Przez wszystkie następne lata koordynator trzeciego stopnia uważnie obserwował ruchy komisji senackiej, która przelatując z obiektu na obiekt wciąż się przybliżała i przybliżała. Aż nastał wreszcie dzień, kiedy senatorzy w asyście Głównego Koordynatora Dabl Ju przybyli na kosmiczną stację Uny. Ejbi sporządził szczegółowe sprawozdanie poświęcone sytuacji na planecie, senatorzy zaś z zainteresowaniem spoglądali na autora memoriałów, które zdobyły sobie taką sławę.
Miał on wciąż jeszcze nadzieję, że komisja zadowoli się jego referatem. Stało się jednak inaczej. Mimo zmęczenia senatorzy zapragnęli ujrzeć na własne oczy to, co koordynator tak ciekawie opisywał w swoich corocznych sprawozdaniach.
Ejbi Si musiał więc skapitulować.
Pod osłoną nocy komisja w rakietoplanie bezgłośnie wylądowała na planecie.
Kiedy zaś wzeszło słońce, senatorzy ujrzeli w pobliżu wysokie mury baśniowego miasta z białego marmuru.
— Co to?! — wykrzyknęli oczarowani członkowie komisji.
— Onna — odpowiedział po prostu koordynator — stolica tego opartego na niewolnictwie państwa, o którym miałem zaszczyt pisać dla was sprawozdania. Idziemy!
Wmieszawszy się w tłum podróżnych (na szczęście koordynator ubrał senatorów tak, aby się nie różnili od tubylców) członkowie komisji podeszli do warownej bramy. W bramie, prężąc potężne bicepsy, stali rośli, półnadzy wojownicy. Opierali się na mieczach i bacznie oglądali przechodzących.
Szczęśliwie minąwszy straż senatorzy znaleźli się na wybrukowanych kamiennymi płytami rojnych ulicach gwarnego miasta.
Bogate pałace i gmachy publiczne, koło których przechodzili członkowie komisji, ozdobione były licznymi kolumnami, posągami i płaskorzeźbami.
Ulicami bez pośpiechu poruszali się odziani w śnieżnobiałe chitony mieszczanie dyskutując o ostatnich walkach gladiatorów i nieustannie rosnących cenach niewolników.
W cieniu portyków uczeni mężowie w podeszłym wieku gawędzili niespiesznie ze swymi wiernymi uczniami.
Pod drzewem siedział ślepiec i akompaniując sobie na cytrze (albo innym szarpanym instrumencie muzycznym) dźwięcznym głosem śpiewał długą, bardzo długą pieśń.
— O czym on śpiewa? — zainteresowali się senatorzy.
— O podróżach jakiegoś miejscowego bohatera — odpowiedział przysłuchawszy się koordynator i z szacunkiem dodał: — Epos!
Czarnoskórzy niewolnicy nieśli w otwartej lektyce swoją panią…
Zaturkotał wóz…
Dziwnie wyglądający nagi człowiek wyskoczył zza węgła. Z okrzykiem: „Eureka!” podbiegł do członków komisji i wymachując rękami zaczął coś w uniesieniu wywrzaskiwać.
— Mówi — przetłumaczył koordynator — że przed dziesięciu minutami odkrył nowe prawo. Ciało, mówi, zanurzone w wodzie traci na ciężarze tyle, ile waży wyparta przez nie ciecz. Zuch z ciebie! Dobre prawo odkryłeś! — pochwalił mieszkańca grodu Ejbi Si poklepał go po ramieniu.
Wielki uczony dziarsko stuknął sandałami i znowu wrzasnąwszy „Eureka!” pobiegł dalej.
To, co zobaczyli na Unie, przeszło ich oczekiwania.
Tylko Głównego Koordynatora prześladowało dziwne uczucie, że gdzieś już to wszystko widział. I to nie raz. Ale gdzie i kiedy?
Szli pod górę i Główny dlaczegoś pomyślał, że teraz zobaczą morze i białe żagle statków. A kiedy rzeczywiście w dali ukazał się port i statki, Dabl Ju jakoś dziwnie popatrzył na Ejbi.