16 Nieoczekiwana propozycja

Nynaeve obudziły promienie słońca wkradające się przez okno. Przez chwilę leżała bez ruchu rozciągnięta na pasiastej kapie przykrywającej posłanie. Elayne spała na sąsiednim łóżku. Mimo wczesnego ranka powietrze było już upalne, a noc nie przyniosła chłodu, jednak to nie dlatego bielizna Nynaeve była cała wymięta i przesiąknięta potem. Sny, które nawiedzały ją już po tym, jak przedstawiła Elayne wszystko, czego dowiedziała się w nocy, nie były szczególnie przyjemne. Nękały ją wizje, że oto na powrót znajduje się w Wieży, że doprowadzono ją przed oblicze Amyrlin, która miała w sobie coś z Elaidy, a trochę z Moghedien. W innym śnie Rand leżał obok biurka Amyrlin niczym pies na smyczy, z obrożą na szyi, w kagańcu. Sny dotyczące Egwene były niemalże równie nieprzyjemne, choć w inny nieco sposób; sparzona kocia narecznica i sproszkowany liść mawinii smakowały równie paskudnie we śnie, jak na jawie.

Wstała, przecisnęła się do umywalki i spryskała wodą twarz, potem wyczyściła zęby solą i sodą. Woda nie była ciepła, ale również nie zimna. Zdjęła przepoconą bieliznę i zastąpiła ją świeżą, wydobytą z kufra razem ze szczotką i lusterkiem. Spoglądając w lustro, żałowała, że dla wygody rozplotła warkocz. Niewiele jej to pomogło, a teraz włosy potargały się aż do talii. Usiadła na kufrze i zaczęła je rozplątywać, potem sto razy przeczesała je szczotką.

Trzy zadrapania biegły w dół karku, znikając pod bielizną. Nie. były tak czerwone jak poprzednio, dzięki maści, którą zabrała od tamtej kobiety, Macury. Powiedziała Elayne, że podrapała się o kolce jeżyn. Głupio — podejrzewała, iż ona wie dokładnie, że to nieprawda, pomimo opowieści o tym, jak po rozstaniu z Egwene chciała się rozejrzeć jeszcze po terenie Wieży — ale była zbyt zdenerwowana, żeby myśleć racjonalnie. Warknęła kilkakrotnie na przyjaciółkę tylko dlatego, że wciąż powracała do kwestii złego potraktowania jej przez Egwene i Melaine.

„Choć i tak wyjdzie jej tylko na dobre, jeśli będzie pamiętać, że tutaj nie jest żadną Dziedziczką Tronu”.

Ale przecież to nie była w najmniejszym stopniu wina tamtej; sama z pewnością to rozumie.

W lustrze zobaczyła, że Elayne również już wstała i teraz się myje.

— Wciąż, uważam, że mój plan jest najlepszy — powiedziała Elayne, szorując twarz. Jej ufarbowane na kruczoczarno włosy wyglądały na uczesane, pomimo tej masy loków. — Mogłybyśmy szybciej dotrzeć do Łzy.

Jej pomysł polegał na tym, by zrezygnować z powozu po dotarciu do Eldaru, w jakieś małej wiosce, gdzie zapewne nie będzie tylu Białych Płaszczy i, co równie istotne, żadnych szpiegów Wieży. Potem miałyby wsiąść na statek płynący do Ebou Dar, gdzie przesiądą się na następny, zmierzający do Łzy. Że musiały się dostać do Łzy, nie podlegało już żadnej dyskusji. Tar Valon natomiast należało unikać za wszelką cenę.

— Ile czasu upłynie, zanim zawita tam jakiś statek? — spytała cierpliwie Nynaeve. Wydawało jej się, że już wszystko ustaliły, zanim poszły spać. I pewnie tak było, ale tylko w jej przekonaniu. — Sama powiedziałaś, że zapewne nie zechce tam zawinąć żaden statek. I jak długo będziemy musiały czekać w Ebou Dar, zanim znajdziemy statek, który płynie do Łzy?

Odłożyła na bok szczotkę i zaczęła splatać warkocz.

— Mieszkańcy wioski wywieszają flagę, kiedy chcą, by statek się zatrzymał, większość przybija wtedy do brzegu. A w porcie takim jak Ebou Dar zawsze można znaleźć jakiś statek odpływający w wybranym kierunku.

Jakby ta dziewczyna kiedykolwiek była w porcie dowolnej wielkości, zanim wraz z Nynaeve opuściła Wieżę. Elayne zawsze sądziła, że czegokolwiek nie nauczyła się o świecie jako Dziedziczka Tronu, tego dowiedziała się w Wieży, nawet gdy okoliczności świadczyły o jej pomyłce.

— Nie uda nam się znaleźć tego zgromadzenia Błękitnych, jeśli będziemy na pokładzie statku, Elayne.

Jej plan polegał na dalszej podróży powozem, pokonaniu reszty drogi przez Amadicię, potem zaś Altarę i Murandy, aby dotrzeć do Far Madding na Wzgórzach Kintary, następnie przez Równinę Maredo do Łzy. Z pewnością trwałoby to dłużej, ale pominąwszy już nawet możliwość dowiedzenia się czegoś na temat tego zgromadzenia, powozy rzadko tonęły. Oczywiście potrafiła pływać, ale czuła się bardzo nieswojo, kiedy traciła ląd z oczu.

Wytarłszy twarz do sucha, Elayne zmieniła bieliznę i podeszła, by pomóc jej w zaplataniu warkocza. Nynaeve nie była taka głupia, z pewnością zaraz znowu usłyszy coś na temat statków. Oczywiście to nie strach przed podróżą morską miał wpływ na jej decyzję. Po prostu, jeśli mogła sprawić, by Aes Sedai opowiedziały się po stronie Randa, warto było zmitrężyć czas na dłuższą podróż.

— Czy przypomniałaś sobie tę nazwę? — zapytała Elayne, splatając pasma włosów.

