Jakieś cztery godziny później twarz Nynaeve spływała potem, który nie był bynajmniej wywołany przez niezwykłe o tej porze roku upały, a na dodatek zaczynała się już zastanawiać, czy przypadkiem nie byłoby lepiej, żeby Neres jednak je oszukał. Albo by odmówił zabrania ich z Boanndy. Słońce późnego popołudnia rzucało ukośnie swe promienie przez popękane szyby okien. Ściskając fałdy swych sukien, przepełniona irytacją i niepokojem, starała się nie patrzeć na sześć Aes Sedai, skupionych wokół masywnego stołu przystawionego do ściany. Ich usta poruszały się bezgłośnie, gdy naradzały się za tarczą uplecioną z saidara. Elayne trzymała podbródek zadarty do góry, łokcie spokojnie przycisnęła do talii, ale napięcie widoczne w jej oczach i kącikach ust zakłócało nieco atmosferę królewskiej godności, jaką wokół siebie roztaczała. Nynaeve nie była wcale pewna, czy chciałaby się dowiedzieć, o czym rozmawiają Aes Sedai; niespodziewane wydarzenia, jakie następowały jedno po drugim, sprawiły, że wszystkie jej oczekiwania rozwiały się niczym mgła. Jeszcze jeden wstrząs i może zacząć krzyczeć, sama nie wiedząc czy z wściekłości, czy w ataku histerii.
Prawie wszystko, co posiadały, z wyjątkiem chyba tylko ubrań, leżało na tamtym stole, w tym srebrna strzała Birgitte, spoczywająca przed krępą Morvrin, trzy ter’angreale przed Sheriam i złocone kasetki, które miała przed sobą ciemnooka Myrelle. Żadna z kobiet nie wyglądała na zadowoloną. Twarz Carlinyi mogła być równie dobrze wyrzeźbiona z lodu. Nawet macierzyńska Anaiya patrzyła surowo, stały zaś wyraz zaskoczenia w szeroko rozwartych oczach Beonin miał w sobie ślad lekkiego rozdrażnienia. Rozdrażnienia i czegoś jeszcze. Od czasu do czasu Beonin wyciągała dłoń, jakby chciała dotknąć białego płótna dokładnie owijającego pieczęć z cuendillara, jednak zawsze coś ją powstrzymywało i cofała rękę.
Nynaeve odwróciła wzrok od płótna. Wiedziała dokładnie, kiedy wszystko zaczęło iść źle. Strażnicy, którzy otoczyli ich w lesie, zachowywali się jak najbardziej właściwie, choć okazywali im chłód i obojętność, przynajmniej dopóki Uno i Shienaranie nie oddali im mieczy. Min zgotowała im ciepłe powitanie wśród śmiechu i uścisków. Jednak zarówno Aes Sedai, jak i pozostali ludzie, których spotykały na ulicy, spieszyli obok, ledwie przelotnym spojrzeniem zaszczycając eskortowaną grupkę. W Salidarze było dość tłoczno, na każdym skrawku wolnej przestrzeni uzbrojeni mężczyźni ćwiczyli musztrę. Pierwszą osobą, która prócz Strażników i Min w ogóle zwróciła na nich uwagę, była szczupła Brązowa siostra, do której je zabrano, oczekująca na nie w pomieszczeniu służącym niegdyś za wspólną salę gospody. Wraz z Elayne opowiedziały Phaedrine Sedai ustaloną wersję swej historii, czy też przynajmniej próbowały opowiedzieć. Już po pięciu minutach kazano im stać bez ruchu i nie odzywać się choćby słowem. Dziesięć minut później stały tak wciąż, popatrując na siebie w zmieszaniu, podczas gdy dookoła Przyjęte, odziane w biel nowicjuszki, Strażnicy, służący i żołnierze uwijali się między stołami, przy których nad dokumentami ślęczały Aes Sedai, wydając od czasu do czasu polecenia. Potem Sheriam i pozostałe popędziły je przed sobą tak szybko, iż Nynaeve zdało się, że jej stopy nawet dwa razy nie dotknęły podłogi. I zaczęło się przesłuchanie, bardziej stosowne dla pojmanych więźniów, niźli powracających bohaterów. Nynaeve otarła pot z twarzy, kiedy jednak tylko włożyła chusteczkę na powrót do rękawa, dłonie z powrotem kurczowo chwyciły fałdy sukni.
Ale nie tylko ona i Elayne stały na barwnym jedwabnym dywanie. Gdyby Nynaeve nie wiedziała, że jest inaczej, mogłaby uznać, iż Siuan odziana w prostą suknię ze znakomitej błękitnej wełny, znalazła się tu całkowicie dobrowolnie i wyraz jej twarzy pozostawał chłodny, całkowicie opanowany. Wyglądała na zatopioną w jakichś pogodnych myślach. Leane wodziła spojrzeniem za Aes Sedai, choć jej oblicze było równie spokojne i niewzruszone. W rzeczywistości nawet bardziej, niźli Nynaeve zapamiętała z ich ostatniego spotkania. Miedzianoskóra kobieta zdawała się jeszcze bardziej kobieca, w pewien sposób bardziej nawet giętka. Może to przez tę skandaliczną sukienkę z bladozielonego jedwabiu, z wysokim karczkiem, podobnie jak w przypadku Siuan, która jednak nie tylko uwydatniała każdą krągłość jej ciała, ale od całkowitej przezroczystości dzielił ją tylko włos. Wszakże to ich widok wprawił Nynaeve w prawdziwe osłupienie. Nie spodziewała się, że zastanie którąkolwiek przy życiu, cóż dopiero, że będą wyglądały tak młodo, najwyżej o kilka lat starsze od niej. Nawet przelotnie nie spoglądały na siebie. Wydało jej się, że wyczuć można między nimi pewien chłód.
I było jeszcze coś, co Nynaeve dopiero zaczynała dostrzegać. Oczywiście wszystkie kobiety, łącznie z Min, traktowały całą kwestię z nadzwyczajną delikatnością, żadna jednak nie czyniła sekretu z faktu, iż je ujarzmiono. Nynaeve wyczuwała, że coś im ujęto. Być może działo się tak dlatego, iż znajdowała się w izbie pełnej kobiet, które potrafiły przenosić, być może w grę wchodziła wiedza o tym, co te dwie przeszły, jednak po raz pierwszy w pełni była świadoma tej zdolności zarówno u Elayne, jak i pozostałych oraz jej braku u Siuan i Leane. Coś zostało im odebrane, amputowane. To było jak rana. Najgorsza być może rana, jaką można zadać kobiecie.
Głowę wypełnił jej nagle natłok myśli. Jaki to może być rodzaj rany? Co właściwie zostało amputowane? Równie dobrze mogła w taki sposób wykorzystywać czas oczekiwania i irytację, która zaczynała już powoli przesączać się przez zdenerwowanie. Sięgnęła po saidara...
— Czy ktokolwiek udzielił ci pozwolenia na przenoszenie tutaj, Przyjęta? — zapytała Sheriam i Nynaeve aż się wzdrygnęła, pospiesznie wypuszczając Prawdziwe Źródło.
Zielonooka Aes Sedai poprowadziła pozostałe do krzeseł ustawionych w półkolu na dywanie; pośrodku półkola stały cztery kobiety. Niektóre niosły w dłoniach zabrane ze stołu przedmioty. Usiadły i wbiły spojrzenia w Nynaeve, ich wcześniejsze podniecenie utonęło bez reszty w charakterystycznym dla Aes Sedai opanowaniu. Na żadnej z tych pozbawionych śladów upływu lat twarzy upał nie zaznaczył się choćby pojedynczą kropelką potu. Na koniec Anaiya przemówiła delikatnie strofującym głosem:
— Długo cię nie było z nami, dziecko. Niczego się nie nauczyłaś w tym czasie, najwyraźniej wiele również zapomniałaś.
Nynaeve spłonęła rumieńcem i ukłoniła się.
— Wybacz mi, Aes Sedai. Nie miałam zamiaru nikogo urazić.
Miała nadzieję, iż uznają, że zaczerwieniła się ze wstydu. Rzeczywiście długo jej z nimi nie było. Nie dalej jak wczoraj to ona wydawała rozkazy, a ludzie podskakiwali, gdy się do nich odzywała. Teraz tego samego oczekiwano po niej. Zalewała ją żółć.
— Opowiedziałaś nam ciekawą... historię. — Carlinya najwidoczniej nie do końca potrafiła w nią uwierzyć. Biała siostra obracała srebrną strzałę Birgitte w długich szczupłych dłoniach. — Udało się wam wejść w posiadanie bardzo osobliwych przedmiotów.
— Panarch Amathera przekazała nam wiele darów, Aes Sedai — powiedziała Elayne. — Najwyraźniej uznała, że zasłużyłyśmy na to, ratując jej tron.
Kwestia ta, choć wypowiedziana tak doskonale bezbarwnym tonem, była niczym spacer po bardzo cienkim lodzie. Nie tylko Nynaeve ciężko przeżyła utratę niedawnej wolności. W regularnych rysach twarzy Carlinyi było widać napięcie.
— Przywozicie niepokojące wieści — powiedziała Sheriam. — I dość niepokojące... przedmioty.
Spojrzenie jej skośnych oczu powędrowało w kierunku stołu, ku leżącej na nim a’dam, a potem wróciło, by spocząć nieustępliwie na Nynaeve i Elayne. Od czasu, gdy dowiedziały się, co to jest i do czego służy, większość Aes Sedai traktowała ten przedmiot niczym żywą czerwoną żmiję. Większość.
— Jeżeli ta rzecz zdolna jest do tego, co twierdzą te dzieci — powiedziała nieobecnym głosem Morvrin — powinnyśmy ją zbadać. A jeśli Elayne naprawdę wie, co mówi, gdy twierdzi, że potrafi stworzyć ter’angreal...
