Strażnik w szarozielonym płaszczu podszedł do Garetha Bryne, gdy tylko zdążył wjechać na Podróżniku pomiędzy pierwsze kamienne budynki wioski. Bryne rozpoznałby w nim Strażnika już po dwóch krokach danych przez tamtego, nawet gdyby na ulicy nie dojrzał wpatrzonych w niego wszystkich tych twarzy Aes Sedai. Cóż, w imię Światłości, robi tyle Aes Sedai tuż przy granicy z Amadicią? Plotki słyszane w wioskach, które mijali, głosiły, że Ailron zamierza wysunąć roszczenia do tego brzegu rzeki, co oznaczało, iż w istocie stoją za tym Białe Płaszcze. Aes Sedai potrafiły się bronić, ale gdyby Niall wysłał cały legion przez Eldar, wiele z tych kobiet zginęłoby. Chociaż nie potrafił powiedzieć, od jak dawna pień ściętego drzewa poddawany był oddziaływaniom atmosferycznym, dwa miesiące temu w tym miejscu jeszcze rósł las. W cóż też Mara się wplątała? Pewien był, iż tutaj ją odnajdzie; ludzie w wioskach pamiętali trzy śliczne dziewczyny podróżujące razem, w szczególności, że jedna z nich pytała o drogę do miasteczka opuszczonego od czasu Wojny z Białymi Płaszczami.
Strażnik, potężny mężczyzna o kwadratowej twarzy, sądząc po brodzie Illianin, nagle pojawił się na ulicy przed gniadym wałachem Bryne’a i ukłonił się.
— Lord Bryne? Jestem Nuhel Dromand. Jeżeli pozwolisz, to oczekują cię te, z którymi zapewne chciałbyś mówić.
Bryne powoli zsiadł z konia, ściągnął rękawice i zatknął je za pas, jednocześnie przyglądając się mieścinie. Prosty kaftan w kolorze wolej skóry, który obecnie miał na sobie, znacznie lepiej spisywał się w podróży niźli ten szary jedwab towarzyszący jej początkom; tamten wyrzucił. Aes Sedai, Strażnicy i pozostali przyglądali mu się w milczeniu, ale nawet ci, którzy zapewne musieli być służącymi, nie wyglądali na zaskoczonych. A Dromand znał jego imię. Jego oblicze nie było nieznane, podejrzewał jednak, że tu chodzi o coś więcej. Jeżeli Mara była — jeżeli one wszystkie były agentkami Aes Sedai, w najmniejszej mierze nie anulowało to złożonej przez nie przysięgi.
— Prowadź, Nuhelu Gaidin. — Jeżeli nawet Nuhel zaskoczony był, że tak się do niego zwrócił, niczego po sobie nie dał poznać.
Gospoda, do której zaprowadził go Dromand — czy też budynek, który kiedyś pełnił funkcję gospody — wyglądała niczym kwatera główna armii przygotowującej kampanię, wszędzie wokół krzątanina i pośpiech. Oczywiście gdyby Aes Sedai kiedykolwiek dowodziły kampanią. Spostrzegł Serenlę, zanim ona zobaczyła jego, siedziała w kącie w towarzystwie wielkiego mężczyzny, którym zapewne był Dalyn. Kiedy go ujrzała, szczęka opadła jej niemal na stół, potem zamrugała, nie wierząc własnym oczom. Dalyn wyglądał, jakby spał z otwartymi oczyma, wbitymi w przestrzeń. Pozostałe Aes Sedai zdawały się go nie dostrzegać, kiedy za Dromandem wędrował wśród nich, ale Bryne gotów byłby postawić swój dwór i ziemię, że każda z nich widziała dziesięciokrotnie więcej niźli wszyscy razem wgapieni w niego służący. Powinien zawrócić i odjechać, kiedy tylko zrozumiał, kto zamieszkuje tę wioskę.
Zachowywał dalece posuniętą ostrożność, kłaniając się, gdy Strażnik przedstawiał go kolejno wszystkim sześciu siedzącym w pomieszczeniu Aes Sedai — tylko głupiec bywał nieostrożny w otoczeniu Aes Sedai — ale jego myśli krążyły wokół dwu młodych kobiet, stojących pod ścianą obok świeżo wyczyszczonego kominka i wyglądających na przestraszone. Smukła uwodzicielka Domani obdarzyła go uśmiechem, ale tym razem pełnym drżenia raczej niźli zalotności. Mara była również przerażona — do tego stopnia, że niemal wychodziła z siebie, jak łatwo mógł zauważyć — ale te błękitne oczy znów patrzyły nieustraszenie. Ta dziewczyna miała. odwagę, której nie powstydziłby się lew.
— Miło nam, że możemy cię gościć u siebie, lordzie Bryne — powiedziała płomiennowłosa Aes Sedai. Lekko pulchna, z nakrapianymi tęczówkami, była na tyle piękna, by mężczyzna obejrzał się za nią dwa razy, nawet widząc pierścień z Wielkim Wężem na palcu. — Czy powiesz nam, co cię tutaj sprowadza?
