Rozdział ósmy

Gdy przyszli żołnierze, Anwar był zajęty nauczaniem. Sześciu starszych studentów zajmowało się skomplikowanym problemem budowlanym, dotyczącym ciężarów i naprężeń. Anwar pokazał im plany budynku i teraz wspólnie starali się określić, czy budowla się nie zawali. Wiedział, że dojdą do wniosku, iż tak się stanie. Wtedy powie im, że to plany gmachu muzeum w Egaru i będą musieli powtórzyć obliczenia.

Lubił uczyć. Uwielbiał obserwować, jak umysły jego studentów się otwierają. Młodzi byli dla niego źródłem nieustannego zachwytu z uwagi na swą z pozoru niewyczerpaną, instynktowną wyobraźnię. Ich umysłów nie zamknęły jeszcze mury tradycji.

Gdy przyszli żołnierze, Anwar przez moment był poirytowany. Nakazał uczniom, żeby kontynuowali obliczenia pod jego nieobecność i wypisali na tabliczkach wnioski, do których dojdą, a potem opuścił klasę. Zarzucił na chude ramiona płaszcz z czerwonego filcu i wyszedł w światło słońca przed dwoma żołnierzami. Stare oczy zaszły mu łzami od jasnego blasku. Przymrużył powieki i ruszył przed siebie, oddalając się od nowego gmachu uniwersytetu. Czekał już na niego rydwan z woźnicą. Wdrapał się na platformę.

– Nie jedź za szybko – ostrzegł woźnicę. Mężczyzna uśmiechnął się i strzelił z bata nad głowami dwóch koni.

Na szczęście jazda nie trwała długo. Gdy Anwar wysiadł z rydwanu przed wzniesionym z cegieł pałacem, poczuł ogromną ulgę. Zerknął na ginach, jak zwykle z pewnym niesmakiem. Był kiepsko zbudowany, brzydki i kwadratowy. Architekci okazali bardzo niewiele wyobraźni.

Królewski strażnik zaprowadził go do komnat Ammona. Monarcha leżał na blacie twarzą do dołu, a młody niewolnik masował jego nagie ciało. Anwar w milczeniu zatrzymał się w drzwiach. Król wsparł się na łokciu, rozciągając usta w chłopięcym uśmiechu.

– Cieszę się, że cię widzę, nauczycielu – rzekł.

– Zaproszenie do twego domu zawsze jest dla mnie przywilejem, panie – odparł Anwar. Ammon odesłał chłopaka, włożył na szczupłe ramiona płaszcz z grubego niebieskiego jedwabiu i wyszedł do ogrodu. Powietrze przesycał uderzający do głowy zapach kwitnących drzew. Król położył się na trawie i skinął dłonią na Anwara, zapraszając go, by spoczął obok niego.

– Jak życie na uniwersytecie? – zapytał.

– Za rok będzie lepiej – odparł Anwar. – A za dwa lata jeszcze lepiej. Niektórzy z moich studentów już teraz wiedzą więcej od nauczycieli. Niektórych zatrudnię jako wykładowców.

– Świetnie. Wiedza to klucz do przyszłości – stwierdził Ammon. – Pamiętam, jak mnie tego uczyłeś.

– Byłeś znakomitym uczniem, panie. Być może najlepszym, jakiego w życiu miałem.

– Być może? – zapytał Ammon z szerokim uśmiechem. – W rozmowie z królem nigdy nie używa się tego słowa. Nie jesteś dyplomatą Anwarze.

– Obawiam się, że masz rację, panie.

Ammon rozejrzał się wokół, zauważył czekającego na rozkazy sługę i wezwał go.

– Przynieś coś zimnego do picia dla mnie i dla mojego gościa – rozkazał. Mężczyzna pokłonił się nisko i pobiegł do pałacu. Król z powrotem położył się na trawie. Jego naoliwiona skóra błyszczała w blasku słońca. – Awatarowie wyrżnęli jedną z grup naszych łupieżców.

– Tak, jak przewidywałeś, panie. Jak rozumiem, brat nie będzie już zatruwał ci życia.

– Nie będzie. Niestety, zginął. Ciekawe jednak jest to, że nieprzyjaciel wysłał tylko grupkę Vagarów pod dowództwem jednego Awatara.

– To był Viruk?

– Nie kto inny. To bardzo słaba reakcja na naszą prowokację. Co to może oznaczać?

– Że są słabsi, niżby się zdawało, panie.

– W rzeczy samej. Niemniej jednak nie uważam, żeby to była odpowiednia chwila, by na nich uderzyć.

