JEDNA MINUTA

Szybkimi ruchami pięciu kończyn A-Cis zrzucił krępujący jego ruchy zewnętrzny skafander. Równocześnie aparat tłumaczący przekazał jedyne słowo Urpianina zwrócone do czterech obecnych ludzi:

— Uciekajcie!

— Zostaniemy — odpowiedział Lu.

— Zostaniemy — powtórzyli pozostali. Ber z głębokim przejęciem patrzył na Lu. Tymczasem A-Cis kontynuował:

— Bracia Ziemianie, nie jesteście m tutaj potrzebni!

W oczach Bera pojawił się niepokój. A-Cis odpowiedział, przechwytując jego myśl:

— Nie obawiajcie się! Zrobię, co będę mógł.

— Już się nie obawiam. Przepraszam cię, A-Cis — zmieszał się Ber.

— Za kilka minut nie wyjdziecie stąd żywi. Po co, skoro nic nie możecie pomóc? Ja sam zostanę. Szkoda czasu na mówienie. Tym razem musicie mnie posłuchać.

Nie sprzeciwiali się. Wiedzieli, że A-Cis ma znacznie rozleglejsze możliwości.

Urpianin pozostał sam. Zajął miejsce sparaliżowanych ogniw dyspozycyjno-kierow-niczych Pamięci Wieczystej. Włączając się w obwód wraz ze swoim dublomózgiem, mógł teraz korzystać bez ograniczeń z całej wiedzy zgromadzonej dotąd przez mido i zmagazynowanej przez Pamięć Wieczystą. A była to wiedza ogromna i bardzo zróżnicowana. Specjalnie nastawiona na zwalczanie silikoków, nie ograniczała się bynajmniej do gromadzenia tylko tych faktów, które bezpośrednio dotyczyły krzemowych mikrobów i ich potężnych mocodawców — Silihomidów.

Zasób informacji tej Pamięci Wieczystej, choć nierównie uboższy od jej pierwowzoru w Układzie Tolimana, od stuleci nieustannie rozbudowywanego przez Urpian, sięgał wszystkich dziedzin nauk przyrodniczych. Było to niezbędne, aby przedsięwziąć generalną kampanię mającą na celu, po nader szczegółowym przygotowaniu ofensywnego planu walki, doszczętne wygubienie silikoków. Zadaniem tego supermózgu miało być później także rozpracowanie Silihomidów oraz metod porozumienia się z tymi dziwnymi istotami. A-Cis bowiem, podobnie jak Bandore i Kruk, skłonny był oszczędzić ich, a nawet przetransportować na Merkurego, oddając im ten glob w niepodzielne władanie. Ale to były sprawy dalsze, wymagające uzgodnienia z Komitetem Obrony Ludzkości. Tymczasem obowiązywała walka na śmierć i życie.

Pierwsze rozpoznanie, jakie uzyskał A-Cis, nakazywało natychmiastowy powrót: skafander, w którym przybył, wcale nie chronił go przed atakiem silikoków. Cały teren był już przez nie opanowany. Wydobywały się koloniami z głębi skał, z formacji przyległych do jeziora lawy podmywającego coraz wyższe warstwy gruntu.

Rozporządzał tylko jedną minutą. Po jej upływie skafander zostanie rozłożony przez krzemowe bakterie, które z kolei zaczną rozkładać ciało Urpianina.

Wiedział, że powinien natychmiast odlecieć. Tak nakazywała mądrość urpiańska. A jednak jakiś wewnętrzny przymus trzymał go kurczowo na miejscu.

A-Cis sześćdziesięciokrotnie przyspieszył przebieg reakcji zachodzących w jego organizmie. W ten sposób minuta dla niego wzrosła do godziny. W ciągu tej krytycz-nej minuty postanowił stworzyć ośrodek dyspozycyjny. Jeśli nie zdąży — przepadło wszystko.

W błyskawicznym tempie uruchomił za pomocą jedynego mido niezliczone agregaty precyzyjnych urządzeń, mających w sumie sprostać rozlicznym obowiązkom dyspozytora i koordynatora pracy wielkiego mózgu. Z napięciem ważył w myślach sens podjęcia walki z silikokami już teraz, z wykorzystaniem środków ataku naprędce skonstruowanych przez mido, aby przeciwdziałać groźbie wybuchu wulkanicznego, który rozsadziłby cały teren. Był pewien, że w ciągu minuty z pewnością to nie nastąpi. W tej sytuacji nie wolno było rozpraszać sił i środków. Skupienie ich na uruchomieniu Pamięci Wieczystej stanowiło rękojmię zwycięstwa.