— Oczywiście, Sheriam Sedai. — Nuhel stał tuż przy jego boku. Bryne nie miał najmniejszych wątpliwości, że już wszystko wiedzą, a wyraz ich twarzy, kiedy opowiadał swoją historię, tylko potwierdził jego przypuszczenia. Aes Sedai nie pozwalały, by z ich twarzy można było coś wyczytać wbrew ich woli, jednak przynajmniej jedna z nich powinna choćby mrugnąć, gdy wspomniał o przysiędze, gdyby nie wiedziały o niej uprzednio.
— Okropną historię opowiadasz, lordzie Bryne. — Odezwała się ta, której na imię było Anayia; niezależnie od braku śladów upływu lat na twarzy, wyglądała bardziej na żonę dobrze prosperującego farmera niźli na Aes Sedai. — Jednak zaskoczona jestem, że podążałeś aż tak daleko, ścigając wiarołomczynie. — Policzki Mary spłonęły wściekłą czerwienią. — Choć z drugiej strony, to przysięga, jakiej łamać się nie powinno.
— Na nieszczęście — oznajmiła Sheriam — nie możemy jeszcze wydać ich w twoje ręce.
A więc były agentkami Aes Sedai.
— Przysięga tak silna, że łamać jej nie wolno, a wy macie zamiar pozwolić im jej nie dotrzymać?
— Dotrzymają jej — powiedziała Myrelle, zerkając w taki sposób na parę stojącą przy kominku, że obie natychmiast się wyprostowały — a ty możesz przynajmniej po części odzyskać spokój ducha, wiedząc, iż od początku żałowały swej ucieczki. — Tym razem to Amaena poczerwieniała, Mara wyglądała tak, jakby gotowa była gryźć kamienie. — Ale jeszcze nie teraz.
Nie wymieniono żadnych Ajah, przypuszczał jednak, że kobieta o smagłej urodzie była Zieloną, krępa zaś, o okrągłej twarzy, przedstawiona mu jako Morvrin, Brązową. Być może chodziło tu o uśmiech, jakim Myrelle obdarzyła Dromanda, kiedy wprowadził go do wnętrza, Morvrin bowiem otaczała aura kobiety zatopionej w myślach.
— Co prawda, to one nie określiły dokładnie, kiedy mają zamiar ją odsłużyć. A teraz są nam potrzebne.
To było idiotyczne; powinien je przeprosić za to, że przeszkadza i natychmiast opuścić to miejsce. Ale to także nie byłoby mądre. Zanim jeszcze Dromand wyszedł mu na spotkanie, wiedział już, że najpewniej nie ujdzie z życiem z Salidaru. W lesie, wokół miejsca, w którym zostawił swoich ludzi, było najprawdopodobniej pięćdziesięciu Strażników, jeśli nie setka. Joni i pozostali zapewne nie sprzedadzą tanio swej skóry, ale przecież nie ciągnął ich za sobą taki kawał drogi, by teraz ich pozabijano. Ale skoro był takim głupcem, że pozwolił się zwabić parze ślicznych oczu w tę pułapkę, równie dobrze mógł przejść dla nich tę ostatnią milę.
— Podpalenie, kradzież i napaść, Aes Sedai. Takie były ich przestępstwa. Zostały osądzone, skazane i zaprzysiężone. Ale nie protestuję, zaczekam, aż wy z nimi skończycie. Mara może służyć mi jako mój pies myśliwski w chwilach, gdy nie będzie wam potrzebna. Odnotuję godziny, podczas których pracowała dla mnie, a potem odejmę je od całkowitego czasu służby.
Mara otworzyła usta z wściekłości, ale niemalże jakby wiedząc, że zechce zaraz coś powiedzieć, spojrzenie sześciu par oczu Aes Sedai równocześnie wbiło się w nią. Zgarbiła ramiona, zamknęła usta, aż zgrzytnęły szczęki, a potem spojrzała na niego płonącym wzrokiem, dłonie wspierając na biodrach. Należało się cieszyć, że nie ma noża w ręku.
Myrelle zdawała się prawie do łez rozbawiona całą sytuacją.
— Lepiej wybierz tę drugą, lordzie Bryne. Wnosząc ze sposobu, w jaki na ciebie patrzy, zapewne przekonasz się, że jest bardziej... sympatyczna.
Na poły oczekiwał, że Amaena z kolei obleje się szkarłatem, ale tak się nie stało. I patrzyła na niego, jakby szacując go. Wymieniła nawet uśmiechy z Myrelle. Cóż, była mimo wszystko Domani i teraz w znacznie większym stopniu niźli wówczas, gdy zobaczył ją po raz pierwszy.
Carlinya, na tyle chłodna w obejściu, że pozostałe wyglądały przy niej ciepło, pochyliła się naprzód. Nie był do niej przekonany, do niej i wielkookiej kobiety o imieniu Beonin. Nie wiedział jednak, dlaczego. Wyjąwszy odczucie, że tutaj rozgrywa się Gra Domów, uznałby, iż w obu z daleka można wyczuć gorejącą ambicję. Być może właśnie o to chodziło.
— Powinieneś być świadom — powiedziała zimno Carlinya — że kobieta, którą znasz jako Marę, to w rzeczywistości Siuan Sanche, uprzednio Zasiadająca na Tronie Amyrlin. Amaena zaś to tak naprawdę Leane Sharif, jej Opiekunka Kronik.
