III

— Koordynatorze Eksuaj Zet, oczekuję pańskich wyjaśnień! — ponuro powiedział Główny.

Koordynator pierwszego stopnia wstał i z wzrokiem wlepionym gdzieś w kąt mówił dobierając niespiesznie słowa:

— Na powierzonej mi planecie Miks istotnie wydarzyła się nieodwracalna katastrofa. Ponieważ planeta owa znajdowała się pod moją opieką, ja odpowiadam za zniszczoną cywilizację i gotów jestem ponieść dowolną karę. Zarazem jednak uważam za konieczne stwierdzić, że się do winy nie poczuwam, nie naruszyłem bowiem ani Reguł, ani Wyjątków od Reguł Ozu.

— Co to znaczy: nie poczuwa się pan do winy? — wtrącił się Główny. — Ładne rzeczy! A kto nauczył Miksjan produkować bomby atomowe? Może ja?

— Nikt ich nie uczył. Sami się nauczyli.

— Jak to?

— A właśnie tak. Zgodnie z paragrafem 10253 i 12547 KRZ moi instruktorzy podpowiedzieli Miksjanom podstawy fizyki jądrowej i mechaniki kwantowej. A potem aniśmy się obejrzeli, kiedy Miksjanie mieli już bomby.

— Przede wszystkim trzeba zdążyć się oglądać, to przecież pański elementarny obowiązek! Po wtóre zaś, dlaczegoście tych bomb nie skonfiskowali?

— Dlatego że paragraf 1121 zabrania nam zdradzać swoją obecność. Ponadto będzie pan łaskaw sobie przypomnieć, że w memoriale nr 217342/343 informowałem pana o pojawieniu się na planecie broni bakteriologicznej. Podawałem także panu do wiadomości, że z powodu nieprawdopodobnie przyśpieszonego rozwoju techniki Miksjanie nie nadążają ze zrozumieniem tego, co się dzieje, a ich instynkt walki jest silniejszy od instynktu samozachowawczego. Biorąc to pod uwagę pytałem, czy nie należałoby na pewien czas sztucznie zahamować postępu, jak to przewiduje wyjątek 668 od reguły 123. Zupełnie słusznie odpowiedział pan na to, że w myśl paragrafu 6699 wyjątek ten staje się przepisem dopiero po odpowiedniej decyzji Senatu. Do Senatu zaś zwracać się nie możemy, tego rodzaju prośba byłaby bowiem na rękę różowym, którzy od początku sprzeciwiali się naszej ekspedycji!

Koordynator, jak zawsze, przemawiał precyzyjnie i gładko. Ejbi Si nawet mu pozazdrościł opanowania. Gdyby to się jemu zdarzyła taka historia, zacząłby się jąkać, bąkać i pleść diabli wiedzą co. A zresztą może on, Ejbi, znajduje się w jeszcze gorszej sytuacji. W każdym razie bardziej upokarzającej i żałosnej, chociaż do czasu nikt tego nie wie.

— Tak właśnie odpowiedziałem na pańskie pytanie — potwierdził Główny. — I tak dość pomagaliśmy różowym. Proszę sobie przypomnieć chociażby haniebny wypadek na Luksie. Wszystko szło według harmonogramu. Zapoznano tuziemców z pożytecznymi rzemiosłami i naukami. Podniesiono niebywale poziom sztuki. Rozkwit! A później? Później spoczęto na laurach i ziewano, kiedy na Luksie nastąpiło mroczne średniowiecze. Zanim się spostrzeżono, Luksjanie się cofnęli tak, że potem musiano diabli wiedzą ile czasu tracić na odrodzenie! Cóż to, jak.nie skutki nieodpowiedzialności i niedbalstwa?!

Taki wypadek zdarzył się rzeczywiście przed stu laty. Ale Główny nie pomijał żadnej okazji, żeby nie wspomnieć o tym osobliwym zdarzeniu. I za każdym razem mówił tak, jakby to było wczoraj.

Szef przypomniał jeszcze kilka takich wybranych przykładów. Ejbi zaś, całym swoim wyglądem demonstrując niezwykłe zainteresowanie tymi wzbudzającymi odrazę opowiadaniami, zaczął z nudów oglądać wiszące na przeciwległej ścianie obrazy. W sali było dwanaście obrazów. Jednakże z miejsca, na którym siedział Ejbi, można było bez odwracania głowy zobaczyć tylko pięć z nich.

Od dwustu lat podczas zwyczajnych i nadzwyczajnych odpraw w sztabie Ejbi siadywał na tym samym, odpowiadającym jego randze miejscu. Przez dwieście lat widział na przeciwległej ścianie te same płótna, poświęcone określonym etapom dziejowym idealnie prawidłowo rozwijającego się społeczeństwa.

Artyści pracujący nad tymi dziełami czerpali widocznie konkretne wiadomości i natchnienie z odpowiednich paragrafów KRZ i KWoR. Obrazy odznaczały się więc głębią i precyzją wspomnianych wyżej dokumentów.

Na pierwszym obrazie od lewej jaskiniowcy siedząc przy ognisku zajadali ze smakiem jakiegoś przedhistorycznego zwierza.

Na drugim — wybrany przez Wspólnotę pastuch oparty na posochu pilnował stada tucznych, świeżo ufryzowanych owieczek.

