8

Vesla w szpitalu przeżyła bardzo nieprzyjemną wizytę. Jej matka położyła obowiązkowy bukiet na łóżku i przysunęła sobie krzesło.

– Byłoby miło, gdybyś sama poinformowała mnie, że tu leżysz, nie musiałabym się o tym dowiadywać od innych – zaczęła ostro. – Ale żadną miarą nie przejmuj się mną!

Doskonale sama się sobą przejmujesz, pomyślała Vesla, ale mruknęła coś tylko o tym, że czuła się zbyt źle, żeby zadzwonić.

– Tak, tak, to doprawdy szczęśliwe rozwiązanie – stwierdziła matka zadowolona.

– Jakie rozwiązanie? – zdziwiła się Vesla.

– No, poronienie. Nie będziemy musiały zastanawiać się, co ludzie powiedzą. Będziesz też miała więcej czasu dla mnie, nie musząc zajmować się dzieciakiem.

Vesla gniewnie oznajmiła jej, że dziecko na szczęście żyje i że prawdopodobnie nic się w tym względzie nie zmieni. Matka, spuściwszy w dół kąciki ust, poskarżyła się, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niej.

– Ale dostałaś chyba z powrotem pieniądze, które wyłudził od ciebie ten flirciarz – kaznodzieja?

– Och, nie mów tak! – poprosiła pani Ødegård cienkim głosem. – Wobec mnie miał poważne zamiary, wiem o tym. Biedny człowiek! Z wielkim żalem i ciężkim sercem musiałam zrezygnować z podróży do Ameryki, o której marzę już od tak dawna!

Od dawna? Co najwyżej od trzech tygodni, pomyślała Vesla.

Matka z kwaśną miną kołysała głową.

– Tak, tak, odzyskałaś swoje akcje, które tyle dla ciebie znaczą. Dla ciebie czy też raczej, jak przypuszczam, dla tego łajdaka, który ci zrobił dziecko. Gdzie się zresztą podziewa ten twój elegancki zalotnik? Ten tak zwany lekarz, który nie chciał nawet słuchać o moich dolegliwościach. Doprawdy, zachował się wobec mnie bezwstydnie! – Nagle w utyskującym głosie zabrzmiał triumf: – Poza wszystkim mogę cię poinformować, że ci twoi wspaniali przyjaciele nie są wcale tacy eleganccy, jak ci się wydaje.

– Jakie plotki znowu przynosisz?

– Ja? Przecież nigdy nie słucham plotek! Ale pani Larsen słyszała od kogoś, kto jakiś czas temu pracował w ambasadzie w Santiago de Chile, że ta twoja najdroższa Unni wcale nie jest rodzoną córką tych zadzierających nosa Karlsrudów.

– O tym wszyscy doskonale wiemy.

Matkę Vesli na moment zbiło z pantałyku, zaraz jednak przygotowała się do zadania kolejnego ciosu.

– Pomyśl tylko, że ta Unni jest po prostu dzieciakiem jakiejś nędzarki, hiszpańskiej dziwki, i Indianina. Indianina z Ameryki Południowej!

– Ach, jaka wspaniała wiadomość! Unni bardzo się ucieszy, kiedy się o tym dowie. Zresztą wszyscy się ucieszą. My lubimy Indian. A teraz powiem ci, że będę ci bardzo wdzięczna, jeśli wychodząc, poprosisz pielęgniarkę, żeby wstawiła kwiaty do wody. Muszę odpocząć, jestem bardzo zmęczona.

– Ależ ja miałam zamiar porozmawiać z tobą o tym, jak to będzie, kiedy wyjdziesz ze szpitala. Nie możesz przecież mieszkać całkiem sama w tym wielkim domu, chętnie się do ciebie wprowadzę…

– Kiedy indziej, mamo, teraz muszę odpocząć. Naprawdę.

Nigdy w życiu nie dopuści do tego, żeby matka przeprowadziła się do niej, nigdy!

Pani Ødegård, urażona brakiem zainteresowania ze strony Vesli, prędko zamknęła za sobą drzwi, mamrocząc pod nosem: – Jak można nie mieć czasu dla własnej matki!


Unni, usłyszawszy nowinę o swoim pochodzeniu, musiała po prostu podzielić się nią z przyjaciółmi i obdzwonić wszystkich po kolei, tak wielka rozpierała ją radość, – Teraz już wiemy, skąd się wzięła ta twoja ciemna cera i włosy – podsumował Antonio. – I ta głębia w twoich oczach…

Jordi zaś powiedział:

– To wyjaśnia wszystkie twoje nadprzyrodzone zdolności. Indianie często mają takie rzeczy we krwi. Gratuluję, moja kochana!

Gratulacje złożyli jej wszyscy, Morten oczywiście jak zwykle nie mógł powstrzymać się od odrobiny złośliwości i stwierdził, że wyjaśnia to również pykniczny typ budowy Unni, niewysoką a szeroką sylwetkę. Unni tylko się śmiała.

