Gdy Mejana znalazła się w swych prywatnych pokojach, zrzuciła zakrwawione łachy i stanęła naga przed sięgającym podłogi zwierciadłem. Na jej bladym ciele nie było żadnej rany. Nawet najdrobniejszego śladu w miejscu, gdzie ostrze przebiło skórę. Porządna jak zawsze Mejana, zaniosła ubranie do kosza na pranie i wrzuciła je do środka. Potem ubrała się w inną luźną suknię, z jasnozielonego płótna. Wróciła do swoich pokojów i zobaczyła, że dziewczyna siedzi przy oknie, spoglądając na zatokę.
Mejana zatrzymała się, by przyjrzeć się jej uważnie. Z pozoru nie różniła się niczym od naiwnej wieśniaczki, którą znalazła na ulicy, nieśmiałej dziewczyny, którą zaprowadziła do Baja. Coś się w niej jednak zmieniło. Jej twarz zdawała się promienieć, a w ruchach wyczuwało się pewność siebie.
– Jak się czujesz? – zapytała Sofarita.
– Lepiej niż się spodziewałam. Jak udało ci się opanować awatarskie kryształy?
– Nie mam kryształów, Mejano. Moc należy tylko do mnie.
– Nie wyczułam jej przy naszym poprzednim spotkaniu – stwierdziła starsza kobieta. Podeszła do wysokiego krzesła i usiadła naprzeciwko dziewczyny.
– Wtedy się jeszcze nie objawiła. Ale teraz już się to stało. I wszystko się zmieniło.
– Służysz teraz Awatarom?
– Nie. Nie służę nikomu.
– Ale mieszkasz z kwestorem Ro i uratowałaś mu życie.
– W rzeczy samej. I zrobiłabym to znowu. Tobie również je uratowałam.
– Moje życie jest warte uratowania – stwierdziła Mejana. – Mam misję i cel. Walczę o uwolnienie mojego ludu od tyranii Awatarów.
Sofarita potrząsnęła głową.
– Nie, pragniesz tylko zemsty za śmierć córki. Ale twoje motywy nie są w tej chwili ważne.
– A co jest ważne? – zapytała Mejana.
– Pokonanie Almeków. To okrutny, zły lud, którym włada Kryształowa Bogini. Karmią ją krwią składanych w ofierze ludzi. Jeśli odniosą tu zwycięstwo, Vagarzy i inne ludy, nad którymi zapanują, staną się jedynie pokarmem dla bogini.
– Moja córka stała się pokarmem dla Awatarów. Jej życie nakarmiło ich kryształy.
– Nie bronię Awatarów, Mejano. Ich czas już się kończy. Chciałabym jednak, żebyś mi zaufała. Żebyś zrozumiała, jak straszliwy jest ten nowy wróg.
– Czego ode mnie żądasz? – warknęła Mejana.
– Almekowie wysadzili armie na wybrzeżu. Płyną też do Moraku, by zaatakować Błotniaków. Codziennie przybywają tu nowe okręty. Wkrótce liczba almeckich wojowników sięgnie wielu tysięcy. Koordynacja naszych wysiłków ma kluczowe znaczenie. Masz kontakty z Ammonem i plemionami. Twój wnuk Pendar ma znajomych wśród Patiaków. Zaprzyjaźnił się z ich królem.
– Ale Viruk go zabił – przypomniała Mejana.
– To już przeszłość. Viruk zabił Judona, a ty Baliela. Rozkazałaś też uśmiercić innych. Nie słuchałaś krzyków Baliela, kiedy błagał o litość. Trzymałaś go za nogi, gdy miotał się w beczce.
– Skąd o tym wszystkim wiesz? – wyszeptała Mejana.
Nie ma tajemnic, których nie potrafiłabym odkryć – poinformowała ją Sofarita. – Ale, jak już mówiłam, wszystko to przeszłość. Za dwie godziny spotkam się z kwestorem generalnym Raelem. Pójdziesz tam ze mną. Wspólnie stworzycie plan kampanii przeciwko Almekom. Mejana parsknęła śmiechem.
– Rael każe mnie aresztować i wyssać na kryształach.