Potrafił się opanować tylko na tyle, by nie gapić się niczym wiejski głupek. Teraz, kiedy już wiedział, mógł dojrzeć w twarzy Mary — Siuan — rysy tej, która ongiś zmusiła go, by się ukorzył.
— Jak? — wykrztusił. W istocie, potrafił tylko tyle powiedzieć.
— Są takie rzeczy, o których mężczyźni nie powinni wiedzieć — chłodno odparowała Sheriam — a także i większość kobiet.
Mara — nie, równie dobrze mógł ją nazywać właściwym imieniem — Siuan została ujarzmiona. Tego był pewien. To musiało mieć coś wspólnego z ujarzmieniem. Jeżeli ta Domani o łabędziej szyi była Opiekunką, gotów był się założyć, że ją również ujarzmiono. Ale rozmowa na ten temat w obecności Aes Sedai była najlepszym chyba sposobem sprawdzenia, do jakiego stopnia jest się mężnym. Poza tym, kiedy już zaczynały się zachowywać tajemniczo, można było być pewnym, że nie uzyska się od nich prostej odpowiedzi nawet na pytanie, czy niebo jest błękitne.
Naprawdę były bardzo dobre, te Aes Sedai. Ukołysały go, a potem uderzyły mocno, kiedy przestał już się strzec. Zaczynał mieć mdlące poczucie, że już wie, po co go zmiękczają. Ciekawe, czy ma rację.
— To w niczym nie zmienia przysięgi, którą złożyły. Nawet gdyby wciąż były Amyrlin i Opiekunką, musiałyby dotrzymać swej przysięgi zgodnie z każdym prawem, również panującym w Tar Valon.
— Ponieważ nie masz żadnych obiekcji przed zostaniem tutaj — powiedziała Sheriam.— możesz mieć Siuan jako osobistą służącą w czasie, gdy my nie będziemy jej potrzebować. To odnosi się do wszystkich trzech, jeśli tego sobie zażyczysz, włączywszy w to Min, którą zapewne znałeś przez cały ten czas pod imieniem Serenla.
Z jakiegoś powodu to zdawało się irytować Siuan w takim samym stopniu, jak wszystko co o niej dotąd powiedziano; mruczała coś pod nosem, na tyle jednak cicho, że nie mógł nic usłyszeć.
— A ponieważ nie masz żadnych obiekcji, lordzie Bryne, na czas, kiedy z nami pozostaniesz, możesz również oddać nam określone przysługi.
— Wdzięczność Aes Sedai nie jest czymś nieznaczącym — dodała Morvrin.
— Służąc nam, pozostaniesz w służbie Światłości i sprawiedliwości — te słowa wyrzekła Carlinya.
Beonin kiwnęła głową i przemówiła bardzo poważnym tonem:
— Służyłeś wiernie Morgase i Andorowi. Służ tak i nam, a na koniec na pewno nie czeka cię wygnanie. Nic, o co cię prosimy, nie będzie sprzeczne z twym poczuciem honoru. Nie poprosimy też o nic, co mogłoby zaszkodzić Andorowi.
Bryne skrzywił się. Był już w Grze, w porządku. Czasami myślał, że Aes Sedai musiały wynaleźć Daes Dae’mar; zdawały się zdolne grać w nią nawet przez sen. Bitwy były z pewnością bardziej krwawe, ale były też i bardziej uczciwe. Jeżeli mają zamiar traktować go jak marionetkę na sznurkach — a w taki czy inny sposób i tak do tego doprowadzą — nadszedł czas, by pokazać im, że nie jest pozbawioną mózgu kukiełką.
— W Białej Wieży nastąpił rozłam — powiedział obojętnym tonem. Oczy Aes Sedai rozszerzyły się, ale nie dał im szansy, by przemówiły. — Ajah podzieliły się. To jest jedyna możliwa przyczyna waszego pobytu tutaj. Z pewnością nie potrzebujecie jednego czy dwu dodatkowych mieczy — spojrzał na Dromanda i w odpowiedzi otrzymał skinienie głową — a więc jedyną służbą, jakiej ode mnie mogłybyście pragnąć, jest dowodzenie armią. Stworzenie jej, pierwej, chyba że są jeszcze inne obozy znacznie. liczniejsze niźli ten, który tutaj widziałem. A to znaczy z kolei, iż chcecie wystąpić przeciwko Elaidzie.
Sheriam wyglądała na zirytowaną, Anayia na zmartwioną, Carlinya zaś najwyraźniej przez cały czas próbowała dojść do głosu, on jednak ciągnął dalej. Niech słuchają, spodziewał się, że w nadchodzących miesiącach będzie jeszcze miał dość słuchania ich.
— Bardzo dobrze. Nigdy nie lubiłem Elaidy, nie potrafiłbym uwierzyć, że byłaby dobrą Amyrlin. A co ważniejsze, mogę stworzyć armię, która zdobędzie Tar Valon. Jak same doskonale wiecie, będzie to operacja długotrwała i krwawa.