Upływały sekundy, które dla A-Cisa były minutami. Pracował w napięciu, choć przychodziło mu to coraz trudniej. Odczuwał dojmujący ból mięśni. Tkanki jego ciała dotkliwie przeżerało wewnętrzne gorąco.

Wokół niego, już na obszarze głównych urządzeń supermózgu, zaczęły przenikać na zewnątrz przez szczeliny gazy wulkaniczne, rozpraszające się w niezmiernie rozrzedzonej atmosferze księżycowej.

A-Cis wiedział, że mógłby się jeszcze uratować. Medycyna urpiańska leczyła zgorzel silikokową. Ale wiedział też, że nie może teraz przerwać tego, co robi i wrócić na Astrobolid.

A-Cis tworzył, cierpiał i myślał jednocześnie. Tempo odbudowy zniszczonych urządzeń ośrodka dyspozycyjno-kierowniczego Pamięci Wieczystej, precyzja i sumienność w montowaniu agregatów ani trochę nie ucierpiały na tym, że A-Cis medytował również nad zagadnieniami tylko jakąś bardzo ogólną, filozoficzną więzią związanymi z obecną sytuacją.

Patrzył wstecz na swoje życie; trzeźwo i bez żadnych poetyckich upiększeń, tak trzeźwo, jak mógł to uczynić tylko Urpianin. Zdawał sobie sprawę, że żył czterokrotnie dłużej, aniżeli to było udziałem ludzi. W tym czasie dokonał nieporównanie większej pracy myślowej niż najgenialniejszy człowiek. Posługiwał się dublomózgiem, miał jakże często dostęp do Pamięci Wieczystej z zawartą w niej całą mądrością urpiańska.

Z tego, co zdołał podpatrzyć, przetrawić i nauczycie od ludzi w ciągu trwającej dwadzieścia pięć lat podróży na Ziemię, nie wywnioskował bynajmniej, aby doznania każdego ludzkiego życia zamykały się uboższą sumą wrażeń. Wrażenia te, daleko bardziej urozmaicone, na razie wydawały mu się mniej cenne od urpiańskich — zwłaszcza dlatego, że były ludzkie, a przez to samo obce, dalekie, niepojęte.

Jednak ta obcość ludzi, zwłaszcza gdy przybył do Układu Ziemi, z dnia na dzień rozpływała się jakoś, stawała się mniej istotna, a chyba nawet coraz mniej rzeczywista. Nie wyrażało się to niestety, bo nie mogło, w konkretnym, dogłębnym zrozumieniu przez A-Cisa ludzkiej psychiki. Zdawał sobie z tego sprawę i jakże często odczuwał żal, że bogaty krąg emocjonalnych wrażeń, połączony z ludzkim i tylko ludzkim widzeniem życia i świata, wszystko to, co składało się na nierozerwalny kształt kultury i intelektu, pozostanie dla niego na zawsze niezrozumiałe.

Świadomość tego pojawiła się w mózgu A-Cisa już w pierwszej fazie zetknięcia z Ziemianami. Ludzi zakochanych, ludzi marzących o wielkich odkryciach, ludzi aż do bólu tęskniących za swą kosmiczną ojczyzną oddaloną o lata świetlne, ludzi do szaleństwa roz miłowanych w wolności i każdej chwili gotowych bronić jej za cenę życia obserwował chłodno, jak obiekty eksperymentalne. Ale coś z tego osobliwego świata, obcego, niezrozumiałego, a przecież bardzo bogatego sączyło się weń powoli, nieustannie, jak woda drążąca kamień. Zaczął chwilami odczuwać jakiś skryty, niejasny niepokój, którego W jego duszy, poddanej wyłącznie dyscyplinie rozumu, nie byłoby zdolne zrodzić żadne zjawisko z urpiańskiego świata. Reakcje ludzi, ich opór w poddawaniu się urpiańskim doświadczeniom, pogłębiały ten niepokój.

W dużej mierze przyczyniał się do tego Lu. Będąc zaprogramowanym konglomeratem cech ludzkich i urpiańskich, mający stanowić ważkie ogniwo nie tylko porozumienia, lecz i zrozumienia ludzi przez Urpian, samym sobą wystawiał dobre świadectwo kulturze Ziemian. Ale czy.słuszne było tworzenie istoty tak rozdanej wewnętrznie, z tak ogromnym trudem odnajdującej swe miejsce wśród współbraci? I czy w obecnej, jakże trudnej sytuacji sprostać on może zadaniom tworzenia pomostów między-Urpia-nami i ludźmi? A on — A-Cis — poza udostępnieniem wiedzy zawartej w nowej Pamięci Wieczystej, nie będzie przecież już w stanie mu pomóc…

Gdy przełączał teraz i rozmieszczał coraz to nowe pola sił, gdy tworzył plany struktur obronnych realizowane w zawrotnym tempie przez mido, do jego świadomości, ważącej trzeźwo, po urpiańsku, powody swego postępowania, nieodparcie przenikała niepokojąca myśl, że celowi, któremu oddaje życie, przypisał większą wagę niż dyrektywom Rady Ustalającej Przyszłość.

