23

O tym wszystkim grupa oczywiście nie wiedziała.

Znali jedynie kilka szczegółów, które zawierały baśnie: „W zaklętej dolinie rósł las pełen niezwykłych drzew. Dolinę otaczały góry, a w jej środku również znajdowała się wysoka góra, mająca kształt skulonego zwierzęcia. Na górze siedział zły stwór. Pilnował skarbu. Nie prowadziła tam już żadna droga, lecz pewnego dnia mieli się tu zjawić dwaj bracia. Tylko jeden z braci miał wrócić do domu. AMOR ILIMITADO SOLAMENTE. Trzy orły wskazują drogę. Trzej potomkowie mogą pomóc. Rycerze przybyli z miasta Leon, lecz nie ich śladem należy podążać. Trzeba iść śladem innych. Pytajcie najniższego z niskich!”

Teraz jeszcze mogli do tego dołączyć znaki na pergaminie, znalezione w pewnym opactwie. Pedro otrzymał pozwolenie skopiowania kruchego arkusza.

Siedzieli na kocu rozłożonym na trawie, rozmyślając nad znaczeniem tych słów, zastanawiając się i w zamyśleniu przeżuwając zabrany prowiant. Wokół nich wznosiły się dzikie, budzące prawdziwą grozę ściany gór. Od czasu do czasu nadlatywał sęp i przyglądał im się, jak gdyby chciał się przekonać, czy stanowią odpowiednią zdobycz.

Ale oni przecież byli jak najbardziej żywi.

Doliną pod nimi z warkotem przejechał jakiś duży samochód, oni jednak siedzieli na tyle wysoko, skryci za występem skalnym, że zaledwie przez krótki moment dostrzegli jego dach. Ich własne samochody stały na niewielkiej dróżce pomiędzy skałami i z drogi nie było ich widać.

Ów krótki przebłysk jednak wystarczył, by zrozumieli, co się dzieje.

– To był Thore Andersen ze swoją kompanią – oświadczyła z mocą Unni. – Poznaję ten snobistyczny wóz.

– Zawsze wpadają na nasz ślad – utyskiwał Morten.

– Zawsze, naprawdę zawsze. Jak im się to udaje?

– To niepojęte – przyznał Pedro.

– No dobrze, a co powiemy o tym zapisku? Przyjrzeli mu się jeszcze raz.

Przybrany ojciec był najmarniejszym z marnych. Królowa jednak powiedziała, że przyjdzie też nowy i z pomocą najdroższych odnajdzie tajemnicę. Najnędzniejszy z nędznych zrodził się wśród odpadków.

Królowa – zamyślił się Jordi. – Chyba nie może chodzić o nikogo innego jak o Urracę?

– Jeśli ktokolwiek tu przypomina królową, to właśnie ona – pokiwała głową Unni. – Ale kto to napisał?

– Nikt tego nie wie – odparł Pedro. Unni podjęła:

– Ale tu nie może chodzić o nas. Przecież nikt z nas nie jest aż tak nędzny?

– Był, nie jest – rzekł Antonio z powagą. – Wydaje mi się, że wiem, o kim mowa.

Czekali, lecz nie doczekali się żadnego wyjaśnienia.

– Natomiast ten fragment: „z pomocą najdroższych”

– zauważyła Gudrun. – Ten przynajmniej rozumiemy. Wiemy, kim są najdrożsi.

– Chodzi o królewskie dzieci – kiwnął głową. Juana była równie milcząca jak Miguel. Siedzieli daleko od siebie, jak gdyby chcieli za wszelką cenę zaznaczyć dzielący ich dystans. To znaczy Juana siadła jako pierwsza, on zaś znalazł dla siebie miejsce po drugiej stronie tej licznej grupy. Trudno powiedzieć, by ucieszyło to Juanę.

Jeszcze jedna osoba dziwnie ucichła. A była nią Unni. W końcu zwróciła się do Antonia:

– To mnie miałeś na myśli, prawda?

Wszyscy pozostali natychmiast z zainteresowaniem nastawili uszu.

– A czy to nie jest możliwe, Unni?

– Urodzona na wysypisku śmieci? – powiedziała żałosnym głosem. – Nędznego rodu? Moja matka była kompletnym zerem, zabłąkanym w szerokim świecie, ojciec Indianinem czy też raczej Metysem, który od niej uciekł. Sądziłam jednak, że to Rio jest tym olbrzymim wysypiskiem odpadków, na którym zmuszeni są żyć ubodzy imigranci.

– Do Santiago de Chile również napływają każdego roku całe gromady z wiosek. I miasto ma swoje dzielnice slumsów, możesz mi wierzyć!

– Ależ to się nie zgadza! – wykrzyknęła Sissi. – Unni przecież nie jest nędznego rodu, jest potomkinią don Sebastiana de Vasconia!

Pedro podrapał się w kark.

– Od tamtych czasów minęło już wiele czasu. Szlachectwo musiało dość znacznie się rozmyć, skoro twoja matka znalazła się wśród śmieci po drugiej stronie globu.

– „Najnędzniejsza z nędznych” – szlochała Unni. – A więc to chodziło o mnie!

Jordi otoczył ją ramieniem i mocno przyciągnął do siebie.

– Ale nie dla mnie, dobrze o tym wiesz.

– Dla nas również nie – zapewnił Pedro. A wszyscy pozostali starali się przekonać ją o jej prawdziwej wartości.

Unni popłakiwała, ocierając nos i śmiejąc się smutno.

– Przez cały czas nosiliśmy drwa do lasu. Trochę głupio, gdy się o tym pomyśli.

Morten powiedział z uroczystą miną:

– Po prostu nikomu nigdy nie wpadłoby do głowy, żeby nazwać cię najmniej znaczącą ze wszystkich mało znaczących!

Unni rozpromieniła się.

– Dziękuję ci, Mortenie. Wydaje mi się, że to chyba najmilsza rzecz, jaką mi kiedykolwiek powiedziałeś.

Wtedy uśmiechnęli się i inni.

Загрузка...