— Przynajmniej pamiętam, że to była jakaś nazwa. Światłości, daj mi trochę czasu. — Pewne było, że chodzi o nazwę. Musiało to być jakieś miasteczko lub miasto. Nie mogłoby się przecież zdarzyć, by widziała nazwę kraju, a potem ją zapomniała. Wciągnęła głęboko powietrze; powinna bardziej panować nad swymi emocjami, dlatego też swoją wypowiedź skończyła zdecydowanie łagodniejszym tonem. — Przypomnę sobie, Elayne. Daj mi tylko trochę czasu.

Elayne dyplomatycznie odkaszlnęła, nie przerywając splatania warkocza. Po chwili powiedziała:

— Czy to naprawdę było mądre wysyłać Birgitte na poszukiwania Moghedien?

Nynaeve rzuciła tamtej spojrzenie spode łba, marszcząc na dodatek brwi, ale po Elayne spłynęło to niczym woda po impregnowanym oliwą płótnie. Skoro chciała zmienić temat, to dlaczego wybrała taki, który stawiał ją w nie najlepszym świetle.

— Lepiej, jeśli to my ją znajdziemy, a nie ona nas.

— Też. tak sądzę. Ale co zrobimy, jeśli ją znajdziemy?

Na to nie znalazła odpowiedzi. Ale lepiej być myśliwym niż ofiarą, jak by to nie brzmiało nieprzyjemnie. Tego nauczyła się od Czarnych Ajah.

Wspólna izba gospody była stosunkowo pusta, kiedy zeszły na dół, ale mimo wczesnej pory, wśród gości dostrzegły błyski białych płaszczy, w° większości byli to starsi mężczyźni, z odznaczeniami znamionującymi szarże oficerskie. Bez wątpienia woleli jadać potrawy przygotowane w kuchni gospody zamiast tego, co kucharz mógłby przyrządzić im w garnizonie. Nynaeve wolałaby chyba ponownie zjeść przyniesiony na tacy posiłek, jednak ten mały pokój był niczym cela. Wszyscy ci mężczyźni skupieni byli na zawartości swoich talerzy, Białe Płaszcze w równej mierze jak pozostali. Z pewnością nic im tu nie groziło. Zapachy gotowanych potraw wypełniały powietrze; najwyraźniej ci mężczyźni nawet na śniadanie preferowali wołowinę lub baraninę.

Dopiero jak Elayne zeszła z ostatniego stopnia wiodącego na dół, pani Jharen wypadła z kuchni i zaproponowała im, a raczej zaproponowała „lady Morelin”, prywatną jadalnię. Nynaeve nawet nie spojrzała w stronę Elayne, ale tamta i tak powiedziała:

— Myślę, że raczej zjemy tutaj. Rzadko mam sposobność jadać we wspólnej izbie, a naprawdę lubię to robić. Niech któraś z twoich dziewcząt przyniesie nam coś chłodnego do picia. Jeżeli dzień będzie tak upalny, na jaki się zapowiada, obawiam się, że możemy się usmażyć, zanim dotrzemy do następnego postoju.

Nynaeve nie mogła się nadziwić, że za tak aroganckie zachowanie jeszcze nikt nie wyrzucił ich za drzwi. Dotąd spotkała wystarczająco wielu lordów i wiele dam, by wiedzieć, że wszyscy zachowują się w podobny sposób, jednak... Ona nawet przez minutę nie pozwoliłaby się tak traktować. Natomiast karczmarka tylko zgięła się w ukłonie, uśmiechnęła, wytarła dłonie o fartuch, a potem zaprowadziła je do stołu w pobliżu okna wychodzącego na ulicę i szybko pobiegła spełnić polecenie Elayne. Być może w taki sposób odpłacała jej pięknym za nadobne. Przy stole siedziały zupełnie same, z dala od mężczyzn, ale każdy, kto przechodził ulicą, mógł się im do woli przyglądać, a gdyby zaś ich jedzenie miało być gorące — oczywiście, miała nadzieję, że nie będzie — to siedziały tak daleko od kuchni, jak to tylko było możliwe.

Kiedy posiłek wreszcie się pojawił, okazało się, że śniadanie składa się z mocno przyprawionej baraniny — przykrytej białą serwetą, więc wciąż ciepłej, ale mimo to przyjemnej — żółtego grochu, niebieskich winogron, które wyglądały na trochę nieświeże, oraz czerwonej galaretki, nazywanej przez służącą żurawiną, chociaż nie przypominała żadnego wina, jakie Nynaeve w życiu piła. Z pewnością też nie smakowała jak żur, mimo że znakomicie podkreślała smak baraniny. Elayne twierdziła, iż słyszała już o nich, ale ona zawsze tak mówiła. Lekko przyprawione wino, chłodzone rzekomo w piwniczce zbudowanej na źródełku — jeden łyk powiedział jej, że źródełko nie jest szczególnie zimne, jeśli w ogóle istniało — dopełniało odświeżającego porannego posiłku.

Najbliższy gość siedział trzy stoły dalej — miał na sobie ciemny wełniany kaftan, zapewne dobrze prosperujący handlowiec — jednak one i tak milczały. Na rozmowy zostanie im dużo czasu, gdy już wyruszą w drogę, a nadto będą miały pewność, że nie podsłuchają ich niczyje uszy. Nynaeve skończyła jeść znacznie szybciej niż Elayne. Obserwując sposób, w jaki ta dziewczyna obierała gruszkę, można było dojść do wniosku, że zamierzają siedzieć przy stole przez cały dzień.

Nagle oczy Elayne otwarły się szeroko, niewielki zaś nóż z trzaskiem upadł na blat. Nynaeve błyskawicznie odwróciła głowę i zobaczyła, że miejsce na ławce po przeciwnej stronie stołu zajmuje jakiś mężczyzna.

— Tak sądziłem, że to ty, Elayne, ale z początku zmyliły mnie włosy.

