19

Grupa u źródeł Ebro zebrała się w kawiarni, usiłując przetrawić wrażenia, jakie wywołało pojawienie się Urraki i wszystko, co się z nim łączyło.

Morten był nieco urażony, chętnie bowiem również wziąłby udział w spotkaniu z czarownicą, Antonio jednak wyjaśnił, że Urraca to niezwykle wrażliwa istota i mogłaby się wycofać, gdyby przyszło więcej osób niż te, które już znała. Rzecz nie w tym, że miała coś przeciwko Mortenowi, wykazywała bowiem słabość do młodych przystojnych mężczyzn – w tym momencie Morten wyprostował się i zaczerwienił – lecz bali się podejmowania jakiegokolwiek ryzyka.

Morten, ugłaskany, stwierdził, że świetnie to rozumie.

Kawa dawno już została wypita, lecz oni dalej siedzieli, ogarnięci jakby niebiańskim przejrzystym spokojem. Radowało ich wzajemne towarzystwo i świadomość, że są uprzywilejowani, mogąc cieszyć się przyjaźnią słynnej czarownicy.

– Wydaje mi się, że ona była królową – powiedziała Unni – Pewnie masz rację – przyznał Antonio. – W odległej przeszłości Hiszpanii wiele było królowych o tym imieniu. Zresztą Urraca wcale nie musi pochodzić z piętnastego wieku. Sprawia wrażenie wprost niewiarygodnie bezczasowej.

– Może powinniśmy przyjrzeć się bliżej zdobytym materiałom? – zaproponowała Flavia.

Wszyscy przepisali sobie słowa, które Unni zobaczyła na ostatnim skrawku. Morten studiował tekst.

– „LINARES LA ERMIDA EL MAS BAJO DE LOS BAJOS PANES”. Znów to samo: „EL MAS BAJO DE LOS BAJOS”. „Najmniej znaczący ze wszystkich nieznaczących” albo „najniższy z niskich”. I kogoś takiego mamy prosić o radę.

– No, tak – powiedział Antonio. – I jest tu także „ermida”. Tym razem jest przed nią „la”. Najpierw było „yermida”, potem „ermida”, a na koniec „la ermida”.

– Wszystko razem nie ma sensu – podsumowała Unni. – Ale „PANES”, chleby, znów się pojawiają. Jakoś to się ze sobą wiąże, mam nadzieję, że zbliżamy się do punktu spotkania z naszą drugą grupą.

Flavia podniosła głowę.

– No tak, i chyba pora już, żebym się z wami rozstała – oświadczyła nieoczekiwanie. – Wrócę do Reinosa i stamtąd jeszcze przez jakiś czas będę obserwowała rozwój wypadków.

Żadne protesty na nic się nie zdały. Zresztą rozumieli ją. Dla wszystkich jasne było, że Flavia bardzo przeżywa zerwanie z Pedrem, którego powodem stała się Gudrun.

– Mogę dla was pracować poza grupą – obiecała teraz. – Bo bardzo chciałabym zobaczyć, jak wam pójdzie. A gdybyście naprawdę znaleźli się w potrzebie, t nie wahajcie się przed wezwaniem mnie!

Mogli jej jedynie dziękować.

Flavia zamówiła taksówkę i w czasie gdy na nią czekali, znów zaczęli wpatrywać się w tekst.

Ich własny: „LINARES LA ERMIDA EL MAS B JO DE LOS BAJOS PANES”.

I drugiej grupy: „PANES ERMIDA POTES”.

Linares oznacza „pola lnu” – wyjaśnił Antonio. – Ale to chyba nie zaprowadzi nas dalej. „Pola lnu la ermida najniższy z niskich chleby”. Kto się na tym wyrozumie? I to drugie: „Chleby ermida naczynia”.

– Pożycz mi na chwilę swoją mapę, Flavio! – poprosiła Sissi. – Zobaczymy, jak daleko zajechaliśmy.

Dostała dużą, bardzo szczegółową mapę.

– Dlaczego wszystko musi być takie trudne? – skarżył się Morten, oparłszy głowę na dłoni. – Za każdym razem, gdy rozwiążemy jakąś zagadkę, pojawiają się nowe problemy.

– Moim zdaniem Unni naprawdę się popisała, zdobywając tekst z tego kawałka skóry, który przepadł – stwierdziła Flavia.

– Ale też i mieliśmy dobrą pomoc – roześmiał się Antonio.

– No tak, temu się nie da zaprzeczyć. Nagle Sissi jęknęła na wdechu.

– Co się stało? – zainteresowali się natychmiast.

– Jacyż my jesteśmy głupi! – jęczała dziewczyna. – Ach, Boże, jacy głupi!

Trzęsącymi się palcami już wystukiwała numer na klawiaturze komórki.

– Jordi? Spójrz na mapę! Nie, nie na ten zwykły szkolny atlas, tylko na szczegółową mapę, tę Unni! Zobacz, dokąd my jedziemy!

