Bayonne, w czerwcu 1631

Dawno już nie zapisałam nic w pamiętniku. Od ostatniego zapisu upłynęły trzy lata, a ja zdążyłam osiągnąć wiek lat dziewiętnastu.

Wiele się wydarzyło w ciągu tych lat. Nie mam zbyt wielkiej ochoty wdawać się we wszystkie szczegóły, lecz kilka punktów zmuszona jestem odnotować.

Mężczyzna, który miał mnie zabrać z tej górskiej wioski, okazał się Francuzem. A więc zaliczał się do wrogów mego ojca! Któż jednak nie był wrogiem ojca? Przyjęłam zatem ów fakt ze spokojem, pragnęłam jedynie wyrwać się z tego piekła ciężkiej pracy.

Francuz był stosunkowo przystojny. Starannie ubrany, wyperfumowany przyjemnymi pachnidłami, a takimi zapachami nie rozpieszczano mnie przez ostatnie miesiące. Nie był już bardzo młody, lecz brzuch wciąż jeszcze miał płaski, a twarz nie zdążyła mu się całkiem pomarszczyć. Zawsze uważałam, że wiek bardzo trudno ocenić, bo wszyscy, którzy ukończyli już dwadzieścia lat, wydawali mi się starzy. Oceniałam go jednak na jakieś czterdzieści lat.

Francuz przyjrzał mi się badawczo, wręcz obszedł mnie dookoła i najwyraźniej uznał, że nadaję się do opieki nad jego dziećmi.

Ale też trzeba przyznać, że i ja prezentowałam się doskonale.

Doprawdy, nie pojmuję, w jaki sposób dziewczętom udało się tak mnie wystroić. Ubrana byłam w jedwabie, na ramiona narzuconą miałam pelerynę podbitą futrem, a pewna kobieta z wioski, jedna z tych, na których widok poszeptywano z uśmieszkiem, poprawiła mi nieco kolory na twarzy i elegancko uczesała włosy.

Pożałowałam, że El Fuego nie może mnie teraz zobaczyć, ale zaraz sobie przypomniałam, że przecież go nienawidzę.

Eleganckiemu Francuzowi towarzyszył El Punal. Domyśliłam się, ze ktoś najwyraźniej musiał donieść o mojej obecności w wiosce. To El Punal załatwił mi posadę opiekunki do dzieci. Powinnam chyba być mu za to wdzięczna, był jednak tak wstrętny, że nie chciałam mu nawet dziękować.

Przymilał się teraz do Francuza, podkreślając moje zalety, jak gdyby w ogóle mnie znał. Cieszyłam się, że nie wpadłam w jego ręce, bo tego właśnie obawiała się Consuela, dowiedziawszy się, że on wie o moim istnieniu.

Gdy jednak Francuz uważnie mi się przyjrzał, można powiedzieć, ze niemal dokonał sekcji, zauważyłam, że z uznaniem kiwa głową i wsuwa w rękę El Punala ciężką sakiewkę. Z pewnością zapłacił mu za podróż i za towarzyszenie sobie w góry.

Jak się później okazało, mój nowy chlebodawca był baronem. I jego, i mnie zniesiono z gór w lektyce. Nieco mnie to zirytowało, bo przecież byłam silna i wytrenowana, a od siedzenia i kołysania na poduszkach niemal zapadłam na morską chorobę.

W pewnym momencie, na samym początku tej podróży, gotowa byłam przysiąc, że dostrzegam postać El Fuego wśród skał, lecz oczywiście musiało to być jedynie przywidzenie. Cóż, wyobraźnia potrafi przywołać rozmaite obrazy.

Podróż trwała długo i nie chcę więcej o niej pisać, tyle czasu już minęło. Traktowano mnie jednak bardzo dobrze, jak przystoi wysoko urodzonej szlachciance.

Mój pan podczas drogi w dół niewiele się do mnie odzywał.

