Bayonne, w czerwcu 1631

Baron dotrzymał obietnicy. W istocie cudownie spędzałam czas.

Gdy do portu przypływał statek z daleka, mogłam spodziewać się wizyty. Baron miał szeroki krąg znajomych, lecz do mnie przysyłał samą śmietankę, prawdziwych panów, którzy zamierzali spędzić w mieście kilka dni i którzy odwiedzali mnie w te wieczory, gdy najlepiej to odpowiadało obu stronom.

Oczywiście z początku bardzo się denerwowałam, panowie jednak najwyraźniej uważali to za wzruszające. Prędko się też uczyłam. Przecież w domu wychowywano mnie na damę, potrafiłam prowadzić konwersację i uprzyjemniać czas. Z czasem wręcz uczyniłam z tego prawdziwą sztukę.

Miałam też możliwość poznania najlepszych stron miłości z panami naprawdę znającymi się na rzeczy, doskonale obeznanymi z wszelkimi tajnikami erotyki.

Mogłabym napisać wiele pikantnych historii, złożyłam jednak baronowi obietnicę milczenia, więc tego nie zrobię. Finansowa strona całego przedsięwzięcia załatwiana była z wielką dyskrecją.

Żaden z panów, niezależnie od wieku, nigdy nie mówił o pieniądzach. Po prostu płacili baronowi, a dzień lub dwa później któryś ze służących kładł na moim nocnym stoliku sakiewkę. Nigdy nie wątpiłam w uczciwość barona i wiedziałam, że dzieli się ze mną po równo.

W ten sposób stosunkowo szybko udało mi się zgromadzić pokaźny majątek. Bardzo mi to odpowiadało, napełniało poczuciem mocy.

Słudzy byli małomówni i uprzejmi, nigdy nawet słowem nie dali mi do zrozumienia, że wiedzą, co się tu dzieje. Od czasu do czasu wybierałam się na przechadzkę do miasta, przy czym starałam się, żeby się odbywała raczej przed południem, a wówczas to zawsze towarzyszył mi któryś ze służących w roli eskorty.

Właśnie podczas jednej z takich przechadzek zajrzałam do niewielkiej gospody i tam przypadkiem się dowiedziałam, że nie jestem wcale jedyną protegowaną barona. Podobno miał wiele młodych dam ulokowanych w różnych częściach miasta.

W pierwszej chwili wpadłam w gniew i poczułam się niezwykle urażona. Potem jednak usłyszałam, że któraś z nich zrobiła się już za stara i wyrzucono ją z mieszkania. Uśmiechnęłam się wówczas do siebie drwiąco i śmiałam się, dopóki nie uświadomiłam sobie, że mnie również może w przyszłości spotkać podobny los.

Należało temu zapobiec! Wiodło mi się teraz tak dobrze, opływałam w luksusy, niemało zarabiałam, a wieczory i noce spędzałam na bardzo przyjemnych zajęciach i wcale nie miałam zamiaru z tego rezygnować. Zaczęłam więc starać się jeszcze bardziej, by postrzegano mnie jako milą, piękną, pachnącą i sprzyjającą wszystkim tym wspaniałym panom, którzy mnie odwiedzali.

Zdarzyła się jednak bardzo nieprzyjemna historia.

Do portu przybił jakiś statek z północy i w moim pięknym saloniku zjawił się przystojny, około trzydziestoletni mężczyzna. Z początku wszystko układało się jak najlepiej, wypiliśmy kawę, napój importowany z kolonii, i z przyjemnością konwersowaliśmy, choć muszę przyznać, że rozmowa nie toczyła się gładko, on bowiem nie najlepiej władał hiszpańskim i francuskim, który to język ja opanowałam naprawdę dobrze.

Cóż, prawdziwe kłopoty zaczęły się jednak dopiero w łóżku.

Baron tym razem popełnił straszliwy błąd.

Dobre maniery, przyjemna powierzchowność i pomyślna sytuacja materialna nie zawsze idą w parze ze szlachetnością. W tym mężczyźnie, pochodzącym z… chyba z Norwegii, a może z Danii lub ze Szwecji, cóż, dla mnie wszystkie te kraje są synonimami chłodu, mieszkał wilk.

