34

Jordi zatrzymał się. Dotarli już do szczytu wzniesienia, skąd mieli widok na przeciwległą stronę równiny.

– Czy nie jest możliwe, że tam, kawałek dalej, stał kiedyś jakiś dom?

– W każdym razie miejsce jest dobre – stwierdził Antonio. – Trawiasta polana, miejsce osłonięte od wiatru. Chodźmy tam! Nie, Mortenie, nie możemy teraz robić przerwy.

Zaledwie kilka minut później byli już na drugiej stronie i przyglądali się polance.

– Hm – zastanawiała się Unni. – Nigdzie nie widzę żadnych resztek domu, tylko trochę czarnej ziemi. Może to ślady pożaru, ale nie wiem.

– Ale to zagłębienie tam, wyżej, przy kamieniach, wygląda mi na malutką jaskinię – stwierdziła Sissi i zaraz pobiegła w górę zbocza.

Pozostali popatrzyli tylko po sobie, niemal oszołomieni pokazem takiej energii i tak świetnie wytrenowanego ciała. A przecież Sissi przez ostatni odcinek prawie ciągnęła Mortena!

Wolnym krokiem podążyli za nią.

Rzeczywiście, wyglądało to na kryjówkę czy też miejsce zabaw jakiegoś dziecka. Chłopca, tak przynajmniej należałoby sądzić po ułożeniu kamieni i prostych drewnianych sprzętach, które się jeszcze zachowały.

– Czy możemy przypuszczać, że to on zapisał te słowa, które znaleźliśmy w opactwie w Panes? – zachodził w głowę Antonio. – „Mój przybrany ojciec był najnędzniejszym z nędznych… „ I że słowa księcia o „domostwie hycla” również dotyczyły tego miejsca? Juana odwróciła się.

– Spójrzcie, wszystko się zgadza! Tam dalej, na drugim końcu równiny, widać wejście do jakiegoś wąwozu.

A więc rzeczywiście odnaleźli domostwo hycla.

Uradowani zadzwonili zaraz do Vesli, do Pedra i Gudrun, Flavii, rodziców Unni, Jorna, Hassego, Nissego i Elia. W użyciu było jednocześnie kilka komórek, tak jakby wprost musieli poczuć, że mają kontakt ze światem. Tutaj było tak samotnie, tak nieskończenie daleko od wszystkiego. Musieli opowiedzieć, że udało im się zrobić ogromny krok naprzód.

– Okej – powiedział Jordi. – Idziemy dalej w stronę wąwozu.

Ale organizm Mortena odmówił posłuszeństwa.

– Ja już nie mam siły – wydusił z siebie. – Nie mogę iść dalej.

– Musisz. Chyba że wolisz zostać tutaj, w tej jaskini. Zostawimy ci prowiant i będziesz czekał z nadzieją, że wrócimy.

– Czy Sissi nie może mnie odprowadzić do ludzi?

– Sissi jest nam potrzebna. Ty również – uśmiechnął się Jordi łagodnie.

Morten tylko bezradnie pociągnął nosem. Jordi, nie bardzo wiedząc, co robić, zwrócił się do Miguela:

– Czy ty nie mógłbyś go zabrać z powrotem w jakieś zamieszkane okolice? Tak jak przeniosłeś Juanę?

Miguel od swego powrotu właściwie nie odzywał się ani słowem. Teraz też spoglądał na równinę.

– Nie mogę – odparł cicho. – Nie mogę użyć swoich skrzydeł. Żadnych ze swoich zdolności. Jestem teraz tylko bezradnych nikim, do niczego nie mogę się wam przydać, nie mogę wam nawet zagrozić. Na razie.

– Ale dlaczego? Co się stało?

Miguel zmęczonym ruchem potarł oczy. Chociaż słońce mocno świeciło, przez trawę przebiegł nagle jakiś zimny powiew. Unni, nie wiadomo dlaczego, po plecach przeszły ciarki.

Miguel stłumionym głosem powiedział:

– Poniosłem karę za to, że wam pomogłem.

Stali zdumieni i zakłopotani. Juana nie wiedziała, czy ma płakać, czy się cieszyć.

– Jaką karę? – spytał Jordi cicho.

– To was nie obchodzi.

– Owszem, Miguelu, interesuje nas twój los. Zwłaszcza jeżeli czemuś jesteśmy winni.

Popatrzył na nich i westchnął.

– Wiecie, że nie chcę stać się śmiertelnikiem. Zawsze właśnie tego najbardziej się obawiałem. A teraz nim jestem.

– Ach, nie! – jęknęła Unni, która potrafiła wczuć się w jego smutek. Wyraźnie było widać, że Jordi i Antonio również potrafią podzielać uczucia Miguela, natomiast Juanę przepełniła wielka nadzieja.

– Demon nie może żywić żadnych uczuć wobec innych – powiedział Miguel. – Nie wiem, ale musiałem się w tym nie sprawdzić, choć nie pojmuję, jak mogło do tego dojść. Ale nie pozostanę śmiertelnikiem na zawsze.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – zdziwiła się Sissi.

– Odzyskam egzystencję demona, jeżeli będę towarzyszyć wam aż do osiągnięcia celu…

– I co dalej? – ponaglił go Antonio, gdy Miguel milczał.

Miguel z trudem wypowiadał słowa.

– I kiedy uzyskam odpowiedź, o co w tym wszystkim chodzi, znów stanę się demonem. A wtedy pojmam Urracę dla mego Mistrza. Ona bowiem jest w to wmieszana i z pewnością tam będzie, a mój pan zmusi ją, by wstąpiła do niego na służbę.

– Ach, nie, tylko nie Urracę! – poprosili.

– A potem zabiję was wszystkich. Juanie dech zaparło w piersiach.

– Nie możesz tego zrobić – powiedział Jordi. – Mnie zabić nie możesz.

Miguel popatrzył na niego zmęczonym wzrokiem.

– To wcale nie będzie potrzebne. Ty jesteś tym bratem, który tam zostanie.

Nad tajemniczym wąwozem zebrały się ciężkie ołowianoszare chmury. Wejście przestało kusić.

Загрузка...