8

W dwudziestym wieku pojawiło się wiele prób wulgarnego przedstawienia teorii względności. Moja hipoteza zygzakowatego czasu była jeszcze bardziej bezbronna. Nie odnosiła się w żadnej mierze do praw makro świata, chodziło w niej o zjawiska dyskretne, o cząstki elementarne, o to, że dla pewnych ostatnio odkrytych cząstek odznaczających się obrotowymi formami ruchu jednokierunkowość czasu traci swoją moc.

W celu wzbudzenia wybitnego zainteresowania czytelników Hoppes zaczął od końca. Napisał coś w rodzaju recenzji z niedawnej premiery filmu o życiu Edgara Poego. Wyszydzał zachwyty i oceny estetyczne kinowych komentatorów gazet wieczornych; związane z grą Jonesa i jego cudownym przeistoczeniem w znanego pisarza.

„Gra? — pytał. — Przeistoczenie? Dlaczego więc nie powiedzieć prawdy, jeśli nawet przeczy ona doświadczeniu i zdrowemu rozsądkowi? Dlaczego ukrywać prawdę, chociaż jest paradoksalna? Na ekranie pojawił się rzeczywisty Poe. Tak, to autor niesamowitych opowiadań. Udało się go wyrwać z jego czasów i przenieść w nasze dzięki skomplikowanemu eksperymentowi opartemu na teoretycznych pracach fizyka Filipa Dudleena. Aby nie zaprzątać uwagi nieprzygotowanego czytelnika aparatem matematycznym, autor artykułu powinien zrezygnować z dowodów nowego, dyskretnego pojmowania, czasu, jego zygzakowatej natury. Eksperyment, którego dokonano w pracowni Hoppesa, wniósł coś zupełnie nowego do rozumienia istoty gry aktorskiej… To nie aktor igra z rzeczywisto ścią, lecz raczej rzeczywistość i gra z aktorem. Na pewien czas staje się on inną osobą…”

Artykuł był długi, a ja nie zamierzam go streszczać.

Odłożyłem czasopismo i z ulgą westchnąłem. Czytanie artykułu Hoppesa było podobne do seansu hipnotycznego.

— No i co pan teraz powie, drogi panie Dudleen? — zapytała Elżbieta Mab.

— Ma rację tylko co do jednego; że w każdym człowieku współczesnym drzemie aktor. W społeczeństwie kapitalistycznym ludzie nie żyją, lecz graj ą. Wszyscy noszą maskę. Dziwi mnie, że pospolity i ograniczony Hoppes mógł tak subtelnie wyrazić tę nie pozbawioną dowcipu i spostrzegawczości myśl.

— Zwrócił pan uwagę na sprawy drugorzędne. Czyż nie oburzyła pana próba filisterskiego zwulgaryzowania i spaczenia sensu pańskiej koncepcji fizykalnej? Pisze on, że przekonał aktora Jonesa, iż Jones to już nie Jones, lecz Edgar Allan Poe przywołany z przeszłości.

— A może go istotnie przekonał?

— Ale jakież miał prawo to robić? Z punktu widzenia etyki to przestępstwo.

— Nie mówmy o etyce. To by nas zbyt daleko zaprowadziło. Nic nie widzę występnego w tym, że Hoppes pomógł Jonesowi wejść w rolę i z talentem ją odtworzyć. Gdyby rozumować tak jak pani, trzeba by każdego reżysera uznać za przestępcę kryminalnego.

— Nie będę się sprzeczać. Reżyserzy wcale nie są przestępcami. W każdym razie nie wszyscy. Czy jednak zwrócił pan uwagę na coś innego?

— Co pani ma na myśli?

— Irytuje mnie niekonsekwencja logiczna Hoppesa. Na początku artykułu pisze, iż Edgara Poego przywrócono z przeszłości dla eksperymentalnego potwierdzenia pańskiej hipotezy, pod koniec zaś staje się skromny i wyjaśnia psychologiczną przemianę Jonesa jego ślepą wiarą w słuszność pana teorii.

— To nawet dla mnie pochlebne.

— A właśnie — pełnym oburzenia tonem powiedziała Elżbieta Mab. Gotów pan już amnestionować Hoppesa, A zarazem tego oszusta Jonesa.

— Jest pani przekonana, że Jones to oszust? Na jakiej podstawie?

Elżbieta pozostawiła moje pytanie bez odpowiedzi, a jej twarz przybrała wyraz pogardy, pogardy i szyderstwa. Poczułem się nieswojo. Zagadnienie, kim właściwie był

Jones, miało dla mnie bynajmniej nie tylko akademickie znaczenie. Aktor nadal bywał w moim domu i przeistaczając się w Edgara Poego zalecał się do mojej nieszczęsnej siostry. Wszelkimi sposobami przeciwdziałałem temu, on jednak za każdym razem mówił:

— Niech mi pan nie przeszkadza grać.

I za każdym razem jego ruchliwa twarz przybierała grymas pojawiający się na twarzy człowieka, któremu się przeszkadza w spełnianiu obowiązków.

Anna także była niezadowolona z mojej ingerencji w jej prywatne życie.

— Egoista z ciebie, Filipie — czyniła mi wymówki. Jakiż pozbawiony serca egoista. Dawniej nie wydawałeś mi się taki.

Oddziaływały na mnie nie tyle jej słowa, ile sam ton jej głosu, przenikaj ący w największe głębie mej istoty. Za każdym razem cofałem się przed siłą owej intonacji i pozwalałem na to, czego nie wolno było tolerować. Aktor kontynuował wizyty w naszym domu. Chociaż wiele nad tym rozmyślałem, to jednak nie mogłem zrozumieć, jaki ma w tym cel. Czymże jego, światową sławę, mogła zwabić moja biedna siostra?

Загрузка...