O-miyage
Kontynuując podróż po przestworzach, pojazd kosmiczny z mieszkańcami gwiazdy Flor na pokładzie zbliżył się ku Ziemi. Do spotkania z Ziemianami jednak nie doszło, miało minąć bowiem jeszcze wiele czasu, nim na Ziemi pojawi się gatunek ludzki.
Po wylądowaniu Florianie przeprowadzili ogólne badania planety, po czym wdali się w rozmowę takiej mniej więcej treści:
— Wygląda na to, żeśmy się trochę pośpieszyli. W tym zakątku wszechświata nie stworzono jeszcze niczego na podobieństwo cywilizacji. Jedyne, w miarę rozumne stworzenia, jakie udało nam się zidentyfikować — to małpy. Potrzeba jeszcze wiele, wiele czasu, aby pojawiły się istoty na wyższym poziomie rozwoju.
— Taak, a szkoda. Mieliśmy przecież przekazać tu owoce naszej cywilizacji. Żal byłoby wyjechać stąd ot tak, nie pozostawiając żadnego śladu naszej obecności.
— Cóż więc zrobimy?
— Zostawmy przed odlotem upominek!
Florianie zabrali się żwawo do pracy. Sporządzili wielki, metalowy pojemnik w kształcie jaja, a do środka włożyli najrozmaitsze przedmioty — schemat rakiety kosmicznej, umożliwiającej w łatwy sposób poruszanie się w kosmosie; przepisy na produkowanie leków przeciwko rozmaitym chorobom i specyfików odmładzających; książkę pouczającą, jak współżyć w pokoju i powszechnej zgodzie. A na wypadek, gdyby tekst okazał się nieczytelny, dołączyli jeszcze ilustrowany słownik.
— Zadanie wykonane. Ucieszą się chyba mieszkańcy tej planety, kiedy odkryją w przyszłości nasz prezent.
— I jak jeszcze!
— Chociaż, może się zdarzyć, że odkryją go zbyt wcześnie, aby poznać się na wartości, jaki ten dar przedstawia, i po prostu go wyrzucą…
— Nie sądzę. Pojemnik wykonany jest z solidnego metalu. Cywilizacja zdolna do tego, aby go otworzyć, będzie też w stanie pojąć to, co zamierzamy jej przekazać.
— Słusznie. Ale jest jeden problem — gdzie to pozostawimy.
— Na pewno nie nad morzem. Fale mogą znieść pojemnik do wody i wtedy pogrąży się bezpowrotnie na dnie morskim. Wierzchołek góry też nie jest bezpieczny, pojemnik byłby narażony na wybuchy wulkaniczne. Najlepsze byłoby jakieś miejsce pod każdym względem bezpieczne, wolne od jakiegokolwiek zagrożenia.
W końcu Florianie wybrali okolicę pustynną, z dala od morza i gór, tam złożyli swój dar i — odlecieli.
Wielkie srebrzyste jajo leżało na piasku, w dzień odbijając jaskrawe promienie słoneczne, nocą połyskując spokojnie światłem gwiazd i księżyca. W oczekiwaniu na moment, kiedy zostanie otworzone.
Mijały lata. Istoty zamieszkujące Ziemię powoli rozwijały się. Wyłonił się spośród małp gatunek zdolny do posługiwania się narzędziami i ogniem — rodzaj ludzki. Kto wie, może niektórzy jego przedstawiciele dostrzegli nawet dziwny przedmiot na pustyni. Ale nie zbliżali się do niego. Może się bali, a może nie docenili jego znaczenia, dość że srebrne jajo nadal czekało nienaruszone. Deszcze były nieczęste w tym rejonie, a nawet jeśli padały, nie wyrządzały najmniejszej szkody pojemnikowi, który był wykonany z materiału odpornego na korozję.
Bywało, że silne wiatry przenosiły piasek z miejsca na miejsce i zasypywały jajo. Po jakimś czasie inny wiatr odsłaniał je na nowo. Powtarzało się to wiele razy.
Upłynęły znowu długie lata. Mieszkańców Ziemi przybywało, cywilizacja osiągnęła wysoki poziom rozwoju.
Aż nadszedł wreszcie dzień i metalowe jajo zostało rozbite. Nie towarzyszyły temu jednak okrzyki radości, a jego otwarcie nie odbyło się uroczyście, przy dźwiękach fanfar. Na pustyni, nie zdając sobie ani na jotę sprawy, co znajduje się pod spodem, dokonano doświadczalnego wybuchu atomowego. Detonacja była przerażająca. Rozbiciu uległ nie tylko metal pojemnika. Cała jego zawartość obróciła się w pył i spłonęła doszczętnie nie pozostawiając najmniejszego śladu.
Przełożył z japońskiego Henryk Lipszyc