— Ale oto moje warunki. — Słysząc to, wszystkie kobiety zesztywniały, nawet Siuan i Leane. Mężczyźni nie stawiali warunków Aes Sedai. — Po pierwsze, ja dowodzę. Wy mówicie mi, co mam zrobić, ale ja decyduję w jaki sposób. Wy rozkazujecie mi, a ja, nie wy, rozkazuję żołnierzom pozostającym pod moją komendą.
Kilka aż otworzyło usta, najpierw Carlinya i Beonin, on jednak kontynuował.
— Ja rekrutuję ludzi, ja ich awansuję i ja ich karzę. Nie wy. Po drugie, jeżeli powiem wam, że czegoś nie sposób dokonać, weźmiecie moje słowa pod rozwagę. Nie proszę, byście dzieliły się ze mną swoją władzą — niewielka szansa, by się na to zgodziły — ale nie mam zamiaru marnować ludzi tylko dlatego, że wy nie pojmujecie wojny. — To zapewne może się zdarzyć, ale jeśli będzie miał szczęście, to nie więcej niż raz. — Po trzecie, jeżeli już zaczniecie tę całą sprawę, nie porzucicie jej w połowie. Przyłączając się do was, wkładam głowę w pętlę, podobnie jak każdy mężczyzna, który pójdzie za mną, a jeśli wy zdecydujecie, powiedzmy za pół roku od tej chwili, że Elaida jako Amyrlin lepsza jest od wojny, zaciśniecie tę pętlę na naszych karkach, a przynajmniej na karkach tych, których będzie można złapać. Narody mogą trzymać się z dala od wojny domowej w Wieży, ale gdy nas porzucicie, nie pozwolą nam żyć. Elaida już tego dopilnuje. Jeżeli nie zgodzicie się na te warunki, doprawdy nie wyobrażam sobie, jak mógłbym wam służyć. Niezależnie od tego, czy zwiążecie mnie Mocą, aby obecny tutaj Dromand podciął mi gardło, czy też skończę oskarżony i powieszony, i tak czeka mnie śmierć.
Żadna z. Aes Sedai nie odezwała się. Przez dłuższą chwilę patrzyły na niego, dopóki swędzenie między łopatkami nie skłoniło go do zastanowienia się, czy Nuhel przypadkiem nie gotuje się do wbicia mu sztyletu w plecy. Potem Sheriam powstała, a pozostałe podeszły za nią do okna. Z miejsca gdzie stał, widział ich poruszające się usta, ale nic nie słyszał. Jeżeli chciały skryć swą naradę za barierą Jedynej Mocy, proszę bardzo. Nie był pewien, ile z tego, co zamierzał, może na nich wymusić. Wszystko, jeżeli zachowają zdrowy rozsądek, ale to Aes Sedai zdecydują, czy te przedziwne żądania są rozsądne. Cokolwiek postanowią, będzie musiał przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zastawił na samego siebie doprawdy idealną pułapkę.
Leane spojrzała na niego i uśmiechnęła się w sposób, który mówił jednoznacznie, że nigdy nie dowie się, ile stracił; pomyślał, że to dopiero byłby świetny pościg, z nim prowadzonym za nos. Kobiety Domani nigdy nie obiecywały nawet połowy tego, co ci się wydawało, a dawały tylko tyle, ile chciały, zmieniając swe decyzje w mgnieniu oka.
Przynęta w tej pułapce popatrzyła nań oczyma zupełnie pozbawionymi wyrazu, potem przeszła przez izbę i stanęła tak blisko, że musiała zadrzeć głowę. Przemówiła cichym, przepełnionym wściekłością głosem:
— Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego jechałeś za nami? Dla stodoły?
— Dla przysięgi. — Dla pary błękitnych oczu. Siuan Sanche nie mogła być młodsza od niego o więcej niż dziesięć lat, ale naprawdę trudno mu było o tym pamiętać, gdy patrzył w twarz przynajmniej trzydzieści lat młodszą. Oczy jednak zostały te same, ciemnoniebieskie i twarde. — Dla przysięgi, którą mi dałaś i którą złamałaś. Powinienem za to podwoić czas twej służby.
Umknęła wzrokiem, potem zaplotła ramiona na piersiach i jęknęła.
— One już o to zadbały.
— Masz na myśli karę za krzywoprzysięstwo? Jeżeli od tego boli cię dolna część ciała to i tak się nie liczy, dopóki nie będzie to moje dzieło.
Chichot Dromanda był co najmniej zgorszony — tamten wciąż jeszcze nie potrafił przejść do porządku nad tym, co się stało z Siuan; Bryne nie był zresztą pewien, czy jemu również to się udało — jej twarz zaś pociemniała tak, jakby w każdej chwili mogła paść rażona apopleksją.
— Czas mojej kary już został podwojony, jeśli nie więcej, ty kupo zjełczałych rybich flaków! Ty i twoje odliczanie godzin! Żadna godzina nie będzie się liczyć, dopóki nie będziesz miał nas trzech w swoim dworze, nie, jeśli musiałabym być twoim... twoim... pieskiem gończym, cokolwiek miałoby to znaczyć... choćby przez dwadzieścia lat!