– Czy można zapytać, dlaczego tak sądzisz, panie? Sługa przyniósł złote puchary, wypełnione po brzegi sokami z kilku różnych owoców. Ammon podziękował mu i usiadł.

– Ten, kto uderzy pierwszy, nawet jeśli zwycięży, będzie osłabiony. Niewykluczone, że moja armia mogłaby podbić pięć miast. Ale ponieślibyśmy ogromne straty. Jak wówczas moglibyśmy odeprzeć atak wrogich plemion?

– Sądzę, że słusznie rozumujesz, panie – zgodził się Anwar. – To znaczy, że korzystne byłoby, gdyby to nasi wrogowie zaatakowali pierwsi.

– W rzeczy samej. A tak się składa, że to właśnie planuje Judon z Patiaków.

– W czym mogę ci pomóc, panie?

Ammon wypił łyk soku.

– Nasi ludzie w pięciu miastach nie mogą udzielić Judonowi żadnego wsparcia, gdy już zaczną się działania wojenne. Muszą zrobić coś dokładnie przeciwnego. Ze wszystkich sił pomagać Awatarom.

– Przekażę im tę wiadomość. Jeden z moich agentów wyjeżdża dzisiaj ze złotem dla pajistów. Obawiam się jednak, że oni nie będą zadowoleni z takiego rozkazu. Nienawiść do Awatarów czyni ich ślepymi na bardziej dalekosiężne cele.

– Znasz imiona wszystkich pajistów?

– Wszystkich przywódców, panie.

– Będą świadkami zagłady Awatarów i spełnienia moich obietnic. Ale potem muszą zginąć.

– I zginą, panie.

Słońce przesłoniła chmura. Król zadrżał.

– Wracajmy do środka. Jestem głodny.


Kwestor generalny Rael rzadko czul się zaskoczony. Miał już osiemset lat i doświadczył wszystkiego, co ma do zaoferowania ludzkie życie. Podobnie jak wielu innych starszych wiekiem kwestorów, żył w nieustannie powtarzającym się kręgu znanych już wydarzeń. Poznał przyjaźń i zdradę, miłość i nienawiść, a także wszystkie zawirowania, które im towarzyszyły. W ciągu ośmiu stuleci przyjaciele stali się wrogami, ci, których kochał, próbowali go skrzywdzić, a nieprzyjaciele zmienili się w braci krwi. Niewiele było rzeczy, których nigdy jeszcze nie zaznał. Dlatego gdy spotykało go zaskoczenie, uznawał je za dar. Nawet jeśli był to dar skażony bólem.

Stał na murze nad wschodnią bramą Egaru, spoglądając na żyzne tereny uprawne rozciągające się po obu brzegach Luanu. Podobnie jak wszyscy Awatarowie, nie starzał się i wyglądał na najwyżej trzydzieści lat. Niebieskie włosy miał krótko przycięte, a szczupłe ciało spowijała biała tunika z grubego jedwabiu, wyszywana przy wysokim kołnierzu i mankietach złotą nicią. Na długie nogi wciągnął rajtuzy z najlepszej skóry oraz sięgające kolan buty do konnej jazdy ze skóry krokodyla. Rael nie nosił broni ani biżuterii. Na jego palcach nie błyszczały pierścienie, a czoła nie zdobił diadem.

Słońce prażyło, zawieszone na błękitnym niebie nad miastem, i Rael z wdzięcznością przyjął zimny napój od swego adiutanta, Cationa. Cation nie miał jeszcze siedemdziesięciu lat i był jednym z nielicznych Awatarów, którzy urodzili się po upadku świata. Jak wszyscy młodzi mężczyźni, nie farbował wszystkich włosów na niebiesko, lecz – zgodnie z modą wprowadzoną przez Viruka – wyłącznie na skroniach. Był potomkiem Raela – prawnukiem jego trzeciego prawnuka. Kwestor generalny lubił tego chłopaka.

– Czego się dowiedziałeś o planach Judona? – zapytał.

– Plemiennych przywódców zwołano na Zgromadzenie, na którym mają omówić kwestie terytorialne – odparł Cation. – Błotniacy nie chcieli się stawić, ale cała reszta przyjęła zaproszenie. Ma się ono odbyć za pięć dni w Ren-el-gan. Ludzie z plemion wierzą, że ongiś była tam Studnia Życia. Zawsze było to miejsce spotkań i uważa się je za święty grunt.

– A jaki powód odmowy podali Erek-jhip-zhonad?

– Ich król oznajmił, że data jest niepomyślna, ponieważ koliduje ze świętem religijnym.

Rael uśmiechnął się.

– Nie poproszono go, żeby współprzewodniczył spotkaniu.

– Nie poproszono, kwestorze. Judon z Patiaków działa sam.