Brązowa siostra pokręciła głową. Całą swą uwagę kierowała w istocie na trzymany w dłoni spłaszczony kamienny pierścień, nakrapiany i paskowany czerwieniami, błękitami i brązami. Pozostałe dwa ter’angreale leżały na jej podołku.
— Powiadasz, że otrzymałaś go od Verin Sedai? Jak to możliwe, że nigdy nie wspominała nam o tym? — Pytanie nie było skierowane do Nynaeve czy Elayne, lecz do Siuan.
Siuan zmarszczyła brwi, ale nie był to ten gwałtowny grymas, który Nynaeve. pamiętała. Był w nim jakby ślad nieśmiałości, jakby zdawała sobie sprawę, że mówi d0 stojących od niej wyżej, podobnie zresztą brzmiał jej głos. To była kolejna zmiana, w którą Nynaeve nie potrafiła uwierzyć.
— Verin nigdy mi o tym nie mówiła Z pewnością sama miałabym ochotę zadać jej kilka pytań.
— A ja mam pytania dotyczące tego. — Oliwkowa twarz Myrelle pociemniała, gdy rozwijała znany dokument — dlaczego w ogóle go zatrzymały? — i przeczytała na głos: — „Co uczyni okaziciel niniejszego pisma, uczynione jest z mego rozporządzenia i upoważnienia. Bądźcie więc posłuszni i milczcie, taki jest bowiem mój rozkaz. Siuan Sanche, Strażniczka Pieczęci, Płomienia Tar Valon, Zasiadająca na Tronie Amyrlin”.
Zmięła dokument i opatrujące go pieczęcie w garści.
— Nie jest to chyba coś, co można przekazać Przyjętej.
— W owym czasie nie wiedziałam, komu mogę ufać — łagodnie odrzekła Siuan. Sześć Aes Sedai wbiło w nią wzrok. — W owym czasie nie wykraczało to poza gestię mojego urzędu.
Tamte nawet nie margnęły. W jej głosie pojawił się ton nasilającego się błagania.
— Nie możecie pociągać mnie do odpowiedzialności za to, co musiałam uczynić, zwłaszcza że miałam do tego wszelkie prawo. Kiedy okręt tonie, zatykasz dziurę tym, co masz pod ręką.
— Ale dlaczego nam nie powiedziałaś? — zapytała cicho Sheriam, jednak w jej głosie przebrzmiały stalowe tony. Jako Mistrzyni Nowicjuszek nigdy nie podnosiła głosu, chociaż czasami żałowało się, że tego nie robi. — Trzy Przyjęte... Przyjęte!... wysłane. z Wieży w pościg za trzynastoma Czarnych Ajah. Chciałaś wykorzystać dzieci do zatkania dziury w twoim okręcie, Siuan?
— Nie można nas nazywać dziećmi — gorąco zaprotestowała Nynaeve. — Kilka z tej trzynastki już nie żyje, dwukrotnie udało się nam pokrzyżować ich plany. W Łzie...
Carlinya ucięła jej wypowiedź, niczym lodowatym nożem.
— Opowiedziałaś nam wszystko o wydarzeniach w Łzie, dziecko. I o Tanchico. I o pokonaniu Moghedien.
Wygięła gniewnie usta. Zdążyła już oznajmić, że Nynaeve okazała się skrajnie głupia, zbliżając się choćby na milę do Przeklętej, i że miała szczęście, uchodząc z życiem. Fakt, że Carlinya nawet w połowie nie zdawała sobie sprawy. jak blisko prawdy się znalazła — rzecz jasna nie powiedziały wszystkiego — sprawił tylko tyle, że żołądek Nynaeve skurczył się jeszcze bardziej.
— Jesteście dziećmi i będziecie miały szczęście, gdy postanowimy, że nie należy sprawić wam lania. A ty zachowaj spokój i milcz, dopóki nie każe ci się przemówić. — Nynaeve zaczerwieniła się głęboko, ponownie mając nadzieję, że wezmą to za o objaw zmieszania, ale nie odzywała się więcej.
Sheriam nawet na moment nie spuściła wzroku z Siuan.
— A więc? Dlaczego nigdy nie wspomniałaś, że kazałaś trojgu dzieciom polować na lwy?
Siuan zrobiła głęboki wdech, ale splotła tylko dłonie i prosząco pochyliła głowę.
— Wydaje mi się, że nie ma innej odpowiedzi na to pytanie, Aes Sedai, chyba tylko taka, że informacja o tym nie wydała mi się aż tak bardzo istotna. Niczego nie taiłam, kiedy tylko był choćby najlżejszy powód, by sądzić, iż wiedza ta może się przydać. Przekazałam wam najdrobniejszy nawet strzęp wiedzy dotyczącej Czarnych Ajah. Wiedziałam, gdzie znajdują się te dwie, przynajmniej do pewnego czasu. Ważne jest, że teraz są już tutaj, a wraz z nimi trzy ter’angreale. Musicie zdawać sobie sprawę, co dla nas znaczy dostęp do gabinetu Elaidy, do jej dokumentów, nawet jeśli każdorazowo da się z nich odczytać jedynie fragmenty. Gdyby nie to, nigdy nie dowiedziałybyście się, że ona doskonale wie, gdzie was szukać, póki nie byłoby za późno.
— Zdajemy sobie z tego sprawę — powiedziała Anaiya, patrząc na Morvrin, która wciąż spod zmarszczonych brwi wbijała spojrzenie w pierścień. — Przypuszczalnie chodzi o to, że metody, za pomocą których wiedza ta została zdobyta, wciąż wprawiają nas w zdumienie.
— Tel’aran’rhiod - wyszeptała Myrelle. — Cóż, w Wieży od dawna stał się on przedmiotem wyłącznie uczonych spekulacji, niemalże legendą. I Wędrujące po Snach Aielów. Któż by sobie potrafił wyobrazić, że Mądre Aielów potrafią przenosić, a co dopiero to?
Nynaeve żałowała, że nie udało im się utrzymać tego w tajemnicy — jak tożsamości Birgitte oraz kilku jeszcze rzeczy, których tamtym nie udało się z nich wydobyć — ale doprawdy niełatwo powstrzymać się przed przypadkowym napomknieniem, kiedy jest się przesłuchiwanym przez kobiety, które potrafiłyby swymi spojrzeniami wiercić dziury w kamieniach. Cóż, kiedy się teraz nad tym zastanawiała, dochodziła do wniosku, że powinna się cieszyć, iż udało się uchronić przed wyjściem na jaw tylu rzeczy. Od czasu, jak po raz pierwszy wspomniały o Tel’aran’rhiod, o tym że wchodziły doń, prędzej mysz byłaby zdolna zagnać kota na drzewo, niźli te kobiety przestały zadawać swoje pytania.
Leane dała pół kroku naprzód, nie patrząc w stronę Siuan. — Ważną rzeczą jest też, że dzięki tym ter’angrealom możecie porozmawiać z Egwene, a przez nią z Moiraine. Dzięki nim będziecie znały nie tylko poczynania Randa al’Thora, ale również mogły wpływać nań, choćby znajdował się w Cairhien.
— Dokąd przeniósł się z Pustkowia Aiel — dodała Siuan — gdzie przebywał, dokładnie tak, jak to przewidziałam.
Jeżeli jej spojrzenie i słowa adresowane były do Aes Sedai, ton głosu najwyraźniej miał na celu powściągnięcie Leane, która ewidentnie zrozumiała przesłanie, chrząknęła bowiem lekko.
— Przyniosło to wiele dobrego. Dwie Aes Sedai szukające wiatru w polu w Pustkowiu Aiel.
O tak, wyraźnie dawało się wyczuć chłód panujący między nimi.
— Dość, dzieci — powiedziała Anayia, dokładnie w taki sposób, jakby one rzeczywiście były dziećmi, ona zaś matką przyzwyczajoną do ich drobnych kłótni. Spojrzała znacząco na pozostałe Aes Sedai. — Z pewnością możliwość porozmawiania z Egwene może okazać się bardzo korzystna.
— Jeżeli to będzie działać tak, jak one twierdzą — powiedziała Morvrin. równocześnie kołysząc pierścieniem trzymanym w dłoni i wskazując pozostałe ter’angreale. Ta kobieta bez dowodu nie uwierzyłaby nawet w to, że niebo jest niebieskie.
Sheriam pokiwała głową.
— Tak. To będzie wasz pierwszy obowiązek, Elayne, Nynaeve. Będziecie miały szansę uczyć Aes Sedai, pokazując nam, w jaki sposób się ich używa.
Nynaeve skłoniła się, jednocześnie jednak obnażając zęby: jeżeli zechcą, mogą to potraktować jako uśmiech. Uczyć je? Tak, i nigdy potem już nie zbliżać się do pierścienia czy pozostałych ter’angreali. Ukłon Elayne był jeszcze bardziej sztywny, twarz niczym lodowata maska. Jej spojrzenie niemal z tęsknotą pobiegło ku tej głupiej a’dam.
— Listy zastawne mogą okazać się użyteczne — powiedziała Carlinya. Mimo całego chłodu i logiki Białych, ze sposobu, w jaki akcentowała słowa, wyraźnie można było odczytać przepełniające ją rozdrażnienie. — Gareth Bryne żąda więcej złota, niźli możemy mu dać, ale dzięki nim być może uda nam się spełnić jego wymagania.
— Tak — zgodziła się Sheriam. — Większość monet również będziemy musiały zabrać. Trzeba nakarmić głodne żołądki, coraz więcej przybywa też grzbietów do okrycia, zarówno tu, jak i gdzie indziej.
Elayne łaskawie skinęła głową, jakby nie miały zamiaru przywłaszczyć sobie tych pieniędzy, czego by przedtem nie mówiła, ale Nynaeve zwyczajnie czekała. Złoto i listy zastawne, a nawet ter’angreale stanowiły jedynie część.