A więc to również zaplanowały, Sheriam wraz z pozostałymi. Rzucił okiem na stojące przy oknie. Zdawały się dzielić na dwie grupy; Sheriam, Anayia i Myrelle z jednej strony, Morvrin, Carlinya po drugiej, a Beonin najwyraźniej zajmowała stanowisko pośrednie. Gotowe były oddać mu Siuan, Leane i — Min? — jako rodzaj łapówki czy okupu, zanim jeszcze wszedł do środka. Były zdesperowane, co oznaczało, że znalazł się po słabszej stronie, ale być może dlatego też gotowe były mu dać wszystko, czego potrzebował, by istniał choć cień nadziei na zwycięstwo.
— Bawi cię to, nieprawdaż? — zapytała gwałtownie Siuan w tej samej chwili, gdy dostrzegła, gdzie patrzy. — Ty stary jastrzębiu. Żebyś sczezł, głupcze o karpim mózgu. Teraz, kiedy już wiesz, kim jestem, będziesz się rozkoszował moim widokiem, jak kłaniam się i czołgam przed tobą.
Na razie raczej nie robiła żadnej z tych rzeczy.
— Dlaczego? Ponieważ wtedy, w sprawie Murandy zmusiłam cię publicznie, byś się wycofał? Czy jesteś aż tak małym człowiekiem, Garecie Bryne?
Próbowała go zdenerwować; szybko zrozumiała, że powiedziała zbyt wiele i nie chciała dać mu czasu, aby się nad tym zastanowił. Być może przestała być Aes Sedai, ale skłonności do manipulowania innymi miała we krwi.
— Byłaś Zasiadającą na Tronie Amyrlin — odparł spokojnie — a nawet królowie całują pierścień Amyrlin. Nie mogę powiedzieć, by mi się podobał sposób, w jaki załatwiłaś tamtą sprawę, i może kiedyś porozmawiamy na osobności, czy rzeczywiście trzeba było to robić na oczach całego dworu, lecz powinnaś pamiętać, że ścigałem Marę Tomanes i prosiłem właśnie o nią. Nie o Siuan Sanche. Ponieważ ty wciąż pytasz dlaczego, niech mi wolno też będzie zadać pytanie. Dlaczego było wówczas tak ważne, bym pozwolił Murandianom napadać na nasze wsie pograniczne?
— Ponieważ twoja interwencja zrujnowałaby istotne plany — powiedziała, a każde słowo niemalże wypluwała z ust — podobnie jak interwencja w moje obecne sprawy. Wedle rozeznania Wieży, młody lord z Pogranicza o imieniu Dulain mógł okazać się człowiekiem, który będzie w stanie pewnego dnia naprawdę zjednoczyć Murandy, oczywiście z naszą pomocą. Nie mogłam pozwolić, by twoi żołnierze przez przypadek go zabili. Mam tutaj pracę, lordzie Bryne. Pozwól mi ją wykonywać, a i ty będziesz świadkiem zwycięstwa. Przeszkadzaj mi swoją złością, a zniszczysz wszystko.
— Na czymkolwiek polega twoja praca, pewien jestem, że Sheriam i pozostałe zadbają o to, byś ją wykonała. Dulain? Nigdy o nim nie słyszałem. Zapewne jeszcze nie odniósł sukcesu. — W jego opinii Murandy pozostaną pstrokatą politycznie krainą we władzy niezależnych arystokratów, dopóki nie obróci się Koło i nie nadejdzie nowy Wiek. Murandianie nazywali samych siebie Lugardianami czy Mindeanami, czy jak tam jeszcze, a dopiero w drugim rzędzie myśleli o sobie jako o narodzie. O ile w ogóle. Lord, który by ich zjednoczył i który miałby wokół szyi smycz Siuan Sanche, mógłby przyprowadzić sporą liczbę ludzi.
— On... zginął. — Szkarłatne plamy wystąpiły na jej policzkach, zdawała się walczyć sama ze sobą. — Miesiąc po tym jak opuściłam Caemlyn — wymamrotała — jakiś andorański wieśniak przeszył go strzałą podczas jednego z najazdów.
Nie potrafił się powstrzymać od śmiechu.
— A więc to farmerów powinnaś rzucać na kolana, nie mnie. Cóż, już dłużej nie musisz troszczyć się o takie rzeczy.
— To bez wątpienia było prawdą. Jakiekolwiek zadania miały dla niej Aes Sedai, nigdy już nie pozwolą jej sprawować władzy ani podejmować decyzji. Było mu jej żal. Nie potrafił sobie wyobrazić, by ta kobieta mogła się poddać i umrzeć, ale już przecież straciła właściwie wszystko prócz życia. Z drugiej jednak strony, nie lubił, jak nazywano go jastrzębiem albo kupą zjełczałych rybich flaków. A jak brzmiało tamto? Głupiec o karpim mózgu. — Od tej chwili będziesz się troszczy o to, czy moje buty są wyczyszczone i czy mam posłane łóżko.
Jej oczy zmieniły się w wąziutkie szparki.
— Jeżeli tego chcesz, lordzie Garecie Bryne, powinieneś wybrać Leane. Ona może być na tyle głupia.