– To możliwe – zgodziła się Sofarita. – Ale podejmiesz to ryzyko.
– A dlaczego?
– Dlatego, że jeśli Almekowie zostaną rozbici, będziesz bliżej swego celu. Wolności dla Vagarów. Nadchodzące bitwy osłabią Awatarów. Zmiana stanie się nieunikniona.
– Żądasz ode mnie bardzo wiele. Powiedz mi, co ty na tym wszystkim zyskasz?
– Po prostu umrę – odparła Sofarita. – A teraz podaj mi rękę, a pokażę ci naturę wroga.
Rael nigdy w życiu nie był bardziej wściekły. Gniew utrudniał mu artykułowanie słów.
– Jak śmiesz! – oburzał się. – Jak śmiesz przyprowadzać tu tę morderczynię?
Mejana siedziała na krześle, przyglądając się bez słowa kwestorowi generalnemu. Niclin trzymał się z tyłu. Jego oczy osłaniały opadające powieki, a twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Kwestor Ro przystanął w wejściu do ogrodu, nie spuszczając spojrzenia z Sofarity, która siedziała spokojnie na niskiej sofie. Rael zatrzymał się przed nią. Jego twarz zrobiła się popielata.
– Wolę zginąć niż układać się z… z takimi szumowinami!
– Usiądź, Raelu – odparła ze spokojem Sofarita. – Postaraj się opanować gniew i posłuchaj, co podpowiada ci intelekt.
– Nie będę siedział. Nie zostanę dłużej w tym domu. Na zewnątrz czekają moi strażnicy. Każę im aresztować i stracić tę morderczynię.
Tak samo, jak zrobiłeś to z jej córką i niezliczonymi tysiącami innych – zauważyła Sofarita, nadal spokojnym głosem. – Tak samo, jak zabrałeś jej wnuczkę, by jej maleńkie istnienie pochłonęły wasze kryształy. Jak możesz mówić o morderstwie, skoro zawdzięczasz życie wyłącznie temu, że wysysasz je z innych? Na wszystko, co święte, Raelu, dawno już powinieneś umrzeć. Nadal oddychasz tylko dzięki sile życiowej, którą ukradłeś.
– Nie muszę tego słuchać – oburzył się Rael. – I vagarska dziwka nie będzie mnie uczyła, co jest słuszne. Jeśli jej córkę skazano na śmierć, uczyniono to zgodnie z prawem.
– To ciekawy pogląd – zauważyła Sofarita. – Jeśli kilku Awatarów uzna, że zasadzenie kwiatu w ziemi jest złym uczynkiem, stanie się to prawem. I Vagarzy będą umierali z tego powodu. Mówisz o prawie, jakby ono pochodziło od Źródła. Jakim prawem ustanawiacie prawa?
– Prawem podboju! – odparł natychmiast.
– Tak jest. A teraz Mejana i jej lud są gotowi podbić was. To daje jej prawo stanowienia praw. Być może zdecyduje, że posiadanie niebieskich włosów jest największą zbrodnią. Wtedy wszyscy Awatarowie staną się przestępcami. Starczy już tego, Raelu. To niegodne ciebie. Gniew nie jest podstawą na której można zbudować współpracę.
Kwestor generalny zaczerpnął głęboko tchu.
– Co nam proponujesz? – zapytał.
– Szansę ocalenia. Plemiona nie zjednoczą się pod dowództwem Awatarów. Będą walczyć oddzielnie i poniosą klęskę. Musicie ustąpić. Awatarowie będą grotem włóczni, ale jej drzewce trzymać będą inni.
– To nasze miasta, nasze ziemie – sprzeciwił się spokojniejszym głosem. – Co właściwie sugerujesz?
– To nie są już wasze miasta. Przekażesz teraz władzę Mejanie i mnie. Pozostaniesz kwestorem generalnym do chwili zakończenia wojny.
– Słyszycie to? – Rael uśmiechnął się szyderczo, spoglądając na Niclina i Ro. – Czy wierzycie własnym uszom?
– Ponownie zwrócił się do Sofarity. – Jesteśmy bogami, kobieto. Nie kapitulujemy przed niższymi istotami.
