16

Opuścili Reinosa bardzo wcześnie, żeby mieć dość czasu dla siebie przy „Fuente del Ebro”.

O jasnym poranku stanęli wysoko przy Fontibre Antonio, Unni, Monen, Sissi i Flavia. Spoglądali w dół na niewielkie przypominające sadzawkę jeziorko, otoczone zboczami z wysokimi cienkimi drzewami liściastymi, topolami porośniętymi brunatno – zielonym mchem, jak zwykle się dzieje, gdy drzewa rosną wśród wilgoci.

Sissi patrzyła w mętną zieloną wodę.

– Źródła Ebro – powiedziała nieswoim głosem. – To wprost niewiarygodne, że stąd tak spokojnie wypływa potężna rzeka.

– To prawda – przyznał Antonio. – Ma się wrażenie, że to święte miejsce natury.

– Latem musi tu być pięknie – stwierdziła Unni. – Teraz jest jesień i muszę przyznać, że jest strasznie zimno.

– To prawda, bardzo zimno – zadrżała Flavia. Niebo tego dnia było jednolicie szare, jak gdyby skrywało w chmurach śnieg. Byli zupełnie sami przy tym naturalnym basenie, ale też i sezon turystyczny dawno się już skończył.

Morten wodził spojrzeniem po miękkich, porośniętych trawą brzegach, na których przygotowano wygodne ścieżki dla odwiedzających.

– Gdzie powinniśmy szukać? – spytał.

Podnieśli wzrok. Nieco dalej dostrzec można było kilka domów, one jednak wyglądały na stanowczo zbyt nowe. Drzewa również nie mogły być dostatecznie stare, by ktoś pięćset lat temu wykorzystał któreś z nich jako umówione oznakowanie kryjówki.

A kamienie w miejscu, gdzie tryska źródło?

Stanowczo zbyt świeże. One również zostały starannie ułożone już w nowszych czasach.

Stali zupełnie bezradni. Nie wiedzieli, gdzie powinni zacząć szukać. Nie było tu jakby żadnego początku.

Wysoko na zboczu pojawili się rycerze na koniach.

„Dobrnęli teraz do naprawdę trudnego punktu – stwierdził don Sebastian. – Ten kawałek skóry już nie istnieje”.

„Nigdy nie przypuszczaliśmy, że dotrą aż tutaj – przypomniał don Galindo. – Zdołali pokonać tak wiele pułapek, odeprzeć tyle ataków przeciwników. Tragiczne byłoby, gdyby musieli teraz się poddać”.

„Co więc robimy?” – spytał don Ramiro.

„My nie możemy nic zrobić – odparł przygnębiony don Federico. – Ale nie możemy też patrzeć, jak szukają czegoś, co przestało istnieć”.

„A Urraca?” – spytał don Galindo.

Don Federico wahał się przez chwilę. Potem uśmiechnął się kącikiem ust, nie odrywając wzroku od piątki stojącej nad brzegiem wody.

„Wydaje mi się, że ona nabrała pewnej słabości do Antonia, tam wśród norweskich gór. Ośmielimy się więc zakłócić jej spokój”.

„Urraca nie zaznaje spokoju – wtrącił don Sebastian. – Jej tragedia jest taka jak nasza, być może trochę łagodniejsza. Wydaje mi się, że chętnie pomoże/ młodym”.

„Tak być musi” – powiedział don Galindo. Zawrócili konie i odjechali.

Morten z braku innych pomysłów podszedł aż do samego źródła. Pozostali z pewnym wahaniem ruszyli za nim.

Gdzie szukać? Wszystko tu takie nowe i porządne. Nie ma żadnych śladów z przeszłości, z wyjątkiem samej rzeki Ebro, odwiecznej.

Nagle Antonio, który wstał z kucek, znieruchomiał.

– Spójrzcie tam – szepnął.

– Gdzie? – dopytywali się Morten i Sissi jedno przez drugie.

Unni jednak już zobaczyła.

– Urraca! – powiedziała cicho z wielką czcią.

– Ja nic nie widzę – stwierdziła Flavia.

Również ani Sissi, ani Morten nie zobaczyli czarownicy, lecz Antonio i Unni byli jej starymi znajomymi.

Stała na szczycie stromego zbocza, wyprostowana i dumna na tle nieba. Czarnowłosa, ubrana w czerń, na szyi i rękach nosiła magiczne znaki ze złota.

Antonio ujął dłoń Unni.

– Chodź! Ona chce z nami mówić. Wy tu zaczekajcie!

Pomógł Unni pokonać najbardziej strome fragmenty zbocza. Taka wspinaczka nie jest chyba najlepsza dla przyszłej matki, pomyślała Unni. Ale co tam, jest przecież wytrenowana. Trzeba być w dobrej formie, gdy się chce wybawić rycerzy od wiecznej tułaczki.

– Urraca tutaj? – mruknął Antonio. – Zdaje mi się, że wydarzy się coś niezwykłego.

Kiedy wspięli się już na szczyt i dotarli prawie do samej czarownicy, zatrzymali się. Unni skłoniła się prawie do samej ziemi, Antonio też mocno zgiął się wpół.

Urraca nie była zbyt młoda, jej fizyczny wiek zatrzymał się w trudnym do określenia momencie, odznaczała się jednak niebywałą urodą. Długie, kruczoczarne włosy pokrywał cieniutki czarny welon ozdobiony maleńkimi złotymi gwiazdkami. Jeden z licznych wisiorów, które nosiła na szyi i przy pasku ze złota, przedstawiał uciekającą srokę. Wśród pozostałych był leżący półksiężyc, pentagram i gryf, znacznie większy od tych, które mieli oni.