– Co wiemy o Judonie? – zapytał Rael. Znał już odpowiedź, ale chciał się dowiedzieć, ile wysiłku włożył młodzieniec w zapoznanie się z obecną sytuacją.

– Jest władcą Patiaków już od siedemnastu lat, od chwili śmierci ojca. Jego plemię liczy prawie czterdzieści tysięcy ludzi, w tym ponad dwieście tysięcy wojowników. Są koczownikami i dzielą się na małe klany, których jest prawie trzysta.

– Opowiedz mi o nim, Cationie. Jaki to człowiek?

– Jest bezwzględnym władcą. Utrzymuje, że pochodzi od proroka, który odkrył Studnię Życia. – Młodzieniec umilkł na chwilę. – Wybacz, kwestorze. Nie wiem, co więcej ci powiedzieć.

– Mógłbyś mi powiedzieć na przykład to, że jest grubasem i waży więcej niż trzech dowolnie wybranych mężczyzn z twojej sekcji. A to oznacza, że jest chciwy. Mógłbyś też dodać, że ma czterdzieści żon i z górą pięćdziesiąt konkubin, co sugeruje, że pragnienia przerastają jego możliwości. Prorok, o którym wspomniałeś, zapowiedział, że pewnego dnia plemiona zawładną światem. Przepowiedział, że w jego rodzie przyjdzie na świat wielki wódz. Judon utrzymuje, że jest potomkiem proroka, i chciałby, żeby to jego uznano za owego wodza. Wszystko to sugeruje, że jego ambicje sięgają daleko. Tego Zgromadzenia nie zwołano po to, by rozstrzygnąć drobne spory terytorialne między plemionami. Mają tam obwołać Judona wodzem. Oznacza to, że nim nadejdzie jesień, pięć miast zaatakuje armia złożona z blisko pięćdziesięciu tysięcy wojowników.

– Nie zdołamy ich powstrzymać, kwestorze – stwierdził Cation.

– Jeśli wyruszą, to nie – zgodził się generał. – A jakie postępy poczyniłeś w poszukiwaniu winnych zabójstwa kwestora Baliela?

– Nadal zbieramy informacje, kwestorze. W Egaru krążą liczne pogłoski na temat grupy, której członkowie zwą siebie pajistami, co w dawnym języku vagarskim znaczy…

– Wiem, co to znaczy. Skrytobójcy.

– W rzeczy samej, kwestorze. Mamy wielu informatorów i wszystkim im polecono zbieranie informacji na temat tej grupy. Choć jednak mówi się o niej dużo, znaleźliśmy dotąd niewiele dowodów.

– Czytałem raporty – oznajmił Rael. – Niedawno straciłeś dwóch najlepszych współpracowników, czyż nie tak?

– Tak, kwestorze. Ale co z tego wynika? To były wypadki. Pierwszy z nich wyszedł z tawerny pijany. Widziało to kilku świadków. Spadł z nabrzeża i utopił się. Drugi był kowalem. Koń kopnął go w głowę. Ten wypadek również opisali świadkowie.

– Zatrzymaj tych świadków i przesłuchaj ich – rozkazał Rael.

– Ale po co, kwestorze?

Cationie, jesteś moim krewnym i bardzo cię kocham, ale nie potrafisz myśleć. Ten pijak musiałby przejść całe dwie mile, żeby dotrzeć do portu i wpaść do morza. Droga do jego domu wiedzie w przeciwną stronę. Nawet zakładając, że zdołał jakoś pokonać tak znaczną odległość, to czy nie uważasz, że zdążyłby przez ten czas wytrzeźwieć w wystarczającym stopniu, by uniknąć podobnego wypadku? I co w ogóle robił w porcie o północy? Bramy są o tej porze zamknięte. Sugerujesz, że pijany człowiek pokonał dwie mile, a potem wspiął się na bramę, tylko po to, żeby rzucić się do morza? A jeśli chodzi o kowala, miał czaszkę rozbitą od tyłu. Ilu znanych ci kowali podchodzi do konia tyłem?

– Rozumiem, kwestorze. Wybacz. To było z mojej strony niedbalstwo.

– W rzeczy samej. Obu tych ludzi zamordowano. Najpierw zatrzymaj świadków śmierci kowala. Przesłuchuj ich przez kilkanaście godzin, nie pozwalając im spać, a potem przyślij ich do mnie. Ja dokończę przesłuchania.

– Tak jest.

Rael odesłał Cationa. Wrócił po murze do krętych schodów i zszedł na dziedziniec. Żołnierze ćwiczyli tam pod czujnym okiem awatarskich oficerów. Vagarzy salutowali mu, gdy przechodził.