Omal nie wytrzeszczył na nią zbaraniałych oczu. Sposób, w jaki działały kobiece umysły, nigdy nie przestawał go zadziwiać.
— Przysięgłaś służyć mi w taki sposób, jaki wybiorę — spróbował zachichotać. Dlaczego to robił? Wiedział przecież, kim i czym niegdyś była. Ale te oczy wciąż nawiedzały go, wciąż patrzyła na niego wyzywająco, nawet wówczas gdy nie było już żadnej nadziei, tak jak w tej chwili. — Przekonasz się, jakim jestem człowiekiem, Siuan.
Próbował złagodzić jakoś efekt swego durnego żartu, ale wnioskując z tego, jak zesztywniały jej ramiona, potraktowała to niczym groźbę.
Nagle zdał sobie sprawę, że słyszy już głosy Aes Sedai, cichy szmer, który zamarł niczym ucięty nożem. Stały blisko siebie, patrząc nań z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie, patrzyły na Siuan. Ich spojrzenia poszły w ślad za nią, gdy ruszyła na miejsce, gdzie wciąż bez ruchu stała Leane; jakby czując ich nacisk, z każdym krokiem przyspieszała. Kiedy odwróciła się znowu w ich stronę, stała już obok kominka, a jej twarz była równie pozbawiona wyrazu jak ich oblicza. Niezwykła kobieta. Nie był wcale taki pewien, czy na jej miejscu potrafiłby sobie tak dobrze poradzić z tą całą sytuacją.
Aes Sedai czekały, by podszedł bliżej. Kiedy tak zrobił, Sheriam powiedziała:
— Przyjmujemy bez zastrzeżeń twoje warunki, lordzie Bryne, i obiecujemy, że będziemy ich przestrzegać. Są jak najbardziej rozsądne.
Carlinya wcale nie wyglądała na osobę, która uważa te warunki za rozsądne, jednak nie dbał o to. Był przygotowany, jeśli zajdzie taka potrzeba, na rezygnację ze wszystkich, z wyjątkiem ostatniego — żeby nie zmieniły zdania.
Ukląkł tam, gdzie stał, prawą pięść przyciskając do strzępu dywanu, one zaś otoczyły go, a każda położyła dłoń na pochylonej głowie. Nie dbał o to, czy używają Mocy, aby związać go własną przysięgą, czy też szukają prawdy — nie miał pojęcia, czy są zdolne do którejś z tych rzeczy, ale kto tak naprawdę wiedział, co potrafią Aes Sedai? — a jeśli nawet chodziło im o coś innego, nic w tej sprawie nie mógł i tak uczynić. Schwytany przez parę oczu niczym głupi jak gąsior wiejski chłopak. Rzeczywiście był bezmózgim idiotą.
— Obiecuję i przysięgam, że służyć będę wam wiernie do czasu, aż Biała Wieża będzie wasza...
Ale jednocześnie już tworzył plany. Wyśle Thada oraz może Strażnika czy dwóch na drugi brzeg rzeki, aby sprawdzili, co zamierzają Białe Płaszcze. Joni, Barim i kilku innych do Ebou Dar; dzięki temu Joni nie będzie musiał połykać języka za każdym razem, gdy spojrzy na „Marę” i „Amaenę”, a wszyscy oni wiedzą, jak werbować rekrutów.
— ...stworzyć i kierować waszą armią na miarę moich umiejętności...
Kiedy cichy szmer rozmów we wspólnej izbie zamarł, Min uniosła wzrok znad bezsensownych gryzmołów, które kreśliła na blacie stołu palcem umoczonym w winie. Logain, o dziwo, również zebrał się trochę w sobie, ale był w stanie tylko patrzeć na ludzi w pomieszczeniu albo może na wskroś nich; trudno było osądzić.
Gareth Bryne i ten potężny Strażnik, Illianin, pierwsi wyszli z pokoju na zapleczu. W pełnej napięcia ciszy usłyszała, jak Bryne mówi:
— Powiedz im, że wysłała cię dziewka z tawerny w Ebou Dar, w przeciwnym razie zatkną twoją głowę na palu.
Illianin zaniósł się śmiechem.
— Niebezpieczne miasto, Ebou Dar. — Wyciągnął zza pasa rękawice i wychodząc na ulicę, włożył je.
Gdy pojawiła się Siuan, na nowo usłyszała szmer rozmów. Min nie mogła słyszeć tego, co jej powiedział Bryne, ale widziała, jak idzie w ślad za Strażnikiem, warcząc coś do siebie. Miała nieprzyjemne uczucie, że Aes Sedai postanowiły, iż zostaną oddalone, aby uczynić zadość tej głupiej przysiędze, z której Siuan była tak dumna, i to natychmiast. Gdyby mogła wmówić sobie, że ci dwaj Strażnicy oparci o ścianę niczego nie zauważą, w mgnieniu oka byłaby już za drzwiami i dosiadałaby Dzikiej Róży.
Sheriam oraz pozostałe Aes Sedai wyszły na końcu, wraz z nimi Leane. Myrelle usadziła Leane przy jednym ze stołów i zaczęła coś z nią omawiać, podczas gdy tamte krążyły po pomieszczeniu, zatrzymując się, by porozmawiać z każdą Aes Sedai. Cokolwiek im mówiły, wywoływało to reakcje wahające się między nie skrywanym szokiem a zadowolonymi uśmiechami, zupełnie jakby osławiony spokój Aes Sedai był tylko legendą.