Nynaeve zagapiła się na Galada, przyrodniego brata Elayne. Określenie „zagapiła się” było w tej sytuacji jak najwłaściwsze. Wysoki i smukły, z ciemnymi włosami i oczyma, był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek w życiu widziała. Przystojny to nawet nie było trafne określenie; był wspaniały. W Wieży widziała go bez przerwy otoczonego kobietami, nawet Aes Sedai, a wszystkie uśmiechały się jak głupie na jego widok. W tej samej chwili zorientowała się, że sama również ma idiotyczny uśmiech na twarzy. Przybrała surową minę. Ale nie potrafiła nic zrobić z sercem bijącym jak oszalałe, ani spowolnić rytmu oddechu. Nie czuła nic do niego; po prostu był taki piękny.

„Opanuj się, kobieto!”

— Co ty tutaj robisz? — Zadowolona była, że głos ma normalny, nie zaś, jak się obawiała, zduszony. To nie w porządku, żeby mężczyzna tak wyglądał.

— I co robisz w tym stroju? — powiedziała cicho Elayne tonem, w którym jednak słychać było stłumiony gniew.

Nynaeve zamrugała i dopiero teraz spostrzegła, że Galad ma na sobie lśniącą kolczugę i biały płaszcz z dwoma złotymi węzłami pod promienistym słońcem. Poczuła, jak rumieniec wypełza jej na policzki. Patrzeć tak uporczywie w twarz mężczyzny, żeby nawet nie zobaczyć, co ma na sobie! Poczuła się do tego stopnia poniżona, że miała ochotę schować twarz w dłoniach.

Uśmiechnął się, a Nynaeve musiała wciągnąć głęboko powietrze.

— Znalazłem się tutaj, ponieważ wraz z innymi Synami odwołano mnie z północy. A jestem Synem Światłości dlatego, że wydawało mi się to rzeczą słuszną. Elayne, kiedy wy dwie oraz Egwene zniknęłyście, nie zabrało mi i Gawynowi dużo czasu, by odkryć, że niezależnie od tego, co nam mówiono, nie odbywacie żadnej kary na farmie. Nie miały prawa mieszać cię w swe machinacje, Elayne. Żadnej z was.

— Wygląda na to, że szybko awansowałeś — zauważyła Nynaeve. Czy ten głupi mężczyzna nie rozumie, iż mówienie tutaj o machinacjach Aes Sedai to najprostsza droga, która może doprowadzić do ich egzekucji?

— Eamon Valda zdawał się sądzić, że mam odpowiednie umiejętności bez względu na to, gdzie zdobyte. — Wzruszeniem ramion jednoznacznie określił, jakie znaczenie ma dla niego jego ranga. Nie było w tym żadnej skromności, żeby określić rzecz ściśle, ale również żadnego fałszu. Najlepszy szermierz wśród tych, którzy pojawili się w Wieży, by ćwiczyć pod kierunkiem Strażników, znakomicie sobie także radził na kursach strategii i taktyki, ale Nynaeve nie pamiętała, by kiedykolwiek chełpił się swoimi osiągnięciami, nawet żartem. Nic dla niego ni.: znaczyły, być może z tego powodu, iż przychodziły mu tak łatwo.

— Czy Matka wie o wszystkim? — dopytywała się Elayne wciąż tym przyciszonym głosem. Jednak wyraz jej twarzy mógłby przerazić dzika.

Galad drgnął lekko, niespokojnie.

— Jakoś nie było odpowiedniej okazji. Ale nie bądź taka pewna, że potępi moją decyzję. Nie jest już tak przyjazna północy jak kiedyś. Słyszałem, że interdykt ma być ustanowiony z mocą prawa.

— Ja wyślę do niej list, w którym wszystko wyjaśnię — w oczach Elayne wściekłość ustąpiła konsternacji. — Będzie musiała zrozumieć. Ona również uczyła się w Wieży.

— Mów ciszej — upomniał ją stanowczym szeptem. — Pamiętaj, gdzie się znajdujesz.

Twarz Elayne spłonęła głęboką czerwienią, ale czy z gniewu, czy z konsternacji, Nynaeve nie potrafiłaby powiedzieć.

Nagle zrozumiała, że Galad mówi tak cicho, jak one i równie ostrożnie. Ani razu dotąd nie napomknął w rozmowie o Wieży, czy o Aes Sedai.

— Czy Egwene jest z, wami? — ciągnął dalej.

— Nie — odrzekła, a on, słysząc te słowa, westchnął głęboko.

— Miałem nadzieję... Gawyn ze zmartwienia odchodził od zmysłów, kiedy zniknęła. On również bardzo się o nią troszczył. Powiecie mi, gdzie ona jest?

Nynaeve zwróciła uwagę na to „również”. Ten człowiek został Białym Płaszczem, a mima to troszczył się o kobietę, która była Aes Sedai. Mężczyźni bywali tak dziwni, że czasami trudno było ich niemalże nazwać ludźmi.

— Nie powiemy — zdecydowanie oznajmiła Elayne, rumieńce zniknęły już z jej policzków. — Czy Gawyn jest z tobą? Nigdy nie uwierzę, że został... — Miała dość rozsądku, by jeszcze bardziej zniżyć swój głos, ale jednak powiedziała: — Białym Płaszczem!

— Został na północy, Elayne.

Nynaeve przypuszczała, iż oznacza to Tar Valon, ale bez wątpienia Gawyn musiał stamtąd również odejść. Przecież nie mógł popierać Elaidy.