Kwestor generalny Rael wszedł do części gmachu przeznaczonej dla oficerów, minął kilka pustych sal i dotarł do gabinetu na drugim piętrze. Zasiadł za swym biurkiem, obracając krzesło tak, by mógł spoglądać przez okno na odległe góry.

Dzisiaj spotkały go dwie niespodzianki, jedna ciekawa, a druga radosna.

Na razie skupił się na radosnej. Jeden z akolitów kwestora Anu przyniósł mu wiadomość, że ekspedycja na południe zakończyła się sukcesem. Wysłanym przez nich ludziom udało się napełnić cztery skrzynki i wracali teraz do domu. Powinni tu przybyć przed upływem dwóch tygodni.

Rael wyraził podziękowania i polecił przekazać Anu swe najlepsze życzenia. Akolita pokłonił się.

– Będziesz mógł podziękować mu osobiście, kwestorze. Kwestor Anu prosił mnie, bym przekazał ci zaproszenie do jego domu. W południe, jeśli ci to odpowiada.

To była ta druga niespodzianka. Anu, Święty, wycofał się z życia publicznego przed z górą trzydziestu laty. Powiadano, że ma zamiar zestarzeć się i umrzeć. Oddal swe kryształy Raelowi i zamknął się w domu na wzgórzu nad zatoką. Ta decyzja wpłynęła na jego popularność wśród Awatarów. Był Zbawcą jedynym Awatarem, który przepowiedział upadek świata. Przekonał z górą dwustu ludzi, by wyruszyli razem z nim na północ, powiódł ich przez jałowe równiny i niedostępne góry, przez pustynie i doliny, aż wreszcie dotarli do bram Pagaru, pierwszego z pięciu miast. Tak daleko na północy przebywało tylko sześćdziesięciu innych Awatarów, którzy przywitali kolumnę przybyszów z zimną uprzejmością.

Następnego dnia Ziemia zmieniła kąt nachylenia i słońce wstało na zachodzie.

Przepowiednia Anu okazała się trama i dzięki temu stał się Świętym. Niemniej jego decyzję, żeby się zestarzeć i umrzeć, uznano za skandal. Żaden Awatar nie powinien nawet o tym myśleć. Rada Kwestorów w pełnym składzie podjęła decyzję o tym, by poddać go aresztowi domowemu. Nie można było dopuścić, by Vagarzy stali się świadkami groteskowej degrengolady wyższej istoty. W pięciu miastach mieszkało ponad dwieście tysięcy Vagarów. Panowało nad nimi zaledwie pięćset siedemdziesięciu Awatarów. Kwestorzy obawiali się, że jeśli Anu zestarzeje się jak zwyczajny śmiertelnik, Awatarowie przestaną wzbudzać w swych poddanych tak wielką bojaźń. Przy wejściach do domu Anu straż pełnili teraz awatarscy żołnierze. Odebrano mu też wszystkich vagarskich służących.

Zajmowali się nim obecnie trzej awatarscy akolici. Od owego dnia przed trzydziestu laty nie kontaktował się z żadnym z członków Rady.

A teraz zażądał, by odwiedził go Rael.

Kwestor generalny opuścił gabinet i skierował się do swych komnat. Gdy wszedł do środka, vagarski sługa przywitał go ukłonem i poinformował, że pani Mirani czeka na niego w ogrodzie. Rael wspiął się na górę po spiralnych schodach i wyszedł w światło słońca. Ogród zaprojektował Viruk przed dwudziestu laty. W powietrzu unosiła się tu woń róż i kapryfolium. Mirani siedziała w cieniu łukowatej kraty, obrośniętej pnącą różą o żółtych, czerwonych i białych kwiatach. Rael zatrzymał się i zaczerpnął głęboko tchu. Choć minęło już sto lat, uroda Mirani nadal przyprawiała go o zawrót głowy. Długie, jasne włosy, ufarbowane na skroniach na niebiesko, przewiązała sobie z tyłu białą wstążką. Pochylała się z pędzelkiem w dłoni nad świeżo ulepioną wazą. Na policzku miała plamkę błękitnej farby. Rael poczuł, że z barków spada mu brzemię odpowiedzialności. Znowu stał się mężczyzną. Wyczuła jego obecność i odwróciła się z uśmiechem.

– I co ty na to? – zapytała, wskazując na wazę.

– Jest piękna – odparł.

– Nawet na nią nie spojrzałeś.

Podszedł do Mirani i ukląkł u jej boku. Waza była wysoka i miała smukłą szyję. Mirani wymalowała na niej postacie pięknych kobiet, biegających i roześmianych.