— Zostań tutaj — nakazała Min Logainowi, odsuwając swoje kołyszące się krzesło. Miała tylko nadzieję, że nie zacznie sprawiać jakichś kłopotów. Patrzył na twarze Aes Sedai, po kolei, zdając się rozpoznawać znacznie więcej niźli przez ostatnie dni. — Zostań tu przy stole, dopóki nie wrócę, Dalyn. — Odwykła już od przebywania z ludźmi, którzy znali jego prawdziwe imię. — Proszę.
— Sprzedała mnie Aes Sedai. — Przeżyła prawdziwy wstrząs, gdy przemówił po tak długim okresie milczenia. Zadrżał, a potem skinął głową. — Zaczekam.
Min zawahała się, ale jeśli dwaj Strażnicy nie powstrzymają go przed jakimś głupstwem, z pewnością zajmą się nim zebrane w pomieszczeniu Aes Sedai. Kiedy doszła do drzwi, gniadego wałacha właśnie odprowadzał ktoś, kto wyglądał na stajennego. Koń Bryne’a, jak podejrzewała. Ich wierzchowców nie było nigdzie widać. Tyle więc jeśli chodzi o szybką ucieczkę.
„Dotrzymani tej przysięgi! Naprawdę! Ale teraz nie mogą mnie trzymać z dala od Randa. Zrobiłam wszystko, czego Siuan chciała! Powinni pozwolić mi odejść!”
Jedynym problemem był fakt, że to Aes Sedai same decydowały, co muszą zrobić, zresztą również w imieniu innych ludzi.
Siuan niemalże zbiła ją z nóg, wpadając do wnętrza gospody z ponurym grymasem na twarzy i ze zrolowanym kocem oraz torbami podróżnymi pod pachą.
— Pilnuj Logaina — wysyczała cicho, nawet się nie zatrzymując. — Nie pozwól, by ktoś zaczął z nim rozmawiać.
Pomaszerowała do stóp schodów, gdzie siwowłosa kobieta, służąca, prowadziła Bryne’a na górę, i podążyła za nimi. Sądząc po spojrzeniu, jakie wbiła w jego plecy, powinien być szczęśliwy, że nie sięgnęła po nóż przy pasie.
Min uśmiechnęła się do wysokiego, szczupłego Strażnika, który poszedł za nią do drzwi. Stał w odległości jakichś dziesięciu stóp, ledwie na nią patrzył, ale nie miała żadnych złudzeń.
— Teraz jesteśmy gośćmi. Przyjaciółmi.
Nie odpowiedział uśmiechem.
„Przeklęty mężczyzna o kamiennej twarzy!”
Dlaczego oni w żaden sposób nie dadzą ci znać, o czym myślą?
Kiedy wróciła do stołu, Logain wciąż wpatrywał się w Aes Sedai. Dobry sobie wybrała Siuan moment na uciszanie go, właśnie teraz, gdy zaczął dawać oznaki życia. Musiała z tamtą porozmawiać.
— Logain — zaczęła cicho w nadziei, że żaden ze Strażników opartych o ściany nie słyszy. — Masz z nikim nie rozmawiać, dopóki Mara nie powie ci, co zaplanowała. Pamiętaj, z nikim.
— Mara? — Ponuro wyszczerzył zęby. — Masz na myśli Siuan Sanche? — A więc pamiętał to, co usłyszał w swym oszołomieniu. — Czy ktokolwiek tutaj sprawia wrażenie, jakby chciał odezwać się do mnie?
Zmarszczył brwi i powrócił do swej obserwacji otoczenia.
Nikt tutaj nie wyglądał, jakby chciał rozmawiać z poskromionym fałszywym Smokiem. Wyjąwszy dwu Strażników, reszta zdawała się w ogóle nie zwracać na nich uwagi. Gdyby nie wiedziała, że jest inaczej, pomyślałaby, iż Aes Sedai we wspólnej izbie gospody są podniecone. Przedtem też trudno by je określić mianem pogrążonych w letargu, ale teraz z pewnością zachowywały się bardziej energicznie, rozmawiały w niedużych grupkach, wydawały rozkazy Strażnikom. Papiery, na których skupiały dotychczas swą uwagę, leżały porzucone. Sheriam i pozostałe, które rozmawiały z Siuan, wróciły do pomieszczenia na zapleczu, ale przy stole Leane stały teraz dwie pisarki i notowały tak szybko, jak tylko potrafiły. Do gospody zaś płynął stały strumień Aes Sedai, znikały za tymi drzwiami z nierównych desek i żadna nie wracała. Cokolwiek tam się stało, Siuan z pewnością udało się je ożywić.