— Nie macie pojęcia, co się tam stało — ciągnął dalej. — Cała deprawacja i zło tego miejsca wybiły się wreszcie na powierzchnię, co było zresztą do przewidzenia. Kobieta, która was wysłała, została usunięta. — Rozejrzał się dookoła i jeszcze bardziej zniżył głos, do cichego szeptu, chociaż w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby go podsłuchać. — Ujarzmiona i stracona. — Wziął głęboki oddech i wydał z siebie pełen niesmaku odgłos. — To nigdy nie było miejsce dla was. Ani dla Egwene. Od niedawna jestem wraz z Synami, ale nie mam wątpliwości, że mój kapitan da mi przepustkę, abym odwiózł moją siostrę do domu. Tam właśnie jest twoje miejsce, przy boku Matki. Powiedz mi tylko, gdzie jest Egwene, a ja już dopatrzę, aby ona również znalazła się w Caemlyn. Obie będziecie tam bezpieczne.

Nynaeve poczuła się jak sparaliżowana. Ujarzmiona. I stracona. Nie była to więc przypadkowa śmierć ani choroba. Mimo iż wzięła tę możliwość pod uwagę, prawda okazała się dla niej nie mniej wstrząsająca. To musiało się zdarzyć z powodu Randa. Jeżeli była jeszcze jakaś choćby najmniejsza nadzieja, że Wieża nie wystąpi przeciwko niemu, teraz rozwiała się jak dym. Na twarzy Elayne nie było widać żadnych emocji, ale jej oczy patrzyły tępo w przestrzeń.

— Widzę, że moje wieści wstrząsnęły wami — powiedział cicho. — Nie mam pojęcia, jak głęboko ta kobieta wciągnęła was w swoje knowania, ale teraz jesteście już wolne. Pozwólcie się odwieźć do Caemlyn. Oprócz innych dziewcząt, które tam się uczyły, nikt nie musi wiedzieć, że miałyście z nią jakieś bliższe kontakty. Dotyczy to was obu.

Nynaeve obnażyła zęby w grymasie, który, jak miała nadzieję, choć trochę przypominał uśmiech. To miło, że w końcu o niej również pomyślał. Chętnie by go czymś uderzyła. Gdyby tylko nie był tak przystojny.

— Muszę się nad tym zastanowić — powoli powiedziała Elayne. — To, co powiedziałeś, ma sens, ale musisz, mi dać czas na podjęcie decyzji. Chcę nad tym pomyśleć.

Nynaeve zagapiła się na nią. To ma sens? Ta dziewczyna bredziła.

— Mogę ci dać trochę czasu — zgodził się — ale niewiele, jeśli mam wystąpić o zgodę na wyjazd, W każdej chwili mogą nas odesłać...

Nagle obok wyrósł Biały Płaszcz, ciemnowłosy mężczyzna o szerokiej twarzy, klapnął Galada po ramieniu i uśmiechnął się szeroko. Choć znacznie starszy od niego, również miał dwa węzły naszyte na płaszczu.

— Cóż, młody Galadzie, nie możesz zatrzymywać wszystkich ślicznych kobiet dla siebie. Każda dziewczyna w tym miasteczku wzdycha już do ciebie, kiedy tak sobie spacerujesz, zresztą odnosi się to również do ich matek. Przedstaw mnie.

Galad odsunął swoją ławę i wstał.

— Sądziłem... sądziłem, że je znam, kiedy zobaczyłem je z dołu schodów, Trom. Ale niezależnie od tego, o jaki urok mnie posądzasz, nie podziałał na tę damę. Nie polubiła mnie i nie przypuszczam. żeby polubiła któregoś z moich przyjaciół. Jeżeli poćwiczysz dzisiaj ze mną walkę na miecze, być może uda ci się zwrócić uwagę ,jednej lub drugiej.

— Nigdy mi się nie uda, jeśli ty będziesz w pobliżu — poskarżył się dobrotliwie Trom. — A prędzej pozwolę, by kowal poćwiczył swój młot na mojej głowie, niźli będę z tobą walczył na miecze.

Pozwolił jednak. by Galad odprowadził go w stronę drzwi, i tylko z żalem oglądał się na dwie kobiety. Kiedy odchodzili, Galad również zerknął przez ramię pełen zawodu i niezdecydowania.

Elayne poczekała, aż wyjdą z gospody, potem szybko wstała.

— Nana, będziesz mi potrzebna na górze. — Pani Jharen pojawiła się nagle przy jej boku, koniecznie chcąc się dowiedzieć, czy posiłek im smakował, Elayne powiedziała tylko: -Natychmiast proszę znaleźć mojego woźnicę i forysia. Nana ureguluje rachunek.

Ruszyła w stronę schodów, zanim dokończyła swą kwestię.

Nynaeve chciała już iść za nią, zatrzymała się jednak, wyciągnęła sakiewkę i zapłaciła, zapewniając jednocześnie kobietę, że wszystko bardzo smakowało jej pani i starając się nie mrugnąć nawet okiem na widok ceny. Kiedy już się jej pozbyła, wdrapała się śpiesznie po schodach. Zastała Elayne wpychającą rzeczy jak popadło do jednej ze skrzyń, razem z ich przepoconą bielizną, którą rozwiesiły w nogach łóżka, aby wyschła.

— Elayne, o co chodzi?

— Musimy natychmiast ruszać. Nynaeve. Natychmiast. — Nawet nie obejrzała się, dopóki ostatnia rzecz nie. znalazła się w kufrze. -W tej chwili, bez względu na to, gdzie się znajduje, Galad głowi się nad rozwiązaniem sytuacji, w ,jakiej nigdy dotąd nie zdarzyło mu się znaleźć. Dwie rzeczy wydają mu się słuszne, choć są sprzeczne ze sobą. Po pierwsze, uważa za całkowicie usprawiedliwione, by przywiązać mnie, jeśli to będzie konieczne, do grzbietu konia i zawieźć do Matki, aby rozproszyć jej zmartwienia i uchronić mnie przed zostaniem Aes Sedai, oczywiście nie obchodzi go przy tym, czego ja mogę chcieć. Z drugiej strony jednak, jak najbardziej zgodne z jogo sumieniem byłoby wydanie nas w ręce Białych Płaszczy lub armii króla. „Takie bowiem obowiązują prawa w Amadicii i jest to również prawo Białych Płaszczy. Aes Sedai są tutaj wyjęte spod prawa, a dotyczy to wszystkich kobiet, które pobierały nauki w Wieży. Matka spotkała się kiedyś z Ailronem, aby podpisać, traktat, ale spotkanie musiało się odbyć w Altarze, ponieważ Matka nie mogła legalnie wjechać w granice Amadicii. W chwili gdy go zobaczyłam, natychmiast objęłam saidara i nie wypuszczę go do czasu, aż znajdziemy się. z dala od niego.