Zrozumiałam, że wybrał się do Hiszpanii w podróż za interesami, po mnie zaś zajechał w powrotnej drodze do domu. Towarzyszył mu potężny orszak służących.

Gdy dotarliśmy na miejsce, zakwaterowano mnie w ślicznym, niedużym mieszkanku w wielkim mieście, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Nazywało się Bayonne i położone było nad morzem.

Wszystko tu było dla mnie nowe. Rzeka, miasto, ludzie… No i mówiono po francusku. Dzięki Bogu jednak Bayonne leżało w pobliżu granic Nawarry, mogłam się więc jako tako porozumiewać.

Dowiedziałam się, że Nawarra wcale nie chce należeć do Hiszpanii, lecz pragnie być wolnym krajem, jej mieszkańcy zaś mają liczne powiązania z francuską stroną Pirenejów. To była jednak polityka, na której ja się nie wyznawałam.

O wiele ważniejsze było to, że dostałam nowe stroje i jakież to stroje! Mama nigdy nawet nie zbliżyła się do czegoś równie eleganckiego. A tu najwyraźniej wolno było nosić głębokie dekolty, nikt też nie żądał ciasnego obwiązywania piersi. Mierzyłam kolejne suknie i ogarniał mnie coraz większy zachwyt. Baron powiedział, że pracować zacznę dopiero następnego dnia, chwilowo byłam więc swobodna i szczęśliwa. Moczyłam ręce w wodzie z ługiem, żeby odzyskały dawną miękkość i delikatność, umyłam włosy, które w tamtej górskiej wiosce musiałam obciąć, ale na szczęście z czasem zaczęły odrastać.

Ach, jakże dalekie wydawało się tamto życie wysoko w górach!

Powróciłam do eleganckiego świata, a moje dawne życie w domu, w Castillo de Ramiro, wydawało się odległe o co najmniej tysiąc lat.

Tak naprawdę czułam się, jak gdybym nie miała pod stopami stałego gruntu, jak gdyby wszystko, co do tej pory przeżyłam, po prostu zniknęło.

Następnego dnia przed południem jedzenie przyniósł mi młody chłopak. Puścił do mnie oko, ale ja nie zrozumiałam tego sygnału.

Odważyłam się wyjść na krótki spacer, chcąc przyjrzeć się nowemu otoczeniu. Dowiedziałam się, gdzie mieszka baron. Z początku przypuszczałam, że to gdzieś tuż obok, było jednak inaczej. Od niskiego eleganckiego dworu, jak będę nazywać jego dom, chociaż był położony w środku miasta, dzielił mnie spory kawałek.

W domu panowała cisza, nigdzie nie było widać żadnego dziecka.

Przyglądałam się dworowi co prawda przez bramę, bo nie chciałam wydać się ciekawska, nigdzie jednak nic się nie poruszało. Ani na zewnątrz, ani za oknami.

Baron miał jeszcze tego samego popołudnia przyjść, by mnie nauczać, pospiesznie więc wróciłam do siebie. Miasto było naprawdę wielkie, a wszystkie domy równie piękne. Przez chwilę miałam też widok na port, sprawiał wrażenie tętniącego życiem, lecz nie ośmieliłam się tam pójść.

Zaczęło zmierzchać, gdy zjawił się baron. Wcześniej zjadłam już resztki jedzenia, bo bardzo zgłodniałam. Ubrałam się ładnie, tak jak moim zdaniem powinna postąpić piastunka, i ukłoniłam się, kiedy wszedł, choć niezbyt głęboko, bo wiedziałam, że przewyższam go urodzeniem. On również miał tego świadomość, lecz o tym nie należało nigdy wspominać.

Nie przyszedł sam, towarzyszyli mu dwaj słudzy, którzy wnieśli wielkie półmiski z najbardziej wyszukanymi daniami, a ja na ten widok zaczęłam czynić sobie wyrzuty, że przez cały dzień podjadałam.

Przypadkiem stałam przy wyjściowych drzwiach, gdy słudzy zbierali się już do odejścia, lecz oni mnie nie dostrzegli.

