W okolicach Drammen

– Uf – zadrżała nagle Inger Karlsrud, mocniej owijając się pięknym szalem. – Nieoczekiwanie ogarnęło mnie wrażenie, że szukają nas czarne cienie i zimne oczy.

Unni pokiwała głową.

– To prawda – przyznał Jordi zatroskany. – Nie znaleźli nas, lecz nie możemy się tu więcej spotykać. Narażamy was tym samym na niebezpieczeństwo. Veslo, czy nie masz przygotowanych więcej znaków? Rodzice Unni powinni zawiesić sobie coś takiego nad drzwiami.

– Ależ oczywiście – odparła Vesla. – Zrobiłam całe mnóstwo kopii mojego dzieła.

Rozdała swoje rysunki wszystkim, którzy ich potrzebowali, i doczekała się serdecznych pochwał za ślicznie wykonane „grafiki”.

– Ale nie są ponumerowane, żebyście wiedzieli – przypomniała.

– Nie mamy zamiaru ich sprzedawać – odparł Jordi z uśmiechem.

Przy kawie z ciastem i kieliszkiem likieru zapanował wreszcie pewien spokój, a wtedy Antonio stwierdził:

– No cóż, ten rozdział nie dostarczył nam zbyt wielu istotnych nowych informacji.

– To prawda – przyznała Gudrun. – Ale ciekawa jestem, czy Estelli przyjdzie coś z zauroczenia tym mężczyzną? Z jej opisu wydaje się doprawdy niezwykle pociągający.

– To z pewnością ktoś, kto czaruje kobiety, wykorzystuje je i porzuca – mruknął Pedro. A potem dodał: – Nie wygląda jednak na to, żeby ludzie, wśród których się znalazła, mieli coś wspólnego z tym tajemniczym skarbem.

– To nawet przyjemne, że więcej o nim nie słyszymy – dodał Antonio.

– Czytajmy dalej – zaproponował Morten.

– Nie, nie tutaj – sprzeciwił się Antonio. – To może być dla was niebezpieczne – dodał, zwracając się do rodziców Unni.

– Ale my przecież bardzo byśmy chcieli poznać dalszy ciąg historii – powiedziała Inger niepewnie.

– Oczywiście, lecz musielibyście pójść teraz z nami. Nie bój się, Mortenie, zdążysz jeszcze wypić likier.

Musieli zaczekać, aż Morten zdąży dojść do siebie, ponieważ się zakrztusił, pijąc zbyt łapczywie. Wszyscy próbowali klepać go w plecy.

Antonio znów zwrócił się do gospodarzy:

– Nie możemy ściągać uwagi mnichów na was i na wasz dom.

– Ależ oni chyba nie są w stanie odnaleźć nas tak prędko – stwierdził z niedowierzaniem Atle Karlsrud.

– Nie należy ryzykować. Nie możemy pozwolić, żeby odkryli związki, jakie łączą nas z wami.

– My jesteśmy pariasami – dodała cierpko Unni. Czym prędzej zakończyli spotkanie i umieścili jeszcze kilka dyskretnych znaków nad drzwiami i w oknach. A potem wszyscy opuścili dom rodziców Unni, postanawiając przenieść się z powrotem do willi.

– Nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić – stwierdził ojciec Unni już w samochodzie. – Chyba muszę mieć kilka bardziej namacalnych dowodów, żebym mógł naprawdę uwierzyć w tę historię.

– Ach, ty przywiązana do ziemi duszo, ty niewierny Tomaszu – powiedziała Unni z czułością. – Mam jedynie nadzieję, że nigdy nie będziesz musiał stykać się z tymi istotami z otchłani piekielnej. A gdy tylko je zwietrzysz, to pamiętaj, uciekaj, ile sił w nogach!

Uciekaj, jakby śmierć deptała ci po piętach, bez względu na to, czy wierzysz, czy nie wierzysz w ich istnienie!

– Albo podnieś do góry ten znak, który dostaliśmy – przypomniała Inger Karlsrud.

– Oczywiście, i pamiętaj o wypowiedzeniu tych tajemniczych słów. Tak rzeczywiście będzie najlepiej.

Atle Karlsrud tylko westchnął cicho. Dotarli już do willi.

– Widzę, że naprawdę dobrze się chronicie – stwierdził Atle suchym cierpkim głosem na widok wszystkich znaków, zdobiących ściany i dach. – Co na to wszystko sąsiedzi?

– Ci najbliżsi zostali poinformowani, choć oczywiście musieliśmy się uciec do drobnego kłamstwa o samolocie, którego pilot nas zna i próbuje się dowiedzieć, gdzie mieszkamy.

Znów zebrali się zgromadzeni wokół stołu.

– Teraz już chyba możemy czytać dalej – poprosił Morten.

Загрузка...