Lierbakkene, współcześnie

– No i cóż – westchnął Antonio, gdy zebrali się na lunch. – Kolejny rozdział nie zawierający nic, co mogłoby nas zainteresować.

– Ale już w następnym coś zacznie się dziać – obiecała Unni.

Pedro podrapał się w kark.

– Zastanawiałem się nad tymi „baśniami”. Pamiętacie chyba ten fragment o dwóch braciach i trzech potomkach, którzy mogli pomóc?

– Oczywiście – zapewnił Jordi.

Pedro siedział ze swoimi papierami w rękach.

– Jak wiecie, oryginalne kartki zostały skradzione z samochodu i złodziej albo złodzieje mogli zyskać dzięki nim sporą przewagę. Lecz również oni musieli przeczytać o braciach i potomkach.

– I zrozumieć, że nie poradzą sobie bez naszej pomocy – kiwnęła głową Gudrun.

– Daleko więc zajść nie mogli – uzupełniła Vesla.

– W ogóle nie mogli zajść donikąd, mając tak niepełne informacje jak te, które podają baśnie – stwierdził Antonio nie bez złośliwej radości w głosie.

Jordi milczał. Wczesnym rankiem złożono mu wizytę.

Opowiedział o niej tylko Unni.

Przodkowie jego i jej, don Ramiro i don Sebastian, zjawili się, gdy wyszedł rano do lśniącego od rosy po nocnym deszczu ogrodu.

Powiedzieli mu, że z zainteresowaniem obserwują ich postępy.

Sprawiali wrażenie dość zadowolonych z tego, co się dzieje.

Don Ramiro z ożywieniem oświadczył myślą, że mają im do przekazania miłą wiadomość.

Don Sebastian posłał mu surowe spojrzenie. Don Ramiro, który zmarł w wieku trzydziestu sześciu lat, zawsze był przez rycerzy uważany za młodzieniaszka, któremu należy troszkę ściągać cugle.

On najprędzej zdradziłby Unni i Jordiemu wszystkie tajemnice.

„Dobrze, poczekamy jeszcze – poprawił się don Ramiro. – Na razie nie nadeszła odpowiednia chwila. Należy bowiem skoncentrować się na cierpieniach Estelli i Jorge”.

Jordi musiał zadowolić się tą odpowiedzią.

Razem z Unni długo zastanawiali się, co też chciał przekazać im rycerz. Jak zwykle starali się trzymać w pewnej odległości od siebie, tak by lodowaty chłód Jordiego nie podziałał na Unni.

Żadne z nich nie potrafiło podzielić przekonań rycerzy o cierpieniach Estelli. Jorge, owszem, ten cierpiał, lecz nie ona.

Po lunchu niechętnie znów zabrali się do jej jakże egoistycznych wynurzeń.

Jednego tylko nie dało się Estelli zarzucić, a mianowicie braku konsekwencji. Ta dziewczyna wyrabiała normę egoizmu w dwustu procentach.

Загрузка...