Wyłączyła telefon, nim zdołał cokolwiek odpowiedzieć, i znów schyliła się nad mapą Flavii. Przyjaciele zaglądali jej przez ramię.

– Spójrzcie tu! – wskazała Sissi. – Jesteśmy tutaj. Fontibres w pobliżu Reinosa. Antonio, czy mnich Jorge nie miał na swoim habicie słowa desfiladero?

Desfiladero, czyli wąwóz, owszem. Pueblo yermo panes desfiladero potes cuevas cuevas. „Wioska pustkowie chleby wąwóz naczynia groty groty”.

Sissi niecierpliwie spytała:

– Uporaliśmy się już z wioską, pustkowiem i grotami, grotami każdy po swojej stronie. Jesteśmy teraz pośrodku. Przy chlebach wąwozie garnkach Jorgego. Panes desfiladero potes. Ale zobaczcie tylko, dokąd my się kierujemy? Najpierw na północny zachód, a potem prosto na zachód. Tamci natomiast wprost na wschód, w naszą stronę.

Śledzili bacznie jej paznokieć palca wskazującego poruszający się po mapie Flavii, od Fontibre, czyli od źródeł Ebro, poprzez coś, co nosiło nazwę Carmona i…

Linares! - wykrzyknął Antonio. – I… i… Boże, rzeczywiście, prawdziwi z nas durnie!

– To wygląda na krętą jak serpentyna drogę w górę albo w dół od Linqres. Do… do La Hermida!

– Litery H na początku słowa po hiszpańsku się nie wymawia. – Nawet Flavii zaparło dech w piersiach. – Ludziom w dawnych czasach niełatwo było wiedzieć, czy pisze się „Hermida” czy też „Ermida”.

– Albo „Yermida” – wtrącił Morten.

– I spójrzcie tutaj! – powiedziała Sissi. Odczytali.

– „Desfiladero de La Hermida ”. Wąwóz Hermida, który na północy zamyka wioska o nazwie Panes.

– A po drugiej stronie wąwozu, od południa, za La Hermida, droga kończy się na Potes – jęknęła Unni.

– A więc to nie miało żadnego związku z chlebami ani garnkami – stwierdziła Flavia osłabłym głosem. – To jedynie nazwy miejscowości. Naprawdę wykazaliśmy się głupotą!

– Te nazwy są zaznaczone tylko na specjalnej mapie – próbował pocieszać przyjaciół i samego siebie Antonio.

Unni nagle przygasła.

– No tak, ale wszystkie leżą na granicy pomiędzy Kantabrią i Asturią. Do jakiego stopnia można być bezmyślnym i nieuważnym?

– Pamiętaj, że nie byłaś w tym osamotniona – pocieszała ją Flavia.

Zadzwonił telefon, głos Jordiego aż ochrypły z podniecenia.

– Widzieliśmy już! Tyle zmarnowanego czasu!

– No cóż, potrzebowaliśmy sporej części wszystkich informacji, jakie zebraliśmy po drodze – odparł Antonio. – Ale to naprawdę wspaniale, ogromnie jesteśmy ci wdzięczni, Sissi. Dobrze, że mamy ze sobą geniusza. Jak daleko dotarliście?

– Już niedługo znajdziemy się w okolicach Cangas de Onis, ale oczywiście teraz nie będziemy się tam zatrzymywać, przyjeżdżamy tak prędko, jak tylko się da.

Antonio mierzył odległości na mapie.

– Obie grupy mają do przebycia mniej więcej taką samą drogę. Spotkamy się jeszcze przed wieczorem.

Ożywieni wyszli z kawiarni, postanawiając zaczekać na taksówkę na dworze. Przyjechała zaledwie parę minut później.

Nastąpiło nieco smutne pożegnanie.

– Jesteś pewna, że nie chcesz dłużej uczestniczyć w naszej wyprawie? – spytał Antonio.

– Nie mam siły – odparła Flavia zmęczonym głosem. – Po prostu nie mam siły.

Antonio objął ją.

– Będziemy w kontakcie – zapewnił wzruszony. Następny w kolejce był Morten.

– A więc żegnaj, moja dobra macocho! Jeszcze się zobaczymy.

– O tak, doprawdy, mam na to nadzieję – roześmiała się Flavia, lecz za tymi słowami kryła się powaga. Nie wiadomo przecież, kto z nich wróci z wyprawy, której celem było rozwiązanie zagadki rycerzy.

Pożegnała się z Unni i poprosiła Sissi, by opiekowała się Mortenem.

– Z gruntu to dobry chłopak – stwierdziła – chociaż czasami świetnie mu się udaje to ukrywać.

Na te słowa wszyscy się roześmiali.

Flavia wsiadła do taksówki i odjechała.

Ich krąg zmniejszył się o jedną osobę.

Czy odpadnie z niego ktoś jeszcze?

Mieli gorącą nadzieję, że tak się nie stanie. Lecz straszna przepowiednia o dwóch braciach, z których jeden miał gdzieś tu pozostać, wciąż nie dawała im spokoju.

Загрузка...