— Jeśli zaś chodzi o resztę — ciągnęła dalej Sheriam — zgodziłyśmy się, że opuściłyście Wieżę na rozkaz, niezależnie od tego, jak byłby błędny, nie można więc was za to obwiniać. Teraz kiedy już bezpiecznie wróciłyście do nas, będziecie dalej kontynuowały swoją naukę..
Nynaeve stać było tylko na to, by powoli wypuścić powietrze. W istocie od początku przesłuchania niczego innego się nie spodziewała. Nie podobało jej się to wprawdzie, ale przynajmniej choć raz nikt nie będzie mógł oskarżyć jej, że nie umie trzymać swych uczuć na wodzy. Nie w sytuacji, kiedy wszelkie znaki wskazują, iż na nic się to nie przyda.
Elayne jednakże wybuchnęła ostro:
— Ale...! — I w tym momencie przerwała jej gwałtownie Sheriam.
— Powrócicie do swej nauki. Jesteście obie bardzo silne, ale nie jesteście jeszcze Aes Sedai.
Nie spuszczała z nich spojrzenia zielonych oczu, póki się nie upewniła, że zrozumiały ją właściwie, po czym przemówiła powtórnie, głosem nieco łagodniejszym, lecz przecież wciąż nieustępliwym.
— Powróciłyście do nas, a choć Salidar nie jest Białą Wieżą, możecie go za takową uważać. Z tego, co nam powiedziałyście w ciągu ostatniej godziny, wynika, że wiele jeszcze zostało do powiedzenia. — Nynaeve aż zaparło dech, ale spojrzenie Sheriam pomknęło tymczasem ku a’dam. — Szkoda, że nie zabrałyście tej Seanchanki. To właśnie należało uczynić.
Z jakiegoś powodu twarz Elayne spłonęła jaskrawą czerwienią, ona sama jednocześnie wyglądała na zagniewaną. Nynaeve na wzmiankę o Seanchance poczuła jednak tylko ulgę.
— Ale Przyjętych nie można obciążać odpowiedzialnością za to, że nie myślą jak Aes Sedai — ciągnęła dalej Sheriam. — Siuan i Leane z pewnością będą miały do was wiele pytań. Spodziewam się po was współpracy z nimi oraz gotowości do wyjaśnień, przynajmniej w miarę waszych możliwości. Ufam, iż nie muszę wam przypominać, byście nie wykorzystywały ich obecnego statusu. Niektóre z Przyjętych, a nawet pewne nowicjuszki chciały obciążyć je winą za to, co się wydarzyło albo wręcz wziąć wymierzanie kary w swoje ręce.
W jej łagodnym głosie zadźwięczała znienacka stalowa nuta.
— Te młode kobiety obecnie bardzo żałują swoich pomysłów. Czy muszę coś jeszcze dodawać?
W swej gorliwości obie aż zaczęły się jąkać, tak bardzo pragnęły ją zapewnić, że nie musi. Nynaeve w rzeczy samej nie pomyślała o obciążaniu tamtych winą — jej zdaniem wszystkie Aes Sedai ponosiły w równej mierze odpowiedzialność za to, co się stało — jednak nie chciała rozgniewać Sheriam. Zdała sobie z tego sprawę i w tym momencie pojęła gorzką prawdę — dni wolności bezpowrotnie minęły.
— Dobrze. Teraz możecie wziąć sobie klejnoty, które ofiarowała wam Panarch oraz tę strzałę... Kiedy znajdę chwilę czasu, będziecie mi musiały opowiedzieć, dlaczego ją wam ofiarowała... i idźcie już sobie. Jedna z Przyjętych znajdzie wam jakąś kwaterę. Z odpowiednimi sukniami może być nieco trudniej, ale też się znajdą. Oczekuję po was, że zapomnicie o swoich... przygodach... i bez większych przeszkód odnajdziecie się na właściwych wam miejscach.
Ze słów tych wyraźnie mogły odczytać nie wypowiedzianą obietnicę, że jeśli nie nastąpi to tak gładko, jak Sheriam sobie życzyła, wówczas w odpowiedni sposób zostaną nauczone posłuszeństwa. Sheriam skinęła z satysfakcją głową, gdy tylko zobaczyła, że zrozumiały wszystko w lot.
Od chwili, gdy opadła zasłona saidara, Beonin nie odezwała się ani słowem, ale kiedy Nynaeve i Elayne ukłoniły się, chcąc odejść, Szara siostra powstała i podeszła do stołu, na którym leżały ich przedmioty.
— A co z tym? — zapytała z silnym taraboniańskim akcentem, rozwijając materiał, w który owinięta była pieczęć więzienia Czarnego. Tym razem dla odmiany jej wielkie błękitnoszare oczy zdradzały więcej gniewu niźli zaskoczenia. — Żadna z was nie zapyta już więcej o to? Czy macie zamiar całkowicie to zignorować?
Biało-czarny krąg leżał na blacie stołu obok sakiewki z wyprawionej skóry, pęknięty na kilkanaście kawałków, które poskładano tak, by mniej więcej odtworzyć dawny kształt.
— Kiedy wkładałyśmy go do sakiewki, był cały. — Nynaeve przerwała na moment i oblizała pot z górnej wargi. Jak przedtem omijała wzrokiem materiał, w który zawinięta była pieczęć, teraz nie mogła oderwać od niej oczu. Leane uśmiechnęła się drwiąco, kiedy zobaczyła czerwoną sukienkę, w którą owinęły swój ładunek i powiedziała... Nie, nigdy by go nie porzuciła, nawet w myślach! — Skąd mogłyśmy wiedzieć, że trzeba o niego szczególnie zadbać. Przecież to cuendillar!
— Nie przyglądałyśmy się mu zbyt uważnie – dodała Elayne niemalże bez tchu — ani też nie dotykałyśmy go częściej, niźli było to konieczne. Wydawał się wstrętny, zły.
Teraz to wrażenie zniknęło. Carlinya zmusiła je, by każda wzięła do ręki kawałek, chcąc się przekonać, o jakim odczuciu zła mówią.
Mówiły im to już wcześniej, więcej niż raz, ale. teraz żadna nie zwracała na nie najmniejszej uwagi.
Sheriam wstała i również podeszła do stołu, stając obok złotowłosej Szarej siostry.
— Niczego nie ignorujemy, Beonin. Dalsze wypytywanie tych dziewcząt na nic się nie zda. Powiedziały nam wszystko, co wiedzą.
— Więcej zadanych pytań nikomu jeszcze nie zaszkodziło — powiedziała Morvrin, ale jednak przestała bawić się ter’angrealami i teraz patrzyła na strzaskaną pieczęć wzrokiem tak samo ponurym jak pozostałe. To mógł być cuendillar — za równo ona, jak Beonin badały go i doszły do identycznych wniosków — jednak udało jej się złamać jeden z fragmentów gołymi rękoma.
— Ile z siedmiu jeszcze trzyma? — zapytała cicho Mytelle, jakby mówiąc do siebie. — Ile jeszcze czasu upłynie, zanim Czarny wyrwie się na wolność. i nastąpi Ostatnia Bitwa?
Każda z Aes Sedai parała się rozmaitymi czynnościami, stosownie do swych talentów i skłonności, jednak wszystkie Ajah miały określoną, wyraźną rację dla swego istnienia. Zielone — które zwały się Bitewnymi Ajah — trwały w gotowości, aż przyjdzie czas, by stawić czoło Władcom Strachu podczas Ostatniej Bitwy. W głosie Myrelle można było niemalże pochwycić nutę skrywanego pragnienia walki.
— Trzy — niepewnie odpowiedziała Anaiya. — Trzy wciąż trzymają. Oczywiście jeśli nasza wiedza jest prawdziwa. Módlmy się, by tak było. Módlmy się, by trzy okazały się wystarczające.
— Módlmy się, by te trzy były silniejsze. od tej — wymamrotała Morvrin. — Cuendillar nie może zostać w taki sposób zniszczony... i dalej pozostać cuendillarem. To jest niemożliwe.
— Omówimy tę kwestię w dalszej kolejności — oznajmiła Sheriam. — Po tym, jak zajmiemy się znacznie bardziej nie cierpiącymi zwłoki sprawami, takimi, w stosunku do których możemy coś konkretnego przedsięwziąć. — Odebrała chustę z rąk Beonin i ponownie zawinęła w nią szczątki pieczęci. — Siuan, Leane, powzięłyśmy decyzję odnośnie... — Przerwała, odwróciła się, spojrzała na Elayne i Nynaeve. — Czy nie powiedziano wam, że możecie odejść?
Pomimo zewnętrznych pozorów całkowitego spokoju zamieszanie panujące w jej wnętrzu dało znać o sobie, najwyraźniej bowiem zapomniała o ich obecności.
Nynaeve skwapliwie wykonała następny ukłon i wykrztusiła pośpieszne:
— Za pozwoleniem, Aes Sedai — i pośpieszyła ku drzwiom.
Aes Sedai bez najmniejszego poruszenia — a wraz z nimi Siuan i Leane — obserwowały, jak ona i Elayne wychodzą. Nynaeve czuła niemalże ich spojrzenia wbite w jej plecy niczym sztylety. Elayne pospieszyła za nią równie ochoczo, zdążyła tylko rzucić jedno tęskne spojrzenie w stronę a’dam.
Kiedy Nynaeve zamknęła już drzwi za sobą, oparła się plecami o ich nie malowane drewno i przyciskając pozłacaną kasetkę do piersi, po raz pierwszy od czasu wejścia do budynku kamiennej gospody w miarę spokojnie odetchnęła czy też przynajmniej spróbowała. Nie miała ochoty myśleć o pękniętej pieczęci. Kolejna strzaskana pieczęć. Nie potrafiła o tym myśleć. Te kobiety zdolne byłyby strzyc owce samymi spojrzeniami. Niemalże zaczęła z utęsknieniem czekać na ich pierwsze spotkanie z Mądrymi; raczej nie miała się znaleźć w samym jego środku. Kiedy po raz pierwszy przybyła do Wieży, było to znacznie trudniejsze — nauczenie się, że musi robić, co jej inne każą, że musi zginać kark. Po długich miesiącach, podczas których to ona wydawała rozkazy — no cóż, zazwyczaj konsultowane z Elayne — nie miała pojęcia, w jaki sposób miałaby się ponownie nauczyć. jak czesać i prząść wełnę.