– Nie jesteście bogami, Raelu. Jesteście ludźmi, którzy mają moc. Przyjmijmy jednak na chwilę, że masz rację i twoja moc rzeczywiście czyni cię bogiem. W takim przypadku ja jestem boginią i to nieporównanie potężniejszą od ciebie.
– Umierającą boginią – warknął Rael. – Wydaje ci się, że nie rozumiem, co to znaczy być zjednoczonym z kryształem? To się już kiedyś wydarzyło. Dwukrotnie. Masz przed sobą kilka lat mocy. Potem staniesz się blokiem kryształu.
– Tym razem masz całkowitą rację – potwierdziła bez cienia gniewu. – Mam nadzieję, że te słowa sprawiły ci przyjemność.
Z Raela odpłynęła cała złość.
– Tak, sprawiły – przyznał. – I wstyd mi z tego powodu.
– Prawda bywa niekiedy bolesna, Raelu – powiedziała Sofarita. – Dowiedz się jednak, że mogłam wybrać dla siebie inną drogę. Jak Almeia, bogini Almeków. Codziennie karmią ją krwią. Dzięki temu żyje, a jej moc jest doprawdy bardzo wielka. Ale ja nie chcę żywić się krwią innych. To jednak nie jest w tej chwili istotne. To, co sugeruję, i tak się wydarzy, bez względu na to, jaką decyzję dziś podejmiecie. Jesteście ostatnimi przedstawicielami wymarłej rasy. Wasza dominacja opiera się wyłącznie na skrzynkach mocy naładowanych przez kwestora Ro. Jest was żałośnie niewielu. Ludzie, którymi władacie, są tysiące razy liczniejsi od was. Nawet bez Almeków w ciągu kilku najbliższych lat utracilibyście władzę. To nieuniknione. Chcę wam powiedzieć, że jeśli wydarzy się to dzisiaj, będziecie mieli szansę pokonania Almeków. – Rozpostarła dłonie.
– Możecie też zdecydować, że pociągniecie plemiona oraz Vagarów ku zgubie razem ze sobą, a ocalałych pozostawicie w rękach straszliwego wroga.
Rael zerknął na kwestora Niclina.
– Czy masz coś do dodania, kuzynie? – zapytał.
Niclin potrząsnął głową. Rael spojrzał na Ro.
– A ty, kwestorze?
Niski mężczyzna pociągnął się za rozwidloną niebieską brodę.
– Rzekła prawdę. Nasze dni dobiegły już niemal końca. Sami nie zdołamy obronić się przed Almekami, a szczerze mówiąc, nie potrafilibyśmy już stłumić powstania Vagarów. Pozostaje tylko pytanie, jak mamy zorganizować to przekazanie władzy.
Mejana podniosła się z krzesła.
– Czy mogę coś powiedzieć? – zapytała Sofaritę.
Młoda kobieta skinęła głową i Mejana spojrzała na Raela.
– Dziś przed południem pchnięto mnie nożem i leżałam umierająca – poinformowała go. – Zamachu dokonał agent Ammona, który nie chciał, żebym spotkała się z Sofaritą. Na szczęście przybyła ona wkrótce potem i przywróciła mi zdrowie. Bliskość śmierci pozwoliła mi jednak inaczej spojrzeć na wiele spraw. To prawda, że byłam pełna nienawiści do Awatarów i nadal wami gardzę. Mogliście usprawiedliwić swą egzystencję wampirów jedynie w ten sposób, że uważaliście nas za podludzi. Rozumiem to. Brzydzę się tym, ale rozumiem. Z tym już jednak koniec. Od dzisiaj żadnego człowieka, bez względu na rasę, nie będzie można już wyssać na kryształach. Wszyscy Vagarzy oczekujący na proces za złamanie praw o czystości rasy zostaną natychmiast zwolnieni. Te prawa będą z dniem dzisiejszym odwołane. Spomiędzy Vagarów i Awatarów zostanie wybrana nowa Wysoka Rada. Ponieważ mamy za mało czasu, by przeprowadzić wybory, sama wyznaczę Vagarów, którzy zasiądą w pierwszej Radzie. Ty, kwestorze generalny, wyznaczysz awatarskich radnych. Zachowamy równowagę, po szesnastu przedstawicieli obu grup. Jako kwestor generalny, będziesz miał decydujący głos we wszystkich sprawach wojskowych i cywilnych.