– Dziewczęta z Contar – wyjaśniła. – Pamiętasz ten mit? Usłyszały zaczarowaną muzykę Varabidisa i opuściły domy, by odszukać go na jego górze.

– Jak już mówiłem, jest piękna. Ale gdzie się podział Varabidis? Czy nie powinien też być obecny?

– Nie pragnęły jego, tylko muzyki. – Mirani odchyliła się do tyłu. – Czemu wróciłeś tak wcześnie?

Opowiedział jej o wezwaniu Anu.

– Być może Święty pożałował swej decyzji. Może nie chce już umrzeć i pragnie znowu zostać członkiem Rady – zakończył.

– Nie sądzę – nie zgodziła się Mirani. – Anu nigdy nie był kapryśny.

– Nie chcę widzieć go jako zwiędłego starca. To odrażająca myśl.

Mirani potrząsnęła głową.

– Codziennie oglądasz wokół siebie starców, Raelu. Jeśli Anu cię wezwał, sprawa z pewnością jest ważna. Jak już mówiłam, on nie jest kapryśny, a już z pewnością nie jest lekkomyślny. Może znowu miał wizję. Musisz do niego pójść.

– Wiem o tym. – Wziął w rękę szmatkę i wytarł niebieską plamkę z policzka kobiety. – Powinnaś wrócić do Rady – stwierdził. – Jesteś dziesięć razy mądrzejsza od Caprishana.

– Nie interesuję się już polityką.

– Nigdy nie potrafiłem tego zrozumieć.

– Kiedy zrozumiesz, porzucisz politykę tak samo, jak ja – odparła z uśmiechem.

– Uważasz, że to, co robię, nie ma żadnego znaczenia?

– Bynajmniej. Społeczeństwo zawsze będzie potrzebowało tych, którzy rządzą. Chciałabym cię jednak o coś zapytać, mój drogi. Czego pragnie normalny mężczyzna?

– Rodziny, domu i dzieci. Wystarczającej ilości jadła na stole. Zdrowia i odrobiny bogactwa – odparł.

– W rzeczy samej. A gdy ma już to wszystko i chce kierować życiem innych jako radny, to znaczy, że jest nienormalny. Ten zaś, kto chce rządzić wszystkimi, musi być całkowicie nienormalny. Można bronić tezy, że pragnienie władzy wystarczy, by zdyskwalifikować kandydata do jej sprawowania.

Rael parsknął śmiechem.

– W takim razie byłabyś idealną radną, ponieważ wcale nie pragniesz tej pozycji.

Uśmiech zniknął z jej twarzy.

– Być może. Ale zasiadałam w Radzie sześćdziesiąt lat, Raelu, i widziałam już zbyt wiele. A teraz idź spotkać się z Anu. Pozdrów go ode mnie.


Kwestor generalny dosiadł swego ulubionego siwego wałacha i przejechał przez Park Zachodni, a potem wspiął się na szczyt urwiska. Od morza wiała chłodna bryza i w powietrzu czuć było intensywny zapach soli. Rael minął mały lasek i wjechał na brukowaną drogę prowadzącą do portu. Potem skręcił w prawo, na ścieżkę wiodącą do kutej żelaznej bramie domu Anu.

Gdy zsiadł z konia, zasalutowało mu dwóch pełniących tam straż awatarskich żołnierzy. Zostawił wałacha pod ich opieką i ruszył niespiesznie w stronę domu. Przywitał go ten sam akolita, który przyniósł mu wiadomość. Mężczyzna miał ogoloną głowę, ale brodę barwił sobie na niebiesko. Poprowadził go do małej biblioteki na pierwszym piętrze. W oknach wisiały tu grube zasłony, niewpuszczające do środka naturalnego światła. Pomieszczenie oświetlały trzy lampy. Anu siedział w głębokim, skórzanym fotelu, trzymając na kolanach rozwinięty zwój. Spał, ale obudził się, gdy akolita lekko dotknął jego ramienia.

– Ach, Rael – odezwał się starzec, przebiegając kościstymi palcami po białych, opadających do ramion włosach. – Witaj w moim domu.

Raelowi zrobiło się niedobrze na jego widok. Skóra starca była sucha i łuszczyła się, jakby był wygrzewającą się na słońcu jaszczurką, szyja zaś chuda, koścista i zwiędła. Kwestor generalny usiadł naprzeciwko kruchego staruszka, starając się nie okazywać niesmaku.

– Dlaczego skazujesz się na taki los? – zapytał.

Na zwiędłej twarzy pojawił się uśmiech.

– A dlaczego ty tego nie robisz?

Rael potrząsnął głową. Nie było sensu się o to spierać. Wszystko powiedzieli sobie już przed laty.