— Z pewnością przesadzasz, Elayne. On jest twoim bratem.

— On nie jest moim bratem! — Elayne wzięła głęboki wdech, a potem powoli wypuściła powietrze z płuc. — Mieliśmy tego samego ojca — ciągnęła dalej znacznie. już spokojniejszym głosem — ale on nie jest moim bratem. Nie potrafię go do niczego przekonać, Nynaeve. Powtarzam ci to bez przerwy, ale ty zdajesz się nie rozumieć. Galad robi to, co jest słuszne. Zawsze. Nigdy nie kłamie. Czy słyszałaś, co powiedział temu Tromowi? Nie powiedział, że nas nie zna. Każde. słowo było czystą prawdą. On robi to, co jest słuszne. niezależnie od tego, komu przy okazji wyrządza krzywdę, nawet jeśli to dotyczy jego samego. Jeżeli poweźmie złą decyzję, Białe Płaszcze zastawią na nas zasadzkę jeszcze w granicach tej wioski.

W ciszy, która zapadła po jej słowach, rozbrzmiało pukanie do drzwi, a Nynaeve poczuła, jak oddech zamiera jej w gardle. Z pewnością Galad nie mógłby... Twarz Elayne przybrała zacięty wyraz, gotowa była do walki.

Nynaeve z wahaniem uchyliła drzwi. To byli Thom i Juilin, ten drugi trzymał w dłoni swój idiotyczny kapelusz.

— Moja pani życzyła sobie naszej obecności? — zapytał Thom z nutką służalczości w głosie na wypadek, gdyby ktoś podsłuchiwał.

Zdolna wreszcie normalnie oddychać, nie dbając o to, czy ktoś słucha, otworzyła drzwi na oścież.

— Właźcie mi zaraz do środka! — Męczył ją już ten sposób, w jaki patrzyli po sobie za każdym razem, gdy otwierała usta.

Zanim jednak na powrót zatrzasnęła drzwi, Elayne powiedziała:

— Thom, musimy natychmiast ruszać. — Na jej twarzy pojawił się wyraz skrajnej determinacji, w głosie zabrzmiał lęk. — Galad jest tutaj. Musisz pamiętać, jakim był potworem jako dziecko. Cóż, kiedy dorósł, nie zmienił się nawet odrobinę, a poza tym został Białym Płaszczem. On może...

Słowa zamarły jej w gardle. Patrzyła na Thoma, poruszając bezgłośnie wargami, ale w jego rozszerzonych oczach widać było tylko identyczne osłupienie.

Usiadł ciężko na jednym z kufrów i nie przestawał się wpatrywać w Elayne.

— Ja... — Odkaszlnął i ciągnął dalej. — Wydawało mi się, że go widziałem, jak obserwował gospodę. Biały Płaszcz. Ale wyglądał dokładnie tak, jak mężczyzna, w którego mógł się zmienić tamten chłopiec. Przypuszczam, że w związku z tym nie powinno być dla nikogo niespodzianką, kim się stał.

Nynaeve podeszła do okna; Elayne i Thom ledwie chyba zauważyli, jak przecisnęła się między nimi. Na ulicy powoli zaczynał się ruch, farmerzy, ich wozy oraz mieszkańcy wioski mieszali się z Białymi Płaszczami i żołnierzami. Po drugiej stronie ulicy samotny Biały Płaszcz siedział na odwróconej do góry dnem baryłce, tego doskonałego oblicza nie można było pomylić z żadnym innym.

— Czy on...? — Elayne przełknęła ślinę. — Czy on cię również rozpoznał?

— Nie. Piętnaście lat to dla mężczyzny więcej niż dla chłopca. Elayne, przez jakiś czas sądziłem, że ty również zapomniałaś.

— Przypomniałam sobie w Tanchico, Thom. — Z niepewnym uśmiechem Elayne sięgnęła dłonią i szarpnęła za jeden z jego długich wąsów. Thom uśmiechnął się w odpowiedzi, niemalże równie niepewnie; wyglądał tak, jakby się zastanawiał nad skokiem z okna.

Juilin podrapał się po czuprynie, Nynaeve zaś żałowała, że sama również nie ma pojęcia, o czym oni rozmawiają; w każdym razie czekały ich teraz ważniejsze sprawy.

— Wciąż musimy się stąd jakoś wydostać, zanim sprowadzi nam na głowy cały garnizon. Nie będzie to łatwe, skoro on tam siedzi i obserwuje. Wśród gości żaden nie wyglądał na posiadacza powozu.

— Nasz jest jedyny w stajni — powiedział Juilin.

Thom i Elayne wciąż patrzyli sobie w oczy, najwyraźniej nie słysząc ani słowa.

A więc wyjazd ze spuszczonymi zasłonami w oknach nie był żadnym rozwiązaniem. Nynaeve mogłaby się założyć, że Galad od dawna już wie, w jaki sposób dostały się do Siendy.

— Czy w stajni jest tylne wyjście?

— Brama na tyle szeroka, by się mógł przecisnąć jeden człowiek — sucho oznajmił Juilin. — A po jej drugiej stronie wąska alejka. W tej wiosce nie ma więcej niż dwie, trzy ulice dość szerokie, by zmieścił się na nich powóz.

Wpatrywał się w swój cylindryczny kapelusz, obracając go w dłoniach.

— Mogę się podkraść wystarczająco blisko, by go ogłuszyć. Jeżeli będziecie przygotowane, może uda się wam wyjechać, korzystając z zamieszania. Dogonię was po drodze.