Rael milczał przez chwilę, a potem skinął głową.
– Niech się stanie tak, jak sobie życzysz. Spotkamy się z tobą i twoimi przedstawicielami w Sali Obrad dziś wieczorem. – Spojrzał na Sofaritę. – Być może zechcesz nam powiedzieć, czego się dowiedziałaś o nieprzyjacielu?
– Właśnie w tej chwili Almekowie atakują stolicę Ammona – odparła Sofarita. – Miasto padnie za kilka godzin. Druga armia wyszła na brzeg na wschodzie i maszeruje w głąb lądu. Dwie następne wylądowały na południu.
– Ilu mają ludzi?
– Wschodnie armie w sumie trzy tysiące, a południowe dwukrotnie więcej. Codziennie przypływają też nowe okręty.
– Wysłałem do Ammona Viruka – oznajmił Rael. – Czy możesz mu jakoś pomóc?
– Spróbuję.
Kwestor generalny popatrzył na Mejanę.
– Spotkam się z tobą i twoimi ludźmi wieczorem – zapowiedział. Skinął na Niclina i ruszył ku drzwiom.
– Chwileczkę, kwestorze generalny – powstrzymała go Sofarita. Przystanął i obejrzał się na nią. – Chcę, żebyś obiecał, że ani ty, ani żaden z twoich podkomendnych nie spróbuje skrzywdzić Mejany ani nikogo z jej ludzi.
– A na co miałbym przysiąc?
– Na duszę twojej córki Chryssy.
Rael pobladł.
– Przysięgam – powiedział i opuścił salę.
– Dotrzyma słowa? – zapytała Mejana.
– Tak, choć pod koniec spróbuje znaleźć jakiś sposób, żeby je ominąć.
– Tak podejrzewałam.
– A teraz ty złóż taką samą przysięgę – zażądała Sofarita. – Ataki na Awatarów muszą się skończyć. Twój czas nadszedł, Mejano. Bądź wspaniałomyślna w zwycięstwie. Wyrzeknij się myśli o zemście.
– Przysięgam – powiedziała gruba kobieta. – Teraz ja również muszę już iść.
Kiedy wyszła, kwestor Ro podszedł do Sofarity.
– Obawiam się, że wypadłem z łask u moich kolegów – stwierdził. – Rael nie prosił, żebym mu towarzyszył, nie sądzę też, by miał mnie uczynić członkiem nowej Rady. – Zauważył, że się zamyśliła. – Co się stało?
– Dla Raela to tylko tymczasowy sojusz. Pokłada wiarę w nowej piramidzie Anu. Gdy zostanie ukończona, spróbuje odzyskać władzę. Natomiast Mejana marzy o dniu, kiedy wszystkich Awatarów wywlecze się z domów i zadźga nożami. Ich nienawiść i uprzedzenia są głębsze niż otchłanie oceanów.
– Dlaczego ich nie zmienisz, tak jak zmieniłaś mnie?
– Gdybym to uczyniła, wyobcowaliby się od ludzi, którzy im służą. W obecnej chwili obie grupy mają przywódców, których przekonania odpowiadają ich poglądom. Chodź, przespacerujemy się po ogrodach i powdychamy zapach kwiatów.
Talaban był znakomicie wyszkolony. Potrafił czytać mapy, dowodzić ludźmi i w jednej chwili układać plany bitew. Nic jednak w ciągu dwustu lat jego życia nie przygotowało go na spotkanie z Sofaritą. To było tak, jakby nagle utracił zdolność mowy.
Gdy przybył w towarzystwie Probierza do domu Ro, czuł się dobrze. Wysiedli z powozu akurat na czas, by spotkać wychodzących z budynku Raela i Niclina. Kwestor generalny odprowadził Talabana na bok.
– Uważaj, co mówisz i myślisz, Talabanie. Ona jest potężna i sądzę, że potrafi czytać w ludzkich myślach.