Zastanawiała się, czy nie powinna zająć się odszukaniem ojca. Po raz pierwszy usłyszała jakąkolwiek wskazówkę, kim mógł być. Nagle jakby wyłonił się z cienia.

Rozważaniem tej kwestii zajmą się jednak później. Akurat w tej chwili dość mieli innych spraw na głowie.

Czwórka przybyła taksówką skończyła już śniadanie, kiedy pojawili się Morten, Sissi i Flavia, wszyscy nie bardzo wyspani Unni serdecznie przywitano we „wschodniej” grupie i teraz przy powiększonym z konieczności stoliku zasiadła już cała siódemka.

Mortena zaskoczyła jego własna reakcja. Ogromna ulga, jaką przyniosła mu świadomość, że jest z nimi Unni. Wspaniale oczywiście, że Antonio również wrócił, gdyż dzięki temu z Mortena spadła odpowiedzialność. Ale dlaczego tak uradowała go obecność Unni? Przecież ona nie ma w sobie nic szczególnego, dlaczego taką ulgę sprawiło mu jej przybycie? No, oczywiście, to mistrzyni w unicestwianiu mnichów, ale. – Gdzie zresztą znajdowali się teraz ci ograniczeni mnisi? Od dawna się nie pokazywali Morten naturalnie nie wiedział nic o tym, że pozostawili całą brudną robotę Zarenie, demonowi zemsty. Kaci inkwizycji mogli siedzieć w spokoju i tylko ją dopingować, nie narażając własnej wyschniętej skóry na niebezpieczne znaki Unni.

Wszyscy chcieli zadać Silvii i Jose – Luisowi mnóstwo pytań, no bo któż lepiej mógł znać te okolice niż przewodniczka i taksówkarz? Kantabria nie była wprawdzie regionem, który znali jak własną kieszeń, oni przecież pochodzili z Bilbao w Baskonii, coś jednak zawsze wiedzieli, na przykład o grotach.

– Groty! Groty! – wybuchnęła nieoczekiwanie Flavia. – Jeśli jeszcze raz usłyszę to słowo, zacznę krzyczeć. Nie życzę już sobie żadnych grot, ani jednej!

W końcu jednak uspokoiła się i uśmiechnęła z pewnym zawstydzeniem.

– No dobrze, posłucham, jak będziecie o nich rozmawiać, ale moja noga nigdy tam nie postanie. Nawet tam z wami nie pojadę!

– Ale przecież nie możemy zostawić cię tutaj – zaprotestował Antonio.

– Zamknę się na klucz w swoim pokoju. Kupię nową komórkę i będziemy przez cały czas w kontakcie.

Wyraźnie było widać, że Antoniowi nie podoba się jej decyzja, ale nic więcej nie powiedział. Rozmawiali dalej o grotach.

Głos zabrała Silva:

– O grotach Covalanas w Kantabrii wiem niewiele, właściwie tylko tyle, że leżą one niedaleko stąd. Natomiast grotę Pozalagua w rejonie Carranza w Baskonii znam lepiej. Położona jest koło wioski Ranero, w pionowej stromej skale, i jest niezwykle interesująca dla grotołazów. Niesłychanie piękna…

– Chcę ją zobaczyć! – wykrzyknęła Unni. Nie ona jedna miała na to ochotę.

– Została odkryta w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym siódmym, kiedy olbrzymim świdrem dowiercono się do prawdziwej galerii stalaktytów o bardzo niezwykłych formach. Turystom grotę udostępniono w roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym.

– Brzmi to świetnie – stwierdziła Sissi. – Ale czy naprawdę tam mamy szukać? W piętnastym wieku nie było żadnych olbrzymich wierteł, które mogłyby otworzyć drogę posłańcom niosącym skarb.

Ogarnęło ją przygnębienie. Wszyscy, z wyjątkiem Flavii, chcieli zobaczyć akurat tę grotę. Wtrącił się Jose – Luis:

– Jest jeszcze inna grota, tuż obok. Grota Santa Isabel. Ale zamknięto ją dla turystów.

– Dlaczego? – spytał czujnie Antonio.

– Ze względu na nietoperze.

– Ach, uwielbiam nietoperze! – zawołała Unni.

– Sępy i nietoperze! – westchnął Morten. – Skąd ty wytrzasnąłeś taką bratową, Antonio?

Unni zbyła go machnięciem ręki.

– To miejsce schronienia nietoperzy, prawda? Coś w rodzaju rezerwatu?

– Właśnie tak – odparł Jose – Luis.

– No, to nie będziemy im przeszkadzać. Mów dalej, Silvio!

– Dlaczego nie pojechać tam od razu?

Wszyscy się zapalili do tego pomysłu. Flavia odprowadziła ich przynajmniej do drzwi. Kiedy znaleźli się na ulicy, okazało się, że poranna mgła się podniosła, niebo było czyste, błękitne.

