!
Halima przerwała jej, nawet nie podnosząc głosu.
— Powiedziano mi, bym wymieniła w twojej obecności pewne imię. Imię, którego od czasu do czasu używam. Arangar.
Delana ciężko opadła na krzesło. To imię pojawiało się w jej snach. Po raz pierwszy od wielu lat Delana Mosalaine zaczęła się naprawdę bać.