– Mam rozsunąć zasłony? Pogoda jest piękna.

– Nie, Raelu. Lubię mrok. – Anu usiadł i znowu zamknął oczy.

– Chciałeś się ze mną widzieć – rzekł kwestor generalny, opanowując niecierpliwość.

Anu otworzył oczy.

– Przepraszam. No wiesz, to jedna z niedogodności związanych z wiekiem. Ach, oczywiście nie możesz tego wiedzieć. Tak czy inaczej… macie cztery pełne skrzynki, Raelu. To ostatnie. Erupcja wulkanu zniszczyła linię.

– Cztery skrzynki wystarczą na kilka lat. Przez ten czas wiele może się wydarzyć.

– I z pewnością się wydarzy. – Starzec zamknął oczy i Rael przez chwilę myślał, że znowu zapadł w sen. Potem jednak znowu zaczął mówić: – Wiele tracimy, Raelu, będąc wiecznie młodzi.

– A mianowicie co?

– Elastyczność. Zdolność rozumienia. Perspektywę. Fizycznych dolegliwości jest wiele, ale poszerzone horyzonty wynagradzają to z nawiązką. Wszystko, co żyje w naturze, rośnie, umiera i rodzi się na nowo. Nawet Ziemia, o czym boleśnie przekonaliśmy się na własne oczy. Ale nie Awatarowie. My już nie umiemy rosnąć, Raelu. Nie umiemy się przystosowywać i zmieniać. Jesteśmy tacy sami jak tysiąc lat temu. Być może nawet się cofnęliśmy. Wówczas Pierwszy Awatar i ja zaprojektowaliśmy Białą Piramidę. To był cud, dzieło geniuszu, który rozkwitł wśród utalentowanego ludu. Jakimi nowymi wynalazkami możemy się pochwalić w ciągu ostatnich dwustu lat? Jakie kroki naprzód postawiliśmy? Czas stanął dla nas w miejscu, Raelu. Istniejemy tylko jako echa wielkiej pieśni.

– Niewykluczone, że wszystko to prawda, choć raczej w to wątpię – odparł Rael – ale czy uważasz, że starość i śmierć w czymkolwiek nam pomogą? A nawet gdyby tak było, to czy wielu będzie takich, którzy zgodzą się je zaakceptować? Ja z pewnością tego nie zrobię. Lubię być młody i silny.

– Krzyształy były błogosławieństwem, które przerodziło się w klątwę – stwierdził ze smutkiem Anu. – Ale w ciągu tych ostatnich lat wiele się nauczyłem. – Starzec uśmiechnął się. – Odkąd przestałem używać kryształów, moje wizje stały się wyrazistsze. Dostrzegam teraz wiele spraw, które przedtem były przede mną ukryte.

– Czy to dlatego zażyczyłeś sobie tego spotkania?

– Częściowo, Raelu. Czy mógłbyś przynieść mi wody?

Kwestor generalny wstał i podszedł do smukłego stołu, ukształtowanego z brązu na podobieństwo krzewu o złotych liściach. Spoczywała na nich długa, prostokątna płyta z barwionego na niebiesko szkła, na której ustawiono gliniany dzbanek oraz dwa złote puchary. Rael zachichotał.

– Złoto nie bardzo pasuje do gliny – zauważył. – Wyślę po bardziej odpowiedni dzbanek.

– Ten jest w sam raz – sprzeciwił się Anu, ujmując kielich w drżącą dłoń. – Przypomina mi, że bez względu na to, jak wielkie bogactwa zgromadzimy, wszelkie życie pochodzi ze zwykłej ziemi.

– Nigdy nie zapominasz, że jesteś nauczycielem – zauważył z sympatią w głosie Rael, ponownie siadając naprzeciwko staruszka.

– To leży w mojej naturze – zgodził się Anu.

– I jesteś w tym wspaniały, przyjacielu. Bez ciebie imperium by zginęło. Szkoda, że nie chcieliśmy wysłuchać twoich nauk.

– Nadal powinniście ich słuchać, Raelu. Ale na tę debatę przyjdzie czas kiedy indziej. Chcę, żebyście dali mi jedną ze skrzynek.

Ta prośba zaskoczyła kwestora generalnego.

– A w jakim celu?

– Zbuduję nową piramidę, niemal niczym nieróżniącą się od piramidy Pierwszego Awatara.

Rael milczał. Implikacje tej propozycji były niezmierzone. Podobna piramida zapewniłaby Awatarom tysiąc lat bezpiecznych rządów.