We wspólnej sali byłej gospody, z kiepsko załatanym sufitem i niemalże walącymi się kamiennymi kominkami, wrzało niczym w ulu, podobnie jak za pierwszym razem, gdy do niej weszły. Obecnie nikt nie poświęcił im więcej uwagi ponad przelotne tylko spojrzenie, ona postąpiła zresztą podobnie. Niewielka grupka oczekiwała ją i Elayne.
Thom i Juilin siedzieli na koślawej ławie pod gipsową ścianą, z której płatami odchodziła farba, z głowami nachylonymi ku Uno, który przykucnął przed nimi; nad ramieniem Shienaranina sterczała długa rękojeść miecza. Na drugiej ławie Areina i Nicola wodziły zdziwionym wzrokiem po swym otoczeniu, starając się jednocześnie niczego po sobie nie okazywać; siedząca obok nich Marigan obserwowała, jak Birgitte usiłuje zabawić Jarila i Seve’a, niezgrabnie żonglując trzema kolorowymi drewnianymi kulami Thoma. Przed chłopcami klęczała Min, łaskocząc ich i szepcząc coś do ucha. Jednak ci przylgnęli tylko do siebie ciaśniej, patrząc w milczeniu przed siebie tymi nazbyt szeroko rozwartymi oczami.
Tylko dwaj ludzie ze wszystkich obecnych w pomieszczeniu odznaczali się na tle ogólnego pośpiechu. Strażnicy Myrelle stali oparci o ścianę i pogrążeni w leniwej konwersacji kilka kroków od tamtych ław, po tej samej stronie drzwi, które wiodły do korytarza kuchennego. Słomianowłosy Croi Makin z Andoru, o pięknym profilu, jakby wyrzeźbionym z kamienia, oraz Avar Hachami, z jastrzębim nosem i kwadratową twarzą, z obfitymi, posiwiałymi wąsami zwisającymi niby dwa wygięte w dół rogi. Żadna z kobiet nie nazwałaby Hachamiego przystojnym, dopóki spojrzenie jego ciemnych oczu nie sprawiłoby, że zaschłoby jej w gardle. Oczywiście nie patrzyli na Uno czy Thoma ani na nikogo innego. Tylko przypadkiem akurat cni dwaj nie mieli nic do roboty i wybrali sobie właśnie to miejsce, aby nic w nim nie robić. Oczywiście.
Na widok Nynaeve i Elayne Birgitte upuściła jedną z kul.
— Co im powiedziałyście? — zapytała cicho, ledwie spoglądając na srebrną strzałę w dłoni Elayne. Kołczan wisiał przy jej pasie, łuk jednak stał oparty o ścianę.
Nynaeve podeszła bliżej, dokładając wszelkich starań, by nie spoglądać w kierunku Makina i Hachamiego. Ostrożnie zniżyła głos, nadając mu zupełnie pozbawione wyrazu brzmienie.
— Powiedziałyśmy im wszystko, o co nas pytały.
Elayne lekko dotknęła ramienia Birgitte.
— Wiedzą, że jesteś naszą dobrą przyjaciółką, która pomogła nam w biedzie. Możesz zostać tutaj. podobnie zresztą jak Areina, Nicola i Marigan.
Dopiero wówczas, gdy słysząc te słowa, Birgitte trochę się rozluźniła, Nynaeve zdała sobie sprawę, jak bardzo tamta była spięta. Błękitnooka kobieta podniosła z podłogi żółtą kulę, potom pozostałe, i lekko rzuciła wszystkie trzy Thomowi, który złapał je jedną ręką i sprawił, że zniknęły, wszystko jednym ciągłym ruchem. Na jej twarzy wykwitł słaby uśmiech ulgi.
— Nie potrafię powiedzieć, jak się cieszę, że was widzę — powtórzyła Min co najmniej po raz czwarty lub piąty. Jej włosy były znacznie dłuższe niż wtedy, kiedy ją ostatnio widziały, chociaż wciąż wyglądały niczym ciemny czepek nasadzony na głowę, poza tym 4v ogóle wyglądała jakoś inaczej, jednak Nynaeve nie potrafiłaby za nic powiedzieć, na czym ta zmiana polegała. Ku swemu zaskoczeniu zobaczyła świeżo wyhaftowane kwiaty na klapach kaftana; przedtem Min zawsze nosiła zupełnie proste ubiory. — Rzadko można tutaj napotkać przyjazną twarz.
Na króciutką chwilę jej spojrzenie uciekło w kierunku dwóch Strażników.
— Musimy znaleźć gdzieś spokojne miejsce i uciąć sobie dłuższą pogawędkę. Nie mogę się doczekać, kiedy mi opowiecie, co robiłyście od czasu opuszczenia Tar Valon. — Ani też, by samej przedstawić własne losy, o ile Nynaeve intuicja nie zwiodła.
— Ja również chcę z tobą porozmawiać — powiedziała Elayne bardzo poważnie. Min spojrzała na nią, potem westchnęła i skinęła głową, ale nie wydawała się tak chętna jak jeszcze przed momentem.
Thom, Juilin oraz Uno stanęli za Birgitte i Min, na ich twarzach zastygł taki wyraz, jaki zawsze przybierają mężczyźni, kiedy mają zamiar powiedzieć coś, co ich zdaniem nie spodoba się kobiecie. Zanim jednak zdążyli otworzyć usta, kędzierzawa kobieta w sukni Przyjętej przepchnęła się między Juilinem i Uno, obrzucając ich złym spojrzeniem, a potem stanęła przed Nynaeve.
Suknia Faolain oblamowana siedmiokolorową wstążką, symbolizującą wszystkie Ajah, nie była tak biała, jak być powinna, na jej ciemnej twarzy zaś zastygł chmurny grymas.
— Zaskoczona jestem, widząc cię tutaj, dzikusko. Sądziłam, że uciekłaś z powrotem do swej wioski. Dziedziczka zaś Tronu Andoru wróciła do matki.
— Wciąż obnosisz się z tak skwaszoną miną, że aż mleko mogłoby zsiąść się w twej obecności, Faolain! — stwierdziła Elayne.
Nynaeve udało się zachować. uprzejmy wyraz twarzy. Ledwie. Dwukrotnie podczas pobytu w Wieży wyznaczono Faolain, by dała jej nauczkę. Wedle własnej opinii przywołała ją do porządku. Nawet jeśli udzielająca nauczki i pouczana były obie Przyjętymi, ta pierwsza automatycznie zyskiwała status Aes Sedai, dopóki lekcja trwała, Faolain zaś korzystała z tego przywileju w pełni. Kędzierzawa kobieta spędziła osiem lat jako nowicjuszka oraz kolejne pięć jako Przyjęta; trudno więc się dziwić, że nie była szczególnie zadowolona, iż Nynaeve w ogóle nie odbywała nowicjatu, Elayne zaś nosiła czystą biel przez niespełna rok. Dwie lekcje od Faolain i dwie wizyty w gabinecie Sheriam dla Nynaeve, za jej upór, krnąbrność; lista przewinień była równie długa jak jej ramię. Rozmyślnie przemówiła teraz niefrasobliwym głosem:
— Słyszałam, że któraś źle potraktowała Siuan i Leane. Sądziłam, że Sheriam ukarała ją dosyć przykładnie, by na dobre położyć temu kres.
Nie spuszczała wzroku z twarzy Faolain, widząc, jak oczy tamtej rozszerzyły się w przestrachu.
— Nie zrobiłam nic od czasu, jak Sheriam... — Faolain ugryzła się w język, a jej twarz spłonęła głęboką purpurą. Min przykryła usta dłonią, Faolain zaś szybko odwróciła głowę, mierząc wzrokiem pozostałe kobiety, od Birgitte do Marigan. Obcesowo skinęła dłonią na Nicolę i Areinę. — Wy dwie się nadacie, jak sądzę. Chodźcie ze mną. Już. Żadnego gadania.
Podniosły się powoli, Areina patrzyła lękliwie, Nicola zaś skubała palcami swą sukienkę w talii.
Zanim Nynaeve zdążyła wykonać choćby najmniejszy ruch, Elayne stanęła między nimi a Faolain, uniosła podbródek, a jej oczy zalśniły władczo niby niebieski lód.
— Czego od nich chcesz?
— Wykonuję rozkazy Sheriam Sedai — odparowała Faolain. — Osobiście uważam, że są zbyt stare jak na pierwszą próbę, jednak posłuszna jestem poleceniom. Siostra towarzysząca oddziałom poborowym lorda Bryne’a sprawdza nawet kobiety tak staro jak Nynaeve.
Na jej ustach pojawił się kąśliwy uśmiech.
— Czy mam donieść Sheriam Sedai, że występujesz przeciwko jej rozkazom, Elayne? Czy mam jej powiedzieć, że nie zgadzasz się, by twoje służące zostały poddane próbom?
Podbródek Elayne opadł nieco podczas tej przemowy, ale oczywiście nie mogła zwyczajnie wycofać się. Potrzebne było odwrócenie. uwagi.
Nynaeve dotknęła ramienia Faolain.
— Czy znalazły wiele?