Min żałowała, że Siuan nie siedzi z nią przy stole albo że nie mogą sobie chociaż na pięć minut znaleźć jakiegoś odosobnionego miejsca. Bez wątpienia w tej chwili biła Bryne’a po głowie jego torbami podróżnymi. Nie, Siuan nie skończyłaby na tym, przynajmniej jej spojrzenia zapowiadały coś znacznie gorszego. Bryne nie był taki jak Logain, któremu udało się przytłoczyć Siuan na jakiś czas samymi swymi rozmiarami. Bryne był cichy, zatopiony w sobie, z pewnością nie był małym człowiekiem, ale trudno byłoby określić go jako przygniatającą osobowość. Nie chciałaby mieć wroga w człowieku, którego pamiętała ze Źródeł Kore, ale nie przypuszczała, że długo potrafi się przeciwstawiać Siuan. Mógł sobie myśleć, że ona zamierza pokornie służyć mu przez czas jakiś, ale Min nie miała najmniejszych wątpliwości, kto w końcu będzie robił to, na co ma ochotę. Musiała tylko porozmawiać z tą kobietą na jego temat.
Jakby sprowadzona myślami Min, Siuan zeszła ze schodów, głośno tupiąc, pod pachą trzymała węzełek bielizny. Zeszła, skradając się, to było może bliższe prawdy; gdyby miała ogon, zapewne biłaby nim po bokach. Zatrzymała się na krótką chwilę, spojrzała na Min i Logaina, potem pomaszerowała w kierunku drzwi wiodących do kuchni.
— Zostań tutaj — ostrzegła Min Logaina. — I proszę, nie mów nic do czasu aż... Siuan z tobą porozmawia.
Musiała na powrót przywyknąć do nazywania ludzi ich właściwymi imionami. Nawet na nią nie spojrzał.
Dogoniła Siuan w korytarzu tuż przy kuchni; przez szczeliny w rozeschniętych deskach drzwi dolatywało szczękanie naczyń i zgrzyt szorowanych garnków.
Oczy Siuan rozszerzyły się z przestrachu.
— Dlaczego go zostawiłaś? Czy jeszcze żyje?
— Będzie żył wiecznie, z tego co widzę. Siuan, nikt nie chce z nim rozmawiać. Ale ja muszę porozmawiać z tobą. -Siuan wepchnęła jej biały tobołek w ręce. Koszule. — Co to jest?
— Przeklęte pranie przeklętego Garetha Bryne — warknęła tamta. — Ponieważ ty również jesteś teraz jedną z jego służących, możesz je wyprać. Ja muszę porozmawiać z Logainem, zanim zrobią to inni.
Min złapała ją za ramię, kiedy próbowała przemknąć obok niej.
— Możesz mi poświęcić choć jedną minutę i posłuchać. Kiedy Bryne wszedł do środka, miałam widzenie. Aura, a także obraz.., byk zrywający róże wokół jego szyi i... Nic z tego nie ma sensu z wyjątkiem aury. Jej też do końca nie rozumiem, ale już bardziej niż resztę.
— A więc co zrozumiałaś?
— Jeżeli chcesz zostać przy życiu, trzymaj się lepiej blisko niego. — Pomimo upału Min zadrżała. Poza tym, jak dotąd, miała tylko jeszcze jedno widzenie, zawierające w sobie konsekwencje określonych wyborów, a oba z nich były potencjalnie śmiertelne. Czasami wystarczająco złe było już widzenie tego, co się z pewnością wydarzy; a jeśli zacznie na dodatek widzieć rzeczy, które mogą nastąpić... — To wszystko, co wiem. Jeżeli on zostanie blisko ciebie, będziesz żyła. Jeżeli znajdzie się zbyt daleko, przez zbyt długi czas, umrzesz. Oboje umrzecie. Nie wiem, dlaczego skojarzyłam tę jego aurę z tobą, jednak wydawałaś się być jej częścią.
Spojrzenie Siuan mogłoby oskrobać gruszkę ze skórki.
— Wkrótce będę żeglować pod pokładem pełnym węgorzy z zeszłego miesiąca.
— Nigdy bym nie przypuszczała, że on za nami pojedzie. Czy naprawdę zamierzają nas wydać w jego ręce?
— Och, nie, Min. On będzie teraz prowadził nasze armie ku zwycięstwu. A z mojego życia zrobi Szczelinę Zagłady! A więc uratuje mi życie, czy tak? Nie wiem, czy jest tego warte. — Wzięła głęboki oddech i wygładziła spódnice. — Kiedy już wypierzesz je i wyprasujesz, przynieś do mnie. Ja zaniosę jemu. Zanim położysz się dzisiaj spać, możesz wyczyścić jego buty. Przydzielono nam pokój... wielkości szafy... blisko jego izby, byśmy mogły w każdej chwili, gdy sobie tego zażyczy, wygładzić mu przeklęte poduszki!
Zanim Min zdążyła zaprotestować, Siuan już nie było.
Spoglądając na zbitą masę koszul, pewna była, że wie, kto będzie musiał się zajmować praniem Garetha Bryne, i że nie będzie to Siuan Sanche.
„Przeklęty Rand al’Thor”.
Zakochasz się w mężczyźnie, a kończy się na tym, że zostajesz praczką, cóż z tego, iż pranie należy do innego. Kiedy szła w stronę kuchni, aby poprosić o balię i gorącą wodę, burczała pod nosem nie gorzej od Siuan.