– Czy nadal ciąży nad nią wyrok śmierci?
– Nie. Zostanie wybrana nowa Rada. Przyjdź o dziewiętnastej do Sali Obrad. Zastąpisz kwestora Ro.
– A co mu się stało?
– Zaczarowała go, Talabanie. Strzeż się, by to samo nie spotkało również ciebie.
Kwestor generalny oddalił się ku swemu powozowi.
Talaban i Probierz weszli do domu. Przywitał ich sam Ro. Zachowywał się przyjaźnie i wydawał się odprężony, jak nigdy dotąd.
– Witajcie, przyjaciele – rzeki. – Chodźcie, pani czeka.
Poszli za nim do pokoju ogrodowego. Kobieta siedziała na niskiej sofie. Gdy weszli do środka, uniosła wzrok. Talaban spojrzał na nią i zachwiał się. Oczy miała jasnobrązowe, upstrzone plamkami złota, włosy długie i ciemne, a skórę opaloną na złocisty kolor. Była piękna. Podziwiał jej urodę, nie mogąc skupić myśli.
– Witaj, Talabanie – odezwała się.
– Jestem Talaban – oznajmił, mimo że przed chwilą zwróciła się do niego po imieniu. Był nadal zmieszany. Postąpił krok naprzód i zawadził stopą o dywan, omal się nie potykając.
– Cieszę się, że znowu cię widzę, Probierzu – dodała, uśmiechając się do dzikusa. Probierz pokłonił się, ale nic nie powiedział.
Jej uśmiech przeszył Talabana z siłą lancy. Próbuje cię zaczarować, pomyślał Awatar. Tak jak mówił Rael. Uważaj!
– Co… chciałaś… dlaczego nas wezwałaś? – wyjąkał. Rozgorzał w nim gniew na własną głupotę. Nigdy dotąd nie miał takich trudności z wysławianiem się. Był zawstydzony i skrępowany.
– Jestem Sofarita – odparła – i było konieczne, żebyśmy się spotkali. Oboje rozmawialiśmy z Jednookim Lisem i oboje zdajemy sobie sprawę, że walczymy ze straszliwym wrogiem, którego trzeba pokonać.
Opowiedziała mu o Almei, żywym krysztale, która była sercem ludu Almeków. Talaban słuchał uważnie, gdy mówiła mu o okrutnym losie, jaki czekał wszystkie ludy świata, gdyby Almekowie zwyciężyli. Streściła mu również rozmowy z Raelem i Mejaną. Wojownik próbował się skupić, ale jego myśli ciągle zbaczały z toru. Jej szyja miała piękny zarys, a barki były nieskazitelne. Kiedy mówiła, przyglądał się jej ustom, starając się skupić na słowach. To były miękkie usta, pełne i błyszczące…
– Dobrze się czujesz, kapitanie? – zapytała nagle.
– Czy dobrze się czuję? Tak, dobrze. Czy próbujesz mnie zaczarować, pani?
– Nie celowo, kapitanie – odparła chłodno. Stojący obok Talabana Probierz zachichotał. Ten dźwięk spłynął po Awatarze niczym źródlana woda, łagodząc dręczące go napięcie.
– Zwykle nie zachowuję się tak głupio – zapewnił. – Przepraszam, pani.
– Nie musisz mnie przepraszać, Talabanie. Powiedz mi jednak, czy nie zaskoczyły cię ostatnie wydarzenia? Co sądzisz o nowym sojuszu z Vagarami?
– Nie potrafię ci na to odpowiedzieć – odparł zgodnie z prawdą. – Wszystko to wydarzyło się tak nagle. – Spojrzał jej prosto w oczy i z zachwytem przekonał się, że potrafi to robić, a jednocześnie myśleć jasno. – Już gdy Parapolis zalało morze, byliśmy skończeni. To była tylko kwestia czasu. Wygląda na to, że ten czas w końcu nadszedł.
– Czy to cię smuci?
– Nie – odparł i z zaskoczeniem uświadomił sobie, że powiedział prawdę.
– To dobrze. Obawiam się, że większość Awatarów będzie innego zdania. Jeżeli nikogo nie będzie się wysysać na kryształach, wasze marzenie o nieśmiertelności zginie. Będziecie się starzeć, tak samo jak inni ludzie.