Nynaeve parsknęła głośno.

— Jak? Galopując na Leniuchu? Nawet gdybyś nie spadł z siodła po przejechaniu mili. czy sądzisz, że w ogóle udałoby ci się dopaść. konia po zaatakowaniu na oczach wszystkich Białego Płaszcza?

Galad wciąż czekał po przeciwnej stronie ulicy, Trom zaś dołączył do niego, obaj najwyraźniej rozmawiali na jakiś błahy temat. Pochyliła się i ostro szarpnęła Thoma za jeden z wąsów.

— Czy chcesz coś do tego dodać? Jakiś błyskotliwy plan? Czy całe wasze wysłuchiwanie wiejskich plotek dało coś, co mogłoby nam pomóc?

Przyłożył dłoń do twarzy i obrzucił Nynaeve obrażonym spojrzeniem.

— Nie, chyba że uznasz, iż możemy jakoś skorzystać z faktu, że Ailron rości sobie prawo do granicznych wiosek w Altarze. Właściwie do całego pasa tych wiosek, ciągnącego się wzdłuż granicy od Salidaru aż do So Eban i Mosry. A czy to nam w czymś może pomóc, Nynaeve? Naprawdę? Próba wyrwania mężczyźnie wąsów z twarzy? Ktoś powinien ci już dawno natrzeć uszu.

— A co by przyszło Ailronowi z pasa nadgranicznego, Thom? — zapytała Elayne. Być może rzeczywiście była tego ciekawa, zdawała się interesować każdym najdrobniejszym zwrotem w polityce i dyplomacji, albo może chciała tylko przerwać rozpoczynającą się kłótnię. Przez cały czas próbowała łagodzić kolejne nabrzmiałe sytuacje, zanim wdała się w ten flirt z Thomem.

— Tutaj nie chodzi o króla, dziecko. — Kiedy zwrócił się do niej, jego głos nabrał cieplejszej barwy. — Chodzi o Pedrona Nialla. Ailron zazwyczaj robi, co mu się każe, choć on i Niall starają się sprawiać wrażenie, że wcale tak nie jest. Większość wiosek opustoszała podczas Wojny Białych Płaszczy, którą sami Synowie nazywają Kłopotami. Niall dowodził wówczas wojskami w polu i wątpię, by kiedykolwiek porzucił zamiar podbicia Altary. Gdyby kontrolował oba brzegi Eldar, mógłby zdławić handel z Ebou Dar, a gdyby zniszczył handel z Ebou Dar, wówczas reszta Altary wpadłaby mu w ręce niczym ziarno wysypujące się z dziury w worku.

— To wszystko bardzo pięknie — zdecydowanie wtrąciła się Nynaeve, zanim któreś z nich podjęło temat. W słowach Thoma było coś, co poruszyło jakąś strunę w jej pamięci, ale nie potrafiłaby powiedzieć, co to było, ani dlaczego. W każdym razie nie mieli czasu na wykłady o stosunkach między Amadicią i Altarą, nie w sytuacji, gdy Galad i Trom obserwowali front gospody. Tyle też im oznajmiła, dodając: — A co z tobą, Juilin? Ty znasz środowisko różnych podejrzanych typów?

Łowca złodziei przez całe życie szukał w mieście towarzystwa kieszonkowców, włamywaczy i rabusiów; twierdził, że wiedzą więcej o tym, co się naprawdę dzieje niźli urzędnicy.

— Czy są tu jacyś przemytnicy, którym mogłybyśmy zapłacić za przeszmuglowanie nas albo... albo... Wiesz dokładnie, czego nam trzeba, człowieku.

— Niewiele się dowiedziałem. Złodziei jest w Amadicii niewielu, Nynaeve. Za pierwsze wykroczenie karą jest napiętnowanie żelazem, potem ucięcie prawej ręki, za trzecim razem się wisi, niezależnie od tego, czy będzie chodziło o bochenek chleba, czy o koronę królewską. W miasteczku takiej wielkości nie ma wielu złodziei, żadnych, którzy kradliby profesjonalnie — żywił pogardę dla amatorów — ale wszyscy i tak chcą rozmawiać tylko o dwu rzeczach. Czy Prorok naprawdę zamierza ruszyć na Amadicię, jak głoszą plotki, oraz czy ojcowie miasta ulegną i pozwolą jednak tej objazdowej menażerii dać tutaj przedstawienie. Sienda leży zbyt daleko od granic, aby przemytnicy mogli w niej...

Przerwała mu z nie ukrywaną satysfakcją.

— To jest to! Menażeria.

Wszyscy razem popatrzyli na nią, jakby zwariowała.

— Oczywiście — powiedział Thom nazbyt jakoś łagodnym głosem. — Możemy namówić Lukę, aby przyprowadził z powrotem swoje konio-dziki i wyjechać, podczas gdy one będą niszczyć kolejne partie miasta. Nie wiem, ile mu dałaś, Nynaeve, ale kiedy odjeżdżaliśmy rzucił za nami kamieniem.

Choć raz Nynaeve wybaczyła mu jego sarkazm oraz brak rozumu, który nie pozwalał mu dojrzeć tego, co ona widziała jasno jak na dłoni.

— Może i tak, Thomie Merrilin, ale pan Luca potrzebuje protektorów, a Elayne i ja zamierzamy nimi zostać. Będziemy musiały tylko porzucić ten powóz i zaprzęg... — To jej się zdecydowanie nie podobało; w Dwu Rzekach mogłaby za nie kupić wygodny dom — ...i wyślizgnąć się tylnym wyjściem.

Odrzuciła wieko kufra z zawiasami w kształcie liści i zaczęła wyciągać ubrania, koce i garnki, wszystko to, czego nie chciała zostawić z wozem pełnym barwników — dopilnowała wtedy, by mężczyźni spakowali wszystko z wyjątkiem uprzęży — dopóki nie dokopała się do pozłacanych szkatułek i sakiewek.