– Jak chcesz tego dokonać? Muzyka odeszła. Jak ukształtujesz dwudziestotonowe bloki i jak będziesz je transportował? A jeśli nawet znajdziesz na to sposób, to jak wciągniesz je na szczyt? To niemożliwe.

– Muzyka nie odeszła, Raelu – odparł starzec. Wypowiedział te słowa prosto i bez arogancji.

– Pokaż mi to! – wyszeptał kwestor generalny. Anu wyciągnął z kieszeni obszernej szaty mały flet. Podniósł się z fotela i stanął obok gościa.

– Padnij na kolana i wyciągnij prawą rękę – polecił.

Rael go posłuchał. Anu uniósł flet do ust i zagrał serię tonów, delikatnych jak jesienny wietrzyk szumiący w trawie, lekkich jak puch, słodkich jak pierwsze ptasie trele na wiosnę. Rael zatopił się na chwilę w muzyce. Potem zauważył, że Anu nadeptuje na jego wyciągniętą dłoń. Napiął mięśnie, spodziewając się, że stopa starca zmiażdży mu palce, wgniecie je w podłogę. Ale jego dłoń nawet się nie poruszyła. Zgrzybiały kwestor wszedł na nią i znieruchomiał. Muzyka ucichła.

– Wstań, Raelu – rozkazał kwestor Anu. – Unieś mnie pod sufit.

Rael podźwignął się bez trudu, unosząc rękę tak, jakby trzymał na niej tylko piórko. W ogóle nie czuł ciężaru starca.

– A teraz posadź mnie w fotelu – polecił Anu.

Kwestor generalny opuścił dłoń, a potem ujął staruszka za kościste ramię, pozwalając mu opaść powoli na wygodny fotel.

– Dlaczego nam o tym nie powiedziałeś? – zapytał.

– A w jakim celu miałbym to robić? Chciałem, żeby inni Awatarowie zainteresowali się starożytną wiedzą, żeby ją opanowali. W ten sposób dowiedliby mi, że nasza rasa ma przyszłość. Ale nikt nie miał na to ochoty. Pomijając, być może, Ro, ale on jest zbyt głęboko zakorzeniony w przeszłości, żeby mógł wyciągnąć dłoń ku przyszłości.

– Mogłeś nas tego nauczyć! – zawołał Rael. Był rozdarty między bojaźnią, a irytacją. – To były dla nas trudne lata. Dzięki twojej mocy moglibyśmy osiągnąć znacznie więcej.

Anu potrząsnął głową.

– Odpowiedzi zawsze można było znaleźć w matematyce. Nadal nie rozumiesz, co próbuję ci powiedzieć, Raelu. Moce mojego umysłu zwiększyły się, odkąd przestałem używać kryształów. To śmiertelność budzi w nas pragnienie uczenia się nowych rzeczy, przystosowania, wytyczania nowych dróg wiodących ku przyszłości. Bez niej zastygamy w bezruchu, pragniemy tylko więcej tego samego. Powiedz, czy dasz mi skrzynkę?

– Dam. Ale dlaczego zmieniłeś zdanie? Jaką wizję ujrzałeś?

– Zapytaj mnie o to, gdy na niebie pojawią się dwa księżyce.

Rael uznał, że znaczy to, iż Anu po prostu nie chce zdradzić mu swych motywów. Rozważył jego propozycję i poczuł, że zaschło mu w ustach. To, co sugerował Święty, było niemal przerażające. Oznaczało bowiem odrodzenie nadziei, a wraz z nią strachu przed rozpaczą.

– Ile czasu będziesz potrzebował? – zapytał. Wiedział, że będzie to wartość mierzona w dziesięcioleciach, i zastanawiał się, jak zdołają przetrwać tak długo.

– Sześć miesięcy.

To był szok. Rael westchnął. Czyżby staruszek uległ jednak sklerozie?

– Uczyłeś mnie matematyki, Anu. O ile dobrze pamiętam, Wielka Piramida składała się z miliona bloków…

– Miliona stu siedemdziesięciu tysięcy – uściślił Anu.

– Niech i tak będzie. Jeśli podzielę tę liczbę przez liczbę dni w roku, okaże się, że będziesz musiał wydobyć w kamieniołomach, ukształtować, przetransportować na miejsce i ustawić dwa tysiące dziewięćset bloków dziennie. Bloków ważących ponad trzydzieści ton.

– Trzy tysiące czterysta dwadzieścia dwa – poprawił go Anu. – Dlatego właśnie potrzebuję skrzynki.

– Nawet sto skrzynek byłoby za mało! – warknął Rael.

– Ogranicza cię szybkość, z jaką mogą pracować twoi robotnicy.

– Bynajmniej – sprzeciwił się łagodnym tonem Anu.