– Nie, jeśli Anu ukończy swą piramidę – zaprzeczył. – Ona będzie czerpała moc bezpośrednio ze słońca i wypełniała nią kryształy bez konieczności ofiar z ludzi.
– Kwestor Anu jest wielkim człowiekiem – przyznała Sofarita – ale nie ukończy swej piramidy na czas, by uratować miasta wschodu. To zadanie przypadnie ludziom takim jak Rael i ty.
Talaban skinął głową.
– Potrafię się z tym pogodzić, pani.
– Ale coś nadal cię kłopocze.
– Tak. Mówisz, że nam pomożesz, ale sądząc z twoich słów, Almeia jest potężniejsza od ciebie. Jej armie są również silniejsze od wszystkich, które zdołamy wystawić. Nie wiem, jak możemy ją pokonać.
– Prawdę mówiąc, i ja nie wiem, czy to możliwe – przyznała. – Ale kiedy stykamy się ze złem, musimy mu się przeciwstawić, bez względu na to, czy zwycięstwo jest realne. A moje moce będą rosnąć, przynajmniej jeszcze przez pewien czas. Kto wie, czego zdołamy dokonać? Musisz się teraz przygotować na spotkanie z nową Radą. Czy miałbyś coś przeciwko temu, żeby Probierz tu został? Mamy wiele spraw do omówienia.
Talaban poczuł nagłe ukłucie zazdrości, wyprostował się jednak z wymuszonym uśmiechem. Ro odprowadził go do drzwi.
– To zdumiewająca kobieta – powiedział niski kwestor.
– W rzeczy samej.
Gdy Talaban wychodził, Ro złapał go za ramię.
– Nie daj się oszukać Raelowi, Talabanie. W niej nie ma zła.
– Czy ją kochasz, Ro?
– Każdą cząsteczką swej jaźni.
Boru siedział w celi. Złotowłosa córka przytuliła się do niego.
– Nie podoba mi się tutaj. Chcę stąd iść – powiedziała. Pogłaskał japo włosach. Są takie piękne i delikatne, pomyślał. Jak nitki utkane z blasku słońca.
– Musimy tu jeszcze chwilę zostać – oznajmił. – Drzwi są zamknięte.
– Dlaczego nas zamknęli?
– Połóż się spać, malutka.
– Nie chcę spać. Chcę wyjść na dwór.
– Nie zawsze możemy robić to, co chcemy.
Boru przeklął sam siebie, nazywając się samolubnym głupcem. Zawsze wiedział, że istnieje ryzyko, iż go złapią ale gdy kolejne misje kończyły się powodzeniem, stawał się coraz bardziej nieostrożny. Już od lat wędrował z miasta do miasta, zbierając informacje oraz przekazując listy między pajistami a Anwarem. W swej arogancji zaczął nawet zabierać w te podróże Shori. Gdy zatrzymali go wartownicy przy wschodniej bramie, nadal sobie nie uświadomił, że wszystko skończone. Dopiero gdy przyprowadzili go tutaj, zrozumiał prawdę. Oboje umrą. I to on był temu winny. Córka stanęła mu na kolanach, pociągając go za żółto-srebrną brodę.
– Nie bądź smutny – powiedziała.
– Kocham cię, malutka, i tak mi przykro.
– Dlaczego ci przykro? Czy zrobiłeś coś złego?
– Tak. Powinienem był zostawić cię z ciocią.
– Ale ja lubię z tobą jeździć – sprzeciwiła się. – Lubię się przeprawiać przez rzeki.
Drzwi się otworzyły. Boru zaczerpnął głęboko tchu i wstał, unosząc Shori w ramionach.
W progu stała Mejana w towarzystwie dwóch awatarskich żołnierzy. Zaskoczony Boru zamrugał z niedowierzaniem.