Wbrew sobie Faolain odwróciła głowę, a kiedy spojrzała za siebie, Elayne już zaczęła pocieszać Areinę i Nicolę, zapewniając, że nie stanie się im żadna krzywda ani że do niczego nie zastaną zmuszone. Nynaeve nie posunęłaby się tak daleka. Kiedy Aes Sedai znalazły jakąś dziewczynę z wrodzoną iskrą talentu, jak to się stało w przypadku jej samej, Elayne lub Egwene, a więc kogoś, kto ostatecznie i tak musiał zacząć przenosić czy tego chciał, czy nie, zupełnie otwarcie przyznawały, że zmuszą ją do ćwiczenia swej umiejętności niezależnie od jej woli. Nico bardziej łagodnie obchodziły się z tymi, które mogły rozwinąć w sobie zdolność. w trakcie szkolenia, bez którego jednak nigdy nie dotknęłyby saidara oraz wobec dzikusek, czyli tych kobiet, które przeżyły jedną szansę na cztery i nauczyły się same, zazwyczaj nawet nie wiedząc, co czynią, w efekcie wytwarzając w sobie blokadę tych umiejętności, jak to się stało w przypadku Nynaeve. Rzekomo mogły one wybrać, czy zastaną, czy odejdą. Nynaeve wybrała przynależność da Wieży, podejrzewała jednakże, iż gdyby postąpiła inaczej, to i tak nie pozwolono by jej odejść, chyba że ze związanymi rękoma i nogami. Kobietom, które przejawiały choćby najmniejszą zdolność przenoszenia, Aes Sedai oferowały taki wybór, jaki ma przed sobą jagnię prowadzone na targ.
— Trzy — powiedziała po chwili Faolain. — Cały ten wysiłek i znaleziono trzy. Jedna jest dzikuską. — Naprawdę nie lubiła dzikusek. — Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo pragną znaleźć kolejne nowicjuszki. Te, które: są z nami, nie mogą zostać wyniesione do godności Przyjętej, zanim nie odzyskamy Wieży. To wszystko wina Siuan Sanche, jej i Leane.
Na jej policzku zadrżał mięsień, kiedy zrozumiała, że ta uwaga może być potraktowana jako napaść na byłą Amyrlin i Strażniczkę; szybko ujęła więc Areinę i Nicolę pod ramiona.
— Chodźcie ze mną. Posłuszna jestem rozkazom, zgodnie z którymi musicie zostać poddane próbom, a więc będziecie poddane, niezależnie ad tego, czy jest to zwykła strata czasu czy nie.
— Paskudna kobieta — wymamrotała Min, patrząc spode łba za Faolain, kiedy tamta prowadziła dwie kobiety przez wspólną salę. — Gdyby była na świecie sprawiedliwość, czekałaby ją naprawdę nieprzyjemna przyszłość.
Nynaeve chciała zapytać, co Min zobaczyła w wizji dotyczącej kędzierzawej Przyjętej — były setki pytań. które chciała zadać tamtej — ale Thom oraz pozostali dwaj mężczyźni trwali nieruchomo przed nią i Elayne; Juilin i Uno stali po bokach w taki sposób, że wszyscy trzej mogli kontrolować wzrokiem całą salę. Birgitte odprowadziła Jarila i Seve’a do ich matki, a potem odeszła z nią na bok. Min również domyślała się, o co chodzi mężczyznom, łatwo to było wywnioskować z jej ponurej miny; chciała coś powiedzieć, ale na koniec ona również wzruszyła ramionami i przyłączyła się do Birgitte.
Twarz Thoma nie zdradzała niczego, równie dobrze można było się spodziewać, że zacznie rozmawiać o pogodzie lub zapyta, co będzie na kolację, lub powie coś równie nieistotnego.
— To miejsce pełne jest niebezpiecznych głupców i marzycieli. Sądzą, że potrafią usunąć Elaidę. Ta dlatego Gareth Bryne jest tutaj. Aby sformować dla nich armię.
Uśmiech Juilina niemalże sięgnął od ucha do ucha.
— To nie są głupcy. To szalone kobiety i szaleni mężczyźni. Nie dbam, czy Elaida była przy tym, gdy Logain narodził się jako fałszywy Smok. One są szalone, jeśli sądzą, że mogą, znajdując się tutaj, obalić Amyrlin zasiadającą w Białej Wieży. W ciągu miesiąca być może uda nam się dotrzeć do Cairhien.
— Ragan wybrał już konie, które moglibyśmy pożyczyć. — Uno również się uśmiechał, ale jego uśmiech boleśnie wręcz nie pasował do płonącego na przepasce oka. — Straże rozstawiono w taki sposób, by zwracały uwagę na przyjeżdżających, nie na wyjeżdżających. Możemy zgubić ich w lesie. Wkrótce zapadnie zmrok. Nigdy nas nie znajdą.
Kobiety z pierścieniami Wielkiego Węża spotkane nad rzeką miały niebagatelny wpływ na jego język. Chociaż kiedy nie było ich w pobliżu, wracał do dawnego sposobu wysławiania się.
Nynaeve spojrzała na Elayne, która nieznacznie pokręciła głową. Elayne gotowa była poświęcić wszystko, by zastać Aes Sedai. A ona sama? Niewielkie były szanse, że zdołają zdobyć poparcie dla Randa u tych, które już postanowiły go sobie podporządkować. W istocie — żadnej szansy, trzeba myśleć realistycznie. A jednak... A jednak to tutaj Uzdrawiano. Niczego się na ten temat nie nauczy w Cairhien, tutaj wszak... Nie dalej jak dziesięć kroków od niej siedziała Therva Maresis, szczupła Żółta siostra z długim nosem i swoim piórem metodycznie zaznaczała kolejne pozycje na pergaminie. Łysy Strażnik z czarną brodą, który stał przy drzwiach, omawiając jakieś sprawy z Nisao Dachen, górował nad nią o dobrą głowę, chociaż był średniego wzrostu; natomiast Dagdara Finchey, o ramionach równie szerokich jak u większości mężczyzn obecnych w pomieszczeniu, na dodatek wyższa od nich, żywo przemawiała do grupy nowicjuszek, skupionych przed frontem jednego z wygasłych kominków, wysyłając jedną po drugiej z jakimiś zleceniami. Nisao i Dagdara należały również do Żółtych Ajah; powiadano, że Dagdara, z siwiejącymi włosami, które u Aes Sedai oznaczały podeszły już. wiek, wiedziała więcej o Uzdrawianiu niźli którakolwiek z pozostałych. Gdyby Nynaeve zdecydowała się pojechać do Randa, zapewne i tak na nic by się mu nie przydała. Patrzyłaby tylko, jak pogrąża się w szaleństwie. Jeśli natomiast dokona znaczących postępów w sztuce Uzdrawiania, to być może znajdzie jakiś sposób, by odsunąć odeń ten los. Zbyt wiele było przypadków, które Aes Sedai tak szybko określały jako beznadziejne i pozostawiały własnemu losowi, aby mogło jej to odpowiadać.
Wszystkie te myśli przemknęły przez jej głowę, gdy spojrzała przelotnie na Elayne, po czym odwróciła się do mężczyzn.
— Zostajemy tutaj. Uno, jeśli ty i pozostali chcecie jechać do Randa, macie wolną rękę. Obawiam się, że już nie posiadam pieniędzy, którymi mogłabym was wspomóc. — Złoto, które zabrały im Aes Sedai, istotnie było potrzebne, tak jak twierdziły, ale nie potrafiła bez mrugnięcia nie przypomnieć sobie kilku srebrnych monet w sakiewce. Ci ludzie pojechali za nią — i rzecz jasna za Elayne — niekoniecznie z właściwych powodów, ale to w niczym nie umniejszało jej zobowiązań względem nich. Byli lojalni tylko wobec Randa i nie mieli żadnych powodów, by włączać się w walkę o Białą Wieżę. Zerknęła na złoconą kasetkę i dodała z wahaniem: — Ale mogę dać wam coś, co sprzedacie po drodze.
— Musisz wyjechać, Thom — dodała Elayne. — I ty też, Juilin. Nie ma sensu zostawać. Nie potrzebujemy was już dłużej, a Rand z pewnością tak.
Próbowała wcisnąć kasetkę z klejnotami w ręce Thoma, ale on za nic nie chciał jej przyjąć.
Trzej mężczyźni wymienili spojrzenia, w tak charakterystyczny dla siebie, irytujący sposób, Uno posunął się nawet do tego, by przewrócić jedynym okiem. Nynaeve wydało się, że Juilin mruczy coś pod nosem o tym, że mówił, iż kobiety są uparte.
— Być może za kilka dni — oznajmił Thom.
— Za kilka dni — zgodził się Juilin.
Uno pokiwał głową.
— Przyda nam się kilka dni odpoczynku, jeśli mamy uciekać przed Strażnikami przez pół drogi do Cairhien.
Nynaeve obdarzyła ich nic nie mówiącym spojrzeniem i z rozmysłem szarpnęła za warkocz. Elayne uniosła w górę podbródek, ale tak wysoko, jak to się jej jeszcze nigdy dotąd nie zdarzyło, w błękitnych oczach zastygła taka wyniosłość, że mogłaby skruszyć lód. Thom i pozostali z pewnością nauczyli się już rozszyfrowywać te oznaki; nie wolno było im pozwolić na ciągnięcie dalej tych bzdur.
— Jeżeli sądzicie, że dalej obowiązują was rozkazy Randa al’Thora, by nas pilnować... — zaczęła lodowatym tonem Elayne, a Nynaeve weszła jej w słowo z wielkim zaangażowaniem: — Obiecaliście, że będziecie postępować tak, jak wam powiem, i mam zamiar popatrzeć...
— Nie o to chodzi — przerwał im Thom, krzywym palcem wyciągając z włosów Elayne źdźbło słomy. — Zupełnie nie o to chodzi. Czy stary, kulejący mężczyzna nie może zaznać trochę wytchnienia?
— Co prawda — dodał Juilin — ja zostaję dlatego, że Thom winien mi jest. pieniądze. Przegrał w kości.
— Czy spodziewacie się, że ukradzenie Strażnikom dwudziestu koni jest łatwe niczym wypadnięcie z łóżka? — jęknął Uno. Najwyraźniej zapomniał, że przed chwilą właśnie to proponował.