– Jedynym ograniczeniem jest czas. Jak długo już tu jesteś, Raelu?

– Pół godziny, może parę minut dłużej. Dlaczego pytasz?

– Przybyłeś w południe, tak jak cię prosiłem. A teraz odsłoń okno.

Rael podszedł do okna i odsunął grubą, aksamitną kotarę.

Za oknem była noc. Na niebie jasno świeciły gwiazdy. Kwestor generalny zamrugał, gapiąc się na blady księżyc. Potem spojrzał na starca.

– To iluzja? – zapytał.

– Nie. Spędziłeś tu dziesięć godzin. Czas również jest częścią Muzyki, Raelu. Masz rację. Nawet gdybym rozebrał cztery nieudane piramidy i wykorzystał część składających się na nie bloków, sześciuset wykwalifikowanych robotników potrzebowałoby z górą dwudziestu lat, by ukończyć budowę. Nie mamy tyle czasu. Zostało nam najwyżej sześć miesięcy. Zrobię użytek z Muzyki i sprawię, by czas dla mnie zatańczył. Tu, w tym pokoju, spowolniłem jego bieg. W Dolinie Kamiennego Lwa, dzięki mocy skrzynki, przyśpieszę go dwudziestokrotnie.

– Ale tutaj zrobiłeś to bez pomocy kryształów! Trudno w to uwierzyć.

– Kryształy jedynie zwiększają nasze możliwości. Prawdziwa moc pochodzi z wnętrza. To właśnie jest wiedza, którą utraciliśmy. – Przerwał, przeszywając Raela dociekliwym spojrzeniem. – Będziesz też musiał uwzględnić coś jeszcze, kwestorze generalny. A to rewolucyjna myśl.

– A mianowicie?

– Moich sześciuset robotników.

– Co z nimi?

– Będą się starzeli dwudziestokrotnie szybciej. Wielu z nich nie doczekałoby końca bieżącego roku.

– Znajdę ci nowych.

Anu potrząsnął głową.

– Nie rozumiesz, Raelu. Czas ma kluczowe znaczenie. Sześć miesięcy. Ani dnia więcej. Nie zdołam osiągnąć tego celu, jeśli moi ludzie będą się starzeć i umierać. Z każdym dniem spędzonym wewnątrz Tańca będą się stawali coraz bieglejsi, co przyśpieszy prace. Ten czynnik również uwzględniłem w swych obliczeniach. Podobnie jak fakt, że co pięć waszych dni będę musiał spowolnić Taniec, by można było dostarczyć nam zapasy na trzy następne miesiące.

Raela olśniło.

– Chcesz poddać Vagarów działaniu kryształów. Na niebiosa, człowieku, radni nigdy się na to nie zgodzą.

– Więc o niczym im nie mów.

– Nie mam wyboru.

– To decyzja o charakterze militarnym, Raelu. A to znaczy, że leży wyłącznie w zakresie twoich kompetencji.

– Piramida nie jest bronią ani nikt nas nie atakuje.

– Nie okłamuję cię, Raelu. To decyzja o charakterze militarnym. A jeśli chodzi o Vagarów, nie będą wiedzieli, że są karmieni kryształami. Powiem im tylko tyle, że używamy potężnej magii. Moi ludzie poznają część prawdy: to, że w Dolinie Kamiennego Lwa upłynie dwadzieścia lat, podczas gdy na zewnątrz minie jedynie pół roku. Obiecam im jednak, że dzięki mojej magii nie zestarzeją się. Ponadto każdy z nich otrzyma płacę za trzydziestoletnią służbę. Po powrocie wszyscy będą bogaci.

– Domagasz się wielkiego zaufania – zauważył Rael. – Zarówno ode mnie, jak i od ludzi, którzy będą trudzili się dla ciebie przez dwadzieścia lat.

– Istnieje wiele zagrożeń – przyznał starzec. – Ale musi mi się udać, przyjacielu. Nie masz pojęcia, jakie to ważne.

– Jestem pewien, że powiesz mi o tym we właściwym czasie, przyjacielu – odparł Rael, wstając z fotela. – Swoją drogą Mirani kazała cię pozdrowić.

Anu uśmiechnął się, wyraźnie uspokojony.

– To dobra kobieta. Obawiam się, że za dobra dla ciebie.

– Któż mógłby się z tym nie zgodzić? – odparł Rael, odwzajemniając uśmiech. – Nie chce wrócić do Rady. Spędza obecnie czas na lepieniu i malowaniu garnków.

– Na świecie nadal będą garncarze, gdy po nas zostanie tylko niknące wspomnienie – odparł Anu.

Загрузка...