Czy miał prawo rozporządzać swoim życiem, które nie tylko było własnością zespolonej społeczności, ale w wyznaczonej mu misji nabierało wartości niewymiernej? Nie dbał już o to, jak Centrum Myśli Przewodniej oceni jego decyzję — może uznana zostanie za zdradę społeczności, a nie tylko przekroczenie uprawnień? Jeśli odczuwał niepokój, to tylko dlatego, że dla niego samego, kierującego się przecież wdrożoną od wielu pokoleń logiczną precyzją myślenia, to, co zrobił, nie było w pełni zrozumiałe.

Dlaczego tak postąpił? Nie czuł ani miłości do ludzi, ani też poczuwał się do odpowiedzialności za los ludzkiej planety, która miała być i była chyba tylko przedmiotem bacznych, beznamiętnych studiów. A jednak przez te lata pobytu w statku Ziemian coś musiało się w nim zmieniać, rozstrajając nieznacznie ową komputerową precyzję działania jego umysłu. Mógł nawet w przybliżeniu określić przyczynę tego stanu. Obcując z ludźmi dopuścił do przeniknięcia w jego psychikę jakiejś odrobiny emocjonalnego widzenia świata, a więc zaszczepienia w sobie okruchu ludzkiej natury. Pociągało to za sobą bliżej co prawda nie sprecyzowane, niemniej realne poczucie braterstwa z ludźmi, a może tylko pragnienie, aby stało się ono faktem.

Było w tej chęci braterstwa ziarno zazdrości i ziarno podziwu — coś zgoła obcego psychice Urpian. Syn obcej kultury planetarnej, mającej szacunek wyłącznie dla rozumu, zespolenia świadomości i sprawności techniczno-organizacyjnej zazdrościł ludziom tego, co przecież do niedawna uznawał za szkodliwe społecznie — owej różnorodności, a nawet niepowtarzalności fizycznej i psychicznej każdej jednostki, tego zaskakującego, nieobliczalnego zachowania się grup społecznych, reagujących jak gdyby spontanicznie, a jednak jakże często wcale nie błędnie, owej zadziwiającej możliwości współistnienia i godzenia rozumu z instynktem, intuicji z trzeźwą kalkulacją, niecierpliwości i wytrwałości, heroicznej odwagi z umiłowaniem życia.

Czuł instynktownie — co w ogóle dla Urpian powinno być czymś absurdalnym i patologicznym — że jego obowiązkiem i przeznaczeniem jest uratować tę cywilizację i jej siedlisko — Ziemię — w jej takim właśnie, naturalnym kształcie. Dlatego ponaglał mido do granic szybkości działania i wytrzymałości tych wysoce uniwersalnych, obdarzonych samodzielnością i inteligencją automatów.

Niewiele już pracy zostało do wykonania, jednak Pamięć Wieczysta pozostawała nadal jeszcze bezużyteczna i samodzielnie ani mido, ani ludzie nie zdołaliby jej uruchomić. Każda sekunda liczyła się teraz w trójnasób — wyścig ze śmiercią i zagładą wkraczał w ostatnią, decydującą fazę. Jezioro lawowe podpływało już pod powierzchnię. Skalny teren groził zapadnięciem się i roztopieniem w ciągu najbliższej godziny. Pierwszym zadaniem po włączeniu Pamięci Wieczystej do działania miało być natychmiastowe powstrzymanie rozprzestrzeniania się jeziora, zamrożenie go i wygubienie silikoków w obrębie głównych urządzeń, zarówno na powierzchni, jak też w głębi skał.

Wygubienie silikoków… — pomyślał A-Cis — Gdybyż możliwe było wygubienie ich teraz, kiedy przeżerają mój organizm nerw za nerwem, komórka za komórką.

Przepalał go ogień wewnętrzny. Czuł, że śmierć się zbliża, a on umierając musi myśleć intensywnie, aby nie zaniedbać żadnego szczegółu w pracy mido.

Montaż ostatnich struktur obronnych dobiegł końca. Pamięć Wieczysta miała już stałe samoczynne połączenie z Astrobolidem. Równocześnie zespoły mido, na podstawie wiedzy przetwarzanej w wielkim mózgu, sztab walki z silikokami, rozpoczęły prze-ciwuderzenie.

A-Cis czuł jak przez mgłę, że robota skończona. Zapadał się w śmierć. Wysoko w niebie świeciła Ziemia, na której ludzie mogli teraz zwyciężyć.

Загрузка...