— Thom, ty i Juilin wyjdziecie tylnym wyjściem i znajdziecie wóz oraz jakiś zaprzęg. Kupcie też trochę zapasów, spotkamy się na drodze wiodącej do obozu Luki.

Z ociąganiem napełniła garście Thoma złotem, jednak nawet nie zatroszczyła się o przeliczenie go, nie dało się bowiem stwierdzić, ile co będzie kosztować, a ona nie chciała, by tracił czas na targowanie.

— To wspaniały pomysł — oznajmiła Elayne, uśmiechając się. — Galad będzie szukał dwóch kobiet:, nie zaś trupy kuglarzy i stada zwierząt. I nigdy nie przyjdzie mu do głowy, że mogłyśmy zechcieć ruszyć w kierunku Ghealdan.

Nynaeve nawet o tym nie pomyślała. Miała zamiar namówić Lukę, by skierował się prosto do Łzy. Pewna była, że ta jego menażeria może zarobić na swoje utrzymanie wszędzie. Ale jeśli Galad zechce ich szukać albo wyśle kogoś ich śladem, z pewnością wpierw pomyśli o wschodzie. I może być nawet na tyle sprytny, żeby skontrolować menażerię; mężczyźni czasami zdradzali podejrzanie dużo rozsądku, zwłaszcza gdy się człowiek tego po nich nie spodziewał.

— To była pierwsza rzecz, o której pomyślałam, Elayne. — Zignorowała nagły przypływ paskudnego smaku w ustach, kwaśne wspomnienie sparzonej kocie-j narecznicy i sproszkowanego liścia mawinii.

Thom i Juilin oczywiście zaprotestowali. Nie przeciwko samemu pomysłowi jako takiemu, ale uważali, że jeden z nich powinien zostać, aby chronić ją i Elayne przed Galadem i Białymi Płaszczami. Najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy, iż gdyby przyszło co do czego, Moc okaże się bardziej skuteczna niźli ich dwóch, czy choćby dziesięciu takich jak oni. Wciąż wydawali się mieć wątpliwości, kiedy wreszcie udało jej się wypchnąć ich z pomieszczenia z ostrym zaleceniem:

— I nie ważcie mi się tu wracać. Spotkamy się na drodze.

— Jeżeli będziemy musiały przenosić — powiedziała cicho Elayne, kiedy drzwi się za nimi zamknęły — szybko się okaże, że mamy przeciwko sobie cały garnizon Białych Płaszczy, a najprawdopodobniej również garnizon armii. Moc nie czyni nas niezwyciężonymi. Wystarczą dwie strzały.

— Będziemy się tym przejmować, kiedy przyjdzie na to czas — uspokoiła ją Nynaeve.

Miała nadzieję, że mężczyźni o tym nie pomyśleli. Gdyby było inaczej, mogłoby się okazać, że jeden z nich zaczai się gdzieś w pobliżu, co może wywołać podejrzenia ze strony Galada, jeśli przypadkiem zostanie zauważony. Gotowa była przyjąć ich pomoc, gdy okazywała się naprawdę potrzebna — tego nauczyła ją Ronde Macura, chociaż wciąż goryczą napełniały ją wspomnienia, jak to uratowano ją niczym kocię ciśnięte do studni — ale to ona będzie decydować, kiedy potrzebna jej pomoc, nie zaś oni.

Pobiegła szybko na dół, by znaleźć panią Jharen. Jej pani zmieniła zamiar, nie sądzi, by mogła stawić czoło upałowi i podróżować w tym kurzu tak prędko, jak dotąd. Zamierza się przespać trochę i nie chce, by jej przeszkadzano aż do kolacji, po którą pośle na dół. Oto pieniądze za następną noc. Karczmarka wykazała wiele zrozumienia dla delikatności szlachetnej damy oraz zmienności jej kaprysów. Nynaeve pomyślała, że pani Jharen okazałaby wyrozumiałość dla wszystkiego, prócz chyba morderstwa, pod warunkiem, że wystawiony przez nią rachunek zostanie uregulowany.

Zostawiwszy pulchną kobietę, Nynaeve na chwilę wzięła na stronę jedną ze służących. Kilka srebrnych groszy zmieniło właścicielkę i dziewczyna śmignęła w swym białym fartuchu, by znaleźć dwa głębokie czepki, które miały dawać cień i chłód; nie było to oczywiście coś, co założyłaby jej pani, ale dla niej będą w sam raz.

Kiedy wróciła do pokoju, Elayne już ułożyła na kocu pozłacane szkatułki, zawierające odzyskane ter’angreale oraz skórzaną sakiewkę z pieczęcią. Wypchane sakiewki z pieniędzmi leżały obok zawiniątka Nynaeve na sąsiednim łóżku. Elayne zwinęła koc i obwiązała węzełek mocnym rzemykiem wyciągniętym z któregoś z kufrów. Nynaeve naprawdę spakowała wówczas wszystko.

Żałowała, że teraz musi się z tym rozstać. Właściwie nie chodziło o stratę. Nie tylko, przynajmniej. Nigdy się nie wie, kiedy coś może się przydać. Na przykład te dwie wełniane suknie, które Elayne ułożyła na jej łóżku. Nie były dość dobre dla damy, z kolei zaś nazbyt strojne dla pokojówki, ale gdyby zostawiła je w Mardecin, jak chciała Elayne, miałyby teraz ogromne kłopoty z dobraniem sobie strojów.

Nynaeve uklękła i zaczęła przetrząsać zawartość kolejnego kufra. Trochę bielizny, dwie dodatkowe suknie na zmianę. Dwie rynienki do pieczenia z żeliwa byłyby znakomite, ale zbyt ciężkie do noszenia, mężczyźni zaś z pewnością nie zapomną kupić zastępczych. Przybory do szycia w zgrabnym pudełku wykładanym kością słoniową; na pewno nie przyjdzie im do głowy kupić choć szpilkę. Jednak ,jej uwaga po części tylko skierowana była na to, co robi.