Elayne tylko patrzyła na nich, nie mogąc wykrztusić słowa, Nynaeve miała podobne kłopoty. Jak nisko upadli. Wystarczy tupnąć na nich nogą. Problem polegał na tym, że sama była niepewna, czego właściwie chce. Postanowiła, że ich odeśle. Powinna tak zrobić i to nie tylko dlatego, by nie widzieli, jak się płaszczy, kłania na lewo i prawo. Wcale nie o to chodziło. A jednak... ponieważ w Salidarze nic nie było tak, jak się tego spodziewała, musiała przyznać, jakkolwiek niechętnie, że byłoby... wygodnie... wiedzieć, że ona i Elayne mają jeszcze kogoś prócz Birgitte, na kim mogą polegać. Rzecz jasna, nie miała zamiaru przyjmować propozycji ucieczki — jeżeli tak należałoby ją określić — to było nie do pomyślenia w żadnych okolicznościach. Ich obecność będzie zwyczajnie... uspokajająca. Z pewnością nie miała zamiaru dać im tego do zrozumienia. A ponieważ i tak mają zamiar odjechać, nie powie im tego niezależnie od tego, co mieliby sobie pomyśleć. A Randowi przydadzą się bardziej, tutaj zaś będą tylko zawadą. Chyba że...
Nie malowane drzwi otworzyły się i ukazała się w nich Siuan, za którą maszerowała Leane. Popatrzyły na siebie chłodno, a potem Leane parsknęła i zaskakująco kołyszącym krokiem przeszła obok Croia i Avara, znikając w korytarzu wiodącym do kuchni. Nynaeve leciutko zmarszczyła brwi. Wśród tego lodowatego pożegnania dwóch kobiet mignęło jej coś, co omalże umknęło uwagi, mimo iż działo się wszystko tuż przed jej oczyma...
Siuan ruszyła w jej stronę, po czym nagle zatrzymała się, z jej twarzy zniknął wszelki wyraz. Ktoś jeszcze przyłączył się da ich towarzystwa.
Gareth Bryne w podziurawionym napierśniku nałożonym na prosty kaftan w kolorze byczej skóry, z rękawicami o metalowych grzbietach wetkniętymi za pas, promieniował władczą atmosferą. Mocno pokryte siwizną włosy i głęboko poryta zmarszczkami twarz nadawały mu wygląd człowieka, który widział już wszystko, wszystko przeżył; człowieka, który wszystko przetrzyma.
Elayne uśmiechnęła się i łaskawie skinęła głową. Dalekie echo jej zdumionych spojrzeń, kiedy po raz pierwszy po przyjeździe do Salidaru rozpoznała go z drugiej strony ulicy.
— Nie mogę powiedzieć, abym tak całkowicie była zadowolona z twojego widoku, lordzie. Gareth. Słyszałam o jakichś nieporozumieniach między tobą a matką, pewna jednak jestem, że mogą one zostać załagodzone. Zdajesz sobie sprawę, że matka czasami zachowuje się nazbyt pochopnie. Bez wątpienia pośle po ciebie i zaproponuje odpowiednie stanowisko w Caemlyn.
— Co minęło, nie wróci, Elayne. — Nie zwracając uwagi na jej zdumienie, a Nynaeve wątpiła, by ktokolwiek, kto zdawałby sobie sprawę ze statusu Elayne, potrafiłby odnieść się do niej równie szorstko i lakonicznie, zwrócił się do Uno: — Myślałeś o tym, co ci mówiłem? Shienaranie stanowią najlepszą ciężką konnicę w świecie, a ja dysponuję rekrutami, którzy w sam raz nadawaliby się do odpowiedniego szkolenia.
Uno zmarszczył brwi, spojrzenie jedynego oka prześlizgnęło się po Elayne i Nynaeve. Powoli pokiwał głową.
— Nie mam nic lepszego do roboty. Zapytam pozostałych.
Bryne poklepał go po ramieniu.
— Znakomicie. A teraz ty, Thomie Merrilinie. — Na widok zbliżającego się Bryne’a, Thom odwrócił się do niego bokiem i podkręcając wąsa, wbił wzrok w podłogę, jakby chciał ukryć twarz. Teraz jednak odpowiedział mu spojrzeniem równie chłodnym.
— Znałem niegdyś człowieka, który nazywał się identycznie jak ty — ciągnął Bryne. — Bardzo utalentowany gracz... szczególnego rodzaju gry.
— Znałem kiedyś człowieka, który wyglądał tak jak ty — odparował Thom. — Bardzo się starał, bym trafił do lochu. Przypuszczam, że z chęcią obciąłby mi głowę, gdybym tylko wpadł w jego ręce.
— Minęło jednak odtąd wiele czasu, czyż nie? Mężczyźni czasami robią osobliwe rzeczy dla kobiety. — Bryne zerknął na Siuan i pokręcił głową. — Czy przyłączysz się do mnie podczas gry w kamienie, panie Merrilin? Czasami przekonuję się, że tęsknię za człowiekiem, który potrafiłby dobrze grać w tę grę, w taki sposób, jak czynią to w dobrym towarzystwie.
Krzaczaste siwe brwi Thoma zmarszczyły się w gniewnym zamyśle, jednak nie spuszczał nawet na moment wzroku z Bryne’a.
— Mogę rozegrać partię lub dwie — odrzekł na koniec — ale najpierw muszę znać stawkę. Zapewne zdajesz sobie sprawę, że nie mam zamiaru spędzić reszty życia, grając z tobą w kamienie. Nie lubię zbyt długo przebywać w jednym miejscu. Czasami swędzą mnie stopy.
— Lepiej, żeby nie swędziały cię w samym środku kluczowej rozgrywki — sucho uciął Bryne. — Wy dwaj pójdziecie ze mną. I nie oczekujcie, że będziecie się wylegiwać. Wszystko tutaj właściwie winno być zrobione już na wczoraj, wyjąwszy te rzeczy, które miały być gotowe na zeszły tydzień.
Przerwał i ponownie spojrzał na Siuan.
— Dzisiaj moje koszule były tylko w połowie doprane.
Powiedziawszy to, odszedł, prowadząc ze sobą Thoma i Uno. Siuan patrzyła za nim, a potem spojrzała spod zmarszczonych brwi na Min, ta z kolei skrzywiła się i zniknęła w ślad za Leane.
Nynaeve nic nie zrozumiała z tej ostatniej wymiany zdań i spojrzeń. Ani też bezczelności tych mężczyzn, którzy uważali, że mogą spokojnie rozmawiać nad jej głową — czy też przed jej nosem, wszystko jedno — mimo iż ona nie rozumiała z ich wypowiedzi ani słowa. W każdym razie dość przejmowania się nimi.
— Dobrze, że nie znalazł żadnego zajęcia dla łowcy złodziei — powiedział Juilin, popatrując spode łba na Siuan i najwyraźniej nie potrafiąc się znaleźć w jej obecności. Jeszcze nie przetrawił wstrząsu, jaki przeżył, gdy poznał jej imię; Nynaeve nie miała pewności, czy uwierzył w to, iż została ujarzmiona i nie jest już dłużej Zasiadającą na Tronie Amyrlin. Z pewnością jednak na sam jej widok zaczynał przestępować z nogi na nogę. — Dzięki temu mogę gdzieś spokojnie usiąść i porozmawiać. Widziałem mnóstwo ludzi, którzy sprawiali wrażenie, jakby byli gotowi wychylić kufel piwa.
— Muszę stwierdzić, że zignorował mnie — z niedowierzaniem oznajmiła Elayne. — Nie dbam o nieporozumienia, jakie zaszły między nim a matką, ale nie miał prawa... Cóż, lordem Garethem Bryne’em zajmę się później. Teraz muszę porozmawiać z Min, Nynaeve.
Nynaeve chciała również pójść za nią w kierunku wiodącego do kuchni korytarza — Min z pewnością udzieli im bezpośrednich odpowiedzi na wszystkie pytania — jednak Siuan pochwyciła jej ramię w żelazny uścisk.
Ta Siuan Sanche, która pokornie chyliła głowę przed Aes Sedai, gdzieś zniknęła. Tutaj żadna już nie nosiła szala. Nie podniosła nawet głosu, nie musiała. Zmierzyła Juilina takim wzrokiem, że omal nie wyskoczył z siebie.
— Lepiej uważaj, jakie pytania będziesz zadawał, łowco złodziei, możesz bowiem zostać wypatroszony i sprzedany. — Spojrzenie chłodnych błękitnych oczu skierowało się na Birgitte i Marigan. Usta tej drugiej skrzywiły się, jakby posmakowała czegoś paskudnego, Birgitte natomiast zamrugała. — Wy dwie odszukacie Przyjętą o imieniu Theodorin i poprosicie, by znalazła wam miejsce do spania na dzisiejszą noc. Te dzieci od dawna już powinny znajdować się w łóżkach, takie przynajmniej sprawiają wrażenie. No, co jest? Ruszajcie!
Zanim którakolwiek zdążyła dać choćby krok — Birgitte wstała równie szybko jak Marigan, może nawet szybciej — z powrotem odwróciła się ku Nynaeve.
— A do ciebie mam kilka pytań. Powiedziano ci, byś ze mną współpracowała, proponuję więc byś zastosowała się do poleceń, jeśli rozumiesz, co dla ciebie dobre.
Nynaeve czuła się tak, jakby ogarnęło ją tchnienie huraganu. Zanim zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, Siuan już pędziła ją po rozklekotanych schodach o poręczach zbitych z nie malowanego drewna, potem po nie wygładzonych deskach podłogi korytarza, wreszcie dotarły do maleńkiego pokoiku z dwoma wąskimi łóżkami wbudowanymi w ściany, jedno nad drugim. Siuan zajęła jedyny w pomieszczeniu stołek, gestem nakazując Nynaeve usiąść na dolnym łóżku. Nynaeve wolała jednak stać, choćby po to tylko, by pokazać, iż nie da sobą dowolnie kierować. Poza wymienionymi sprzętami w izbie znajdowało się niewiele więcej rzeczy. Na umywalni, podpartej cegłą z braku jednej z nóg, mieściła się miednica i wyszczerbiony dzban. Kilka sukni wisiało na kołkach, w jednym zaś z rogów zwinięty leżał chyba siennik. Nynaeve zrozumiała, że w ciągu jednego dnia jej pozycja wprawdzie spadła wyraźnie, niemniej sytuacja Siuan była jeszcze gorsza. Nie przypuszczała jednak, by miała mieć z nią zbyt wiele kłopotów. Nawet jeśli tamta wciąż miała to samo spojrzenie.
