SILIHOMID?

Poniżej drukujemy wywiad, jaki udało się przedstawicielowi „Magazynu Międzygwiezdnego” przeprowadzić z Rem Hamersted w związku z utworzeniem Organizacji Obrony Wolności.

— Czy prawdą jest, ze Komitet Obrony Ludzkości dwunastego września uchwalił zwrócenie się do istot zamieszkujących Układ Tolimana 2 z prośbą o pomoc w walce z silikokami?

— Tak. Podkreślę jednak, że uchwała ta przeszła nieznaczną większością głosów.

— Dlaczego trzynastu członków komitetu, a wśród nich i ty, podaliście się do dymisji, nie szukając innych sposobów zmiany decyzji?

— Naszym zdaniem uchwała taka mogła być podjęta wyłącznie w wyniku publicznego przedyskutowania problemu. Dopóki byliśmy członkami komitetu, obowiązywała nas zasada tajności.

— W czym wasza grupa upatruje niebezpieczeństwo, jakie może pociągnąć uchwała z dwunastego września?

— Wszystkie materiały, jakie do tej pory nadeszły od wyprawy Astrobolidu, wskazują, że istoty zwane Urpianami bardzo powierzchownie i przez to fałszywie pojmują specyfikę rozwoju cywilizacji ludzkiej. Zarówno w relacjach Daisy Brown, jak w mate-nalach uzupełniających jest wiele niejasności. Naszym zdaniem, te istoty mogą mieć jakieś ukryte cele i pragnąć ponowić — tym razem już na Ziemi — próbę podstępnego przekształcenia ludzkości na własną modłę.

— Czy taki plan przeistoczenia od podstaw, bo drogą przeróbek aparatu chromoso-malnego, jakiegoś gatunku innoplanetarnych istot myślących nie kłóci się z bardzo wysokim poziomem inteligencji, jaki Daisy Brown przypisuje Urpianom, których przecież dobrze zna?

— Z tych zapisków wyłania się obraz psychozoów równie mądrych, jak cynicznych. Jeśli tak jest naprawdę, Urpianie mogą trzeźwo i beznamiętnie posunąć się nawet do niewyobrażalnej zbrodni zgładzenia ludzi jako takich nie przez fizyczne wymordowanie ich, tylko przez zmianę osobowości. Intelekt wcale nie chroni przed uprawianiem ludobójstwa.

— Ostatnio dość czysto sugerowano, że inwazja silikoków nie jest zjawiskiem przypadkowym. Mogli umyślnie wywołać ją Urpianie, by w takim zamieszaniu tym skuteczniej wleźć z kopytami w sprawy ludzkie. Pewien reporter dosadnie nazwał to łowieniem ryb w mętnej wodzie. Czy wasza grupa podziela ten pogląd?

— Nie wykluczamy tego, lecz na razie brak dowodów. Osobiście sądzę, że jeśli inwazja nie została zaprogramowana i kierowana przez nich, mogli uznać ją za nader wygodny zbieg okoliczności, aby wmieszać się — najpierw z ukrycia, a później nawet jawnie — w nasze wewnętrzne sprawy. Jedno trzeba stwierdzić bezspornie: że mido działa w Układzie Słonecznym. W kilku przypadkach skutecznie zwalczyło silikoki, chociaż to nie musiała być akcja celowa…

— …tylko?

— Działanie uboczne. Te pyły autosterowane mają niezwykle duży zakres kompetencji, a także zawiadują olbrzymim potencjałem energetycznym.

— Czy nie sądzicie, że bajki o Silihomidach są kreowane przy biurku i tendencyjnie puszczane w świat przez wysłanników ekipy Kruka dla tumanienia ludzi?

— Zastrzeżenia można mieć tylko do interpretacji. Niestety, wiele danych wskazuje, że z silikokami współdziałają, czy raczej kierują każdą ich ofensywą, jacyś rozumni krzemowcy. W miejscu katastrofy naszej latającej wyspy znaleziono zniszczone promieniowaniem wysyłanym przez mido szczątki jakiegoś węglowo-krzemowego walca, który prawdopodobnie był tym poszukiwanym organizmem. Być może przybył on tam, gdzie silikoki przegrywały wskutek wprowadzenia przez nas preparatu do zwalczania ich, i osobistą ingerencją ułatwił im wtargnięcie na latającą wyspę. Co najciekawsze, ta istota — na ile można wnioskować z ocalałych resztek — jest podobna do bryły traktowanej (może niesłusznie?) jako meteoryt, która w zagadkowy sposób zniknęła dziesięć lat temu sprzed laboratorium Rama Gori.

— Czyżby ów blok, uważany za zwyczajny aerolit, czyli meteoryt kamienny, nagle okazał się istotą żywą i źródłem potwornej próby zawojowania całego globu? Jeśli dobrze pamiętam, znaleziono go w skalach osadowych sprzed stu trzydziestu milionów lat. Absurdalne wydaje się przypuszczenie, że jakikolwiek organizm utrzymał się lak niezmiernie długo w stanie anabiozy.

