Po wielu „czy” i „ale” i przy dużej pomocy ze strony mnichów Emmie i jej bandzie udało się wreszcie dotrzeć do wejścia do groty.
Była zła i zirytowana z powodu zniszczonego ubrania i potarganych włosów, wściekała się też na mężczyzn, którzy jakby nie pojmowali, jak bardzo powinni się spieszyć.
– Szybciej, lenie! Ci nędznicy nie mogą położyć łapy na całym złocie, przecież ono należy do nas!
Mężczyźni trochę przyspieszyli. Przyświecali sobie latarkami, lecz tak niespokojnie, że wszystko zdawało się wirować.
– A więc znaleźli drogę przez górę – mamrotała Emma pod nosem. – Ktoś musiał im pomagać. A do czego właściwie przydał nam się ten męski demon, którego mnisi wciągnęli do współpracy? Ja go nawet nie widziałam!
Dotarli do pierwszego szkieletu.
Manuelito i Pepito natychmiast uderzyli w krzyk.
– Przecież to nic takiego! – wrzasnęła Emma. – Tylko jakiś trup!
Dwaj Hiszpanie przeżegnali się.
– To oznacza nieszczęście, nie wolno nam iść dalej!
– Nie wygłupiajcie się, spójrzcie tylko!
Emma czubkiem buta rozgarnęła żałosne szczątki. Tego jednak dla Manuelita i Pepita było już za wiele.
– Dosyć! – wrzasnęli i biegiem rzucili się z powrotem przez skalny korytarz.
– Wracajcie! – wołali za nimi Emma i Alonzo.
– Nigdy w życiu! Tyle okropności się za wami wlecze! Upiory, demony, a teraz jeszcze zwłoki, które nie spoczęły w poświęconej ziemi!
Zapadła cisza.
– No cóż – stwierdził po chwili Kenny cierpko. – Zostało nas tylko czworo. Tommy, ja, ty i Alonzo.
Emma starała się zapanować na gniewem.
– Tym lepiej! Więcej będzie dla nas! Chodźcie, dogonimy Unni i tę jej przeklętą bandę!