Ów gość chciał mnie związać i chłostać, a czegoś takiego dama ze znamienitego rodu z Nawarry nie powinna tolerować. Odpowiednie zachowanie jest warunkiem najistotniejszym tego życia, jakie zgodziłam się prowadzić w Bayonne. Gdybym odstąpiła od tej zasady, prędko stoczyłabym się bardzo nisko. Nie chciałam brać w czymś takim udziału.

Postanowiłam stawić mu opór. Ten człowiek zdążył już umocować do wezgłowia łóżka rzemień i trzymał moje ramię w żelaznym uścisku.

Przeliczył się jednak co do mnie. Odrobina sprzeciwu zapewne jeszcze by go tylko podnieciła, lecz wcale nie z odrobiną się zetknął.

Wprawdzie upłynęło już dwa i pół roku, odkąd opuściłam tamtą górską wioskę, lecz mięśnie, jakie sobie tam wyrobiłam i których tak bardzo wówczas nienawidziłam, wciąż zachowałam, podobnie jak umiejętność samoobrony. Tam, w górach, sporo było awantur, ponieważ wielu ludzi mnie nie lubiło, i nauczyłam się walczyć, zarówno z kobietami, jak i z mężczyznami, a mój gość prędko się o tym przekonał.

Prawą rękę wciąż miałam swobodną i uderzyłam go prosto w oko.

Zaskoczony puścił moją drugą rękę, a ja w tym samym momencie walnęłam go w szczękę, kolano zaś wbiłam w miejsce najbardziej ku temu odpowiednie i wcale się nie starałam zrobić tego lekko.

Mężczyzna upadł na podłogę i tam wił się z bólu. Kiedy wciąż był sparaliżowany ciosem i zaskoczeniem, pozbierałam jego ubrania i rzeczy i zaciągnęłam go do wyjściowych drzwi. Nie miał siły nawet stawiać oporu, i dobrze, bo jeszcze gotów mnie zabić za taką obrazę. Wypchnęłam go z domu, ubranie rzuciłam za nim i zamknęłam drzwi na podwójne zamki.

Słyszałam, jak toczy się po schodach i wypada na ulicę, a ponieważ był nagusieńki, to doszłam do wniosku, że postara się zniknąć stąd jak najprędzej.

Następnego dnia napisałam list, który kazałam służącemu odnieść baronowi. Oświadczyłam w nim, że nie mam zamiaru brać udziału w takim wyuzdaniu, i poprosiłam, by następnym razem dobierał mi gości z większą starannością. Oznajmiłam jednak, że w tym wypadku zachowam dyskrecję.

W odpowiedzi dostałam od barona wielki bukiet róż, do których przypięty był mały bilecik z podziękowaniem za tak zręczne wybrnięcie z tej kłopotliwej sytuacji. Baron prosił o wybaczenie, nie miał bowiem w ogóle pojęcia o skłonnościach tego człowieka, który poza tym był podobno wielce poważaną osobą.

Mój chlebodawca jeszcze raz podziękował mi, że załatwiłam tę sprawę tak subtelnie i dyskretnie (cha, cha, szkoda, że tego nie widział), nie ściągając na niego uwagi publicznej i władz.

Nie trudziłam się odpowiadaniem baronowi, że ludzie i tak wiedzą o jego stadku „pracownic” w mieście. Jak tyle razy wcześniej zadawałam sobie pytanie, co zacni obywatele sądzą o mnie. Zawsze jednak przy wyjściu do miasta towarzyszył mi jeden ze służących, którego przedstawiałam jako ojca, nigdy też nie słyszałam, żeby ktoś o mnie poszeptywał. Nie wiedziałam więc, jak jest naprawdę.

Kilka miesięcy później, a przebywałam wtedy w Bayonne od trzech lat, baron wezwał mnie do siebie. Nigdy wcześniej nic podobnego się nie zdarzyło. Muszę przyznać, że ogarnął mnie lęk.