Siuan parsknęła.
— Rozgość się, dziewczyno. Ten pierścień nie wymaga przenoszenia?
— Nie. Słyszałaś, jak mówiłam Sheriam...
— Każdy może go używać? Kobieta, która nie potrafi przenosić? Mężczyzna?
— Być może również mężczyzna. — Ter’angreale nie wymagające użycia mocy zazwyczaj działały zarówno w rękach mężczyzny, jak i kobiety. — Na pewno wszystkie kobiety.
— A więc nauczysz mnie, jak się nim posługiwać.
Nynaeve uniosła brwi. Dzięki temu może uda jej się uzyskać to, czego chciała. A jeżeli nie, to istniał jeszcze inny sposób. Może się uda.
— Czy one o tym wiedzą? Cała rozmowa dotyczyła pokazania im, jak on działa. Nikt nie wspominał o tobie.
— Nie wiedzą. — Siuan w najmniejszej mierze nie wyglądała na poruszoną. Uśmiechnęła się nawet i nie był to miły uśmiech. — I nie dowiedzą się. Chyba żeby miały równocześnie dowiedzieć się, że ty i Elayne udawałyście pełne siostry po opuszczeniu Tar Valon. Moiraine może puści to płazem Egwene... jeżeli ona również tak postępowała... ale Sheriam, Carlinya..? Sprawią, że będziecie kwiczeć niczym zarzynane wieprze, zanim z wami skończą. Na długo przedtem, zanim z wami skończą.
— To nie ma sensu. — Nynaeve nagle zdała sobie sprawę, że siedzi na krawędzi łóżka. Nie pamiętała nawet, kiedy usiadła. Thom i Juilin będą trzymali języki za zębami. Nikt więcej nie wie. Musi porozmawiać z Elayne. — Nie udawałyśmy nikogo takiego.
— Nie okłamuj mnie, dziewczyno. Jeżeli potrzebne byłoby jakiekolwiek potwierdzenie, to dostarczają go twoje oczy. Ściska cię trochę w żołądku, nieprawdaż?
Bez wątpienia tak było.
— Oczywiście, że nie. Jeżeli nauczę cię czegokolwiek, to tylko dlatego, że będę tego chciała. — Nie może pozwolić, by ta kobieta zastraszyła ją. Ostatni okruch litości rozwiał się w nicość. — Jeżeli miałabym cię uczyć, chcę czegoś w zamian. Możliwości prowadzenia badań nad tobą i Leane. Chcę się dowiedzieć, jak można Uzdrowić ujarzmienie.
— Nie można — powiedziała sucho Siuan. — Teraz...
— Wszystko prócz śmierci powinno dać się Uzdrowić.
— „Powinno” nie oznacza „da się”, dziewczyno. Leane i mnie obiecano, że zostaniemy pozostawione w spokoju. Porozmawiaj z Faolain lub Emarą, jeśli chcesz wiedzieć, co się dzieje z tymi, które nam się naprzykrzają. One nie były pierwsze i nie zachowywały się najgorzej, z pewnością jednak najdłużej krzyczały.
Inny sposób. Bliska paniki wyłowiła ze swej pamięci jedną myśl. Jeśli tylko to prawda. Jedno spojrzenie.
— A co powie Sheriam, gdy dowie się, że ty i Leane wbrew pozorom wcale nie jesteście w każdej chwili gotowe powyrywać sobie wszystkich włosów z głowy? — Siuan patrzyła na nią w milczeniu. — One sądzą, że stałaś się uległa, nieprawdaż? Im bardziej szczekasz na wszystkich, którzy nie potrafią ci się odszczekiwać, tym bardziej ufnie traktują to jako dowód, że będziesz posłusznie biegać z każdym rozkazem, gdy tylko któraś z Aes Sedai odkaszlnie. Czy odrobina płaszczenia się i uniżoności sprawiły, że zapomniały, iż wy dwie. pracowałyście ręka w rękę przez lata? Czy też udało ci się je przekonać, że ujarzmienie zmieniło w tobie wszystko, nie tylko oblicze? Kiedy odkryją, że za ich plecami realizujecie własne plany, że manipulujecie nimi, zakwiczysz głośniej niźli jakikolwiek wieprz. Niezależnie od tego, do czego właściwie zmierzasz.
Siuan nawet nie mrugnęła. Najwyraźniej nie miała zamiaru pozwolić, by utrata panowania nad sobą potwierdziła rzucone podejrzenia. Jednak było w tym coś więcej niż tylko ulotne wrażenie; Nynaeve nie miała teraz wątpliwości.
— Chcę mieć możliwość badania ciebie... i Leane... kiedy tylko zapragnę. Oraz Logaina. — Być może na jego przypadku również się czegoś nauczy. Mężczyźni są inni; to będzie jak spoglądanie na ten sam problem pod innym kątem. Oczywiście nie miała zamiaru Uzdrawiać go, nawet gdyby dowiedziała się, jak to zrobić. Rand musiał przenosić. Jednak spuszczenie na świat drugiego mężczyzny zdolnego radzić sobie z Mocą, to była zupełnie inna sprawa. — Jeśli nie, wówczas możesz zapomnieć o pierścieniu i Tel’aran’rhiod.
Czego Siuan mogła tam szukać? Być może chodziło jej o powrót do dziedziny, która przynajmniej miała jakiś, choćby pozorny, związek z Aes Sedai. Nynaeve zdecydowanie zdławiła chwilowy odruch współczucia.
— A jeśli poczynisz jeszcze jakieś uwagi o tym, że udawałyśmy Aes Sedai, wówczas nie będę miała innego wyjścia, jak tylko powiedzieć o tobie i Leane. Elayne i ja możemy przechodzić niełatwe chwile, zanim prawda wyjdzie na jaw, natomiast prawdy o tobie i Leane z pewnością nie da się zataić i wtedy będziecie płakać równie długo jak Faolain i Emara razem wzięte.
Cisza przeciągała się. W jaki sposób tamtej udaje się zachować tak lodowaty spokój? Nynaeve zawsze uważała, że ma to coś wspólnego z byciem Aes Sedai. Zaschło jej w ustach, jednak całe ciało spływało potem. Jeżeli się pomyliła, jeśli Siuan zechce poddać się próbie, wówczas wiadomo, kto zapłacze.
Na koniec Siuan wymamrotała:
— Mam nadzieję, że Moiraine udało się uczynić kręgosłup Egwene bardziej giętkim niźli twój. — Nynaeve nie zrozumiała, ale nie miała czasu, by się zastanowić nad tymi słowami. W następnej chwili druga kobieta pochyliła się ku niej, wyciągając dłonie. — Ty dochowasz mojego sekretu, ja nie zdradzę waszego. Naucz mnie posługiwać się pierścieniem, a będziesz mogła do woli badać ujarzmienie i poskromienie.
Nynaeve ledwie udało się stłumić westchnienie ulgi, uścisnęła zaoferowaną dłoń. Dokonała tego. Po raz pierwszy od nie wiadomo jak długiego czasu ktoś usiłował ją zastraszyć i nie powiodło mu się. Czuła się omalże gotowa do stawienia czoła Moghedien. No, prawie.
Elayne dogoniła Min tuż przy tylnych drzwiach gospody i wyszła za nią. Min niosła pod pachą zawiniątko, na które składały się dwie lub trzy białe koszule. Słońce dotykało już wierzchołków drzew, w jego gasnących promieniach podwórze stajni nabrało poloru dawno nie sprzątanego brudu, na samym środku wyrastał z ziemi potężny pniak, prawdopodobnie pozostałość po wielkim dębie. Kryta strzechą kamienna stajnia nie miała drzwi, przez szeroki otwór dojrzeć można było mężczyzn pracujących w środku i konie w boksach. Ku swemu zaskoczeniu zobaczyła, jak Leane rozmawia w cieniu stajni z jakimś potężnie zbudowanym mężczyzną. Ubrany w mocny skórzany kaftan mógł wyglądać na kowala lub równie dobrze na awanturnika. Jednak najbardziej zaskakująca była postawa Leane, to, jak blisko niego stała, jak pochylała głowę, patrząc na niego. A potem, zanim odwróciła się i odeszła śpiesznie do gospody, naprawdę poklepała go po policzku. Potężny mężczyzna patrzył przez chwilę w ślad za nią, po czym odwrócił się i rozpłynął w cieniu.
— Nie pytaj mnie, o co jej chodzi — zastrzegła się Min. — Dziwnych ludzi widuje się z nią i z Siuan, a wobec niektórych mężczyzn ona... Cóż, sama widziałaś.
Elayne tak naprawdę wcale nie dbała o to, co robi Leane. Ale teraz, gdy była już sam na sam z Min, nie bardzo wiedziała, jak wydobyć z niej potrzebne informacje.
— Czym ty się zajmujesz?
— Praniem — wymamrotała Min, z irytacją mnąc koszule. — Nie potrafię ci powiedzieć, jak przyjemnie czasami jest oglądać Siuan w roli myszy. Ona również nie ma pojęcia, czy orzeł leci po to, by ją zjeść, czy zrobić z niej potulne domowe zwierzątko, ale ma tyleż możliwości wyboru, co sama zostawia innym. Wcale!
Elayne przyśpieszyła kroku, by nadążyć za nią przez podwórze. O cokolwiek jej chodziło, nie był to właściwy wstęp do rozmowy.