– Przyprowadźcie go – rozkazała. Potem oddaliła się korytarzem, znikając mu z oczu. Strażnicy rozeszli się na boki. Boru poszedł z nimi, dźwigając Shori. Ruszyli korytarzem, a potem weszli na górę po schodach. Mejana szła przed nim, nie odzywając się ani słowem. W końcu dotarli do długiego pomieszczenia o wysokim kopulastym suficie. Wokół ogromnego stołu siedziało około trzydziestu ludzi. Co najmniej połowa z nich była Awatarami, ale resztę stanowili Vagarzy i Boru znał wielu z nich. To byli pajiści. Na ten widok osłupiał. Co tu się działo?
Na honorowym miejscu zasiadał szczupły Awatar o przeszywającym spojrzeniu i krótko ostrzyżonych niebieskich włosach. Wstał z krzesła i wezwał Boru skinieniem dłoni. Strażnik popchnął więźnia w plecy i ten powlókł się ku stołowi.
– Jesteś Boru, agent Ammona? – zapytał Awatar.
– Tak.
– Znasz niektórych z obecnych tu ludzi.
– Nie.
– To nie było pytanie, Boru. To było stwierdzenie faktu. Nie próbujemy cię oszukać, a Vagarzy, których tu widzisz, nie są więźniami. To nowi członkowie Wysokiej Rady. Ja jestem Rael, kwestor generalny.
– Czego ode mnie chcesz? – zapytał Boru, nie kryjąc wrogości.
– Osobiście najchętniej kazałbym cię wyssać na kryształach, ale to, niestety, nie jest już możliwe.
– Już to zrobiliście, Awatarze – warknął Boru. – Ukradliście mi trzydzieści lat.
Rael uśmiechnął się do niego bez śladu wesołości.
– Zrób, co ci każemy, a być może je odzyskasz.
– Prędzej zgniję w siedmiu piekłach, niż zgodzę się wam służyć.
Te gniewne słowa przestraszyły Shori, która się rozpłakała.
– Chcę stąd iść! Chcę stąd iść!
Boru uściskał dziewczynkę i pocałował ją w główkę.
– Wszystko w porządku. To tylko mała sprzeczka – uspokajał córkę. – To nieważne. – Płacz ucichł i Boru ponownie spojrzał na Awatara. – Słucham cię – oznajmił.
– Stolica Ammona jest oblężona. Zaczęła się wojna, która może z nas wszystkich zrobić niewolników. Wysłałem do Ammona posłańców z propozycją wsparcia. Chcę, żebyś dotarł do niego i przekonał go, by zaprowadził swych wojowników do Egaru. To naturalny punkt obrony.
– I w zamian za to zwrócicie mi młodość?
– Tak.
Boru spojrzał na Mejanę, która siedziała obok vagarskiego kupca.
– Jak to się stało, że żyjesz, kobieto? – zapytał. – Wiem, że cios był celny.
– Uzdrowiono mnie, ty zdradziecki kundlu – odparła lodowatym tonem. – A teraz, czy zrobisz, co ci powiedział kwestor generalny, czy wolisz się rozstać z głową?
Boru uśmiechnął się szeroko.
– Możesz w to nie uwierzyć, Mejano, ale cieszę się, że żyjesz. To fascynujące widzieć, jak dogadałaś się z wrogiem. No cóż, pewnie życie zawsze opierało się na kompromisach. – Spojrzał na Raela. – Proszę bardzo, spróbuję odnaleźć Ammona. Wiedz jednak, że jestem waszym wrogiem i pozostanę nim, dopóki krew będzie płynęła w mych żyłach.
– Ta groźba skaże mnie na wiele bezsennych nocy – mruknął Rael, odwracając się. – Niedługo przyprowadzą tu twój wóz. Córkę możesz zostawić z panią Mejaną.
– Co? Nie! Pojedzie ze mną.
Rael podszedł do niego.
– Będzie tu bezpieczniejsza niż na polu bitwy, Boru. Ale jeśli wolisz, mogę kazać zabić was oboje i znaleźć innego posłańca. Wybieraj.
Boru był pokonany i wiedział o tym. Zaniósł dziecko do Mejany.
– Ona jest wszystkim, co kocham na tym świecie – oznajmił.
Twarz kobiety złagodniała.
– Nic jej nie grozi, bez względu na to, co się wydarzy. Masz na to moje słowo.