Czyżby teraz przyszła kolej na wyrzucenie na ulicę mnie? Doprawdy, trudno mi było w to uwierzyć, ostatnie bowiem pół roku przebiegło nadzwyczaj spokojnie, wszystko toczyło się jak zwykle i żaden z odwiedzających mnie panów się nie skarżył. Przeciwnie, miałam już wielu stałych gości. Niektórzy używają słowa „klient”, które ja uważam za wulgarne i wcale nie oddające owego wyszukanego traktowania, jakie oferowałam każdemu z nich.

Nie mogłam więc pojąć, czego baron może ode mnie chcieć.

Szczerze mówiąc, wpadłam w lekką panikę.

Przyjechał pomnie powóz i po raz pierwszy znalazłam się w domu barona, wyglądającym jak prawdziwy pałac.

W holu było ciemno, lecz widziałam, że ściany pokrywały najszlachetniejsze gatunki drewna. Przestrzeń wokół drzwi i balustrad zdobiły rzeźbienia. Stały tu naczynia z Orientu, na ścianach wisiała broń i obrazy. Służący wprowadził mnie do pokoju mego pana, przestronnej i wygodnej komnaty, świadczącej o wielkim bogactwie.

Kiedy weszłam, baron podniósł się z krzesła, a ponieważ pora była bardzo wczesna, południe, od razu się zorientowałam, że jest wzburzony. W pewnym sensie trochę mnie to uspokoiło. Byłoby znacznie gorzej, gdyby okazał złość.

„Proszę usiąść, dona Estrella. Bardzo chciałbym z panią porozmawiać”.

Usiadłam natychmiast, z gracją ułożyłam wokół siebie spódnicę.

Czekałam na to, co ma mi do przekazania.

„Najpierw muszę powiedzieć pani komplement, pochwalić za sposób, w jaki pani postępuje. Nigdy nie słyszałem żadnych skarg, przeciwnie, wielu panów pragnie ponownie się z panią spotkać. Czy żaden z gości nigdy nie wzbudził w pani głębszych uczuć? „

Zastanowiłam się. Oczywiście poznałam kilku niezwykle atrakcyjnych młodych ludzi, lecz łączyły mnie z nimi więzy bliższe raczej przyjaźni. Kilku z nich się we mnie zakochało, zapewne podobnie jak wielu starszych, lecz o czymś takim nigdy nie wspominano. Z niektórymi spędzanie nocy było o wiele milsze niż z innymi…

„Nie, mogę spokojnie odpowiedzieć, żaden szczególnie mnie nie zainteresował” – odparłam.

Wydawało się, że ta odpowiedź go zadowoliła, miał jednak kłopoty z dalszym prowadzeniem rozmowy. Teraz dopiero spostrzegłam, że w ciągu tych trzech minionych lat bardzo się postarzał. Nie wyglądał na zdrowego.

Nie o tym jednak wcale chciał ze mną mówić.

„Dona Estrella… Wydarzyło się wielkie nieszczęście… Wczoraj wieczorem miałem wtajemniczyć nową młodą dziewczynę, lecz ona okazała się inna, niż myślałem, była… doświadczona i bardzo namiętna. Musiałem ją ukarać. Wściekłość mnie jednak zaślepiła i nie byłem w stanie zapanować nad sobą. Nim zdążyłem się zorientować, leżała już bez życia”.

„Ach!” – to było jedyne słowo, jakie zdołałam z siebie wydusić.

„To oczywiście nader tragiczne zajście, a ludzie prawa będą mnie przesłuchiwać. Moi służący słyszeli, jak o tym mówiono. Pod żadnym względem nie wolno mnie łączyć z tym nieszczęsnym zdarzeniem. Potrzebuję więc pani pomocy”.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć, kiwnęłam jedynie głową.

„Czy zechce mnie pani poślubić, dona Estrella?”

Z piersi wyrwał mi się szloch. Była to ostatnia rzecz, jakiej mogłam się spodziewać.

