Pireneje, A. D. 1628

Co rano musiałam dźwigać obolałe ciało z łóżka, tak było co najmniej przez cały pierwszy tydzień. Ach, jakże tego nienawidziłam! Miałam już gotowych ze sto planów ucieczki, lecz wiedziałam, że nigdy nie zdołam przedrzeć się przez te pozbawione dróg góry i doliny i dotrzeć do ludzi. Mogłabym błądzić miesiącami, bez jedzenia, nie mając jak się bronić przed krążącymi po tych okolicach drapieżnikami.

Nienawidziłam jednak tego, że mnie budzono, że wydawano mi rozkazy, nie słuchano moich skarg i zmuszano do wykonywania ciężkiej pracy, która niszczyła mi skórę, ubranie i włosy. El Fuego widywałam rzadko, wyglądało na to, że zawsze jest zajęty w jakimś innym miejscu niż ja, wieczorami zaś byłam tak zmęczona, że od razu padałam na nędzne posłanie, które dzieliłam z Rositą i Consuelą.

Z czasem jednak zaczęłam przywykać do otartych kostek, a także zrozumiałam, że nic się nie dzieje, jeśli mam dziurawe pończochy albo plamy na sukni. W pierwszych dniach takie rzeczy ogromnie mi dokuczały, teraz przestałam na nie zważać.

Chociaż nie całkiem. Rano starałam się jako tako doprowadzić do porządku, oczywiście zupełnie na próżno, lecz te zabiegi dodawały mi sił i pewności siebie, pozwalały także zachować choć odrobinę godności.

Pewnego dnia, kiedy stałam na wałach i zalepiałam gliną przestrzenie między kamieniami, akurat przechodził tamtędy El Fuego i odezwał się do mnie:

„Obserwowałem cię”.

„Naprawdę?” – Serce podskoczyło mi w piersi.

„Świetnie sobie radzisz”

To wszystko. Poszedł dalej i jak zwykle o wiele dłużej rozmawiał z innymi ludźmi, ale przynajmniej przypomniał sobie o moim istnieniu!

Ogarnął mnie zapał. Pracowałam jak szalona, z radością, zarówno tego dnia, jak i następnego, ukradkiem rozglądając się, żeby sprawdzić, czy on mnie widzi.

Wieczorem drugiego dnia spożywaliśmy kolację na dworze przy ognisku, co wcale nie zdarzało się często. Wciąż jednak mieliśmy spore zapasy jedzenia i wydaje mi się, że coś świętowaliśmy, lecz nigdy nie dowiedziałam się, co. Był tam również El Fuego, raz udało mi się pochwycić jego spojrzenie, a on się do mnie uśmiechnął.

Gotowa byłam umrzeć ze szczęścia. Życie nagle stało się takie cudowne. Pragnęłam być blisko niego, już na zawsze.

Przy El Fuego siedziała jakaś kobieta. Zachowywała się wobec niego uwodzicielsko i pochlebczo. Ujmowała go za rękę, lekko ją pieszcząc, tuliła się policzkiem do jego ramienia, a ja na ten widok wpadłam w taką złość, że gotowa już byłam podejść i ją uderzyć.

Kobieta nie przestawała się do niego umizgiwać, a gdy posiłek dobiegł końca i zapadła ciemna noc, El Fuego szepnął jej coś do ucha. Wstali i poszli do jego domu. Razem.

Kilka osób popatrzyło za nimi, lecz tylko wzruszyli ramionami.

Siedziałam jak sparaliżowana. Ludzie zaczęli się rozchodzić do swoich chałup, a mnie w duszy tak bolało, że nie mogłam się ruszyć.

Tego wieczoru ostatecznie się załamałam.

Chwiejąc się, przeszłam do domu kobiet, wciąż jak odrętwiała, lecz przeniknięta wewnętrznym bólem.

Consuela i Rosita już leżały w łóżku, obie rozdzierająco płakały.

Rzuciłam się na posłanie obok nich, położyłam na plecach z podciągniętymi kolanami, kuląc się w niewysłowionym smutku, i ja także wybuchnęłam niepohamowanym płaczem. Dziewczęta objęły mnie i dzieliłyśmy żal, zazdrość, rozczarowanie i tęsknotę. Nigdy jeszcze nie zbliżyłam się do drugiego człowieka tak, jak wówczas do nich. Po raz pierwszy zrozumiałam, że być może również inni ludzie mają swoje pragnienia i potrzeby, a moje nie zawsze muszą stawać na pierwszym miejscu.

Ja musiałam się wypłakać również z innych powodów. Moje poczucie dumy zabraniało mi okazywania uczuć, dławiłam je w sobie już od chwili, gdy uprowadzono mnie z powozu. Zdawało się, ze od tamtej pory upłynęła cała wieczność. Teraz się im poddałam.

Gdy wreszcie wszystkie trochę się uspokoiłyśmy, ułożyłyśmy się w naszym wspólnym łóżku, a ja, wciąż jeszcze z zatkanym nosem, spytałam:

„Kim ona jest?”

„Phi! Nikim! – odparła Consuela. – Przechodzi z objęć w objęcia i jeszcze otrzymuje za to zapłatę”.

I on sobie wybrał kogoś takiego! Wybrał ponad… Nie, nie chciałam o tym myśleć.

„Czy wiele kobiet się w nim kocha?” – spytałam.

„Prawie wszystkie w obozie. Większość jest gotowa dla niego umrzeć”.

Doskonale je rozumiałam. Prawie niemożliwe było nie zakochać się w El Fuego, mężczyźnie o tak olśniewającej urodzie. Przecież wszyscy kochają piękno. Piękne kobiety przyciągają spojrzenia mężczyzn, dlaczego więc miałoby nie być również odwrotnie?

Dlaczego piękni mężczyźni nie mieliby wabić kobiet, tak jak światło przyciąga ćmy?

El Fuego jednak miał również szlachetne serce. Był człowiekiem ze „wszech miar godnym podziwu. Walczył za wszystkich tych, którzy znaleźli się w potrzebie, starał się jak mógł, by wiodło im się lepiej. El Fuego. Płomień. Ach, jakże to bolało!

Zaczęłam w końcu rozumieć prawo innych ludzi do posiadania uczuć. Gdybym jednak nie wypłakała swego bólu wspólnie z Consuelą i Rositą, prawdopodobnie wciąż gorzałabym egoistycznym, jak mówiłam, uzasadnionym gniewem, zawiązując swoją duszę w jeszcze ciaśniejszy supeł.

Porównanie to śmieszy mnie, gdy teraz to zapisuję, lecz wówczas nic nie wydawało mi się zabawne.

„Być El Fuego również nie jest pewnie łatwo – stwierdziła Rosita, pociągając nosem. Ona bowiem była równie zapłakana jak ja. Na twarzy widać było ślady łez. – Chodzi mi o to, że kobiety kochają go i pożądają, a zazdrośni zdradzeni mężczyźni nienawidzą. Nic dziwnego, że on wybiera dziwkę”.

Nie odpowiedziałam. Byłam wewnętrznie odrętwiała.

Dotychczas uważałam, że on należy do mnie. Wybrałam go dla siebie, mieliśmy się nawzajem kochać, miałam czuć jego zgrabne ciało przy swoim i planowałam, że dojdzie wreszcie między nami do tego, o czym snułam fantazje od tak wielu lat, tyle że do tej pory nie pojawił się konkretny mężczyzna, o którym mogłam śnić.

Uznałam, że El Fuego w niewybaczalny sposób zdradził moje marzenia.

Загрузка...