— Nie jestem tego pewna. Już w dwudziestym wieku Udało się mikrobiologom ożywić bakterie zamrożone sto milionów lat temu. Nieco później z komórki dobrze za chowanego mamuta, który przeleżał w „lodówce” syberyjskiej zmarzliny kilkanaście tysięcy lat, drogą klonowania wyhodowano żywy okaz. Matką zastępczą była słonica indyjska jako najbliżej spokrewniona z tamtym wymarłym gatunkiem i na nowo wskrzeszonym, który znamy przecież z wielu ogrodów zoologicznych.

— Ale co innego przetrwanie dużego tkankowca w kompletnie skamieniałej postaci…

— Cóż wiemy o życiu węglowo-krzemowym? Tyle co nic. Byłoby krótkowzrocznością założyć z góry, że taki stwór nie może przejść w stan niejako krystaliczny, by w tak korzystnie zakonserwowanej formie trwać jako swoista życiowa rezerwa długie miliony, a może miliardy lat, do chwili kiedy trafi na podatne warunki.

— Czy przytoczona krystalizacja jest moją propozycją ad hoc, wymyśloną w czasie naszej rozmowy, czy też na poparcie tego poglądu masz ważkie argumenty?

— Kilka doświadczeń profesora Bandorego wykazało, że silikoki zostawione kilka miesięcy w próżni laboratoryjnej, w wilgotnym mule albo w wodzie, powoli, lecz nieuchronnie przechodzą w stan krystaliczny. Na razie nie ma jeszcze pewności, że stan ten jest odwracalny.

— Czy tamten żywy meteoryt mógł przedostać się z Merkurego? Zwolennicy takich sugestii dotychczas nie są w sianie wyjaśnić, w jaki sposób oderwał się od macierzystej planety.

— Nie tylko to. Merkury jest zbadany na tyle, aby mieć pewność, że nie ma rodzimego życia. A przecież podczas długiego tamtejszego dnia krzemowce znajdowałyby świetne warunki dla siebie, przynajmniej pod względem temperatury. Noc mogłyby ewentualnie przesypiać w letargu.

— Skąd wiec wziął się ten stwór krzemowoorganiczny?

— Niektórzy egzobiolodzy sądzą, że przybył z bardzo daleka; nawet z innej galaktyki. Przeleżał w głębi Ziemi całe epoki geologiczne i ożył dopiero po wydobyciu go na wierzch — pod wpływem promieni słonecznych albo gazowego otoczenia… Według takich domniemań, gdyby w okresie kredowym nie wpadł do ówczesnego morza, lecz spoczął na powierzchni lądu, w ogóle nie doszłoby do powstania człowieka, gdyż cała nasza biosfera musiałaby ustąpić pola krzemowcom.

— Czemu jednak po zestaleniu się skały osadowej silikoki zaraz nie przeszły w stan czynnego życia i nie podjęły swej gwałtownej działalności, jak to czynią obecnie?

— Silihomida i silikoki wrzucasz do jednego worka. A tego powinniśmy się wystrzegać, póki nie odkryjemy rodzaju powiązań między tymi gatunkami, wzajemnie różniącymi się chyba tak dobitnie jak pierwotniak i człowiek.

— Masz słuszność. Zbyt pochopnie potraktowałem silikoki jako cos w rodzaju flory bakteryjnej stale obecnej w naszym przewodzie pokarmowym.

— Tymczasem one potrafią zachowywać się bardzo rozmaicie w warunkach całkiem podobnych. Nie chciałabym być źle zrozumiana, lecz tak twierdzą zwolennicy najnowszej hipotezy Bandorego: w pewnych przypadkach funkcje życiowe krzemowych mikrobów wydają się podporządkowane woli jakiejś istoty rozumnej. — To wielka rewelacja. Ale znowu wrócę do źródła, czyli do Silihomidów: czy możesz przytoczyć konkretniejszy dowód ich istnienia poza niezbyt czytelnymi szczątkami czegoś zniszczonego przez mido na wyżynie Ahaggar?

— Tak. Nawet z tego samego pola walki. Wśród szczątków wyspy latającej udało się odnaleźć krystaliczne zapisy, z których część nie była zbytnio zatarta. Otóż obserwacje kilku łazików zdają się wskazywać, że na zakażonym obszarze zetknęły się z jakimiś większymi istotami węglowo-krzemowymi. Mają one cały pęk ruchliwych odnóży i coś w rodzaju niekształtnego tułowia.

— Dlaczego mówisz oględnie, że ”obserwacje zdają się zakasywać”?

— Łaziki pracowały w nader trudnych warunkach. W taśmach jest wiele zniekształceń, a przede wszystkim obraz zakrywają często obłoki gazowe do tego stopnia, że wahaliśmy się, czy nie wchodzą w grę jakieś złudzenia optyczne. Wszak wiemy, że sili-koki już niejednokrotnie przejawiały zorganizowane działanie, na przykład wyrzucając kierunkowo rozpalone gazy i lawę.

— Na czym więc opieracie przypuszczenia, ze mogą tu działać Silihomidzi?