Tymczasem barona ogarnął zapał. Miało to oczywiście być małżeństwo tylko z nazwy, lecz zażyczył sobie, bym wprowadziła się do jego domu. Jego dobry przyjaciel, ksiądz, obiecał udzielić nam ślubu jeszcze tego samego dnia, zgodził się też za odpowiednim wynagrodzeniem sporządzić dokument zaświadczający, że jesteśmy małżeństwem już od dawna.

Dyskretnie rozejrzałam się dokoła. Dostrzegałam niezmierne bogactwo, jakie musiało mieścić się w tym domu, do którego zgromadzenia musiały się z pewnością przyczynić te nieco szczególne dochody barona. Spytałam potem, co się stanie z moim „zajęciem” w przyszłości.

Oczywiście miałam przestać pracować.

Westchnęłam w duchu. W tym domu z pewnością nie będę mogła liczyć na szczególne przyjemności w pościeli, a byłam przecież przyzwyczajona do tych rozkosznych zajęć. Nie byłam wcale podobna do prostytutki, która z obojętnością znosi obecność klientów, mając na myśli jedynie zarabianie pieniędzy. Mnie to wszystko cieszyło, dochody natomiast traktowałam jako korzyść uboczną.

Jednak miła była mi myśl o tym, że mogłabym zostać panią domu takiego jak ten, wprawdzie nie tak wielkiego jak mój dom rodzinny, lecz tam przecież i tak nie miałam czego szukać po śmierci ojca.

Moja obecność była tam ze wszech miar niepożądana. Mówiąc wprost, traktowano by mnie tam niczym uprzykrzony włos w zupie, niczym oset wśród róż. O, tak, zostać panią tego domu…

Zastanawiałam się, jaka przyszłość mnie czeka, jeślibym nie przyjęła propozycji barona i pozwoliła mu odpokutować za swoje grzechy. Pieniędzy mi nie brakowało, lecz gdybym nagle została pozbawiona dobroczyńcy i opiekuna, nie miałabym się dokąd udać.

Żeby przedłużyć czas namysłu, spytałam, dlaczego wybrał akurat mnie.

Jego odpowiedź mnie zaskoczyła.

„Ponieważ również pani sława jest zagrożona, dona Estrella. Po tamtej nieszczęsnej wizycie owego pana z północy zaczął on rozsiewać o pani nieprzyjemne plotki. Ten ślub uratuje nas oboje, a ponadto… Muszę to pani powiedzieć… Stanowi pani odrębną klasę wśród moich… hm… Mam na myśli to, iż jest pani w posiadaniu wszelkich niezbędnych cnót, jakich wymaga sytuacja. Po prostu nie mogłem wybrać innej”.

Podziękowałam mu, nisko chyląc głowę. A potem powiedziałam, ze się zgadzam. Wprowadziłam się jeszcze tego samego dnia.

Ksiądz, który ani razu nie spojrzał mi w oczy, pospiesznie udzielił nam ślubu.

Stało się to miesiąc temu i muszę przyznać, że odnalazłam się w swoim nowym domu. Oczywiście władze strzegące porządku i bezpieczeństwa w mieście zawitały do nas po paru dniach w związku z nieprzyjemną sprawą, która miała miejsce, lecz zapewniłam tych ludzi, że mój mąż cały tamten wieczór i noc, gdy się to stało, spędził ze mną w łóżku.

Nie wiem, czy mi uwierzyli, długo bowiem mi się przyglądali, lecz i ja odwzajemniłam się spojrzeniem tak naiwnym, jakie może mieć najzacniejsza małżonka na świecie.

Czy dzieliliśmy łoże? Dobrze, że nie wiedzieli, jak jest naprawdę!

Każde z nas trzymało się swojej przeciwległej części domu i prawie się nie widywaliśmy, jedynie w sytuacjach, gdy było to naprawdę niezbędne, lub gdy przychodzili goście, którym należało się pokazać.

Wiodłam przyjemne życie, lecz brakowało w nim napięcia.

Prawdę powiedziawszy, chwilowo nie mam o czym pisać, tak mało się tu dzieje.

Загрузка...