A Unni, tak rozczarowana brakiem sępów w dolinie Carranza, mogła wreszcie cieszyć oczy widokiem olbrzymich ptaków, krążących na tle błękitu.

– Ach! – westchnęła tylko, ogarnięta zachwytem.

– Właśnie na ciebie się zamierzają – zażartował Morten. – Na taki okrągły, dobrze wysmażony na słońcu kąsek.

– Lepiej uważaj na siebie, sępy nie są wybredne. Ach, że też nie mam aparatu fotograficznego!

Morten prychnął:

– To by było tak jak robienie zdjęcia księżycowi. Na zdjęciu wygląda jak mała kropka. A sępy będą całym mnóstwem maleńkich niewyraźnych kropek.

– A gdyby tak się przybliżyły? Zdejmij koszulę, na pewno zaraz przyfruną i będę miała świetne zdjęcie. Zrobię je, zanim urządzą sobie ucztę na twoim trupio bladym ciele – odparowała Unni.

– Rzeczywiście, i ja zaczynam się zastanawiać, skąd wziąłem taką bratową – roześmiał się Antonio lekko wstrząśnięty.

– A poza tym nie jestem ani trochę okrągła – oznajmiła urażona Unni.

– Rzeczywiście, raczej kwadratowa – poprawił się Morten. – A ja wcale nie jestem trupio blady, chcesz zobaczyć?

– Nie, nie, dziękuję – szybko powiedziała Unni. – Czy nie możemy wyjść na tę łąkę tam, żebym mogła zobaczyć je lepiej? Tu jest tyle domów, które przeszkadzają. Czy ktoś zrobi im dla mnie zdjęcie?

– Mam aparat w samochodzie – odparł Jose – Luis. – Z zoomem.

– Świetnie, wobec tego będę mogła podtrzymać znajomość z wami jeszcze przez jakiś czas – uśmiechnęła się Unni ciepło, bo zdążyła się już przywiązać do sympatycznych Basków.

Kiedy tak stali na łące, pokazując sobie palcami sępy, które zbliżały się i być może dałyby się sfotografować, w ich stronę nadciągnęła swobodnym krokiem jakaś kobieta w okularach przeciwsłonecznych. Nie był to wcale dziwny widok, bo przecież słońce świeciło mocno.

Morten pomachał jej ręką i zaraz zdumiony odwrócił się do Unni, usłyszał bowiem jej jęk.

– Kto to jest? – spytała Unni, chociaż z trudem dobywała słów.

– To nasza przewodniczka, Claudia – odparł Morten.

Unni nic więcej nie powiedziała. Wpatrywała się tylko w nadchodzącą, a potem sięgnęła do piersi, na której miała zawieszonego gryfa.

To, że Antonio nie rozpoznał Zareny, nie było wcale takie dziwne. Po pierwsze, występowała teraz w zupełnie nowej dla niego postaci, jako chłodna, układna, pracująca zawodowo kobieta, a po drugie, nie zachował żadnych wspomnień ze swego poprzedniego spotkania z kobietą – demonem. Morten, Flavia i Sissi wytłumaczyli mu wprawdzie dokładnie, że jakiś młody mężczyzna o kobiecych rysach wysiadł ze swego samochodu i podszedł do nich, żeby zabrać Antonia, ponieważ jego ukochana Vesla miała za kilka godzin przybyć samolotem do San Sebastian. Teraz już wiedzieli, że Vesla jest bezpieczna i po dość poważnym kryzysie odzyskała formę w norweskim szpitalu, a to wszystko, co powiedział ów młody człowiek, było zwyczajnym kłamstwem. Antonio jednak nic nie pamiętał z tego spotkania, nie przypominał też sobie chwili, w której wsiadał do samochodu tego człowieka, Zarena więc nie bała się Antonia. Gwałtownie jednak się zatrzymała, napotykając spojrzenie Unni.

Na sekundę zapanowała całkowita cisza, jak gdyby wszyscy nagle postradali i słuch, i mowę. Pozostali niczego nie rozumieli, lecz w oczach zarówno Unni, jak i osoby podającej się za Claudię widać było prawdziwą desperację.

Claudia – Zarena prędko się opamiętała. Odwróciła się do Sissi i Flavii ze słodkim uśmiechem.

– Chciałam tylko się z wami pożegnać. Mój powóz odchodzi za chwilę. Życzę wam przyjemnej dalszej podróży.

Odwróciła się i pobiegła.

Powóz? Co miała na myśli, mówiąc o powozie? Doprawdy, dziwaczne wyrażenie!

Wciąż panowała cisza. Kątem oka nie dało się dostrzec żadnych cieni.

Zadarli głowy, patrząc na niebo.

Wszystkie sępy zniknęły.

Jak gdyby coś je wystraszyło.

Загрузка...