Moja siostra Anna zatrzymawszy mnie w przedpokoju rzekła tajemniczo:
— Właśnie był do ciebie telefon, Filipie.
— Kto dzwonił?
— Edgar Poe.
— Pewnie jakiś dureń, który nie ma co robić?
Na pociągłej, zagniewanej twarzy Anny pojawił się wyraz cierpienia, jak zawsze, kiedy byłem rozdrażniony i nieopanowany.
— Nie — cicho odparła Anna. Głos był marzycielski i niepospolicie piękny. To prawdopodobnie był właśnie Edgar Poe.
— Raczej chyba Caldwell lub Beckett. Edgar Poe umarł przeszło sto lat temu.
— Czyż nie może mieć imiennika?
— Tak, jakiś aferzysta albo amator autografów. Znam ja te piękne i marzycielskie głosy! Zdjąłem palto, powiesiłem je i nie patrząc na urażoną minę Anny poszedłem do gabinetu, siadłem przy stole i zabrałem się do przeglądania czasopisma: „Postępy Fizyki”. Zapukała Anna:
— Telefon do ciebie, Filipie.
— Kto?
— Znowu on.
— Co za on?… Dlaczego milczysz?
— Edgar Poe — odpowiedziała Anna drżącym ze wzburzenia głosem.
— Ten dureń!
Wyszedłem do przedpokoju, wziąłem słuchawkę i rozdrażniony krzyknąłem:
— Słucham!
Odezwał się niezwykle piękny i nabrzmiały zadumą głos: — Dzień dobry, panie Dudleen. Czy pan mnie poznaje?
— Nie, nie poznaję.
— Mówi Edgar Poe.
— Jaki Poe?
— Autor „Zagłady Domu Usherów”.
— Niech się pan przestanie wygłupiać. Nie wie pan, z kim pan mówi?
— Wiem. Z profesorem Dudleenem, twórcą fizycznej hipotezy zygzakowatego czasu.
— Skąd pan mówi? — spytałem podejrzewając, że nabiera mnie jakiś student, którego oblałem na kolokwium.
— Nie mogę podać współrzędnych. Jeszcze nie są obliczone.
W głosie odpowiadającego zadźwięczała tragiczna nuta, aż przeszedł mnie dreszcz. Na chwilę mój niewidzialny rozmówca jak gdyby znikł w falach czasu, a potem znowu się pojawił.
— Znajduję się w ruchu, w bardzo szybkim ruchu dotarło do mnie — mknę do pana, panie Dudleen. Gdzie pan jest? Na miłość boską, gdzie pan jest? Proszę Padać swój adres.
— Miasto Einstein. Ulica Dickensa dwieście czterdzieści.
— Miasto Einstein? W jakim to kraju? Nie widzę go na mapie.
— Dureń! — zacząłem wymyślać. — Einstein to słynne miasto. Nieuk! Kim pan jest?
— Edgar Poe.
— Nie wierzę w wskrzeszanie nieboszczyków.
— Panie Dudleen, dlaczego pan ze mną rozmawia takim tonem?
— Przepraszam. Zaczynam się domyślać. Czytałem ostatnio, że jedna z największych wytwórni kręci film biograficzny „Edgar Allan Poe”.
— A co to takiego film, panie Dudleen? Pierwszy raz słyszę to dziwne słowo.
— Rozumiem, chce pan wejść w swoją rolę. Ale co mnie do tego? Nie jestem biografem Edgara Poego, tylko fizykiem.
I aby się wreszcie uwolnić od dziwnego rozmówcy, wykrzyknąłem powszechnie znaną zbawczą formułę:
— Ściskam dłoń!
A potem odłożyłem słuchawkę.