Stali teraz dość blisko niej. Czarne oczy wiedźmy wpatrywały się w Unni, jak gdyby usiłowały zajrzeć wprost w jej duszę.

Mam nadzieję, że u mnie w środku jest wszystko porządnie poukładane, pomyślała Unni.

W głowie jej się zakręciło od przenikliwego wzroku czarownicy.

Potem na szczęście oczy Urraki skierowały się na Antonia i Unni mogła odetchnąć.

– Gdzie macie trzeciego? – spytała Urraca dziwnym, głuchym głosem. – Gdzie twój brat, a twój przyszły mąż?

Antonio wyjaśnił, jak się sprawy mają. Urraca pokiwała głową, a potem powiedziała:

– Tego, czego szukacie, nie ma tutaj.

– Szukamy w niewłaściwym miejscu?

– Nie, dobrze trafiliście, lecz ten kawałek skóry dawno już został zbezczeszczony przez niemądrych ludzi, aż w końcu przestał istnieć.

– Takiej sytuacji obawialiśmy się wielokrotnie – westchnął Antonio.

– Szczęście wam sprzyjało. Mądrze też działaliście, dlatego właśnie się tu zjawiłam, aby łańcuch nie został przerwany.

– Co zrobisz, piękna Urraco?

Na twarzy czarownicy błysnął na moment ironiczny uśmieszek, zaraz jednak spoważniała.

– Mogę wam jedynie udzielić rady. Działać musicie sami.

Jej spojrzenie znów padło na Unni, a dziewczynę ogarnęły nieprzyjemne przeczucia.

– Musicie cofnąć się w łańcuchu aż do poprzedniego kawałka skóry. Za jego pomocą dowiecie się, co zostało wyryte na tym, który zaginął.

– Tego poprzedniego kawałka nie mamy – odparł Antonio z żalem. – Stanowi własność muzeum w Ramales de la Victoria i nie pozwolono go nam stamtąd zabrać, nie dało się go również kupić, choć proponowaliśmy naprawdę duże pieniądze. Napisane na nim było „Początek wielkiej matki”, dlatego przybyliśmy tutaj.

Urraca zastanawiała się przez moment.

– A wcześniejszy kawałek skóry, macie go?

– Ten z sępem, który zawiódł nas do Ramales? Tak, mamy.

– Doskonale. Ogromną zaletą byłaby obecność tutaj waszego przyjaciela i brata, on bowiem posiada większą moc niż ty, przystojny młody człowieku. Rozumiem jednak, że to niemożliwe.

Komplementy sypią się jak grad, pomyślała Unni. „Towarzystwo wzajemnej adoracji”?

Zaraz jednak dostała zimny prysznic, którego właściwie się spodziewała, nie był więc aż tak strasznie nieprzyjemny.

– Młoda dziewczyno – powiedziała Urraca. Powiedz mi jakiś komplement! Błagała w duchu Unni. Nie? No cóż!

– Młoda dziewczyno, wiesz, co masz robić!

Tak, niestety. Znów ten kawałek skóry! Ale nie zrobię tego byle gdzie, pomyślała Unni.

– Znam miejsce, w którym nikt nie będzie nam przeszkadzał.

Nie czytaj w moich myślach, bo robię się od tego nerwowa!

Unni czuła, że jest tak spięta, iż cała drży. Usiłowała się rozluźnić, lecz jak mogło jej się to udać, gdy stała przed czarownicą wysokiego rodu, wywodzącą się z dawno minionych czasów? Przed duchem, który poza statusem upiora, jaki mieli również rycerze, posiadał również nieznane magiczne moce?

A na dodatek jeszcze wiedziała, że musi przejść przez ów zaiste nieznośny proces, w którym za pomocą kawałka skóry będzie mogła zajrzeć w to, co wydarzyło się w ciągu owych brzemiennych w skutki lat, poprzedzających śmierć rycerzy. Nie chciała już więcej oglądać okrucieństwa i bólu. Życie we współczesności i tak było dostatecznie trudne.

Antonio zawołał do Mortena, by przyniósł tamten kawałek skóry i apteczkę, a potem nakazał całej trójce, Mortenowi, Sissi i Flavii, powrót do samochodu lub do kawiarni przy drodze. Przyjęli tę propozycję z radością, ale nie przestawali się dziwić.

– My niedługo przyjdziemy – dodał im otuchy Antonio, lecz wcale nie był pewien, czy rzeczywiście nastąpi to tak szybko.

Czy Unni miała śledzić podróż niosących skarb aż od położonych daleko w Baskonii ruin twierdzy przez Ramales de la Victoria do tego miejsca? W dodatku podróż piechotą? To przecież mogło potrwać całą wieczność!

A najpierw trzeba ją przecież uśpić, podać jej tabletki nasenne i czekać, aż zadziałają.

Usypianiem Unni zajęła się jednak Urraca.

Powiodła ich do pustej szopy, która okazała się znacznie czyściej sza w środku niż na zewnątrz i była najwyraźniej jedynym budynkiem, jaki pozostał jeszcze po starej zagrodzie. Musiano jej używać do warzenia piwa czy wina lub do sporządzania soków i konfitur, wewnątrz bowiem unosił się przyjemny zapach, choć wszędzie pełno było plam z rodzaju tych, które nigdy nie schodzą, plam od owoców.

Unni ułożyła się na wyszorowanej ławie, wzięła w ręce zniszczony kawałek skóry, zamknęła oczy i poddała się lękowi przed tym, co zobaczy.

Jordi, bądź teraz przy mnie, powtarzała w myślach. Dlaczego nie możemy być razem? Tak bardzo za tobą tęsknię!

Tym razem przez cały czas była przytomna. Urraca przesunęła tylko trzykrotnie ręką nad jej twarzą i Unni poczuła, że zapada się w inny świat.

Загрузка...