— Znałaś Thoma już wcześniej? — zapytała, jak się jej zdawało, zdawkowym tonem. Obserwowała Elayne kątem oka, udając, że jest całkowicie. pochłonięta zwijaniem pończoch.

Dziewczyna zaczęła wyciągać własne rzeczy, wzdychając nad jedwabiami, które odkładała na bok. Zamarła z rękoma zanurzonymi głęboko w kufrze i nie spojrzała nawet na Nynaeve.

— Był nadwornym bardem w Caemlyn, kiedy byłam mała — odpowiedziała cicho.

— Rozumiem. — Nic nie rozumiała. W jaki sposób człowiek może od nadwornego barda zabawiającego rodzinę królewską, a więc omalże równego pozycją szlachcie, stoczyć się. do zwykłego śpiewaka wędrującego od wioski do wioski?

— Był kochankiem Matki po śmierci Ojca. — Elayne powróciła do swego zajęcia, a powiedziała te słowa tak rzeczowym tonem, że Nynaeve aż zamarła z rozdziawionymi ustami.

— Twojej Matki...

Druga kobieta wciąż jednak nie patrzyła na nią.

— Nie mogłam go sobie przypomnieć aż do Tanchico. Byłam wtedy bardzo mała. Dopiero te jego wąsy, kiedy stanęłam dość blisko, by spojrzeć mu w twarz, i gdy usłyszałam, jak recytuje fragment Wielkiego Polowania na Róg. On pomyślał, że powtórnie zapomniałam. — Jej twarz lekko poróżowiała — Wypiłam wtedy... trochę za dużo wina i następnego dnia twierdziłam, iż nic nie pamiętam.

Nynaeve była w stanie tylko kręcić głową. Pamiętała tę noc, kiedy Elayne wlała w swoje głupie gardło zbyt wiele wina. Przynajmniej nigdy więcej już tego nie zrobiła; ból głowy następnego ranka musiał się okazać skuteczną kuracją. Teraz już rozumiała, dlaczego dziewczyna zachowywała się wobec Thoma w taki sposób. Kilkakrotnie w Dwu Rzekach widziała podobne obrazki. Dziewczyny ledwie dorosłe, by myśleć o sobie jak o kobietach. Z kim jeszcze mogłyby się porównywać jak nie z własną matką? A czasami, z kim lepiej konkurować, by dowieść sobie, że jest się prawdziwą kobietą? Zazwyczaj nie prowadziło to do niczego więcej niźli do starań, by być we wszystkim lepszą, poczynając od gotowania, a kończąc na szyciu, czy może do niegroźnego zupełnie flirtu z własnym ojcem, ale w przypadku jednej wdowy Nynaeve obserwowała, jak jej niemalże dorosła córka zrobiła z siebie kompletną idiotkę, usiłując usidlić mężczyznę, którego jej matka zamierzała poślubić. Kłopot polegał na tym, że Nynaeve nie miała pojęcia, co począć z tymi głupstwami w przypadku Elayne. Pomimo surowych napomnień i nie tylko, zarówno od niej jak i Koła Kobiet, Sari Ayellin nie uspokoiła się, zanim jej matka powtórnie nie wyszła za mąż, a i ona nie znalazła sobie męża.

— Przypuszczam, że musiał być dla ciebie jak ojciec — powiedziała ostrożnie. Udawała, że ją również zajmuje tylko pakowanie rzeczy. Thom z pewnością patrzył na nią w ten Sposób. To tyle wyjaśniało.

— O ojcu prawie wcale nie myślę. — Elayne pozornie skupiła się na decyzji, ile zabrać jedwabnych sukien, ale jej oczy posmutniały. — Niewiele pamiętam. Byłam .jeszcze dzieckiem, kiedy umarł. Gawyn mówi, że cały swój czas spędzał z Galadem. Lini próbowała go jakoś usprawiedliwiać, ale ja wiem, iż ani razu nie przyszedł do pokoju dziecinnego, aby zobaczyć mnie czy Gawyna. Z pewnością by się nami zajął, wiem o tym, kiedy bylibyśmy już na tyle dorośli, by zacząć się czegoś uczyć jak Galad. Ale umarł.

Nynaeve spróbowała ponownie.

— Przynajmniej Thom jest sprawny jak na swój wiek. Ładnie byśmy wyglądały, gdyby cierpiał na reumatyzm. Starszym mężczyznom często się to zdarza.

— Wciąż potrafiłby robić salta, gdyby nie ta jego noga. Zresztą nie dbam o to, że on utyka. Jest inteligentny i tyle wie o świecie. Jest delikatny i czuję się bezpieczna w jego obecności. Nie sądzę, że powinnam mu o tym mówić. Próbuje mnie chronić w wystarczającym stopniu.

Nynaeve z westchnieniem poddała się. Przynajmniej na razie. Thom mógł sobie patrzeć na Elayne jak na swoją córkę, ale jeśli ta dziewczyna będzie dalej się tak zachowywać, on może sobie przypomnieć w pewnej chwili, że wcale nią nie jest, a wtedy Elayne dopiero wpakuje się w kabałę.

— Thom jest bardzo miły dla ciebie. — Czas już zmienić temat. — Jesteś pewna, jeśli chodzi o Galada? Elayne? Elayne, czy jesteś pewna, że Galad może nas wydać?

Tamta wzdrygnęła się, z jej czoła zniknął lekki mars.

— Co? Galad? Jestem jak najbardziej pewna, Nynaeve. A jeśli się dowie, że nie mamy zamiaru pozwolić mu, by odwiózł nas do Caemlyn, to tylko przyspieszy swoją decyzję.

Mrucząc coś do siebie, Nynaeve wyciągnęła z kufra jedwabną suknię do konnej jazdy. Czasami myślała, że Stwórca powołał na świat mężczyzn jedynie po to, by przysparzali kobietom kłopotów.

Загрузка...