— Czy wiesz, co Thom chciał zasugerować? Zostajemy.
— Powiedziałam im, że tak będzie. I nie miało to nic wspólnego z wizją. — Min ponownie zwolniła kroku, kiedy przechodziły między ścianą stajni a rozsypującym się murem i weszły na ciemną ścieżkę wśród splątanego chrustu i zdeptanych roślin. — Po prostu nie potrafiłam sobie wyobrazić, byście zrezygnowały z szansy dalszej nauki. Zawsze tego bardzo pragnęłaś, Nynaeve zresztą również, choćby nie chciała się przyznać. Żałuję, że nie stało się inaczej. Pojechałabym z wami. Przynajmniej...
Wymamrotała coś pod nosem; Elayne uchwyciła tylko wściekłe brzmienie niezrozumiałych słów.
— Te trzy, które sprowadziłyście ze sobą, przysporzą kłopotów, a to już jest wizja.
Wreszcie. To był punkt zaczepienia, którego potrzebowała. Zamiast jednak zadać zamierzone pytania, powiedziała tylko:
— Masz na myśli Marigan, Nicolę i Areinę? Jakich one mogą przysporzyć kłopotów? — Jednak tylko głupiec nie przejmował się wizjami Min.
— Dokładnie rzecz biorąc, to nie mam pojęcia. Pochwyciłam tylko mgnienie aury kątem oka. Kiedy patrzyłam prosto na nie, nie mogłam dostrzec nic, co potrafiłabym zinterpretować. Wiesz przecież, że niewielu otacza przez cały czas aura. Kłopoty. Być może one będą za dużo mówiły. Czy zamierzacie coś takiego, o czym Aes Sedai nie powinny się dowiedzieć?
— Oczywiście że nie — żywo zaprzeczyła Elayne. Min spojrzała na nią z ukosa, a wtedy dodała: — Cóż, w każdym razie nic takiego, co nie byłoby konieczne. W każdym razie one i tak nie mogą nic na ten temat wiedzieć.
Rozmowa zmierzała w niepożądanym kierunku. Wzięła głęboki wdech i zdecydowała się wyłożyć kawę na ławę.
— Min, miałaś wizję dotyczącą Randa i mnie, nieprawdaż? — Przeszła jeszcze dwa kroki, zanim zdała sobie sprawę, że tamta przystanęła.
— Tak — odpowiedziała bardzo ostrożnie.
— Widziałaś, że zakochamy się w sobie.
— Niedokładnie. Widziałam, że to ty zakochasz się w nim. Nie mam pojęcia, co on do ciebie czuje, tylko tyle, że jest w jakiś sposób z tobą związany.
Usta Elayne zacisnęły się w cienką kreskę. To było dokładnie to, czego się spodziewała, ale nie to, co chciałaby usłyszeć.
„Na «chceniu» i «pragnieniu» potykają się stopy, to tylko «jest» czyni ścieżkę prostszą”. To było jedno z powiedzeń Lini. Trzeba brać sytuację taką, jaka jest, a nie taką, jaką chciałoby się, by była.
— I widziałaś też, że jest ktoś jeszcze. Ktoś, z kim będę musiała... go... dzielić.
— Dwie kobiety — odrzekła ochryple Min. — Dwie inne kobiety. I... i ja jestem jedną z nich.
Z ustami otwartymi, by zadać następne pytanie, Elayne zastygła na chwilę, nie potrafiąc wykrztusić słowa.
— Ty? — zdołała w końcu wyjąkać.
Min zjeżyła się.
— Tak, ja! Sądzisz, że ja nie mogę się zakochać? Nie chciałam tego, ale się stało i to wszystko. — Przeszła obok Elayne i ruszyła w dół ścieżki, tym razem jednak tamtej nie śpieszyło się już tak bardzo, by ją dogonić.
To z pewnością wyjaśniało wiele rzeczy. Nerwowość, z jaką Min za każdym razem unikała tego tematu. Hafty na klapach jej kaftana. A ponadto, jeśli wzrok jej nie mylił, Min zaczęła różować sobie policzki.
„I co mam o tym wszystkim myśleć?” — zastanawiała się. Nie potrafiła dojść do ładu ze swymi odczuciami.
— Kim jest trzecia? — zapytała cicho.
— Nie mam pojęcia — równie cicho odpowiedziała Min. — Tylko, że ma wybuchowy charakter. Dzięki Światłości, to nie Nynaeve. — Zaśmiała się słabo. — Przypuszczam, że tego bym nie przeżyła.
Po raz kolejny spojrzała na Elayne z ukosa.
— A co to będzie oznaczać dla nas obu? Lubię cię.. Nigdy nie miałam siostry, czasami jednak czuję się tak, jakbyś ty... Chciałabym pozostać twoją przyjaciółką, Elayne, i nie przestanę cię lubić, niezależnie od tego, co się stanie. Nie potrafię przestać go kochać...
— Nie powiem, żeby szczególnie podobał mi się pomysł dzielenia się mężczyzną — oznajmiła sztywno Elayne. Z pewnością wyraziła to bardzo oględnie.
— Mnie również. Tylko... Elayne, wstydzę się to przyznać, ale wezmę go w taki sposób, w jaki tylko będzie dostępny. A poza tym żadna z nas nie ma wyboru. Światłości, on strzaskał całe moje życie. Na myśl o nim pęka mi głowa. — W głosie Min brzmiały takie tony, jakby już nie wiedziała, czy śmiać się. czy płakać.
Elayne powoli wypuściła powietrze. Nie jest to wina Min. Czy nie lepiej, że to właśnie Min, a nie, powiedzmy, Berelain, lub któraś inna, której nie potrafiłaby znieść?
— Ta’veren — oznajmiła. — On nagina świat wokół siebie. Jesteśmy niby słomki pochwycone przez wodny wir. Ale zdaje mi się, że pamiętam, jak ja i Egwene przyrzekłyśmy sobie, że nigdy żaden mężczyzna nie zniszczy naszej przyjaźni. Jakoś będziemy musiały sobie z tym poradzić, Min. A kiedy dowiemy się, kim jest trzecia... Cóż, z tym też będziemy musiały sobie poradzić. Jakoś.
„Trzecia! Czy to może być naprawdę Berelain? Och, krew i krwawe popioły!”
— Jakoś — cicho powtórzyła Min. — Tymczasem ty i ja tkwimy tutaj złapane w sidła. Wiem, że jest inna, wiem, że nie mogę z tym nic zrobić, ale miałam już dosyć kłopotów, by się pogodzić z wiedzą, że ty, a... kobiety cairhieniańskie nie wszystkie są takie jak Moiraine. Pewnego razu widziałam w Baerlon cairhieniańską szlachciankę. Sądząc z urody, Moiraine przy niej wyglądała niczym Leane, jednak czasem potrafiła powiedzieć rzeczy... tak aluzyjne. A jej aury! Nie przypuszczam, by którykolwiek mężczyzna w całym mieście mógł być bezpieczny sam na sam z nią, chyba żeby był paskudny, kaleki albo najlepiej od razu martwy.
Elayne parsknęła, udało jej się jednak nadać tonowi głosu beztroskie brzmienie..
— Nie przejmuj się tym. Mamy jeszcze jedną siostrę, której nigdy dotąd nie spotkałaś. Aviendha bacznie pilnuje Randa, a poza tym on nie oddala się bardziej niźli na dziesięć kroków od swej ochrony złożonej z Panien Włóczni Aielów. — Cairhieniańska kobieta? Berelain przynajmniej spotkała, wiedziała coś o niej. Nie. Nie powinna rozwodzić się nad tym jak jakaś bezmózga dziewczyna. Dorosła kobieta bierze świat taki, jaki jest i stara się najwięcej przy tym osiągnąć. Kim ona może być?
Wyszły na otwartą przestrzeń naznaczoną kupkami wystygłych popiołów. Wielkie kotły, większość podziurawiona w miejscach, gdzie zeskrobano z nich rdzę, stały oparte o krąg kamiennego muru, ponad który wyrastały ze środka korony drzew. Pomimo cieni kładących się już na placu, z dwu kotłów umieszczonych na ogniu unosiła się para, a trzy nowicjuszki w podkasanych sukniach, ociekając potem, pracowały ciężko przy tarkach do prania wstawionych w balie pełne mydlin.
Elayne spojrzała tylko raz na koszule pod pachą Min i natychmiast objęła saidara.
— Pozwól, że ci przy nich trochę pomogę.
Przenoszenie w celu wykonania przypisanych obowiązków było zabronione — praca fizyczna rozwija charakter, tak powiadały Aes Sedai — ale to nie mogło być tak traktowane. Jeżeli uda jej się wystarczająco szybko zakręcić koszulami w wodzie, nie będą musiały moczyć sobie rąk.
— Opowiedz mi wszystko. Czy Siuan i Leane rzeczywiście tak się zmieniły, jak to z pozoru wygląda? W jaki sposób dotarłyście tutaj? Czy Logain też tu jest? I dlaczego pierzesz koszule jakiemuś mężczyźnie? Wszystko mi opowiedz.
Min zaśmiała się, najwyraźniej zadowolona ze zmiany tematu.
— „Wszystko” zajęłoby cały tydzień. Ale spróbuję. Najpierw pomogłam Siuan i Leane wydostać się z lochów, do których wsadziła je Elaida, a potem...
Wtrącając od czasu do czasu stosowne okrzyki zdumienia, Elayne równocześnie przeniosła Powietrze, aby unieść z ognia jeden z kotłów pełnych wrzącej wody. Ledwie zwróciła uwagę na niedowierzające spojrzenia nowicjuszek; przywykła już do własnej siły, rzadko też przychodziło jej do głowy, że bez zastanowienia wykonuje rzeczy, jakich niektóre Aes Sedai nie potrafiłyby zrobić w ogóle. Kim była ta trzecia kobieta? Lepiej niech Aviendha rzeczywiście bacznie na niego uważa.