Trzeci obraz poświęcony był powszednim zajęciom starożytnych twórców broni z brązu.

Na czwartym — malutcy smagli ludzie wznosili olbrzymie piramidy.

Obraz piąty zaś malowniczo przedstawiał ustrój niewolniczy w pełnym rozkwicie.

Ten właśnie obraz Ejbi z satysfakcją wyjąłby z ram, pociął na drobne kawałeczki i spalił, a popiół rozwiał na cztery wiatry!

Noc w noc widział go we śnie i co dzień wspominał na jawie. Przecież zgodnie z harmonogramem przyśpieszenia na jego planecie, Unie, ustrój niewolniczy powinien był właśnie osiągnąć swoje apogeum. Uczeni i filozofowie powinni już byli dokonać szeregu wielkich odkryć. Na miejscu zaś dawnych patriarchalnych osiedli należało wznieść bogate, gwarne miasta.

I zgodnie ze sprawozdaniami Ejbi Si sprawy na Unie miały się właśnie tak, jak przewidywał harmonogram przyśpieszenia. Byli i uczeni, i miasta, i odkrycia, i rozkwit! Wszystko było! Ale niestety tylko w sprawozdaniach. Ciemni mieszkańcy Uny nie uznawali żadnych przyśpieszonych terminów rozwoju i nawet nie zamierzali się rozstać z miłym ich sercu matriarchatem. A tych, co proponowali jakieś nowinki, młodsi bracia w rozumie strącali z wysokiej skały w morze. Obrzęd ten dostarczał.nie rozgrymaszonym masowymi widowiskami tubylcom rozrywki, a dla amatorów nowinek stanowił pouczające ostrzeżenie.

W tym stanie rzeczy dwa tysiące instruktorów z grupy Ejbi Si ledwie zdołało namówić Unian, by przeszli od matriarchatu do patriarchatu. Ale i w tym wypadku nie było żadnej pewności, że przy pierwszych niepowodzeniach w zreorganizowanym społeczeństwie tuziemcy nie wrócą do dawnego trybu życia.

Koordynator nie umiał sobie zgoła wyobrazić, co ma robić z mało pojętnymi, trudnymi do wychowania tubylcami. Oczywiście przed stu laty mógłby jeszcze z honorem oświadczyć Głównemu, że Una to planeta beznadziejna. Wszelako Reguły Zasadnicze głosiły, że nie ma złych planet, tylko źli koordynatorzy, toteż wskutek uczciwego postępowania Ejbi Si straciłby niewątpliwie swoją wysoką funkcję.

Nie, na to mu po prostu nie starczyło odwagi. Układał więc pomyślne sprawozdania, w których rozwój społeczny na Unie postępował w całkowitej zgodności z KRZ i — aby nie wzbudzać podejrzeń — to cokolwiek wyprzedzał harmonogram przyśpieszenia, to pozostawał nieco w tyle.

Gwoli zaś większej wiarygodności koordynator szczodrze rozsypywał po stronicach sprawozdań wymyślone przez siebie charakterystyczne drobiazgi i wzruszające szczegóły z życia swoich podopiecznych. Od stu lat z górą Ejbi Si sporządzał sążniste sprawozdania świadczące o tym, że dysponował nieprzeciętną wyobraźnią i mógłby się stać niezłym pisarzem — fantastą.

Literacką doskonałość i wycyzelowanie jego sprawozdań stawiano nawet nieraz za wzór innym koordynatorom. I jakkolwiek Ejbi o tym nie wiedział, na Ozie jego raporty cieszyły się niemałą popularnością w kręgach uczonych — historyków. Im bardziej jednak Ejbi chwalono, tym gorzej się on czuł i oczekując z dnia na dzień zdemaskowania i skandalu kontynuował swoją aferę. W głębi ducha pragnął nawet, aby skandal wybuchł jak najprędzej, zarazem jednak czynił wszystko, co mogło oddalić nieuchronną katastrofę.

Pogrążony w żałosnych rozmyślaniach Ejbi niemal nie słyszał Głównego. Od czasu do czasu wyławiał poszczególne zdania i machinalnie stwierdzał, że szef wciąż jeszcze przytacza historyczne przykłady opieszałości koordynatorów i ich podwładnych.

Nagle jednak usłyszał to, co od razu kazało mu mieć się na baczności.

— Jak należało oczekiwać, po wydarzeniach na Miksłe — mówił Główny — wyruszyła do nas nadzwyczajna komisja Senatu. Różowa opozycja znowu podniosła głowę, jestem więc przekonany, że komisja nie poprzestanie na zbadaniu skandalu miksjańskiego. Sądzę, że członkowie komisji odwiedzą tym razem wszystkie, nawet najodleglejsze obiekty naszej ekspedycji. Uważam za swój obowiązek, panowie koordynatorzy, uprzedzić was o tym i mam nadzieję, że na powierzonych wam planetach wszystko będzie w porządku!

„Otóż to! — zdrętwiał Ejbi i głośno kichnął. — Co teraz robić, mój Boże, co robić?”

Wydawało mu się, że Główny patrzy wprost na niego. Więc Ejbi Si, obawiając się napotkać jego wzrok, znowu zaczął się wpatrywać w historyczne obrazy.

Загрузка...