— Sposób natarcia na północny odcinek frontu i latającą wyspę stwarza wie)e przesłanek przemawiających za tą hipotezą. Dobrze tłumaczy ona zresztą fakt, że silikoki zaatakowały przede wszystkim mnie osobiście, jakby wiedząc, że właśnie ja kieruję konkrytem. A przecież konkryt wykonuje pracę analityczno-syntetyczną, która nie rzuca się w oczy. Jest niejako mózgiem, a nie wykonawcą. Pojąć strukturę organizacyjną ośrodka kierującego latającą twierdzą mogła, moim zdaniem, wyłącznie istota rozumna.

— Czy nie dopuszczasz możliwości, że owi Silihomidzi sq po prostu wysłannikami mido; jakimś przedłużonym jego ramieniem?

— Za wcześnie na kategoryczną odpowiedź. Niemniej w ostatnich miesiącach niejednokrotnie stwierdzono atakowanie ognisk silikokowych promieniowaniem dezintegrującym wysyłanym przez te pyły autosterowane. Nadto uratowanie życia Frankowi i mnie, co jest dotąd niezrozumiałe dla naszej medycyny, nie stanowi już wydarzenia odosobnionego. Wszędzie tam, gdzie działało mido, silikoki ginęły nie tylko na powierzchni ziemi, lecz również wewnątrz ustrojów ludzkich. Widocznie to promieniowanie dezintegrujące nie niszczy białka węglowego.

— Co nazywasz promieniowaniem dezintegrującym?

— Właściwie jest to hipoteza czysto robocza. Dotąd nie udało się zarejestrować takiego promieniowania. Spostrzegamy tylko jego działanie w postaci rozkładania białka krzemowego.

— Czy komitet poprzez terenowe sztaby obserwacyjne próbował wejść łv kontakt z mido?

— Owszem. Chodziło głównie o wspólną akcję przeciw silikokom. Porozumienie było trudne, gdyż mido nie służy specjalnie temu celowi. Udało się jednak uzyskać jaką taką odpowiedź, z której wynika, że do stworzenia planowej, zorganizowanej obrony przeciw inwazji krzemowców nie wystarczy mido. W tym celu trzeba zbudować gigantyczny sztuczny mózg: urządzenie, które Urpianie nazywają Pamięcią Wieczystą.

— Czy uchwała Światowego Komitetu Obrony Ludzkości wprowadza jakieś zastrze żenia dotyczące zakresu spodziewanej pomocy?

— Nie. To byłoby zresztą nielogiczne. Zawierzenie dobrej woli istot rozporządzających techniką bez porównania wyższą od naszej stawia siłą rzeczy tę pomoc poza ludzką kontrolą.

— Czy Bernard Kruk i jego stronnicy nie widzą w tym niebezpieczeństwa?

— Widzą. Usiłują uspokoić siebie i innych, że ono jest co najmniej przesadzone. Uważają, że dla ratowania Ziemi warto ponieść wielkie ryzyko — aż do częściowego ograniczenia swobody ludzkiej woli. W tym względzie między nimi a nami otwarła się przepaść nie do przekroczenia. Dlatego wystąpiliśmy z komitetu.

— Jakie stanowisko w tej sprawie zajmował dotychczasowy sekretarz Światowego Komitetu Obrony Ludzkości, Tom Mallet?

— Usiłował pogodzić oba kierunki.

— Jakie wyjście z sytuacji widzi Organizacja Obrony Wolności?

— Na razie całkowitą ewakuację Ziemian. Równocześnie trzeba zbadać istotę działania mido i przyjąć jego metody walki z krzemowcami. Pomoc Urpian chcemy ograniczyć do działania pośredniego. Nie zgadzamy się na tworzenie inspirowanego przez nich ośrodka kierowniczego. Wprawdzie zdaniem załogi Astrobolidu zbudowanie Pamięci Wieczystej jest niezbędne, aby walkę doprowadzić do zwycięstwa, ludzie ci są jednak niewątpliwie pod silnym, choć niedostatecznie wyjaśnionym wpływem Urpian. Być może działają w transie.

— Kiedy spodziewane jest przybycie Astrobolidu?

— Za cztery miesiące.

— Jakie zadania stawia sobie Organizacja Obrony Wolności na najbliższy okres?

— Przeszkodzić budowie Centralnego Ośrodka Kierowniczego. I Io przeszkodzić za wszelką cenę, przynajmniej do chwili powrotu wyprawy międzygwiezdnej. Wtedy wiele rzeczy się wyjaśni, a przede wszystkim osobisty kontakt z astronautami pozwoli ocenić, czy ludzie ci nie działają pod przymusem psychicznym Urpian. Domagamy się, aby w ciągu kwartału przynajmniej wszystkie dzieci przewieziono na Wenus. Dorosłych będziemy ewakuować w miarę technicznych możliwości. Poza tym zobowiązaliśmy się powiadamiać opinię publiczną o wszystkich naszych zamierzeniach i czynnościach.

— Czy mogą nastąpić zmiany w komitecie?

— Na razie nie jest to przewidziane. Zresztą w skład komitetu wchodzą osoby zasłużone, które niewątpliwie działają w dobrej wierze. Kto wie, czy większość ludzi nie stanęłaby po ich stronie.

Загрузка...