„Chyba szkoda takiej panny do tego” – stwierdził jeden.

O, tak, oczywiście miał rację, wszak wykonywanie obowiązków piastunki nie licowało z moją godnością, lecz znalazłam się w sytuacji, w której niestety nie miałam wyboru.

Odezwał się drugi:

„Nie pojmuję, jak zdołali utrzymać ją czystą, i to w pobliżu El Punala. Szkoda niszczyć taką dobrą opinię”.

„Słyszałem, jak mój pan mówił, że El Punal w ogóle o niej nie wiedział, ale czyż ona nie żyła w gnieździe rozbójników gdzieś wysoko w górach? To znaczy, że musieli tam być również inni? Aż dziwne, przecież to taki smaczny kąsek!”

„Podobno miała opiekuna, którego wszyscy szanowali”.

Słowa te zamąciły mi w głowie, ale prędko o nich zapomniałam.

Podano bowiem niezwykle elegancki i wyszukany powitalny obiad.

Baron okazał się sympatycznym człowiekiem, z lekkością prowadził konwersację, ja zaś dumna byłam, że potrafię mu odpowiadać jako tako rozsądnie. Warstwa nieokrzesania, prymitywny język, który narzucono mi w górach, zniknęły teraz i znów mogłam przypomnieć sobie o swoim znakomitym wykształceniu i eleganckich manierach. Do obiadu podano też wino, a smakowało ono zupełnie inaczej niż ów drożdżowy kwaśny napitek, pędzony przez mieszkańców gór. Muszę przyznać, że trochę zakręciło mi się od niego w głowie.

Gdy obiad dobiegł końca, baron zaprosił mnie do małego saloniku. Owszem, pokoik urządzony był elegancko, lecz to nic w porównaniu z moją sypialnią, niezwykle zbytkowną, z mnóstwem luster i czerwoną jak krew narzutą. Prawdę mówiąc, kolor ten wydał mi się odrobinę wulgarny, lecz baronowi o tym nie powiedziałam, bo przecież okazał mi tyle życzliwości.

Mój chlebodawca usadowił się w wygodnym fotelu w salonie, żeby rozpocząć nauki. Ja musiałam stanąć przed nim, przyglądał mi się półprzymkniętymi oczyma. Palił długą fajkę, tego nowego zwyczaju ludzie z wyższych sfer nauczyli się od konkwistadorów.

Zapach, owszem, był elegancki, lecz moim zdaniem niezbyt przyjemny.

„Dona Estrella – zaczął. – Chcę, aby pani wiedziała, że to będzie moja jedyna wizyta u pani. Jestem koneserem i zadowolić mnie mogą jedynie dziewice”.

Nie bardzo mogłam zrozumieć, o co mu chodzi.

„No, a dzieci? – spytałam. – Nie wytłumaczy mi pan, w jaki sposób należy je wychowywać?”

Jego uśmiech był wąski i pełen goryczy.

„Ach, dona Estrella! Sądziłem, że pani już wszystko rozumie.

Pojmuję jednak, że widać była pani naprawdę dobrze chroniona.

Nie ma żadnych dzieci, nie mogę marnować swego drogocennego czasu na takie sprawy. Lecz nie musi pani wcale żyć tu sama, będzie miała pani gości, wielu gości. Bardzo przyjemne wizyty. Panów z najwyższych sfer”.

Dopiero teraz zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, o co w tym wszystkim chodzi. Doprawdy, jak można być tak powolną w myśleniu! Moja sława, moja dobra opinia zostanie zszargana! Jeśli już tak się nie stało. Służący…

O dziwo, w moim wnętrzu została stoczona walka. Powinnam poczuć się głęboko urażona i zraniona. I tak też się czułam.

Jednocześnie zaś krew szybciej zaczęła krążyć mi w żyłach, jak z podniecenia, lecz zupełnie innego rodzaju. Cóż się teraz stanie?

Загрузка...